Fala przybyszów z Bliskiego Wschodu i Afryki zalewa bezradną Europę

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Fala uchodźców zalewa Europę.
Fala uchodźców zalewa Europę. Frank Augstein
Trzeba oddzielić uchodźców od migrantów zarobkowych. Tym pierwszym Europa ma obowiązek pomóc, tych drugich – zawrócić do domów. Innej drogi do rozwiązania problemu nie ma.

Czwartek 3 września, dworzec Keleti w Budapeszcie. Ponad tysiąc osób od kilku dni tłoczy się przed wejściem do głównego budynku stacji, z której prowadzi teraz najkrótsza droga do Europy Zachodniej - celu pełnej dramatów podróży uchodźców. Staruszkowie, ludzie w średnim wieku, matki z malutkimi dziećmi. To głównie mieszkańcy ogarniętej wojną Syrii, którzy do Węgier dotarli przez Liban, Turcję, Grecję i Serbię. Chcą się dostać do Niemiec albo Austrii.

Nagle ludzie leżący dotąd na kocach i materacach zrywają się z miejsc. Policja otworzyła drzwi do budynku dworca. Biorą w ręce cały swój dobytek, który najczęściej znajduje się w jednej torbie. Biegną na perony. Ktoś krzyczy, że władze zezwoliły im wreszcie na wyjazd z Budapesztu. Na lokomotywie pustego pociągu ktoś inny zauważa niemiecki napis. Uchodźcy są przekonani, że to skład jadący do Niemiec. Zaczyna się walka o miejsce w przedziałach. Po kilkunastu minutach cały pociąg jest wypełniony do ostatniego miejsca. Ci, którym nie udało się wejść, wciąż rozpaczliwie biegają po peronie. Uchodźcy czekają na odjazd. Nagle pojawia się informacja, że pociąg jednak nigdzie nie pojedzie. Na dworcu panuje totalny chaos, płacz miesza się z gniewem. Nawet znajdujący się na dworcu dziennikarze nie mogą się dowiedzieć czegokolwiek, co stanie się dalej z uchodźcami.

W tym samym czasie niecałe 200 kilometrów dalej węgierskie wojsko buduje potężny mur na granicy z Serbią. Ma mieć wysokość 4 metrów, na nim dodatkowo pojawią się zasieki. W tym roku do Węgier przybyło aż 140 tysięcy uchodźców i imigrantów, tj. trzy razy więcej niż w zeszłym roku. Tak naprawdę ani Węgrzy, ani politycy z innych europejskich krajów nie wiedzą jednak, co zrobić z narastającą falą przybyszów z Bliskiego Wschodu i Afryki. Na Starym Kontynencie rosną nastroje antymigracyjne. Europa stoi przed najpoważniejszym kryzysem od wielu lat.

Kluczowe pytanie brzmi: ilu spośród 300 tysięcy mieszkańców Afryki i Bliskiego Wschodu, którym udało się dostać do Europy w tym roku, to uciekinierzy z krajów ogarniętych wojną, a ilu przyjechało na Stary Kontynent, by zarabiać tutaj pieniądze albo korzystać z opieki socjalnej?

– Większość z nich to uchodźcy – przekonuje Rafał Kosztrzyński z Biura Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców (UNCHR). – To są ludzie, którym mamy obowiązek pomóc ze względu na tragiczną sytuację, w jakiej się znaleźli.
Służby graniczne stoją przed trudnym zadaniem

Ale jak oddzielić jednych od drugich? Robert Tyszkiewicz, przewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, mówi o dwóch sposobach na rozwiązanie tego problemu.

- Pierwszy to stworzenie sprawnego systemu selekcji w obozach przejściowych, głównie na terenie Grecji i Włoch, do których przypływa najwięcej migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu - mówi Tyszkiewicz. -Zadaniem Europy jest takie przygotowanie służb granicznych, aby były one w stanie podjąć się tego. To jest bardzo trudne, ale nie niewykonalne. Nawet jeżeli ci ludzie nie mają dokumentów, to istnieje możliwość sprawdzenia, z jakiego kraju pochodzą i jakie są ich motywacje.

Drugi sposób to większa ochrona granic Unii.

- Ale nie przy brzegach Europy, tylko Afryki - dodaje szef sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. - Odpowiednio wyposażone służby graniczne powinny zawracać statki zaraz po tym, jak opuszczą one macierzyste porty. Dzięki temu nie będzie dochodzić do takiej liczby tragedii związanych z utonięciami tych ludzi.

Wśród wspomnianych 300 tysięcy imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu są przede wszystkim mieszkańcy Syrii, Iraku, Erytrei, Somalii i Afganistanu. Droga uchodźcy do Europy rozpoczyna się od ucieczki z rodzinnego domu, najczęściej pieszo, nierzadko pod ostrzałem. Syryjczycy, wśród których jest obecnie najwięcej uciekinierów, trafiają do Libanu albo Turcji. Ci, którzy chcą się dostać do Europy, szukają tam przemytników ludzi.

- Kiedy trafiają do miejsca werbunkowego, podchodzi do nich mężczyzna, który pokazuje na stojący nieopodal jacht. I mówi, że jest w stanie ich przetransportować tym jachtem do Europy za 500 euro od osoby - opowiada Rafał Kostrzyński. - Człowiek płaci, po czym jest kierowany do obozu, w którym ma czekać na wypłynięcie w morze.
Wsiadaj na łódź albo kula w łeb

W obozie uchodźcy trzymani są w zamknięciu i wpadają w pułapkę. Najczęściej wtedy przychodzą do nich kolejni przemytnicy. Tłumaczą, że mężczyzna, któremu wręczyli wcześniej po 500 euro, tak naprawdę nic nie znaczy w hierarchii gangu. I że dopiero teraz należy uiścić odpowiednią opłatę, w wysokości trzech, a nierzadko nawet czterech tysięcy euro.

Wielu uciekinierów nie ma takich pieniędzy. Przemytnicy wręczają im wówczas telefony komórkowe, za pomocą których mogą się skontaktować z rodziną i w ten sposób zdobyć gotówkę. Ci, którzy chcą się wycofać albo nie potrafią zgromadzić odpowiedniej sumy, są bici, często także torturowani. Gdy wreszcie uzbierają żądaną kwotę, są zabierani na plażę. Tam zamiast jachtu najczęściej czeka na nich jednak pontonowa łódź. Owe łodzie wypełniane są ludźmi do granic możliwości. Uchodźcy mogą zabrać ze sobą maksymalnie jedną butelkę wody i trochę chleba. Ci, którzy nie chcą wsiąść na przeładowaną łódź, ponownie są bici, często kolbami karabinów. Zdarza się również, że przemytnicy strzelają do najbardziej opornych.

Potem rozpoczyna się pełna niebezpieczeństw podróż przez Morze Śródziemne, która może trwać nawet kilka dni. Przeładowane łodzie bardzo często gubią się albo wywracają. W całym 2014 roku na Morzu Śródziemnym zginęło lub zaginęło co najmniej 3,5 tys. ludzi. Kilka dni temu europejskie media obiegło zdjęcia trzyletniego chłopca, którego ciało znaleziono nad brzegiem Morza Egejskiego. Miał na imię Aylan, pochodził z Kobane. Wypłynął wraz z członkami rodziny i 20 innymi uchodźcami z niewielkiej tureckiej miejscowości Akyarlar. Łódź zatonęła zaraz po wypłynięciu. Zginęła co najmniej połowa pasażerów, w tym jego pięcioletni brat Galip. Przeżył tylko ojciec, Abdullah.
Kim są ludzie z Calais, którzy wskakują na ciężarówki?

Większość tych, którym udaje się przeżyć, trafia do Grecji, w zeszłym roku dopłynęło tam około 200 tysięcy imigrantów (kolejne 100 tysięcy do Włoch). Już na lądzie często nikt się nimi nie interesuje. Tam rozpoczynają swoją podróż do Europy Zachodniej przez Macedonię, Serbię i Węgry.

Kim są jednak ludzie, którzy we francuskim porcie Calais wskakują na ciężarówki i pociągi, by dostać się do Wielkiej Brytanii? To właśnie zdjęcia i filmy z ich wyczynami wzbudzają oburzenie opinii publicznej. Ta jest przekonana, że ci konkretni imigranci próbują się dostać do Anglii licząc na tzw. socjal, który w tym kraju jest wyższy niż we Francji i wielu innych europejskich krajach.

- Problem w tym, że my tak naprawdę nie wiemy, kim są ci ludzie z Calais i innych francuskich portów, bo nikt ich o to nie zapytał - mówi Rafał Kostrzyński z UNCHR. - W tym właśnie problem, że oni docierają do Europy i poza niektórymi instytucjami niosącymi doraźną pomoc socjalną, nikt się nimi nie zajmuje.

Przeciwnicy łagodnej polityki imigracyjnej przekonują, że wpuszczanie kolejnych grup przybyszów będzie zachęcało kolejnych. Częściowo potwierdzają to statystyki.

– Liczba osób rejestrujących się o azyl w Unii Europejskiej w 2008 roku wynosiła 250 tysięcy, dziś wzrosła do 650 tysięcy chętnych – wylicza Bartłomiej Balcerzyk, ekspert ds. Polityki Azylowej Komisji Europejskiej. – Z czego 70 procent podań rozpatruje tylko 5 państw członkowskich Unii Europejskiej.

Ze statystyk dotyczących konfliktów zbrojnych wynika jednak, że zaledwie kilka procent uchodźców ucieka daleko poza granice swojego kraju. Większość znajduje schronienie na bezpieczniejszych terenach we własnej ojczyźnie bądź w krajach sąsiednich. Do Turcji i Libanu uciekło w sumie aż 4 miliony obywateli Syrii. W rzeczywistości to te kraje mają w tym momencie duże większe problemy z imigrantami niż Europa.
- W związku z tym obawy, że nasz kontynent zaleje fala uchodźców, są nieuzasadnione - podkreśla Rafał Kostrzewski.

Inaczej sytuacja wygląda z imigrantami zarobkowymi, którzy nie uciekają przed wojenną pożogą, a co najwyżej przed biedą. W tym przypadku wszyscy zgadzają się, że im większa grupa zdoła dotrzeć do Europy, tym większe jest prawdopodobieństwo, że będą do nich dołączać ich bliscy. Kanclerz Niemiec Angela Merkel zapowiedziała niedawno, że w tym kraju powstaną wreszcie biura rejestracyjne mające dokładnie sprawdzać, kto ma prawo pozostać na terenie UE, a kogo trzeba odesłać z powrotem. Węgrzy także zapowiedzieli, że będą próbować wyłapywać imigrantów zarobkowych przy jednoczesnym uszczelnianiu granic i zaostrzaniu kar za ich nielegalne przekraczanie.
Do Arabii Saudyjskiej nikt się nie próbuje dostać

Tą drogą już dawno poszły niektóre kraje arabskie. W Arabii Saudyjskiej kara dla nielegalnych imigrantów, również braci w wierze, wynosi 4 tysiące dolarów. Kończy się bezwzględną deportacją, która poprzedzona jest dwumiesięcznym aresztem. To właśnie dlatego uciekinierzy z krajów Afryki i Bliskiego Wschodu wolą udać się w niebezpieczną podróż do Europy niż do bogatego sąsiada.

Jaką rolę powinna i może spełniać Polska w rozwiązaniu kryzysu migracyjnego? Zdaniem Roberta Tyszkiewicza nasz kraj nie powinien się wzbraniać przed wpuszczaniem uchodźców.

- Ponad wszelką wątpliwość przyjęcie dwóch tysięcy osób z Syrii nie stanowi dla nas żadnego zagrożenia - uważa szef sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. - W poprzednich latach przyjmowaliśmy już większą grupę z ogarniętej wojną Czeczenii i nie miało to dla nas żadnych negatywnych skutków.
Zdaniem Tyszkiewicza Polska powinna jednak zwracać uwagę Europie, że jako sąsiad Ukrainy wzięliśmy już na siebie problem pomocy obywatelom tamtego kraju.

- W ubiegłym roku wydaliśmy Ukraińcom 270 tysięcy wiz pobytowych. Co prawda nie wszyscy z tej grupy uciekali przed wojną, ale jednak wielu z nich zapewniliśmy spokój i możliwość nauki i pracy. Ponadto Polska musi zostawić sobie pewną rezerwę na wypadek gdyby sytuacja na Ukrainie się pogorszyła. W takim przypadku liczba obywateli Ukrainy, którzy będą się starali przyjechać do nas, może bardzo wzrosnąć.

W zeszłym roku o „pozwolenie na pobyt na terenie Opolszczyzny w związku z podjęciem pracy” wystąpiło do naszego urzędu wojewódzkiego 7210 Ukraińców. Przybywa też ukraińskich studentów, w zeszłym roku przyjechało ich 166. Na razie uchodźcy z Bliskiego Wschodu nie biorą na cel Polski. - Nie tylko dlatego, że nie jesteśmy bogatym krajem. Podstawowy powód jest taki, że oni chcą jechać do krajów, gdzie żyje już ich diaspora. Swój ciągnie do swego.

Największą grupę uchodźców stanowią Syryjczycy.W wyniku wojny z kraju wyjechało ponad 4 miliony ludzi, większość skryła się w Turcji i Libanie. Dodatkowo co najmniej 7,6 miliona Syryjczyków zostało z powodu konfliktu wewnętrznymi przesiedleńcami. W obawie o swoje życie musieli opuścić domy, ale z różnych powodów są nadal na terytorium swojego kraju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska