Mieszkańcy Krasiejowa i okolic postawili na agroturystykę i dinozaury

Redakcja
Margareta i Lars Rosenowie przyjechali do Krasiejowa ze Szwecji. - To zaczarowane miejsce - mówią.
Margareta i Lars Rosenowie przyjechali do Krasiejowa ze Szwecji. - To zaczarowane miejsce - mówią. Paweł Stauffer
Dinozaury z Krasiejowa, choć wymarły setki milionów lat temu, odmieniają dziś życie okolicznych mieszkańców, którzy w agroturystykę inwestują często cały majątek.
Na stawach w gospodarstwie Stary Młyn można pływać kajakiem. Paweł Stauffer

Na stawach w gospodarstwie Stary Młyn można pływać kajakiem.
(fot. Paweł Stauffer)

Dinozaury z Krasiejowa, choć wymarły setki milionów lat temu, odmieniają życie okolicznych mieszkańców. Powoli, bez pośpiechu - jak na staruszków przystało - ale skutecznie. Niektórzy z krasiejowian sprzedali cały dotychczasowy majątek i zainwestowali w rodzinny biznes turystyczny.
- Wszystko poszło na sprzedaż: firma, działki, reszta majątku, czasem za pół ceny - mówi Werner Klimek. Jego żona Renata dodaje: - Postawiliśmy majątek na jedną kartę.

Jeszcze kilka lat temu mieli sklep branży przemysłowej, trochę ziemi, budowali dom, w którym planowali zamieszkać z dwójką dzieci. Ale koniunktura w handlu się dramatycznie załamała, dzieci, dorastając, zaczęły samodzielnie planować swą przyszłość, budowa domu stanęła. A w Krasiejowie, w dziurze dinusiów - jak o paleontologicznych wykopaliskach mówili tutejsi - czekały na swój wielki czas kości zwierząt sprzed ponad 200 milionów lat. Wiadomo już było, że to znalezisko unikatowe w skali Europy. Coraz realniejsza wydawała się wizja, że w tym miejscu stanie nie tylko naukowy pawilon, ale i kompleks rozrywkowy.

Wiedzieliśmy, że jak ruszy, to ściągną do nas rodziny z całego kraju i z zagranicy. Niektórzy zechcą zanocować. Zmieniliśmy projekt domu z typowo mieszkalnego na nadający się do prowadzenia działalności noclegowej - mówi Werner. - Zamiast dwóch początkowo planowanych łazienek, wybudowaliśmy więc sześć niezależnych, aby każdy gościnny pokój miał własną.

Pokoje są nowoczesne, pachnące nowością, każdy z dostępem do internetu. Łazienki eleganckie. Wszystko czeka na turystów, którzy od dwóch miesięcy tłumnie ściągają do wsi, do JuraParku, ale niestety - wciąż rzadko chcą tu nocować. W tej chwili w gościńcu Klimków zajęta jest tylko "jedynka". Osoba tu mieszkająca przebywa w Krasiejowie służbowo, a nie turystycznie.

Wychodzimy na taras, z którego roztacza się widok na szosę, lasy oraz wybudowane również przez gospodarzy miejsce paleniskowe, wieżę widokową, wędzarnię. Nikt z nich jeszcze nie korzystał.
Klimkowie są dobrej myśli: - Na najbliższy weekend mamy już niezłe obłożenie, głównie gości z Niemiec. JuraPark wciąż się rozwija, dokładają karuzel, miejsc parkingowych. Przyjeżdża tu coraz więcej ludzi. Nam też coś skapnie.

W piwnicach budynku słychać hałas młotów. Bo inwestycja Klimków wciąż trwa. Dół początkowo był przeznaczony na minigastronomię. Ale jak gospodarze dowiedzieli się, że aby być w zgodzie z rygorystycznymi normami i biurokracją, musieliby mieć tyle szybów wentylacyjnych, że na dachu zabrakłoby miejsca na kominy - to odpuścili. Teraz będzie tam kuchnia i klubowa jadalnia dla gości.
- A co będzie, jeśli jednak ten turystyczny bum nie przyjdzie? Znów państwo wszystko sprzedacie i przeniesiecie się do mieszkania? - pytam.
- Nie ma takiej możliwości - odpowiadają zgodnie Werner i Renata. - To się musi udać.

Chata Myśliwska to dobra baza wypadowa dla miłośników pieszych wycieczek. Paweł Stauffer

Chata Myśliwska to dobra baza wypadowa dla miłośników pieszych wycieczek.
(fot. Paweł Stauffer)

Kaskader przeżyje
I chyba się uda, bo gdy siedzę na tarasie znajdującej się parę kilometrów dalej, w centrum Krasiejowa restauracji Lidii Schroll, mogę obserwować, jak w tej jeszcze rok temu spokojnej wsi narasta ruch samochodowy. Choć jest dopiero początek dnia, przez ulicę Spóracką przetaczają się kolejne samochody: z rejestracją śląską, wielkopolską, przejeżdża też autobus wycieczkowy - jeden, potem kolejny.

- Trudno się przyzwyczaić do tego ruchu. Nigdy nie mieszkaliśmy przy autostradzie, przez ostatnich 40 lat w Krasiejowie niewiele się zmieniało. A teraz mamy autostradę pod oknami - mówi pani Lidia, witając jednocześnie kociaka, który szybko przybiegł do niej z drugiej strony ruchliwej ulicy, wykorzystując chwilową przerwę w sznurze samochodów: - To kot kaskader, znów mu się udało przeżyć!
Kobieta wracająca z zakupów ze sklepu obok kiwa głową: - Mnie już jedno auto potrąciło! Jak nie będzie porządnych przejść, chodników, kładek dla pieszych, to w końcu będzie nieszczęście.
Ruch samochodowy w Krasiejowie, szczególnie w weekendy, to zmora zarówno dla mieszkańców wsi, jak i dla samych kierowców i turystów. Tydzień temu, jak zamknęli przejazd kolejowy - na krótko, tak żeby jeden pociąg mógł przejechać - to samochodowy korek zrobił się na całą wioskę.
Są tacy, co wybudowali sobie domki w pobliżu zjazdu na krasiejowski dinopark - teraz jakoś się nie wprowadzają, zaskoczeni, że sielska okolica zamieniła się w pełną hałasu silników i smrodu spalin.

Zachować charakter
Przy samym JuraParku trudno w weekend znaleźć miejsca parkingowe. Bywa, że do stoisk z gastronomią trzeba stać w długich kolejkach.
- Kto zechce zjeść w tradycyjnej restauracji, a nie w parku - to do nas trafi - mówi Lidia Schroll. - Na tradycyjny śląski obiad, taki z roladą, kluskami i zołzą.

Ale wielkiego baneru o śląskim jadle, takiego, żeby był zauważalny dla tysięcy przejeżdżających obok kierowców, pani Lidia jeszcze sobie nie sprawiła. I raczej nie sprawi:

- Restauracja jest mała. Od lat przyzwyczaiłam moich gości do tego, że mogą tu w weekendy przyjść nie tylko na rodzinny obiad, ale i na przyjęcia z okazji jubileuszów. Tydzień temu miałam przyjęcie z okazji czyjejś sześćdziesiątki. Za tydzień - siedemdziesiątki. Nie odmówię więc swym stałym klientom miejsca z powodu konieczności nakarmienia wycieczek z JuraParku - wyjaśnia pani Lidia.
Zresztą póki jest lato, goście korzystać mogą także z ogródka przy restauracji. A zimą ruch być może zmaleje.

- Ważne, aby utrzymać swój odmienny charakter - tłumaczy pani Lidia. - Ja nigdy nie będę halą gastronomiczną, nigdy też nie będę konkurencją dla gastronomii z JuraParku. Jak ktoś przy kasach w Parku spyta, gdzie tu można po domowemu zjeść, bez kolejek - to dziewczyny chętnie wskażą mój lokal. Bo tak powinno być: mamy się uzupełniać. Dinusie dały wsi szansę na rozwój, musimy z niej tylko dobrze korzystać.

Lidia Schroll prowadzi restaurację przez kilkanaście lat. Trzy lata temu urządziła też na piętrze budynku pokoje gościnne. Sama zamieszkała na poddaszu.

- Na razie w pokojach często nocują ludzie, którzy przyjeżdżają wykonać usługi dla Parku - mówi gospodyni. - Ale byli też panowie z Krakowa, Poznania i Warszawy. Dziesięć lat temu przyjeżdżali do Krasiejowa jako studenci, na wykopaliska.

Kontakt ze zwierzętami to jedna z atrakcji agroturystyki. Paweł Stauffer

Kontakt ze zwierzętami to jedna z atrakcji agroturystyki.
(fot. Paweł Stauffer)

Wtedy mieszkali w baraku, żywili się m.in. u pani Lidii, przychodzili na piwko. Dziś przyjechali zobaczyć, jak dziura z kośćmi zamieniła się w park nauki i rozrywki.
- Zapowiedzieli, że wrócą tu z rodzinami, większa ekipą - mówi pani Lidia. - Podobnie zapewniał pewien pan z synem, którzy zatrzymali się w restauracji na obiad: przyjadą tu na parę dni, zanocują. I zapewnie tak będzie, bo dzieciak był zachwycony JuraParkiem i wyegzekwuje od rodziców, aby obietnicę spełnili. Poczekajmy rok, dwa - a być może w Krasiejowie będzie trzeba uruchamiać coraz więcej pokoi gościnnych.

Pani Lidia już inwestuje. Poprawia wyposażenie pokoi, uruchamia letnią kuchenkę, taką z piecem kaflowym i śląskim starym kredensem - aby cieszyła swym tradycyjnym disignem oko gości.
A po podwórzu gospodarczym jeździ spychacz.
- Trzeba sprostać wymaganiom gości, którzy chcą parkować swoje auta bezpiecznie, nie na ulicy - mówi. - A u mnie na podwórzu po każdym deszczu pojawiało się błoto. Teraz się już nie pojawi, bo właśnie plac odwadniam i utwardzam.

Kajakami na grzyby
Krasiejów i jego okolice to nie tylko Jura Park. To stawy rybne, meandry Małej Panwi, po której można pływać kajakami. To bogate w zwierzęta, jagody i grzyby lasy. - Jak pani pójdzie do lasu, to po 10 minutach wróci z kobiałką grzybów! -mówi Walter Pańczyk. Od lat pracuje w branży turystycznej, więc gdy dowiedział się o planach związanych z krasiejowskim znaleziskiem - nie miał wątpliwości: pojawiła się nowa szansa. Pięć lat temu wyremontował dom - ojcowiznę żony - na Chatę Myśliwską, którą mogą wynajmować kilkuosobowym ekipom. Niedawno urządził też dwuosoby pokoik z łazienką i minianeksem kuchennym. Na wybiegu trzyma egzotyczne kozy, bawi się z nimi 10-letnia Niemka, Hanna Misch, której rodzice pochodzą z okolic. Wokół lasy i łąki.

Jest pięknie - mówi Hanna.
Podobnego zdania jest Margareta Rosen, która przyjechała do Krasiejowa ze Szwecji wraz z mężem Larsem i synem Rafałem. Trafiła do gospodarstwa agroturystycznego Stary Młyn. Przyznaje, że to miejsce zaczarowane: wjeżdża się tam uliczką schowaną w lesie, a oznaczoną tabliczką niczym z miasta. Margareta i Larsen zostawili za sobą szosę i cywilizację, przed sobą ujrzeli:
- Łąki, stawy, drewniane domki, stado koni... - wymieniają. - Jest pięknie. Po pierwszej nocy obudziliśmy się rześcy i wypoczęci, czując, że w tym miejscu jest dobra energia. Zachwycony jest nasz syn, Rafał. Ma 12 lat i jest wielbicielem dinozaurów. Wie wszystko o tutejszym silesaurusie.

Pod lupą

Margareta i Lars Rosenowie przyjechali do Krasiejowa ze Szwecji. - To zaczarowane miejsce - mówią. Paweł Stauffer

Margareta i Lars Rosenowie przyjechali do Krasiejowa ze Szwecji. - To zaczarowane miejsce - mówią.
(fot. Paweł Stauffer)

Pod lupą

Odkrywka w Krasiejowie zyskała światową sławę dzięki licznym znaleziskom triasowych kręgowców. Wśród wielu wydobytych okazów opisano między innymi pradinozaura (najstarszego odkrytego dotąd dinozaura), nazwanego Silesaurus opolensis.
Instytut Paleobiologii PAN przygotował z krasiejowskich eksponatów m.in. ekspozycję w warszawskim Muzeum Ewolucji. Jej najatrakcyjniejszymi elementami, oprócz oryginalnych znalezisk, są rekonstrukcje naturalnej wielkości głównych przedstawicieli fauny krasiejowskiej.
Szczątki prehistorycznych gadów i płazów można też podziwiać z pawilonie muzealnym w Krasiejowie, obok którego od 2 miesięcy działa rozrywkowo-edukacyjne centrum JuraPark.

Dla siebie stworzeni
Państwo Rosen o gospodarstwie agroturystycznym Stary Młyn dowiedzieli się z internetu. Tak się im spodobał pomysł mieszkania nad stawami, wśród lasów, że - mimo iż w pobliżu mają krewnych - zamieszkali właśnie w "Młynie". I zapowiadają, że wrócą.

- Moim marzeniem było od wielu lat prowadzenie agroturystyki - mówi Maria Drzymała. - Ale początkowo byliśmy rolnikami, marzenie spełniłam dopiero wtedy, gdy zaczęło nam grozić bankructwo.
Bo na początku Drzymałowie mieli pokaźne stado owiec: 120 matek plus młode. 40 hektarów ziemi do obrobienia. Stawy rybne. Z czasem popyt na owczą wełnę i mięso spadł. Powódź z 1997 roku porwała też ryby ze stawów hodowlanych.

- Nie mieliśmy z czego żyć, więc postanowiliśmy zarabiać na tym, co do tej pory robiliśmy za darmo - goszcząc krewnych i przyjaciół we własnym domu - mówi Maria Drzymała. - Gdy pierwsi goście zostawili u nas pięćdziesiąt złotych, cieszyliśmy się jak z wygranej w totolotka.
Mąż pani Marii, Joachim, to człowiek z rodzaju "złota rączka". Prawie sam wybudował trzy drewniane domki, w których teraz mieszkają turyści. Do Starego Młyna przyjeżdżają goście z Polski, Niemiec, Francji. - Niektórzy po to, aby się wykrzyczeć w tutejszych lasach, odstresować - śmieje się pani Maria. - A potem nacieszyć spokojem.

Szumi woda ze strumienia i drzewa w lesie, rżą konie. Jedyny hałas, jaki można tu usłyszeć, to dźwięk sygnałówki, w którą gospodyni dmie, by wezwać gości na posiłek.
Gospodarze powoli zbliżają się do wieku emerytalnego. Swoje gospodarstwo przekażą córkom:
- Cieszę się, że ruszył JuraPark. To ułatwi kontynuowanie agroturystyki - mówi starsza córka, Dorota. - Park wzbogaca naszą ofertę, bo przecież nie każdemu cisza, lasy, grzybobranie i wędkowanie czy pływanie kajakami wystarcza na zapełnienie kilku dni pobytu. Chcą jeszcze bardziej komercyjnej rozrywki, atrakcji dla dzieci, kina i karuzel. A to zapewnia właśnie JuraPark. Ale też dobrze jest, jeśli z takiego głośnego i pełnego rozrywki parku jest gdzie uciec - najlepiej do lasów i do usytuowanych tam domków letniskowych. Wydaje się, że jesteśmy po prostu dla siebie stworzeni.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska