Badania piłkarzy to często fikcja

Jarosław Staśkiewicz
Jarosław Staśkiewicz
Piłkarz Odry Opole Tomasz Drąg, który jest także zawodowym strażakiem, kontrolę stanu zdrowia przechodzi dość często. Mimo że ostatnie badania nic niepokojącego nie wykazały, zawodnik w minioną sobotę był o krok od śmierci.
Piłkarz Odry Opole Tomasz Drąg, który jest także zawodowym strażakiem, kontrolę stanu zdrowia przechodzi dość często. Mimo że ostatnie badania nic niepokojącego nie wykazały, zawodnik w minioną sobotę był o krok od śmierci. Jarosław Staśkiewicz
W środowisku futbolowym wiedzą o tym wszyscy. Brakuje lekarzy specjalistów, ale i świadomość zagrożenia wśród zawodników jest niewielka.

Dramatyczny przypadek piłkarza Odry Opole Tomasza Drąga, który w ubiegłą sobotę zasłabł podczas meczu w Namysłowie i był o krok od śmierci, wstrząsnął opinią publiczną. Sprowokował też dyskusję na temat zapewnienia właściwej opieki medycznej w trakcie meczów piłkarskich, ale też zakresu badań okresowych stanu zdrowia piłkarzy.

- Od ponad 10 lat jestem związana z piłkarzem grającym na poziomie amatorskim - mówi pani Beata, która zadzwoniła do redakcji nto. - Badania przeprowadzane przy podbiciu karty zdrowia to najczęściej fikcja. W środowisku piłkarskim o tym doskonale wiedzą. Tak, wszyscy tkwimy w tym układzie i otrzeźwienie przychodzi, kiedy dochodzi do dramatu. W ostatnią sobotę niewiele zabrakło, żeby w czasie meczu umarł piłkarz. Całe szczęście, że wszystko dobrze się skończyło. Może teraz działacze, ale i sami piłkarze będą zwracać większą uwagę na sprawy medyczne.

Zawodnicy przyznają, że najczęściej to im samym zależy na tym, by jak najszybciej i bez większych problemów podbić kartę zdrowia.

- Każdy z nas wie, że ryzyko istnieje, bo wypadki śmiertelne na boiskach się zdarzają - przyznaje anonimowo jeden z piłkarzy grających w klubie IV ligi. - Może po tym zdarzeniu z Tomkiem niektórzy zastanowią się nad swoim zdrowiem. Wątpię jednak, by coś się zasadniczo zmieniło w podejściu zawodników i działaczy.

Dokładna kontrola stanu zdrowia wszystkich zawodników jest wręcz nierealna. Na Opolszczyźnie, podobnie jak w całym kraju, brakuje bowiem lekarzy o specjalizacji sportowej.

- W województwie opolskim jest ich dwóch, a trzydziestu kolejnych ma kwalifikacje do badania sportowców - mówi dr Andrzej Bugajski, wojewódzki konsultant medycyny sportowej. - Poza tym badania wykonuje się okresowo, zwykle co pół roku. Stan zdrowia może się natomiast zmienić z dnia na dzień. Wystarczy poważniejsza infekcja, która połączona z wysiłkiem może być niebezpieczna.

Tak właśnie było w przypadku Tomasza Drąga.

Tomasz Drąg no co dzień jest zawodowym strażakiem. Już z racji tego często przechodzi dokładne badania stanu zdrowia.

- Nigdy nie wykazały, by coś było nie w porządku - mówi piłkarz, który wczoraj opuścił szpital w Namysłowie. - Akurat ja zawsze grałem w klubach dość dobrze zorganizowanych, w których nie bagatelizowano spraw zdrowia zawodników, choć oczywiście w środowisku futbolowym słyszy się o tym, że często badania są robione byle jak.

Zawodnik Odry Opole został w szpitalu przebadany gruntownie: sprawdzono serce, nerki, wątrobę, zrobiono testy wydolnościowe i wysiłkowe. Nie wykazały nic nieprawidłowego.

- Moją sytuację w Namysłowie należy traktować jako przypadek. Wziąłem przed meczem tabletkę przeciwbólową, było gorąco, odwodniłem się - przyznaje piłkarz. - Nie ma już żadnego zagrożenia i mogę wrócić do gry. Zresztą nie mogę się doczekać treningów.
Nie tylko w naszym regionie, ale i w całym kraju zdarza się jednak, że piłkarze nie przechodzą dokładnych badań. To najczęściej wynik biedy w klubach. Większość jest typowo amatorska i wydanie kilkudziesięciu złotych na przebadanie jednego tylko zawodnika to za duże obciążenie. Stąd też jest tajemnicą Poliszynela, że badania często są fikcją.

Przypadek Drąga pokazał również, że o życiu zawodnika może decydować sprawna akcja reanimacyjna. W Namysłowie przeprowadził ją policjant Łukasz Staromłyński i przeszkolony w zakresie ratownictwa medycznego masażysta Startu Namysłów Marek Gąska.

Zgodnie z obowiązującymi przepisami, nie na każdym meczu musi być karetka. Dotyczy to tylko trzech najwyższych klas rozgrywkowych w Polsce (ekstraklasa, I i II liga).

W III lidze (mecz tej klasy toczył się w Namysłowie) musi być zapewniona opieka medyczna w postaci lekarza lub osoby przeszkolonej do udzielenia pomocy medycznej. W niższych ligach, które są już typowo amatorskie, takich wytycznych nie ma. Karetka na stadionie pojawia się tylko wtedy, gdy mecz traktowany jest jako tzw. impreza masowa.
Zapytaliśmy w Opolskim Związku Piłki Nożnej, jakie są szanse na to, by na każdym meczu był ktoś, kto potrafi udzielić pierwszej pomocy.

- W naszym regionie w weekend odbywa się około 300 meczów w różnych kategoriach wiekowych i fizycznie niemożliwe jest, żeby na każdym był ratownik medyczny - tłumaczy Marek Procyszyn, prezes OPZN. - Na najbliższym spotkaniu wydziału piłkarstwa amatorskiego w PZPN zgłoszę jednak wniosek, żeby starać się odgórnie wprowadzić zapis o konieczności posiadania przez kluby z najniższych lig choć jednej osoby, która w podstawowym i najprostszym zakresie będzie umiała udzielić pierwszej pomocy. Świadomość, jak jest to ważne, powinna też dotrzeć do samych działaczy i piłkarzy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska