Pielgrzymka do św. Anny

Zdjęcia: Tadeusz Kwaśniewski
Papieski helikopter wylądował u podnóża Góry św. Anny o 16.52.
Papieski helikopter wylądował u podnóża Góry św. Anny o 16.52.
Upał, niezwykła atmosfera, nieprzerwany potok ludzi i trudne do opisania wzruszenie - tak opolanie zapamiętali spotkanie z Ojcem Świętym na Górze św. Anny 21 czerwca 1983 roku.

Edward Andrzej Kowalczyk, ówczesny działacz "Solidarności", dziś emeryt, znany społecznik, przygotowania do pielgrzymki rozpoczął dzień wcześniej, w garażu.
Na ręcznie szytej biało-czerwonej fladze napisał farbą akrylową: "Solidarni z Tobą Ojcze", przymocował dwa drążki. Transparent nie był wielki, mógł go trzymać sam.
- Dokładnie taki sam napis dojrzałem w telewizji, podczas relacji ze spotkania Ojca Świętego z wiernymi w Częstochowie. "Skoro w Częstochowie mogli, ja też mogę" pomyślałem - wspomina.
Kowalczyk znalazł się w samym środku tłumu - to był zabieg celowy. Gdyby stał z boku, łatwo było go zwinąć. Ale i tak nie był bezpieczny.
- W pewnym momencie podeszło do mnie paru panów w komeżkach, przebranych za księży. "Pan pójdzie z nami" - oświadczyli.
Z daleka wiadomo było, że to esbecy, zachowywali się nienaturalnie, nie potrafili przeżegnać, a zamiast udawać pogrążonych w modlitwie, nerwowo rozglądali się na boki.
- Wiedziałem, jakie konsekwencje mogą mnie spotkać, mogli mi nawet zarekwirować samochód, którym przewoziłem materiały wrogie ówczesnemu ustrojowi. Na szczęście uratował mnie tłum pielgrzymów.

Papieski helikopter wylądował u podnóża Góry św. Anny o 16.52.

Pierwsza w jego obronie wystąpiła młoda dziewczyna, do niej przyłączyli się następni. - Dlaczego go szarpiecie? Proszę go zostawić w spokoju. Czego od niego chcecie? - napierał tłum.
Edward Kowlaczyk zwinął flagę i schował ją pod ubraniem. W ten sposób uratował ją przed konfiskatą i dziś może ją z dumą pokazywać innym.
- Ojciec Święty popierał utworzenie Solidarności, był jej akuszerem. Mówiąc wtedy w 1979 roku w Warszawie "nie lękajcie się", dał nam przesłanie. Dlatego, gdy nadarzyła się okazja spotkania z nim, musiałem mu za to podziękować - mówi działacz.

Prof. Zbigniew Mikołajewicz, w 1983 roku wojewoda opolski, obecnie - kierownik katedry na wydziale ekonomicznym Uniwersytetu Opolskiego.
Przygotowania do wizyty Ojca św. na Górze św. Anny przebiegały w nerwowej atmosferze, było to trudne organizacyjnie i logistycznie, wszystkie służby były postawione na nogi. Istniał ostry spór, gdzie ma stanąć ołtarz.
Władze, zwłaszcza służby bezpieczeństwa publicznego, chciały, żeby stał na samej górze, władze kościelne - aby stał na dole. Wiadomo było, że wieczorem w czasie nieszporów z tamtej strony słońce będzie świeciło ludziom prosto w oczy i ciężko będzie patrzeć na ołtarz stojący na górze.
- Ja prezentowałem podobne stanowisko i mocno się tym naraziłem, z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wydzwaniali, kto wam mianował wojewodę? Prymas? Wszystkich w końcu pogodził szef papieskiej służby bezpieczeństwa, który orzekł, że ołtarz ma być w środku, wtedy jest droga ewakuacyjna, a zarazem nie ma świecenia słońca w oczy - opowiada były wojewoda.
Bardzo się denerwował spotkaniem z Ojcem Świętym, wiedział, że to on będzie go witać.
- Wystarczyło jednak zamienić z Nim dwa zdania i cała trema ze mnie zeszła. Papież był bardzo serdeczny i sympatyczny. Rozmawialiśmy jakieś 10 minut w drodze z miejsca, gdzie wylądował helikopter, do samochodu, było to może 200 metrów. Powiedziałem mu wówczas, że po raz pierwszy odwiedza wieś, a nie wielkie miasto i opowiedziałem mu o specyfice opolskiej wsi, o powstaniach śląskich, o historii i zapewniłem, że będzie tu nie mniej ludzi niż w miastach. Nawiązywał potem do tej rozmowy podczas kazania.
Wojewoda siedział między księżmi, w pierwszym rzędzie. Mocno przeżył to spotkanie.
- Byłem przecież i jestem katolikiem. Gdy tłum skandował, ja również skandowałem "sto lat", nie zastanawiałem się, czy ktoś mnie obserwuje czy nie - wspomina. - Potem, może to przypadek, miałem dwie kontrole wojskowe (Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego), a na jesieni mnie zdymisjonowano.

Henryk Kroll, wówczas lekarz weterynarz, obecnie poseł, szef Mniejszości Niemieckiej na Opolszczyźnie.
- Poszliśmy na Górę św. Anny pieszo całą rodziną. Zapamiętałem przede wszystkim potworny upał, gorącą atmosferę i ogromny tłum ludzi, było tam milion wiernych. Nie potrafię w tej chwili przytoczyć słów Ojca Świętego, które wówczas wypowiadał, pamiętam za to, że miałem poczucie, iż uczestniczę w czymś ważnym.

Prof. Sławomir Stanisław
Nicieja, wówczas pracownik opolskiej WSP, dziś rektor elekt Uniwersytetu Opolskiego, senator RP.
- Szczególnie zapamiętałem upał, gorący entuzjazm ludzi i bajkową pogodę oraz rzekę ludzi spływających ze wszystkich stron. Wybraliśmy się na pielgrzymkę całą rodziną, córkę Wiśkę, która miała wtedy dwa latka, trzymałem na plecach, Stanek miał 10 lat i zapamiętał przede wszystkim uzbrojone służby, których wtedy było pełno. Pamiętam, jak wszystkie oczy wpatrywały się w niebo, na którym papieski helikopter zrobił kilka kółek i pamiętam, jak gorąco tłum żegnał Ojca Świętego. Moja rodzina ma wadowickie korzenie, dlatego traktowaliśmy zawsze papieża niemal jak członka rodziny. Moi rodzice pochodzą z Wadowic, spędzałem tam każde wakacje, wielu moich krewnych kończyło to samo gimnazjum co Ojciec Święty. Ten krąg wadowicki był mi zawsze bliski, dlatego spotkanie na Górze św. Anny było dla mnie osobiście szczególnie ważne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska