Ekstraklasa hokeja: Orlik Opole - STS Sanok 2:3

Marcin Sagan
Marcin Sagan
Kapitan opolskiego zespołu Sebastian Szydło (żółta koszulka) i fiński obrońca sanockiej drużyny Joni Tuominen.
Kapitan opolskiego zespołu Sebastian Szydło (żółta koszulka) i fiński obrońca sanockiej drużyny Joni Tuominen. Mariusz Matkowski
Nasz zespół przegrał niezwykle ważny mecz w walce o pierwsza szóstkę i szanse na zakwalifikowanie do niej ma już niestety minimalne. "Dopóki jednak krążek w grze...."

O końcowych rozstrzygnięciach po pierwszej części fazy zasadniczej będzie można mówić po jej ostatniej kolejce w niedzielę wieczorem. Tyle, że porażka z ekipą z Sanoka do minimum ogranicza szanse Orlika na pierwszą szóstkę. STS zrównał się z naszym zespołem w tabeli, a w niedzielę gra na własnym lodowisku ze słabym Naprzodem Janów.

Jeszcze za nami jest Unia Oświęcim (punkt straty do Orlika) tyle, że zmierzy się ze zdecydowanie najsłabszym w stawce -SMS-em Sosnowiec, a tymczasem opolanie jadą do Krakowa grać z liderem Cracovią. Na własnym lodowisku ulegli jej wyraźnie 1:5. Po piątkowej porażce widać więc wyraźnie, że tylko sportowy cud pozwoli naszym zawodnikom zakwalifikować się do wymarzonej szóstki. Wszystko jest jednak w ich rękach. Jeśli wygrają za trzy punkty, to niezależnie od innych wyników znajdą się w górnej połówce.

Szkoda, bo gra z zespołami z dolnej połówki oznacza praktycznie brak jakichkolwiek emocji przez najbliższe dwa i pół miesiąca. W drugiej części fazy zasadniczej wśród słabszych drużyn walka toczyć będzie się o dwa miejsca w play offach. Orlik ma w nich w zasadzie pewne miejsce, bo jego przewaga nad 9. w tabeli Zagłębiem Sosnowiec jest bardzo duża.

Podobny scenariusz przerabialiśmy rok temu, kiedy Orlikowi też nie udało się znaleźć w pierwszej szóstce, a miał na tyle dużą przewagę, że play off był pewny. Wówczas 12 kolejek (teraz będzie 20) było dla naszego zespołu grą o „pietruszkę”, co niekorzystnie odbijało się na frekwencji, która w piątkowym meczu była najwyzsza w tym sezonie.

O tym, że opolanie raczej nie zagrają w czołowej szóstce można było wyrokować po pierwszej tercji spotkania z ekipą z Sanoka. Początek zdecydowanie bowiem należał do gości. Prowadzenie objęli już w 4. min, grając w przewadze (na ławce przebywał Szymon Marzec). Po uderzenie Quinna Sproule krążek minął gąszcz zawodników i wtoczył się do opolskiej bramki. Za chwilę to Orlik grał w przewadze i to cztery minuty, bo taką karę dostał - inny nowy obok naszego Michaela Cichego reprezentant Polski - Mike Danton. Nasi nie potrafili tego wykorzystać, a problem mieli nawet z założeniem „zamka”.

Jak się to robi pokazali rywale w 10. min. Debiutujący w barwach Orlika Łotysz Edgars Cgojevs dopiero to wylądował w boksie (minęło 10 sekund), a drugiego gola dla STS-u zdobył Marek Strzyżowski. Po jego strzale było sporo wątpliwości, ale po długich konsultacjach sędziowie bramkę uznali. Dopiero w końcowych fragmentach pierwszej odsłony, tego dość ostrego meczu, gospodarze przycisnęli. W 17. min Filipowi Stopińskiemu milimetrów zabrakło, aby trafić w krążek przed pustą bramką rywali. Natomiast 6 sekund przed końcem tercji wyjeżdżający z ławki kar Łukasz Sznotala znalazł się sam na sam z bramkarzem gości Jasonem Missiaenem, ale przegrał ten pojedynek.

Miejscowi swoją dobrą grę z końcówki pierwszej odsłony kontynuowali w drugiej tercji. Mieli w niej dużą przewagę, a wynikało to też z tego, że goście w tej części dostali aż pięć kar (aż sześć minut „złapał” Strzyżowski, który w trzecim przypadku omal ze złości nie połamał swojego kija), a nasi gracze ani jednej. Był taki moment, kiedy graliśmy pięciu na trzech i właśnie wtedy gola po składnej akcji zdobył Filip Stopiński. Potem pod bramką sanoczan jeszcze kilka razy było niezwykle gorąco, jednak krążek nie chciał wpaść do siatki.

Nasi jeszcze mocniej przeważali w ostatniej części gry uparcie dążąc do wyrównania. Przewaga była ogromna, rywal słaniał się na nogach, aż nadeszła 49. min. Wówczas doszło do starcia Bartłomieja Bychawskiego z Rafałem Ćwikłą, który upadł na lód i po długiej przerwie wstał z zakrwawioną twarzą. Nasz obrońca dostał karę pięciu minut upomnienia i jednocześnie karę meczu.

- Wjechałem w rywala, ale atakowałem go ciałem, a ponieważ jest niski skończyło się nieszczęśliwie, natomiast to nie był faul na karę - wyjaśniał Bychawski.

W osłabieniu nasi nie rezygnowali, choć musieli się bronić. Czynili to skutecznie przez ponad cztery i 4,5 min, ale ostatecznie złamał ich Danton. Wydawało się, że przesądził o wyniku, ale za chwilę nasi byli na lodzie pięciu na trzech. Wykorzystał to Maciej Rompkowski, po akcji i idealnym podaniu Cichego. Więcej Orlicy nie zdziałali.

- Jesteśmy zawiedzeni, bo od końcówki pierwszej tercji graliśmy bardzo dobry mecz - dodał Bychawski. - Rywal dobrze bronił, świetnie spisywał się jego bramkarz i nie udało się zdobyć więcej goli. Nie składamy jednak broni, przed nami jeszcze mecz w Krakowie i musimy powalczyć. Jak wygramy to zagramy w czołowej „szóstce”.

Orlik Opole - STS Sanok 2:3 (0:2, 1:0, 1:1)
0:1 Sproule - 4., 0:2 Strzyżowski - 10., 1:2 F. Stopiński - 25., 1:3 Danton - 53., 2:3 Rompkowski - 57.
Orlik: Slubowski - Sznotala, M. Stopiński, Fabry, Szydło, F. Stopiński - Bychawski, Dolny, Cgojevs, Cichy, Szczechura - Korenko, Kostek, Marzec, Klecha, Rompkowski - Korzeniowski, Gawlik. Trener Jacek Szopiński.
STS: Missiaen - Roberts, Sproule, Danton, Dahlman, Ćwikła - Salija, Tuominen, Breault, Ouellette, Strzyżowski - Demkowicz, Rąpała, Kostecki, Biały, Sliwinski - Wilusz, Olearczyk, Bzdyl, Naparło, Bielec. Trener Kari Rauhanen.
Sędziował Tomasz Heltman (Gdańsk); Kary: Orlik - 35 min (w tym 20 min kara meczu dla Bychawskiego); - STS - 30 min. Widzów 800

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska