Magdalena Pawlaszczyk. Wichrzycielka z filologii

Archiwum/DP
Dzień po aresztowaniu Magdaleny Pawlaszczyk napisała o tym prasa.
Dzień po aresztowaniu Magdaleny Pawlaszczyk napisała o tym prasa. Archiwum/DP
Była jedyną kobietą w regionie sądzoną za udział w rozruchach marcowych w 1968 roku. Aresztowana za działalność w antykomunistycznym podziemiu, na rok musiała opuścić uczelnię. W wolnej Polsce sąd mówił o niej: była pani najodważniejszą kobietą Opolszczyzny.

Kiedy w 1968 roku studencka Polska kipiała od rozruchów marcowych, sprzeciwiając się łamaniu praw człowieka i domagając się wolności przekonań oraz wypowiedzi, pani Magdalena Pawlaszczyk ze Starej Kuźni pod Kędzierzynem-Koźlem była studentką drugiego roku filologii rosyjskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu.

- Pamiętam, jak na pierwszym wiecu w Domu Studenckim "Mrowisko" paliliśmy gazety i skandowaliśmy hasło "Radio kłamie, prasa kłamie, Opole z wami" - wspomina 64-letnia dziś Magdalena Fuławka (nazwisko po mężu). - Mimo że byliśmy młodzi, czuliśmy na sobie gorset komunistycznego zniewolenia. Teraz, z perspektywy lat, widzę, ile w tym wszystkim było romantyzmu i naiwności. Zaślepieni młodzieńczym entuzjazmem i dążeniem do prawdy nie zauważyliśmy też, że naszym kosztem odbywają się rozgrywki wewnątrzpartyjne.

Konspira

Na działalność w tajnych strukturach antykomunistycznego podziemia niespełna 19-letnią wówczas Magdalenę namówił kolega ze studiów.

- Zgodziłam się bez wahania. System był zły, tłamsił ludzi, zabierał wolność. Wierzyłam, że trzeba się temu przeciwstawić - wspomina. - Namówiłam też dwie kolejne osoby. Jedną z nich była moja serdeczna przyjaciółka, jeszcze z ogólniaka - Jasia Parma, również studentka WSP.
Struktury funkcjonowały na wzór organizacji podziemnych działających podczas okupacji, czyli na zasadach tzw. trójki.

Każdemu członkowi znane były tylko trzy osoby należące do organizacji. Pierwszym zadaniem studentki-opozycjonistki było pisanie, przepisywanie i kolportaż ulotek zawierających informacje z innych ośrodków akademickich o treściach antypartyjnych i antykomunistycznych.

- W tamtych czasach nie było drukarek, kopiarek, więc ulotki przepisywaliśmy ręcznie w pokojach w akademiku - mówi pani Magdalena. - Mrówcza, żmudna praca, ale nie męcząca. Wierzyliśmy, że ta robota ma sens.

Chodziła też na wiece, organizowane codziennie przez kilka dni w holu akademika "Mrowisko".
- Na pierwszym był nawet ówczesny rektor, prof. Maurycy Horn, który prosił nas o zachowanie spokoju. Ale emocje i chęć dokonania czegoś ważnego były w nas silniejsze. Kilka dni później prof. Horn przestał być rektorem. Prawdę powiedziawszy, nie bardzo wiedzieliśmy dlaczego.

Działo się tak dużo, że czasem nie zastanawialiśmy się dlaczego - mówi Madalena Fuławka.
Na jednym z takich spotkań w auli Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu studenci proklamowali strajk okupacyjny uczelni, który miał się zacząć 18 marca.

- Pamiętam jeszcze jeden moment związany z tym wiecem. Wystąpił wtedy student, bodaj z I roku, który powiedział: "Polska krąży jak sputnik wokół Związku Radzieckiego". Za to jedno zdanie stanął przed sądem i pożegnał się z uczelnią - mówi Magdalena Fuławka.

Odezwa na drzwiach Komitetu

Dwa dni przed strajkiem opolscy studenci zaczęli kolportowanie na mieście antykomunistycznych ulotek. Roznosiła je również 19-letnia Magda.

- Ulice były puste. Od czasu do czasu przejeżdżał cywilny samochód z pełną obsadą mężczyzn, którzy uważnie nam się przyglądali - wspomina.

Ulotki zostawiali na klatkach schodowych, w skrzynkach na listy, w drzwiach domów w obrębie ulic: Oleskiej, Grunwaldzkiej, Kośnego i Matejki.

- Poszliśmy też w okolice gmachu Komitetu PZPR przy Ozimskiej. Kolega przypiął rezolucję na drzwiach, ja z innym kolegą odeszłam kilka metrów dalej. Wtedy nadjechał jakiś samochód. W bramie najbliższego domu wyrzuciłam bibułę i klej. Chcieliśmy jak najszybciej wrócić do akademika. Niestety. Zdołaliśmy przejść jedynie kilkanaście metrów, gdy ten sam samochód zatrzymał się przy nas. Chwilę później nadjechała też milicyjna nyska - mówi pani Magda.

"Suką" na komendę

Było tuż przed 23.00 17 marca 1968 roku, kiedy milicyjna nyska zawiozła Magdalenę Pawlaszczyk na komendę przy ul. Powolnego. Na początku przeszła szczegółową rewizję osobistą. Musiała rozebrać się do naga, a milicjantka, która była z nią w pokoju, dokładnie przeszukiwała każdą część garderoby. Potem pobrano od niej odciski palców, zrobiono zdjęcia i założono kartotekę.

- Traktowali mnie jak najgroźniejszego przestępcę - dziś uśmiecha się na wspomnienie tamtych chwil, ale wtedy wesoło jej nie było. - Dostałam też kawałek szmaty, aby wytrzeć ręce z tuszu. Ta sama szmata służyła mi później w celi jako ręcznik.
Potem studentka trafiła "na dołek".

- Wrażenie paskudne. Byłam sama, w pierwszym momencie nie bardzo wiedziałam, co ze sobą zrobić. Była noc, więc należało położyć się spać. Odsunęłam na pryczy koc i zobaczyłam brudne prześcieradło. Chciałam się rozebrać, ale było bardzo zimno. Zdjęłam tylko buty i położyłam się w ubraniu. Nakryłam się kocem, zamknęłam oczy i słyszę... kap, kap, kap...
kapiąca woda.

Po chwili przez okienko w drzwiach strażnik zaświecił mi mocną latarką w oczy. Ta procedura powtarzała się co kilkanaście minut. O spaniu nie było mowy. Nad ranem, kiedy było jeszcze ciemno, zaprowadzono mnie na pierwsze przesłuchanie - opowiada pani Magda.

Pokój przesłuchań z widokiem na niebo

W małym pokoiku zebrało się kilkunastu funkcjonariuszy, krzyki, światło w oczy, szybko padające pytania. Z natury skryta Magda zamykała się w sobie.

- Byłam bardzo przestraszona, ale uparcie trzymałam się tego, że w momencie aresztowania nic przy sobie nie miałam. Nie pamiętam, jak długo mnie maglowali. Potem znów znalazłam się "na dołku". Na śniadanie dostałam czarną kawę zbożową i pajdę suchego chleba - tłumaczy. - W tym samym czasie do celi trafiła też młoda Cyganka, mniej więcej w moim wieku. Cały czas instruowała mnie: "Pamiętaj, choćby przedstawiali ci setki dowodów - nie przyznawaj się do niczego." Jej rady wzięłam sobie do serca.

Kolejne przesłuchania odbywały się co kilka godzin. Esbecy pytali w kółko o kontakty, plany, ulotki, strajk…

- Ale przesłuchania miały też dobrą stronę. Tylko wtedy przez okno pokoju, w którym mnie trzymali, mogłam zobaczyć kawałek nieba, w celi było to niemożliwe. Tu pojęłam, co znaczy zniewolenie - mówi Magdalena Fuławka.

Powrót z pchłami

Magda w areszcie milicyjnym spędziła 48 godzin. Na koniec przesłuchał ją jeszcze sam prokurator.

- Powiedział, że w mieście pojawiły się ulotki ze swastykami. Obwiniał o to studentów. Później dowiedziałam się, że rozrzucała je esbecja do spółki z milicją - mówi opozycjonistka.

Prokurator nakazał jej natychmiastowe opuszczenie Opola. Ale rodzice mieszkali w Starej Kuźni, nie miała jak dostać się do domu. Pozwolono więc wrócić jej na jedną noc do akademika.
- Idąc przez miasto, zastanawiałam się, czy trwa strajk. Niestety, okna uczelni były ciemne. Byłam rozczarowana. Z aresztu przyniosłam na sobie mnóstwo pcheł.

Na drugi dzień rano poszła na pociąg. Z domu studenckiego "Mrowisko" na dworzec odprowadziła ją grupa przyjaciół, towarzyszyli im milicjanci po cywilnemu. Do dnia rozprawy musiała co drugi dzień meldować się na Komendzie MO w Kędzierzynie-Koźlu. Przed sądem stanęła 25 kwietnia 1968 roku. Trwały wiosenne ferie.

- Chodziło o to, aby nie doszło do kontaktu z innymi studentami. Na ławie oskarżonych było nas pięcioro, ja i czterech kolegów. Wszyscy, którzy zostali aresztowani 17 marca. Sąd Powiatowy w Opolu uniewinnił mnie, uzasadniając, że nie odegrałam w kolportażu ulotek poważnej roli. Wyrok uniewinniający nie spodobał się prokuraturze, która wniosła apelację - wspomina Magdalena Fuławka.

Druga rozprawa odbyła się 15 października, już w czasie roku akademickiego. Wszystkie miejsca na widowni zajęli koleżanki i koledzy z uczelni.
- Jedna z koleżanek wniosła na salę taki mały magnetofon, wówczas nowość rzadko spotykana, i nagrała rozprawę. Później była ona wielokrotnie odsłuchiwana przez studentów i nie tylko. Sąd wojewódzki utrzymał wyrok uniewinniający. Można powiedzieć, że miałam szczęście - mówi pani Magda.

Uczelnia była surowsza

Ale na tym kłopoty się nie skończyły. Zaraz po rozprawie została wezwana przed Senacką Komisję Dyscyplinarną do spraw Studentów.

Rzecznik dyscyplinarny napisał: "... Aczkolwiek wymieniona wyrokiem Sądu Powiatowego w Opolu została całkowicie uniewinniona od postawionych jej zarzutów, to jednak fakt, iż zachowaniem swym w dniu 17 III 68 r. naraziła się na podejrzenie naruszenia prawa i wszczęcie przez organa MO czynności dochodzeniowych przemawia za zastosowaniem wobec M. Pawlaszczyk kary dyscyplinarnej odpowiedniej do stopnia jej zawinienia". 8 czerwca 1968 roku pani Magdzie wymierzono dwie kary: nagany z ostrzeżeniem i zawieszenia w prawach studenta na rok. Odebrano jej również wszystkie świadczenia.

- System ostro rozprawiał się ze wszystkimi niepokornymi. Zrobiono z nas chuliganów i wywrotowców. Rację bytu mieli tylko ci "godni zaufania", ulegli i podporządkowani władzy, którzy zgodzili się na współpracę z systemem.

Po roku wróciła na studia. Obroniła dyplom na filologii rosyjskiej i zaczęła pracę. Najpierw jako nauczycielka rosyjskiego w liceum w Prudniku, potem jako bibliotekarka z Zespole Szkół Chemicznych w Kędzierzynie-Koźlu. Dziś ma 64 lata i jest na emeryturze. Ma dwóch synów i dwoje wnucząt.

Epilog

Ostatnie sceny "wydarzeń marcowych" rozegrały się 4 marca 2009 roku przed Sądem Okręgowym w Opolu, który przyznał Magdalenie Fuławce odszkodowanie i zadośćuczynienie za represje w czasie PRL-u.

Była jedyną kobietą w regionie, która w marcu 1968 roku została zatrzymana i stanęła przed sądem za działalność antykomunistyczną. W uzasadnieniu wyroku przewodnicząca składu sędziowskiego nazwała mieszkankę Kędzierzyna-Koźla "najodważniejszą kobietą Opolszczyzny", ponieważ w tamtych czasach mało kto odważył się wystąpić jawnie przeciw władzy ludowej.

- Z akt otrzymanych z Instytutu Pamięci Narodowej dowiedziałam się, że nasza sprawa otrzymała kryptonim "Wichrzyciele". Zajmowała się nią zarówno Komenda Wojewódzka MO, jak i Służba Bezpieczeństwa, czyli Wydział III Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, to tak, jakbyśmy byli przeciwnikami na miarę Jamesa Bonda - uśmiecha się pani Magda.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska