Każdy pisze, co uważa. Deklaracje majątkowe to świat ekonomicznej fikcji

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
- To nieporozumienie - uważa starosta Czesław Biłobran, którego zeznania majątkowe od lat nie zgadzają się z zapisami w KRS-ie.
- To nieporozumienie - uważa starosta Czesław Biłobran, którego zeznania majątkowe od lat nie zgadzają się z zapisami w KRS-ie. Krzysztof Strauchmann
Ta sprawa jest durna. Afery nie będzie. Nie jestem przestępcą - komentuje pewny swoich racji starosta nyski Czesław Biłobran. Los starosty nyskiego (od trzech miesięcy, wcześniej przez 7 lat wicestarosty) stanął pod znakiem zapytania. Według Krajowego Rejestru Sądowego Czesław Biłobran jest właścicielem 72 procent udziałów w spółce Sibud. Zgodnie z przepisami tzw. ustawy antykorupcyjnej starosta czy wicestarosta, może mieć najwyżej 10 procent udziałów w dowolnej spółce prawa handlowego. Inaczej traci stanowisko publiczne.

Czy pomogą nowe przepisy?

Czy pomogą nowe przepisy?

Ministerstwo Sprawiedliwości przesłało do konsultacji społecznych projekt nowej ustawy o stanie majątkowym osób pełniących funkcje publiczne. Projekt budzi kontrowersje, bo np. znacznie rozszerza katalog stanowisk z obowiązkiem pisania oświadczeń. Będą to musieli robić np. strażnicy miejscy, kuratorzy społeczni, ławnicy sądowi. Projekt porządkuje jednak zasady pisania deklaracji, określa wzory formularzy i co najważniejsze - sposób weryfikowania, czy są rzetelne. Nowa ustawa przewiduje także sankcje finansowe za nieterminowe lub nierzetelne wypełnienie oświadczenia majątkowego.

- To nieporozumienie - komentuje sprawę Czesław Biłobran. - Wcześniej faktycznie byłem właścicielem większej części udziałów w Sibudzie. W 2008 roku, kiedy miałem zostać wicestarostą nyskim, dokonałem darowizny na rzecz mojego brata tych udziałów, które przekraczały dopuszczalny poziom. Umowę darowizny zarejestrowałem wtedy w urzędzie skarbowym, co można łatwo sprawdzić. Pytanie, dlaczego ta informacja nie znalazła się w KRS, należy skierować do zarządu spółki. Jako mniejszościowy udziałowiec nie mam możliwości, żeby coś wymusić na zarządzie. Poproszę brata (red.: prezesa Sibudu), żeby to uzupełnił.

O tym, że zapisów w KRS nie wolno lekceważyć, przekonał się kilka lat temu Mirosław L., naczelnik jednego z urzędów skarbowych w województwie śląskim. Mirosław L. został zwolniony z pracy w trybie natychmiastowym po tym, jak szef izby skarbowej dowiedział się, że posiada 22 procent udziałów w spółce. Zwolniony odwołał się do sądu pracy, potem do sądu okręgowego, a ostatecznie wniósł kasację do Sądu Najwyższego. Wszystkie instancje sądowe zgodnie przyjęły, że o stanie faktycznym spółki i udziałowcach stanowią wpisy w rejestrze handlowym (KRS), a sam zainteresowany powinien pilnować ich prawidłowości.

W poniedziałek poprosiliśmy urząd wojewódzki o ustosunkowanie się do tej sytuacji. Do zamknięcia tego wydania służby prawne wojewody nie odpowiedziały.

Czesław Biłobran został radnym powiatowym po raz pierwszy w 2006 roku. W pierwszym oświadczeniu majątkowym wpisał, że ma 1939 udziałów w Przedsiębiorstwie Usługowo-Handlowo-Produkcyjnym "Sibud", spółce z ograniczoną odpowiedzialnością z siedzibą w Otmuchowie. W kwietniu 2008 roku w tej samej rubryce radny Biłobran wpisał adnotację "nie dotyczy". Dziś tłumaczy to zwykłym przeoczeniem. Od kwietnia 2009 roku przez 6 kolejnych lat wicestarosta Czesław Biłobran pisał w oświadczeniu majątkowym, że jest właścicielem 129 udziałów w Sibudzie. Tyle może, bo to poniżej dopuszczalnych 10 procent. Jednak według ciągle aktualnego wpisu do Krajowego Rejestru Sądowego ma jednak 1881 udziałów, wartych 94 tys. zł. To 72 procent całego kapitału zakładowego, wartego 130 tysięcy złotych.

CBA na tropie uchybień

CBA na tropie uchybień

Jak informuje Jacek Dobrzyński, rzecznik prasowy CBA, w 2013 roku CBA wysłało 56 wniosków do przełożonych radnych czy urzędników o odwołanie z zajmowanego stanowiska lub rozwiązanie stosunku pracy. W 28 przypadkach zawiadomiono prokuraturę o podejrzeniu przestępstwa. W 9 przypadkach CBA napisało do wojewody wniosek o wygaszenie mandatu lub odwołanie z zajmowanego stanowiska. W jeszcze dalszej kolejności 30 osób usłyszało zarzuty od prokuratora, do sądów trafiło 5 aktów oskarżenia, a 46 osób odwołano ze stanowiska. 26 kolejnych samodzielnie zrezygnowało z funkcji publicznej.

- To stary zapis. Nie interesowało, nie interesuje mnie i nie będzie mnie interesować, dlaczego takie dane są w KRS. Nawet tego nie sprawdzałem. To nie jest działanie na czyjąś szkodę - komentuje starosta nyski. - Nie czerpię żadnych korzyści ze spółki, nie pełnię tam żadnych funkcji. Spółka od lat nie prowadzi żadnej działalności gospodarczej i jest przygotowywana do likwidacji.

Zwolniony z pracy w 2006 roku naczelnik urzędu skarbowego Mirosław L. też myślał, że to ma jakieś znaczenie. Argumentował, że jego spółka faktycznie już nie istnieje, nie przynosi mu żadnych korzyści. W postępowaniu apelacyjnym nagle dostarczył do sądu okręgowego dopiero odnaleziony akt notarialny z 1992 roku, w którym odsprzedawał swoje udziały w spółce. Sąd uznał jednak ten dokument i okoliczności jego dostarczenia za sprzeczne z logiką i doświadczeniem życiowym. Sąd Najwyższy bez cienia wątpliwości orzekł, że o liczbie udziałów stanowią wpisy w rejestrze handlowym.

- Zgodnie z wyrokiem Sądu Najwyższego w tej sprawie z 7 grudnia 2006 roku (sygnatura akt I PK 155/06) zaniechanie przez KRS wykreślenia z rejestru handlowego wpisu o posiadaniu przez starostę udziałów przekraczających 10 procent kapitału zakładowego upoważnia właściwy organ do odwołania go ze stanowiska - komentuje znany prawnik, prosząc o zachowanie anonimowości. - Dla wojewody wykładnią stanu faktycznego powinien być Krajowy Rejestr Sądowy, a nie umowa, choćby nawet zarejestrowana w urzędzie skarbowym. Dodatkowo poświadczając nieprawdę w swoich oświadczeniach majątkowych, Czesław Biłobran naraża się na odpowiedzialność karną.
Zdaniem prawników kodeks spółek handlowych wymaga, aby umowa darowizny udziałów była zawiązana przed notariuszem. Tymczasem Czesław Biłobran potwierdza, że obdarował brata Ryszarda na piśmie, ale bez udziału notariusza. Taka umowa nie mogła więc zostać zarejestrowana w KRS i jest prawnie ważna, choć bezskuteczna. Nie rodzi skutków prawnych.

- Przepisy nie wymagają w tej sprawie aktu notarialnego - uważa starosta Biłobran.

Starosta ma rację, ale to jeszcze nie uwiarygodnia jego umowy z bratem o zbyciu udziałów w firmie. Umowa taka powinna mieć formę pisemną z podpisami notarialnie poświadczonymi. W tej sytuacji zapis w KRS ma moc wiążącą i starosta nie powinien pełnić swojej funkcji.

Zarzut, że starosta toleruje niezgodność swoich oświadczeń majątkowych z Krajowym Rejestrem Sądowym nie jest zresztą nowy. W 2009 roku nyski dziennikarz Michał Lewandowski w artykule opublikowanym w internecie pierwszy ujawnił ten fakt, a następnie powiadomił o tym oficjalnie prokuraturę. Prokuratura umorzyła wtedy postępowanie, nie stwierdzając naruszenia prawa.

- Prokurator wtedy nawet nie wystąpił do mnie o wyjaśnienia w tej sprawie - komentuje Czesław Biłobran. Jednak wbrew jego informacjom zarząd Sibudu, czyli brat starosty, regularnie, co roku dostarcza do KRS aktualne dokumenty spółki.

Kłopot z oświadczeniami

- Jeśli chodzi o oświadczenia majątkowe starosty, wicestarosty i etatowych członków zarządu powiatu, to ja tylko je odbieram i przekazuję wojewodzie. Nie mam nawet do tego wglądu na tym etapie - mówi Mirosław Aranowicz, przewodniczący Rady Powiatu w Nysie. - Jeśli natomiast chodzi o kontrolę oświadczeń radnych, to tylko sprawdzam, czy zostały złożone w terminie i czy wszystkie rubryki wypełniono. Kopie oświadczeń trafiają do urzędu skarbowego, który prowadzi swoją kontrolę, ale o szczegółach nas nie informuje.

Jakość składanych przez rzeszę radnych i urzędników oświadczeń majątkowych bywa bardzo różna. Taki obowiązek istnieje od 1998 roku i wszyscy kandydaci do funkcji publicznych mieli czas się z nim oswoić. Większość zresztą podchodzi do tego obowiązku rzetelnie. Niektórzy podają swoje oszczędności co do grosza i wpisują dodatkowo zarobki współmałżonka. Informują, na co dokładnie przeznaczyli wzięty kredyt. Nie brak też objawów lekceważenia. Niektóre oświadczenia są wręcz trudne do odczytania, bo napisane ręcznie i niewyraźnie. Mało kto z radnych wpisuje aktualny stan zadłużenia. Ograniczają się tylko do kwot wziętego kredytu, nie informując, czy go spłacają w terminie. Prywatnych pożyczek nie wpisuje chyba nikt. Trudno też znaleźć informacje o zarobkach ze sprzedaży nieruchomości. Głośny ostatnio przykład byłego przewodniczącego sejmiku Bogusława Wierdaka, który przez lata w rubryce o zadłużeniu odsyłał do akt sądowych swojej upadłej firmy, nie jest zresztą jedyny. Podobnej formuły używa od kilku lat radny wojewódzki Grzegorz Sawicki, który odsyła do akt sądowych swojej zlikwidowanej w 2007 roku firmy usługowo-handlowej, po której zostały niespłacone długi. Radny nawet nie podaje sygnatury sprawy.

- W mojej ocenie taka informacja w oświadczeniu majątkowym jest niepełna i nierzetelna - uważa poseł Tomasz Garbowski, który od 3 lat weryfikuje deklaracje majątkowe posłów (spoza swojego klubu), będąc członkiem Sejmowej Komisji Etyki. - Obserwując to, co się dzieje z oświadczeniami majątkowymi na niższych szczeblach samorządu, uważam, że jest tu jeszcze wiele do zrobienia. Znam przypadki, że radny, zamiast podać kwotę swoich dochodów, napisał, że znajdują się one w zeznaniu podatkowym PIT. To niewłaściwe.

Co szóste trzeba uzupełnić

Parlamentarzystom takie numery by nie przeszły. Komisja Etyki Poselskiej, badając szczegółowo oświadczenia wszystkich posłów za rok 2012, 55 osób wezwała do złożenia dodatkowych pisemnych wyjaśnień. Po analizie oświadczeń za rok 2011 tłumaczyć się musiało 76 posłów. Prawie co szóste oświadczenie budziło jakieś wątpliwości. W najbardziej głośnym przypadku poseł Sławomir Nowak trafił do sądu i został skazany za to, że nie wpisał w oświadczeniu majątkowym zegarka wartego ponad 10 tys. zł. Poseł Janusz Palikot w 2013 roku sam przedłożył korekty swoich oświadczeń majątkowych za lata 2008-2010. Prawo tego nie zabrania.

- Bywało, że ktoś z posłów nie wpisał samochodu czy nawet samolotu. Potem tłumaczył się, że w jego ocenie auto było warte 9,5 tysiąca - komentuje poseł Tomasz Garbowski.

Kontrolując oświadczenia poselskie, członkowie komisji etyki porównują je także z poprzednimi latami. Sprawdzają, czy przyrost majątku odpowiada deklarowanym dochodom. W punkcie mówiącym o długach trzeba podać informację o aktualnym stanie zadłużenia, a w przypadku prywatnych pożyczek - napisać dokładnie, od kogo i na jaki cel zostały wzięte.
- Nie mamy natomiast uprawnień śledczych - mówi dalej poseł Garbowski. - Nie możemy np. sprawdzać stanu kont bankowych. Takie kontrole wyrywkowo prowadzi Centralne Biuro Antykorupcyjne.

CBA w 2013 roku przeanalizowało w całym kraju 171 oświadczeń majątkowych. Zazwyczaj dotyczą osób nieprzypadkowych, co do których już wcześniej były jakieś podejrzenia. To kropla w morzu, skoro samych parlamentarzystów jest 560. Radnych w 17 województwach, 380 powiatach i 2,5 tys. gmin jest ok. 60 tysięcy. Do tego dochodzą też kierownicy jednostek samorządowych (szpitali, szkół, firm komunalnych) oraz prokuratorzy i sędziowie. Oni też składają oświadczenia majątkowe, choć nie są one publikowane w biuletynach informacji publicznej. W sumie obowiązek składania oświadczeń spoczywa na grubo ponad 100 tysiącach funkcjonariuszy publicznych. Czy taki ogrom może być skutecznie sprawdzony? Problemy zdarzają się nawet w centralnych urzędach. W 2008 roku Kancelaria Premiera skontrolowała pod tym względem Urząd Zamówień Publicznych. Tylko 61 procent urzędników wywiązywało się tam z tego obowiązku bez zastrzeżeń. 18 procent wcale nie pisało deklaracji, a szefowie UZP nie wyciągali wobec nich konsekwencji służbowych.

W 2004 roku Najwyższa Izba Kontroli wytknęła opieszałość w kontrolowaniu oświadczeń urzędom skarbowym. W 2001 roku Pierwszy Urząd Skarbowy w Opolu przesłał do Prezydium Sejmu wyniki swojej kontroli poselskiego oświadczenia po... 1036 dniach od jego złożenia. NIK sprawdził ok. 1 tys. pracowników samorządowych. 24 osoby złożyły oświadczenia po terminie, ale tylko czterem potrącono karnie wynagrodzenie, a jednego kierownika z tego powodu zwolniono z pracy. Pięciu radnych nie złożyło deklaracji, rezygnując przy tym z diet, a potem tracąc mandat. W tej sytuacji pozostaje nam obywatelskie przeglądanie deklaracji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska