Ksiądz Franciszek Drenda - proboszcz od Serca

fot. Krzysztof Świderski
Ks. Franciszek Drenda: - W naszej parafii najcenniejsza jest tkanka ludzka.
Ks. Franciszek Drenda: - W naszej parafii najcenniejsza jest tkanka ludzka. fot. Krzysztof Świderski
W Kluczborku mówią o nim: ojciec albo perfekcjonista. W latach 80. zbudował kościół. Od 27 lat kieruje parafią Serca Pana Jezusa. Gromadzi w kościele tłumy.

Kościół, konsekrowany w roku 1987, jest wielki jak hala sportowa. Tak się wtedy budowało na wielkich osiedlach. Z zapasem, na wypadek, gdyby się władzy ludowej odechciało zgadzać na budowę kolejnych świątyń. Wchodzimy do środka tuż przed środowymi roratami. Ludzi pełno, głowa przy głowie.

Budowa bez łapówki

- Bo w naszej parafii najcenniejsza jest tkanka ludzka - uważa ks. Franciszek Drenda. Proboszcz wie, co mówi, bo zna tu wszystkich. Jest razem z nimi od pierwszego szpadla wbitego w ziemię w 1981 roku, kiedy w miejscu dzisiejszego kościoła rosło zboże.

- Jak nowy chłopak zgłasza się do grupy ministrantów i podaje swoje nazwisko, ksiądz proboszcz prawie zawsze zna imiona jego rodziców i wie, gdzie mieszkają. A nawet zna adres jego babci - mówi Jan Szajda, wieloletni ministrant.

Taka wiedza o parafianach nie byłaby dziwna na wsi, ale parafia ks. Drendy nie dość, że jest miejska, to jeszcze jedna z większych w diecezji - 16 tysięcy dusz.
Ich więź z parafią rosła razem z kościołem. Budowali go w latach 1981-1987.

Politycznie czas był fatalny, ale dla Kościoła bardzo dobry. Do pracy przychodziło codziennie po sto osób i więcej. Prezesi zakładów nie odmawiali zezwoleń na materiały, a pracownicy - czasu i umiejętności na dodatkową robotę po szychcie. Więc proboszcz wspomina po latach, że zbudował kościół, nie dając ani jednej łapówki. Wystarczyła ludzka życzliwość. A jego parafianie pamiętają, że ks. Franciszek pracował fizycznie na równi z nimi. Dla byłego mistrza Śląska juniorów w podnoszeniu ciężarów żadna belka i żaden worek nie były za ciężkie. Kręgosłup odezwał się dopiero po latach.

W kluczborskiej parafii wszystko jest duże. Dom parafialny przybyszom z zewnątrz może się wydawać aż zbyt wielki. Miejscowi wiedzą, że jest w sam raz, kilkanaście salek tętni życiem przez cały tydzień. Bo też w parafii działa ponad trzydzieści grup i wspólnot - modlitewnych, charytatywnych, młodzieżowych: ministranci, dzieci Maryi, ruch szensztacki, oazy, żywy różaniec, koło misyjne, parafialny klub seniora, stowarzyszenie rodzin katolickich, duszpasterstwo harcerzy, koło anonimowych alkoholików, apostolstwo dobrej śmierci, krąg biblijny i wiele, wiele innych. Jest chór, schola i parafialna orkiestra dęta.

Ksiądz nie odmówi nikomu

Zaraz po poświęceniu kościoła ruszyło parafialne koło Caritasu. Dziś działa w nim 30 parafian pod wodzą Rity Ciupke. Mają pod stałą opieką ponad 520 osób. Ich oczkiem w głowie stało się ostatnio rozdzielanie potrzebującym unijnej żywności. Od marca do końca listopada rozdali 31 ton. Najwięcej w diecezji opolskiej. Ostatnio mieli nawet unijną kontrolę, która potwierdziła, że wszystko - co do jednej butelki oleju - trafiło do potrzebujących.

W tej parafii Caritas może być spokojny także o przyszłość - szkolne koło Caritasu - pierwsze, jakie powstało w diecezji opolskiej - liczy blisko 150 osób.

- W gimnazjum nr 5 uczestnictwo w kole Caritasu należy do dobrego tonu - mówi jego opiekunka Joanna Kozioł. - Młodzież zajmuje się m.in. magazynem odzieżowym w podziemiach kościoła i spotyka się z osobami starszymi w klubie seniora.

Do dyspozycji dzieci i młodzieży jest - często do późnych godzin wieczornych - parafialna aula. A kto potrzebuje korepetycji lub cichego miejsca do nauki, może przyjść do świetlicy "Serce". Na uczniów czekają tu czynni i emerytowani nauczyciele. Uzależnieni mogą liczyć na pomoc terapeuty.

Oczywiście, wszystkich tych wspólnot i grup proboszcz nie prowadzi sam. Pomagają mu wikariusze i ludzie świeccy.

- Ale wszystkimi proboszcz się interesuje - mówi Jan Szajda - nie ma pielgrzymki czy wycieczki którejś z tych wspólnot, żeby proboszcz jej nie dofinansował.

O pieniądzach z ambony ks. Drenda zasadniczo nie mówi. W parafii nie ma cennika za posługi liturgiczne, o czym przypomina wchodzącym napis na drzwiach do kancelarii. I może właśnie dlatego ksiądz nie miał problemów ze sfinansowaniem remontu kościoła na 20-lecie konsekracji.

- I jest jeszcze coś - mówi Roman Pastwińsk, członek rady duszpasterskiej. - Proboszcz jest na co dzień dyspozycyjny. Zawsze i dla każdego. - Z ogromnym zaangażowaniem zajął się na naszą prośbę Kołem Sybiraków i został jego kapelanem. Bo on po prostu nie umie odmawiać ludziom.

Efekty takiej postawy, także statystyczne, widać w kluczborskiej parafii gołym okiem. W niedzielę do kościoła przychodzi 2/3 mieszkańców, co jak na miasto jest wynikiem bardzo dobrym. Kryzysu spowiedzi też tu nie widać. Bo skoro księża czekają w konfesjonale, wierni przychodzą. Także z okolicznych wiosek. No i coś, co cieszy proboszcza szczególnie. W ciągu 27 lat z parafii wyszło 18 kapłanów i osiem sióstr zakonnych. Kolejny kleryk jest w seminarium.

- Cieszy mnie też, że dla tak wielu ludzi w naszej parafii ważna jest msza święta - mówi ks. Drenda. - Przychodzi ich naprawdę dużo. I w niedzielę, i w tygodniu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska