Genealogia - nowa pasja Polaków

kolaż: Tomek
Genealogia jest prawie tak stara jak ludzkość: najstarsi Egipcjanie w taki sposób legitymowali swoje pochodzenie. Drzewa genealogiczne i listy przodków we wszystkich kulturach należą do pierwszych form historiografii.
Genealogia jest prawie tak stara jak ludzkość: najstarsi Egipcjanie w taki sposób legitymowali swoje pochodzenie. Drzewa genealogiczne i listy przodków we wszystkich kulturach należą do pierwszych form historiografii. kolaż: Tomek
Andrzej Pak z Suchego Boru poświęcił dwa lata na zbudowanie drzewa genealogicznego rodu Trybułów. Wiele godzin strawił na szperaniu w księgach parafialnych. Poszukiwanie rodzinnych korzeni stało się nową pasją Polaków.

Historię rodu zwykle buduje się, szukając antenatów po mieczu. Andrzej Pak, syn Marii, góralki z Raby Wyżnej, choć urodził się na Dolnym Śląsku, a od wczesnego dzieciństwa mieszka w Opolu, sam zawsze czuł się góralem i rodzinnych korzeni zaczął szukać po kądzieli.

Zwłaszcza że Trybułowie to rodzina bardzo znana i szanowana na Podhalu. Jej historia sięga roku 1836, gdy Jan Trybuła zawarł w Rabie Wyżnej związek małżeński z Marią Zarembą.

Ich córka Barbara miała nieślubnego syna Jana. I w tym miejscu drzewo genealogiczne gwałtownie się rozwinęło, przysparzając przyszłym badaczom dodatkowej pracy, bo Jan żenił się dwukrotnie, płodząc w sumie dziewięcioro dzieci.

- Uchwycenie tych wszystkich nici było trudne i pracochłonne, ale zwieńczone sukcesem - mówi Andrzej Pak. - Moje drzewo jest kompletne i liczy prawie 300 osób.
Odtworzenie historii rodu do 200 lat wstecz było możliwe dzięki życzliwości proboszcza z Raby Wyżnej, który wpuścił Andrzeja i jego żonę Ewę do swej kancelarii i udostępnił stare dokumenty parafialne - księgi urodzin, ślubów i zgonów.

Najwięcej kłopotów sprawiło nam czytanie zapisów po łacinie i gryzmołów pewnego niestarannego proboszcza z odległej przeszłości - wspomina pan Andrzej.

Nie mniej pracochłonne okazało się zbieranie informacji o wszystkich żyjących członkach rodziny. Dziesiątki telefonów, setki maili, pomoc łączników z każdej gałęzi rodu, którego pędy przekroczyły wiele granic, a nawet oceany.

Andrzej Pak nie poprzestał na samym drzewie genealogicznym. Zebrał też wszystkie możliwe wspomnienia o członkach rodu i wydał "Sagę rodu Trybułów".

Przygotowana została na tegoroczny lipcowy pierwszy zjazd wszystkich Trybułów świata. Stawiło się na nim ponad 200 osób nie tylko z całej Polski, ale i z Niemiec, Belgii, Stanów Zjednoczonych i Kanady. Była uroczysta msza w kościele parafialnym w Rabie Wyżnej i apel pamięci ku czci wszystkich zmarłych Trybułów na miejscowym cmentarzu. Liczne występy teatralne i muzyczne. A potem wielka biesiada, podczas której podawano wędliny, pieczonego barana, sery, żur i bigos
- wszystko przygotowane przez swoich według najstarszych rodzinnych receptur.
Pan Andrzej częstował własną nalewką z przepisu 90-letniej ciotki.

Genealogia jest prawie tak stara jak ludzkość: najstarsi Egipcjanie w taki sposób legitymowali swoje pochodzenie. Drzewa genealogiczne i listy przodków we wszystkich kulturach należą do pierwszych form historiografii.

Do XIX stulecia genealogia dostępna była jedynie dla szlacheckich rodów i bogatego mieszczaństwa. Po II wojnie światowej Francja, Holandia, Szwecja, Anglia oraz USA zapoczątkowały modę na badania genealogiczne, jako rodzinne hobby. Kamieniem milowym w rozwoju tej mody stało się powołanie Towarzystwa Genealogicznego w Utah, które jako pierwsze wykorzystało do poszukiwań komputery.

Powszechność internetu sprawiła, że od 1994 genealogia przeżywa ogromny rozkwit. Na całym świecie można szybko i w łatwy sposób nawiązać kontakt z innymi poszukiwaczami i mieć dostęp do baz zawierających miliony danych, a także dostęp do innych tablic genealogicznych.

Do niedawna kult przodków to było hobby rozwiniętych zachodnich społeczeństw. W systemach komunistycznych wiedza o przodkach była zaniedbywana. Rosjanie często nie znają nawet wszystkich swoich dziadków. Także Polacy w latach komunizmu nie bardzo dbali o swoją indywidualną przeszłość. Teraz gwałtownie starają się ją odtworzyć. Świadczy o tym popularność licznych serwisów genealogicznych.

Przodkowie w sieci

30 sierpnia 2007 ruszył w Polsce serwis moikrewni.pl - sieć rodzinna i poręczne narzędzie dla początkujących genealogów, którzy z jego pomocą mogą stworzyć własne drzewo.

Siostrzane wersje serwisu działają w Niemczech, Włoszech, Portugalii, Brazylii, Anglii, Holandii, Francji, Austrii, Szwajcarii i Hiszpanii, a to pozwala szukać bliskich również w tych krajach. Zapisani krewni, którzy są automatycznie zapraszani przez wysłanie e-maila, mogą wspólnie pracować nad drzewem i wstawiać zdjęcia. Popularność serwisu przeszła wszelkie oczekiwania jego twórców.

- Dziś obejmuje on 1,5 miliona polskich rodzin i 22 miliony profili. To potężna baza do poszukiwania krewnych i przodków - mówi Małgorzata Karcz, rzecznik prasowy serwisu. - Drzewo utworzone na moikrewni.pl szybko zaczyna żyć własnym życiem. Im więcej krewnych przystąpi do jego tworzenia, tym większy powstaje obraz rodziny. Dzięki temu można również odkryć nieznaną dotąd jej gałąź.

Ta oferta trafiła przede wszystkim do ludzi młodych. 57 procent użytkowników to ludzie przed trzydziestką. Tygodniowo na stronach serwisu swoje drzewo tworzy 100 tysięcy rodzin.

Bezpłatnie drzewa genealogiczne online można także tworzyć dzięki serwisom zrodzina.pl, bliscy.pl, drzewo-geneaologiczne.pl czy krewniaki.pl. Na rynku jest także płatny polski program komputerowy "Drzewo genealogiczne". Pozwala on w prosty i przejrzysty sposób zgromadzić i zobrazować dane genealogiczne swojej rodziny.

Jak zacząć

Pierwsze wpisy idą szybko. Zaczynamy od siebie (umieszczając swoje nazwisko w konarze schematu), potem rodzice, dziadkowie po mieczu i kądzieli, pradziadkowie, prapradziadkowie i już nasze drzewko ma 31 osób.

Ale im głębiej sięga się w historię rodziny, tym robi się trudniej. Przy każdym wpisie należy dołączyć daty i symbole urodzin (gwiazdka), ślubu (obrączka), śmierci (krzyżyk). Można też wybrać inny model drzewa - zaczynając od wybranego przodka i dokumentując linie wywodzącej się od niego rodziny (my znajdziemy się wtedy na gałązce).

- Na początek przepytywani są rodzice, dziadkowie i dalsza rodzina. Rozpoczyna się zbieranie zdjęć, przeszukiwanie wszelkich dokumentów, ksiąg. Z takimi informacjami można sięgnąć czwartego pokolenia wstecz - mówi Małgorzata Karcz.

Gdy od żyjących nie możemy już niczego wydobyć, pozostają inne źródła - urzędy stanu cywilnego, parafie, archiwa państwowe, w których przechowywane są dawne księgi parafialne i spisy ludności.

Przydają się też stare księgi adresowe, książki telefoniczne. Na stronach www o genealogii oprócz mnóstwa porad znajdują się też ogłoszenia o poszukiwanych przez kogoś osobach o danym nazwisku. Znajomych nazwisk warto też szukać na cmentarzach.

- Warto też spróbować przez Naszą Klasę - radzi Piotr Szmit, który sam prowadzi stronę herb.pl i świadczy usługi w poszukiwaniu krewnych. - Wśród osób o tym samym nazwisku bardzo często można znaleźć krewnych, o których istnieniu nie miało się pojęcia.

Genealog ma ułatwioną sytuację, gdy jego rodzinne gniazdo znajduje się w jednym województwie, gminie czy w jednym mieście. Nie musi szukać setek miejscowości rozrzuconych po terenie Polski czy poza nią. Ale i na to jest sposób.

Bardzo przydatna przy poszukiwaniu krewnych jest umieszczona w serwisie moikrewni.pl mapa nazwisk, która pokazuje geograficzny podział ponad 300 tysięcy nazwisk w Polsce. Wpisuję swoje i już wiem, że pań Kłopockich jest w Polsce 343 i mieszkają w 58 powiatach, a panów Kłopockich 352, żyjących w 55 powiatach. To drobiazg w porównaniu z Kowalskimi, których obojga płci jest w Polsce 138 351.

Ale i tak, gdybym budowała drzewo rodu, odszukanie 700 żyjących krewnych nie byłoby łatwym zadaniem. Na szczęście drzewo Kłopockich i historia rodu są już w dużej mierze udokumentowane. Kilka lat temu zajął się tym Krzysztof Kłopocki. Jeszcze dziesięć lat temu jego wiedza na temat korzeni rodziny sięgała zaledwie 1924 roku, kiedy urodził się jego ojciec.

- Chyba właśnie te kompromitująco nikłe wiadomości o własnej rodzinie zaprowadziły mnie wraz z kuzynem Tadeuszem w średniowieczne mury Archiwum Archidiecezjalnego w Poznaniu, gdzie po kilku miesiącach przecierania oczu ze zdumienia ujrzeliśmy dość wyraźny obraz zaskakująco licznej, jak na nasze wyobrażenia, rodziny Kłopockich, której początki na ziemi gostyńskiej datują się już od pierwszej połowy XVIII wieku - przyznaje. - Ale czy można było na tym poprzestać i spać spokojnie, kiedy to nasz pierwszy pewny protoplasta Grot w 1108 roku ucieka z Czech do Polski, ratując życie?

I im większa była moja wiedza, tym częściej zadawałem sobie pytanie: czemu zatem nam właśnie miałaby służyć świadomość kilku wieków wspólnej historii, skoro nasze starsze pokolenie tak dobrze się bez niej obywało? Ale jest jedna taka przyczyna, dla której warto było szperać miesiącami w archiwach - to jest zaczątek jedności i więzi, jakie udało się nam wytworzyć już podczas pierwszego zjazdu rodu. A czas pokaże, czy ta historia zostanie tylko przygodą kilku ciekawskich ludzi, czy też czymś więcej.

Niespodzianki z przeszłości

Piotr Szmit z Krakowa od dwóch lat prowadzi stronę herb.pl i przyjmuje zlecenia dotyczące poszukiwania przodków i tworzenia drzew genealogicznych.

- Ludzie zwracają się do nas wtedy, gdy w indywidualnych badaniach zabrną w ślepy zaułek albo natrafią na mur nie do przebycia - mówi.

Takim problemem może być znalezienie osób urodzonych poza granicami Polski albo gdy antenat celowo zacierał za sobą ślady - np. zmieniając nazwisko lub ukrywając wstydliwe fakty z życiorysu.

Z tym wszystkim Piotr Szmit zetknął się osobiście, tworząc własne drzewo genealogiczne. Jest ono stosunkowo niewielkie, liczy 170 osób, ale jego zbudowanie zajęło mu 15 lat. A wszystko zaczęło się od jakiegoś spotkania rodzinnego. Podczas rozmowy Piotr użył sformułowania "my Polacy", na co jego ojciec wybuchnął dziwnym śmiechem.

- To mnie zaintrygowało, ale wszystkie późniejsze rozmowy na tematy przeszłości rodziny były natychmiast ucinane. Babcia mówiła "nie ma się co zajmować zmarłymi, trzeba myśleć o żyjących". I tak, chcąc mnie powstrzymać przed dociekaniami, rodzina pchnęła mnie do poszukiwań - wyznaje.
I odkrył, że jego dziadek urodził się w 1910 w Niemczech, pod Essen, a na ziemiach polskich pojawił się w marcu 1945 roku.

- Nie ma się czym chwalić. Odkrywanie pozacieranych śladów to była orka na ugorze. Wolałbym nie wiedzieć. Dorastałem w latach 60. i 70. Dla mnie Niemiec to był wróg śmiertelny i oprawca. A tu nagle taka rodzinna historia.

Ludzie różnie reagują na rodzinne niespodzianki. Jeszcze do niedawna odkrycie żydowskiego przodka dla wielu było okropnym wstrząsem. Uciekali, rezygnowali z dalszych badań, wymazywali przodka gumką myszką, a potem wracali "bo nikt nie chce być znikąd" - jak mówi Piotr Szmit.

Rozczarowaniem bywa też odkrycie chłopskich protoplastów, gdy żyło się w przekonaniu o przynależności do arystokracji. Ale bywa i odwrotnie, jak w przypadku osoby, której najstarszego przodka zlokalizowano w 1430 roku, w silnych więzach krwi z Zawiszą Czarnym. Klient ów stwierdził, że zawsze czuł, iż w jego żyłach płynie szlachetna krew.

Zamówienie drzewa genealogicznego to koszt minimum 5 tysięcy złotych. Archiwa w większości są płatne - za godzinę od kilku do kilkudziesięciu złotych.
- Nie należy się zrażać, jeśli rodzinne tropy prowadzą do Niemiec - mówi Piotr Szmit. - Tam są doskonałe archiwa, a urzędy w każdym mieście szybko odpowiadają na prośby o sprawdzenie jakiegoś nazwiska. Jeśli im się to nie udaje, to kierują do głównego archiwum w Berlinie, a ono po wpłacie od 5 do 50 euro, w zależności od rozległości poszukiwań, sprawdza wszystkie archiwa niemieckie. Z podobną sprawnością i życzliwością działają instytucje wyznaniowe. To znacznie prostsze niż w naszych urzędach, archiwach czy parafiach - dodaje.

Genealogia to nałóg

Tego, jak szukać dokumentów i jak odtworzyć dzieje swojej rodziny setki lat w przeszłość, uczy książka "Poszukiwanie przodków. Genealogia dla każdego" Małgorzaty Nowaczyk. Wydana w 2005 roku, jest pierwszym na naszym rynku poradnikiem dla osób poszukujących swych nieszlacheckich korzeni.

Książka uczy korzystania z archiwów, demonstruje główne ścieżki poszukiwań genealogicznych, pomaga w czytaniu zarówno starych dokumentów, jak i zasobów internetu. Wzbogacona o formularze genealogiczne, wykresy pokrewieństwa, ilustracje i słowniki stanowi kompletne vademecum potrzebne do rozpoczęcia i prowadzenia skutecznych poszukiwań.

Autorka, genetyk z Uniwersytetu McMaster w Hamilton, nazywa tę książkę pomnikiem ku czci swych chłopskich przodków.

Małgorzata Nowaczyk miała 13 lat, gdy w szkole podstawowej narysowała swoje pierwsze drzewo genealogiczne. Nie sądziła, że 25 lat później genealogia stanie się jej wielką pasją. Podczas urlopu macierzyńskiego, w grudniu 2001, postanowiła uporządkować albumy z fotografiami. Szybko się przedarła przez zdjęcia współczesne i w końcu pozostało jej w rękach pudełko ze starymi zdjęciami rodzinnymi.

"Bardzo podobały mi się te stare postacie w kolorze sepii sztywno stojące w staromodnych ubraniach - przyznaje. - I nagle okazało się, że mam kłopoty z podpisami do tych pieczołowicie zachowanych i wywiezionych na emigrację zdjęć
- nie wiedziałam kto na nich jest, gdzie były zrobione, nie znałam dat. Czułam, że przodkowie patrzą na mnie z tych zdjęć z wyrzutem, że ich nie pamiętam, że mnie nie obchodzą. Nie mogłam pozostawić w niebycie tych ludzi".

Zabrała się do tego z naukową pasją i determinacją. W jej drzewie rodzinnym są teraz 1044 osoby. Dotarła do przodków urodzonych w 1722 w Galicji oraz w roku 1729 na Wielkopolsce.

"Ostrzegam, genealogia to nałóg - pisze Małgorzata Nowaczyk. - Jest odkrywaniem tajemnicy, pełnym magii zbliżeniem do tych, którzy choć odeszli, nadal w nas żyją. Praca nad genealogią własnej rodziny to nie tylko odnotowanie połączeń rodzinnych, to przede wszystkim próba zrozumienia naszych przodków i ich świata".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska