Jak klatka A odcięła klatkę B od chodnika, czyli ich dom płotem podzielony

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Takie widoki tylko w Kędzierzynie-Koźlu - uśmiechają się niektórzy mieszkańcy osiedla Zachód.
Takie widoki tylko w Kędzierzynie-Koźlu - uśmiechają się niektórzy mieszkańcy osiedla Zachód. Tomasz Kapica
Zapłaciliśmy za tę ziemię, to chcemy tu mieć ciszę, spokój i porządek - mówi klatka A. Klatka B tylko kręci głową. I chodzi naokoło, bo innego przejścia już nie ma...

Daj pan spokój, takie cyrki robić - mówi starszy mężczyzna, właściciel jednego z pobliskich garaży, pytany, gdzie dokładnie znajduje się osławione już kozielskie podwórko podzielone płotami.

- Jak te ogrodzenia tam powstały, to wszyscy byli w szoku. Lokatorzy do własnych mieszkań nie mogli dojść, dzieci brodziły po kałużach. Niemożliwe rzeczy, panie...

Od momentu, gdy na opolskich osiedlach wydzieliły się pierwsze wspólnoty mieszkaniowe, mieszkańcy zaczęli się odgradzać od siebie. Tyle że własne enklawy powstawały najczęściej przy niewielkich kamienicach, w uzgodnieniu z miejscowymi mieszkańcami i nie demolując osiedlowej komunikacji. Na osiedlu Zachód w Kędzierzynie-Koźlu stało się trochę inaczej. Płoty powstały na blokowisku, by odseparować od osiedla... jedną z klatek w bloku przy ulicy Chrobrego 22. Konkretnie klatkę A. W efekcie mieszkańcy pozostałych stracili dostęp do chodnika, który prowadzi do ich mieszkań. Trzeba było chodzić dookoła, na dodatek po trawniku. Wspólny chodnik został szybko rozebrany, a w jego miejsce lokatorzy z „A” zbudowali nowy. Ładniejszy od starego, bo z eleganckiej fioletowej kostki brukowej. Ale tylko oni mogą po nim chodzić, o czym informuje odpowiedni znak z napisem „teren prywatny”. Lokatorzy z klatki B musieli zbudować sobie prowizoryczną ścieżkę z płyt, które zostały z rozebranego wcześniej wspólnego traktu.

- Ale jak popada deszcz, to i tak robi się tu wielka kałuża i przejść się nie da - opowiada pani Ewa, mieszkanka klatki B.

- Podobno mieli to rozebrać, ale płoty stoją do dziś. Ja nie wiem, czy gdzieś w Polsce można coś podobnego spotkać - mówi pan z garażu.

Mieszkańcy klatki A zapewniają, że niczego rozbierać nie zamierzają. Wręcz przeciwnie, szykują się już do zagospodarowania swojego wydzielonego terenu. Powstanie tam wielki ogródek, ławeczki, stolik.

- Posiedzieć będzie można wieczorami - mówią...

- Panie, to wariactwo jakieś jest - uważa pan Władysław, lokator z klatki B.
- Panie, to wariactwo jakieś jest - uważa pan Władysław, lokator z klatki B. Tomasz Kapica

Władysław Koliński, lat 70, od 10 na emeryturze, lokator klatki B, czyli tej poszkodowanej. Większość życia przepracował w kozielskiej stoczni. Na różnych stanowiskach, był między innymi spawaczem, a przed emeryturą - majstrem.

- Zanim w naszą stocznię zainwestował Holender, to współpracowaliśmy z tą firmą przez wiele lat. Mieliśmy do siebie duże zaufanie, biznesy nam się dobrze układały. Holendrzy dostawali świetnie i przede wszystkim solidnie wykonane statki, a my inwestycje, które najpierw pozwoliły przetrwać zakładowi, a później się rozwijać. Bo współpracując ze sobą, można zdziałać najwięcej...

Pan Władysław mierzy wzrokiem swój blok przy ulicy Chrobrego 22.

- Ile tutaj można byłoby razem zrobić! - wzdycha. - Przecież tu są duże pieniądze z funduszu remontowego. Na przykład zakupić pompy ciepła, za pomocą których ogrzewałoby się mieszkania. Ludzie zaoszczędziliby sporo pieniędzy.

Pan Władysław wie, co mówi, bo ktoś z jego rodziny prowadzi firmę zajmującą się instalowaniem takich urządzeń.

- Po ich zastosowaniu koszty ogrzewania przez całą zimę przy średniej wielkości mieszkaniu spadają do 700-750 złotych. A w chałupie ma się wtedy nawet 30 stopni ciepła. Można byłoby u nas zainwestować w coś takiego. Ale zainwestowano w ogrodzenia...
Połowa wojskowych, połowa stoczniowców

Czteroklatkowy blok przy ulicy Chrobrego 22 stoi w sąsiedztwie kilkudziesięciu innych, podobnych do siebie. Osiedle Zachód to typowe blokowisko na kilka tysięcy ludzi, zbudowane w czasach PRL. Powstało na dawnych mokradłach. Przed wojną się tu nie budowało, bo mokradła stanowiły swoisty polder, gdzie zbierała się woda podczas powodzi. No, ale w PRL-u nikt się takimi rzeczami za bardzo nie przejmował. A powinien, bo osiedle jest do dziś zalewane co kilka, kilkanaście lat, czyli systematycznie. I być może przez to ludzie są tutaj trochę bardziej nerwowi.

W bloku na Chrobrego 22 dwie klatki - A i C - zostały przeznaczone dla rodzin wojskowych, a dwie pozostałe dla stoczniowców. Kilkanaście lat temu mieszkańcy dostali propozycję wykupienia zajmowanych przez siebie lokali. Wszyscy musieli zapłacić za mieszkania, ale ci z klatki A również za ziemię, która przynależy do bloku. Niektórzy dwa, inni cztery tysiące złotych, w zależności od tego, ile komu przysługiwało metrów.

- Zapłaciliśmy za ziemię, to chcemy, żeby był tu porządek - mówią mieszkańcy z klatki A. Każda z klatek to osobna wspólnota mieszkaniowa. Przedstawiciele zarządu wspólnoty, która postawiła ogrodzenia, nie chcą oficjalnie rozmawiać z dziennikarzami. Tłumaczą, że to niepotrzebne szukanie sensacji. Są też przekonani, że reportera ktoś na nich nasyła.

- Telewizja nam tu potem przyjedzie... - obawiają się. - Po co nam to, my chcemy w spokoju żyć.

Prosiliśmy, żeby nie niszczyli. Ale nie słuchali

Ale część pozostałych lokatorów chce rozmawiać, byle bez nazwisk. Bo mają swoje racje i nie chcą, by było słychać tylko głos tych z klatki B, którym się płot tych z klatki A nie podoba.

- Ile razy myśmy prosili o to, żeby pozostali lokatorzy zachowali tutaj porządek, nie śmiecili, nie niszczyli lamp, nie blokowali przejazdu i tak dalej - opowiada jedna z lokatorek.

- Na przykład tacy właściciele psów - precyzuje jej sąsiadka. - Są teraz te darmowe torebeczki i łopatki do sprzątania psich odchodów. Wziąłby jeden z drugim takie coś do kieszeni i posprzątał po swoim pupilu. Ale gdzie tam. Zwierzaki robiły byle gdzie, nikt tego nie sprzątał. Poza tym część lokatorów wjeżdżała samochodami pod sam blok, niszcząc tym samym chodnik.
Swoich lokatorów broni też zarządca nieruchomości - firma Nova.

- Teren ten jest własnością wspólnoty, właściciele sygnalizowali nam, że inni mieszkańcy nie zawsze dbali o tę przestrzeń. Zdarzało się, że wjeżdżały tam auta dostawcze, niszczyły chodnik i trawnik - opowiada Przemysław Rudnik z firmy Nova, która zarządza nieruchomościami, w tym wspólnotą z Chrobrego 22A. - Ponosiliśmy spore koszty utrzymania chodnika zimą, związane z jego odśnieżaniem czy też posypywaniem. Pomiędzy mieszkańcami dochodziło do sporów. Wreszcie zapadła decyzja, żeby postawić tam ogrodzenie. No i stoi.

Gdy zaczęto stawiać płoty, jednocześnie rozebrano wspólny chodnik. Mieszkańcy z klatki A zbudowali sobie nowy, elegancki, z fioletowej kostki. Uważnie przyglądali się temu mieszkańcy innych bloków.

- Jak wbijali te płoty w ziemię, to wielu się po głowach drapało. No bo kto to widział, że jedną klatkę schodową od całego osiedla oddzielać stalowym ogrodzeniem? Getto takie sobie zrobili - mówi pan Antoni, mieszkaniec sąsiedniego bloku.

Właściciele gruntów przy klatce A się jednak tymi opiniami nie przejmują. Mało tego, cały czas zacierają ręce, jak to ładnie sobie zrobią w przyszłości.

- Tutaj - jedna z lokatorek pokazuje na prostokąt wydzielony krawężnikami - zrobimy sobie taki ładny kwietnik. Posadzimy tuje, jak w prawdziwym ogrodzie. Planujemy jakieś ławeczki, do tego stoliczki. Będzie można posiedzieć wieczorami na świeżym powietrzu w spokoju. Jak tu będzie ładnie...
Lokatorzy z klatki B mówią, że ich sąsiedzi wydziwiają.

- Im się wydaje, że mieszkając w bloku, będą mieli ogródek jak w domu jednorodzinnym - przekonuje jeden z mężczyzn. - Ogrodzili się, jakby mieszkali w jakiejś willowej dzielnicy! A to zwykłe blokowisko przecież. Rockefellerzy tu nie mieszkają.

Klatka B stanowczo zaprzecza, by ktokolwiek coś niszczył sąsiadom z klatki A czy też celowo robił na złość.

- Wszędzie się zdarzy, że gdzieś pies narobi. Ale to jeszcze nie powód, żeby mury stawiać i zabraniać pozostałym chodzenia pod swoimi oknami - mówi pan Danuta. - Prawda jest taka, że ich zabolało, że musieli zapłacić za ziemię. A wiadomo, jak to jest - jak już za coś zapłacisz, to czujesz się tego jedynym właścicielem. Więc postawili płoty i nie wpuszczają innych.

Podczas powodzi był zgrzyt. Wtedy się to wszystko zaczęło

Jedna z mieszkanek tłumaczy, że Chrobrego 22 to w ogóle specyficzny blok.

- Te niesnaski nie wzięły się z tego, że ktoś komuś rzucił papierek pod oknem czy nie posprzątał po psie - mówi jedna z lokatorek. - To trwa o wiele dłużej. Co najmniej od powodzi w 1997 roku - tłumaczy.

Wówczas Koźle nawiedził największy kataklizm od kilku stuleci. Woda zalała praktycznie wszystko poza rynkiem. Na osiedlu Zachód pod wodą znalazły się niemal wszystkie mieszkania na parterze. Wielu ludzi zostało uwięzionych w swoich domach. Żywność była transportowana amfibiami i śmigłowcami. Właz na dach był wykuty tylko w klatce A.

- No i niektórzy opowiadają, że tam szły dary i ci z „A” nie wszystkim chętnie się dzielili - opowiada mieszkanka. - Niektórzy mieli o to pretensje i tak ten konflikt trwa do dziś.

Sami zainteresowani oczywiście zaprzeczają, by cokolwiek takiego miało miejsce. Zresztą dzisiaj, 18 lat po tamtych wydarzeniach, to nie ma już żadnego znaczenia. Ale znaczenie ma na przykład to, czy wskutek postawienia płotów mieszkańcy są tak samo bezpieczni, jak byli wcześniej. Chodzi przede wszystkim o dojazd dla różnych służb, przede wszystkim pogotowia i straży pożarnej.
Ogrodzenia stanęły bowiem zarówno przy froncie, jak i z tyłu bloku.

- Ci, którzy mają okna po obu stronach, to w razie pożaru się uratują. Ale ci, którzy mają widok tylko z tyłu, mogą mieć problemy, bo tam dojazd straży będzie bardzo utrudniony - mówi Władysław Koliński.

Strażacy tłumaczą jednak, że przepisy przeciwpożarowe nie mówią nic o stawianiu ogrodzeń na własnych posesjach. A drogi dojazdowe w tym konkretnym przypadku są przejezdne.

- Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy w wyniku postawienia takiego ogrodzenia zmniejszyło się bezpieczeństwo mieszkańców - mówi młodszy brygadier Leszek Morkis z komendy Powiatowej Straży Pożarnej w Kędzierzynie-Koźlu.

Mieszkańcy, którzy ogrodzenie postawili, tłumaczą, że w sytuacji zagrożenia można je bez problemu... rozebrać.

- Niech ci z „B” nie mówią, że straż pożarna sobie z czymś takim nie poradzi - przekonują ci z „A”. Poza tym wszystkie drogi dojazdowe są przejezdne.

Czekają na drogę

Sprawie przyglądała się też straż miejska. Przedstawiciel wspólnoty z klatki A przyszedł zgłosić fakt budowy do komendanta straży Grzegorza Grzesika.

- To jest teren prywatny, według naszych informacji nie ma tam tzw. służebności, w związku z czym mieszkańcy mieli pełne prawo się odgrodzić - mówi komendant Grzesik. - Wiemy, że tam jest jakiś konflikt sąsiedzki, ale nie my jesteśmy od tego, żeby go rozwiązywać.

Kilkanaście metrów od bloku na Chrobrego 22, równolegle do niego, jest droga. To znaczy formalnie się znajduje, bo w rzeczywistości jej nie ma. Leży tam jedynie kilka betonowych płyt, i to tylko na samym początku traktu. To jeden z kilku takich dziwnych przypadków na terenie Kędzierzyna-Koźla, gdzie na oficjalnych mapach i dokumentach geodezyjnych zaznaczono kiedyś drogi, których do dziś nikt nie zbudował. Tę przy Chrobrego już po wytyczeniu miało zrobić miasto, ale wciąż nie znalazło na to pieniędzy. Gdyby trakt faktycznie istniał, problem z dojściem i dojazdem do pozostałych klatek zostałby w praktyce rozwiązany. I pewnie nie byłoby płotu i tego tekstu.
- Ale u nas wszystko się stawia na głowie - mówi jeden z mieszkańców. - Zamiast zbudować drogę dojazdową, pozwala się ludziom budować własne płoty i chodniki. Dobrze, że ten blok wcześniej ocieplono i pomalowano. Bo teraz to każda wspólnota chciałaby pewnie zrobić to po swojemu. W ogóle to ludziom się wydaje, że z prywatną własnością to można robić co się chce. Zapominają, że są jeszcze jakieś zasady współżycia społecznego.

Sprawie szczególnie przyglądają się mieszkańcy sąsiedniego bloku, dwuklatkowego. Obie klatki „wojskowe”. Też chcą się grodzić, bo nie podoba im się, że inni z osiedla łażą im pod oknami.

- Na razie zobaczymy jednak, jak się ta sprawa na Chrobrego 22 zakończy. Jak się rozejdzie po kościach, to może i u nas płot postawimy. W końcu każdy chciałby mieć trochę ogródka koło bloku...

Sądy rozpatrywały już podobne sprawy. Jedną z nich pół roku temu zajmował się Sąd Apelacyjny w Katowicach. Poszło o drewniany płotek o wysokości około 1-1,20 metra, który miał odgradzać od reszty osiedla teren zielony będący częścią nieruchomości wspólnej. Powstał z inicjatywy mieszkańców jednej z klatek. Chodziło przede wszystkim o sprzątanie po psach. Część pozostałych lokatorów poskarżyła się o to do sądu. Sąd okręgowy oddalił ich pozew, ale rację przyznał im sąd wyższej instancji. W swoim wyroku podkreślił, że problemowi psów spuszczonych ze smyczy i zanieczyszczających trawnik wspólnota może zaradzić, zawiadamiając straż miejską, a niekoniecznie budując ogrodzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska