Moje Kresy. Duchowieństwo łuckie

Stanisław S. Nicieja
Ordynariusz łucki biskup Adolf Szelążek (1865-1950) - za odmowę opuszczenia Łucka wtrącony do więzienia w Kijowie. Po interwencji Watykanu został deportowany do Polski. Ze zbiorów łucczanina Tadeusza Marcinkowskiego z Zielonej Góry.
Ordynariusz łucki biskup Adolf Szelążek (1865-1950) - za odmowę opuszczenia Łucka wtrącony do więzienia w Kijowie. Po interwencji Watykanu został deportowany do Polski. Ze zbiorów łucczanina Tadeusza Marcinkowskiego z Zielonej Góry.
Łuck, z racji ilości świątyń nazywany „Wołyńskim Rzymem”, był w II Rzeczypospolitej stolicą odrodzonej po rosyjskim zaborze diecezji oraz siedzibą seminarium duchownego.

W 1925 roku ordynariuszem łuckim został ks. Adolf Piotr Szelążek (1865-1950) - charyzmatyczny biskup, który wszedł do legendy Wołynia nie tylko jako odnowiciel tamtejszej kurii, budowniczy 72 nowych kościołów na Wołyniu, twórca drukarni wydającej ważne periodyki kościelne i świeckie oraz organizator łuckiego synodu diecezjalnego i nowego zakonu - terezjanek, ale też jako znakomity kaznodzieja. Jego homilie należą do klasyki polskiej retoryki kościelnej. Posiadał też talent polityczny: uczestniczył m.in. w pertraktacjach pokojowych polsko-radzieckich w Rydze i w pracach nad konkordatem pomiędzy władzami II RP a Stolicą Apostolską.

Osobowość biskupa Adolfa Szelążka wpisała się wyraziście w dzieje polskiego Kościoła na Kresach, zwłaszcza w czasach okupacji sowieckiej i hitlerowskiej, a także w obliczu ataków banderowców na polską ludność Wołynia. Wykazał się wówczas wielką odwagą cywilną i imponującym patriotyzmem. 3 stycznia 1945 roku został aresztowany przez Sowietów za odmowę opuszczenia Łucka i wtrącony do więzienia w Kijowie. Po uporczywych interwencjach Watykanu wyszedł stamtąd dopiero półtora roku później i natychmiast został deportowany do Polski. Zmarł cztery lata później w Brzegłowie pod Toruniem.

Na temat biskupa ordynariusza Adolfa Szelążka istnieje w Polsce obszerna literatura. Ale równie wielką legendą spowita jest postać ks. Władysława Bukowińskiego (1904-1974). Urodził się w Berdyczowie, w rodzinie ziemiańskiej. Jego ojciec, Cyprian Bukowiński, był dyrektorem cukrowni, a matka, Jadwiga Scipio del Campo, pochodziła ze spolszczonej rodziny włoskiej, która przybyła do Płoskirowa na Podolu za czasów królowej Bony. Bukowiński miał gruntowne wykształcenie. Nim poszedł do seminarium duchownego, miał już ukończone studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim. W czasie tych studiów był twórcą i prezesem Akademickiego Koła Kresowego, które skupiało studentów z ziem wschodniej Polski. Przyjaźnił się wówczas z innym Kresowianinem, urodzonym w Odessie Karolem Górskim (1903-1988), później wybitnym historykiem mediewistą, badaczem dziejów Pomorza i członkiem Duńskiej Królewskiej Akademii Nauk.

Po święceniach kapłańskich, które Bukowiński przyjął w katedrze na Wawelu z rąk kardynała Adama Sapiehy, i po pięciu latach pracy w diecezji krakowskiej został wykładowcą w Seminarium Duchownym w Łucku. Rektorem tego seminarium był wówczas kanonik Antoni Jagłowski (1891-1974) - również ważna postać w dziejach życia religijnego w Łucku.

Po wybuchu wojny ks. Bukowiński został przez biskupa Adolfa Szelążka mianowany proboszczem katedry w Łucku. 22 sierpnia 1940 roku aresztowali go jednak Sowieci i osadzili w więzieniu, które mieściło się w dawnym klasztorze (skonfiskowanym w latach 60. XIX wieku siostrom brygidkom). Tam więźniami byli również księża z Włodzimierza Wołyńskiego: proboszcz Stanisław Kobyłecki (1902-1987) oraz wykładowcy w łuckim seminarium Józef Kazimierz Czurko i Bronisław Galicki.

Gdy Niemcy hitlerowskie uderzyły na ZSRR w czerwcu 1941 roku, enkawudziści przystąpili do likwidacji więźniów w Łucku. Doszło do masowych egzekucji na dziedzińcu klasztoru. Według ustaleń wybitnego znawcy dziejów Wołynia prof. Władysława Filara w więzieniu w Łucku enkawudziści zabili 2073 osoby (zginęli wówczas księża Czurko i Galicki). Ks. Bukowiński miał szczęście - był w takim miejscu, że nie został nawet draśnięty przez kulę. Uznał, że to był boski znak, iż darowano mu życie, aby poświęcił się ratowaniu skazanych na zagładę. Kierowany takim wewnętrznym przekonaniem, w czasie okupacji hitlerowskiej organizował ukrywanie żydowskich dzieci w rodzinach katolickich oraz opiekował się masowo przybywającymi do Łucka uciekinierami przed szalejącymi w okolicznych wioskach banderowcami.

Rosjanie aresztowali go ponownie razem z biskupem Adolfem Szelążkiem 3 stycznia 1945 roku. Skazano go wówczas na 10 lat łagru. Należał do najbardziej znanych kapłanów Kościoła katolickiego, którzy podjęli pracę duszpasterską na terenie ZSRR. Jego „Wspomnienia z Kazachstanu”, gdzie działał jako zakonspirowany duszpasterz, doczekały się wielu wydań (pierwsze w Londynie w 1979 roku). Utrzymane są w formie listów apostolskich wzorowanych na listach św. Pawła i do dzisiaj budzą zainteresowanie i uznanie nie tylko historyków i polonistów.

Gdy w latach 1956-1957, na fali tzw. drugiej repatriacji wielu Polaków wróciło do kraju z Kazachstanu, ks. Bukowiński postanowił tam zostać nie tylko dla swoich ziomków, którym nie pozwolono wrócić do kraju, ale także dla katolików innych nacji, w tym dla Niemców znad Wołgi i Morza Czarnego oraz wywiezionych do Kazachstanu Ukraińców. Głosił kazania w czterech językach. Dla młodych Niemców po rosyjsku, bo już słabo znali mowę ojców. Gdy pozwolono mu pojechać z Kazachstanu do Polski, gdzie odwiedził m.in. swego przyjaciela prof. Karola Górskiego, sądzono, że nie wróci już do ZSRR, że obietnicy powrotu nie dotrzyma. Schorowany, wrócił jednak do Karagandy, aby kontynuować tam swoją misję duszpasterską. I tam zmarł. Na jego grobie niemieccy katolicy umieścili napis: „Der polnische Priester Wladislaus Bugowiński”. Karol Górski w swoim wspomnieniu o Bukowińskim w „Tygodniku Powszechnym” (23 XII 1984) napisał: Niemcy nie umieli odróżnić polskiego dźwięku „k” od „g”, ale kochali go za wielkie serce.

Łucką legendę ks. Bukowińskiego od lat upowszechnia ks. Witold Józef Kowalów - charyzmatyczny duszpasterz mieszkający dziś na przemian w Ostrogu i Łucku, współtwórca i wydawca publikacji Ośrodka „Wołanie z Wołynia”. W tym to wydawnictwie w 2001 roku ukazała się monumentalna książka pt. „Spotkałem człowieka. Ksiądz Władysław Bukowiński w pamięci wiernych i przyjaciół”, dokumentująca fakty z życia i legendę duszpasterza z Karagandy.

Posługę kapłańską pełnił w Łucku również ks. Adolf Kukuruziński (1894-1970) - wykładowca prawa kanoniczego w tamtejszym seminarium duchownym, prałat kapituły łuckiej, prefekt szkół średnich w Łucku, Zdołbunowie i Ostrogu, a po doktoryzowaniu się na KUL-u proboszcz w Beresteczku i wykładowca prawa kanonicznego w Instytucie Papieskim w Dubnie. W 1932 roku wrócił do Łucka i został tam wicedyrektorem Diecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej oraz kapelanem więzienia w Łucku. Aresztowany w 1944 roku i skazany na 10 lat - wyrok odbywał w Workucie. Po odzyskaniu wolności został wydalony przez władze sowieckie do Polski. Osiadł w Opolu, gdzie był oficjałem Sądu Biskupiego. Zmarł w Prószkowie pod Opolem i tam jest pochowany.

Liczna jest grupa łuckich duchownych, którzy przeżyli bardzo ciężkie lata w czasie wojny i tuż po jej zakończeniu. Oto kilku z nich, szczególnie doświadczonych przez los:

Ks. dr Bronisław Drzepecki**(1906-1973) - wicedyrektor Seminarium Duchownego w Łucku, a po zamknięciu seminarium w 1939 roku proboszcz w Hucie Stepańskiej, gdzie pracował do 1943 roku. Na rozkaz władz niemieckich wysiedlony z częścią parafian do Generalnej Guberni. Wezwany w 1944 roku przez biskupa Szelążka, wrócił na Wołyń i został wikariuszem generalnym w Żytomierzu. Aresztowany w 1945 roku, przez 20 lat przebywał w obozach sowieckich. Po powrocie do Łucka, po dwóch latach aresztowany ponownie - odbył karę 5 lat więzienia. Zwolniony wyjechał na Podole. Był proboszczem m.in. w Szarogrodzie, gdzie zmarł i jest pochowany.

Ks. Karol Gałęzowski**(1879-1950) - absolwent seminarium w Żytomierzu, katecheta w Winnicy i w Łucku, kanonik honorowy łucki, w 1945 roku skazany na 10 lat obozu karnego zmarł na zesłaniu na półwyspie Kola.

Ks. Stanisław Szczypta**(1914-1984) - wikariusz parafii katedralnej w Łucku, administrator parafii Jezioro z siedzibą w Przebrażu. Na polecenie biskupa Szelążka od 1941 roku pracował w katedrze w Żytomierzu. Aresztowany, 10 lat spędził w łagrach. Po amnestii w 1955 roku wrócił do Żytomierza, gdzie pracował i zmarł.

O. Aleksander Beń (1912-1991) - franciszkanin, po wybuchu II wojny światowej osiadł na Wołyniu i podjął pracę duszpasterską w Boremlu koło Łucka. W latach 1944-1945 pracował w diecezji kamienieckiej, będąc m.in. proboszczem w katedrze w Kamieńcu Podolskim. Aresztowany, 8 lat spędził w łagrach. Po wyjściu z łagru w 1953 roku, pozbawiony paszportu i praw obywatelskich, pracował jako kierowca i traktorzysta. W 1956 roku otrzymał paszport i wyjechał do Lwowa. Nie otrzymawszy prawa pobytu na Ukrainie, pojechał do Kazachstanu - oficjalnie pracując jako kierowca, potajemnie wykonywał obowiązki duszpasterskie. Aby uniknąć ponownego aresztowania, ciągle zmieniał miejsce pobytu. W swych duszpasterskich wędrówkach dotarł na Syberię, gdzie pracował jako palacz i konserwator pomp parowych w fabryce. W 1974 roku osiedlił się na stałe w Kustanaju w Kazachstanie i przy tamtejszej kaplicy pełnił misję duszpasterską. Dojeżdżał do różnych części Kazachstanu, a później w głąb Rosji, w okolice Nowosybirska. Poświęcił wiele kaplic i kościołów, m.in. w Czelabińsku i Ałma Acie. Zmarł na atak serca w 1991 roku w Przemyślu, dokąd pojechał, korzystając z gorbaczowowskiej pierestrojki, jako pielgrzym na spotkanie z papieżem Janem Pawłem II.

Ks. Franciszek Skalski**(1902-1949) - kanonik honorowy łucki, katecheta w Równem i kapelan wojskowy, uczestnik powstania warszawskiego, więzień obozu w Stutthofie, zmarł w Olsztynie.

Ks. Marian Sokołowski**(1897-1988) - prałat, kantor kapituły łuckiej. Za pracę patriotyczną i duszpasterską na Podolu (w parafiach, które w wyniku traktatu ryskiego zostały po stronie rosyjskiej) skazany w 1928 roku na karę śmierci. Po czteroletnim oczekiwaniu na wyrok został w 1932 roku wymieniony jako więzień polityczny i osiadł wówczas w Łucku, gdzie był katechetą w szkołach średnich, sędzią synodalnym i sekretarzem Diecezjalnego Instytutu Akcji Katolickiej oraz wykładowcą w seminarium duchownym. Po wybuchu wojny udał się na Węgry, gdzie pracował jako kapelan w obozie wojskowym. Po wojnie związał się z Warszawą, a u schyłku życia zamieszkał w Zamku Bierzgłowskim, w diecezji chełmińskiej.

Strażnikiem pamięci o Łucku i jego okolicach był również ks. Dionizy Baran (1913-1995) - absolwent Seminarium Duchownego w Łucku, kapelan sierocińca w Łucku, wikary w Kowlu, proboszcz w Sienkiewiczówce nieopodal Łucka, a pod koniec II wojny światowej proboszcz łuckiej katedry. W czasach mordów banderowskich, wspomagany przez żołnierza Wehrmachtu, Niemca z Sudetów - Leopolda Hampla, zorganizował przy swojej parafii w Sienkiewiczówce schronienie dla około 1000 uciekinierów z okolicznych wiosek, którzy mogli zginąć z rąk UPA. Sienkiewiczówka była polską wsią pod Łuckiem, nazwaną tak w 1924 roku dla upamiętnienia uroczystości sprowadzenia prochów Henryka Sienkiewicza ze Szwajcarii do Polski.

23 czerwca 1943 roku wyruszył z Sienkiewiczówki do Łucka konwój ludności polskiej (kilkaset osób) zorganizowany na wzór wojskowego taboru pod osłoną polskiego oddziału samoobrony oraz żołnierzy Hampla. Konwój był wielokrotnie atakowany przez małe grupki uzbrojonych upowców. Nad całością tego polskiego exodusu z Sienkiewiczówki czuwał ks. Dionizy Baran, który omal nie zginął, gdy jedna z kul przeleciała tuż nad jego głową, pozostawiając w kapeluszu dziurę (ksiądz zachował przestrzelony kapelusz do końca życia jako talizman). Po 30-kilometrowej marszrucie konwój dotarł bez strat do Łucka. Ewakuacja parafian z Sienkiewiczówki nastąpiła prawie w ostatniej chwili.

W połowie lipca 1943 roku banderowcy spalili kościół katolicki w Sienkiewiczówce (wybudowany w roku 1933), aptekę Kubalskiego, stację kolejową, młyn i domy opuszczone przez Polaków. Zamordowali popa i spalili jego ciało, twierdząc, że należało go ukarać za przyjaźń z polskim księdzem - „chytrym Lachem, który wyprowadził swych parafian z Sienkiewiczówki, ratując ich przed tym, na co sobie zasłużyli”. Ks. Dionizy Baran bardzo mocno przeżył męczeńską śmierć swego przyjaciela - popa. Był później orędownikiem porozumienia polsko-ukraińsko-niemieckiego i jako symboliczne postacie podawał Niemca Hampla i popa Sawczuka z Sienkiewiczówki, którzy jako ludzie różnych nacji potrafili się szanować i przyjaźnić.

Dramatyczny był dalszy los uciekinierów z Sienkiewiczówki. Pisarz Apoloniusz Zawilski wspominał: _Kiedy kilkukilometrowa kolumna wozów zaparkowała ciasno na placu Katedralnym w Łucku, Niemcy zarządzili, aby przyprowadzone z Sienkiewiczówki bydło natychmiast odstawić do rzeźni, a młodzież w wieku od 15 lat wzwyż winna zgłosić się na roboty przymusowe do Rzeszy. Te wywózki Polaków w głąb Niemiec uratowały im właściwie życie. _Według ustaleń Ewy i Władysława Siemaszków latem 1943 roku, w okresie największego banderowskiego terroru, Niemcy wywieźli z Łucka na roboty przymusowe około 10 tysięcy osób. Miasto otaczały łuny palących się polskich wsi i osad. Wyjście Polaków poza jego rogatki było równoznaczne ze śmiercią. W Wigilię Bożego Narodzenia 1943 roku banderowcy niespodziewanie zaatakowali przedmieścia Łucka: Barbarszczyznę, Hnidawę, Krasne, Wólkę i ulicę Rowieńską. Spalono tam polskie domy. W Łucku wyławiano płynące Styrem zwłoki zmasakrowanych ludzi z okolicznych wiosek i chowano na polskim cmentarzu. Ceremonie pogrzebowe prowadzili księża Władysław Bukowiński - cudem ocalały z pogromu w łuckim więzieniu i Dionizy Baran - uciekinier z Sienkiewiczówki.

Gdy w lutym 1944 roku Łuck zajęła Armia Czerwona, enkawudziści wyłapywali upowców i wieszali ich na dwóch szubienicach ustawionych w centrum miasta - na piersiach zbrodniarzy zawieszali tabliczki z liczbą zamordowanych Polaków.

Dionizy Baran był jednym z 240 kapłanów łacińskich, którzy pracowali w diecezji łuckiej przed wybuchem II wojny światowej, niosąc posługę duszpasterską około 275 tysiącom tamtejszych katolików. Spośród tych księży - według ustaleń Leona Popka i Lucjana Momota - 13 zginęło z rąk Sowietów, 17 z rąk Niemców, 21 z rąk UPA. W obozach i więzieniach przebywało 41 łuckich księży. Leon Popek, autor gruntownych opracowań dotyczących dziejów polskiego Kościoła na Wołyniu w czasie wojny, pisze o porażających wyobraźnię aktach okrutnych mordów, których na polskich duchownych dopuszczali się banderowcy. I tak: ks. Ludwik Wrodawczyk został przez nich ukrzyżowany, ks. Stanisławowi Dobrzańskiemu odcięto głowę siekierą (razem z nim zginęło 1038 jego parafian w Ostrówkach), a ks. Karola Barana z Korytnicy przepiłowano w drewnianych korycie drwalską piłą. Poza byłymi mieszkańcami Wołynia dość powszechnie mnożą się wątpliwości, czy rzeczywiście w środku Europy w połowie XX wieku mogło dojść do takiej skali okrucieństwa i nienawiści między niedawnym sąsiadami, których częstokroć łączyły więzy krwi, gdyż bardzo liczne były wówczas mieszane małżeństwa polsko-ukraińskie.

Diecezję łucką opuściło, wyjeżdżając na zachód, 79 księży, wśród nich Dionizy Baran. Do pociągu ewakuacyjnego, który wyruszył 6 sierpnia 1945 roku, udało mu się zabrać skarbiec katedry łuckiej: zbiór szat liturgicznych z XVII wieku, pastorały, infuły, relikwiarze, monstrancje, kielichy, alby i komże, a także obrazy słynnego malarza Franciszka Smuglewicza, które zdobiły łucką katedrę. Ze 166 parafii istniejących na Wołyniu w 1939 roku nieprzerwanie czynna była do roku 1989, według ustaleń Leona Popka, tylko jedna - w Krzemieńcu.

Dionizy Baran osiadł na Śląsku, początkowo w Brzegu, gdyż w tej okolicy zamieszkało wielu jego dawnych parafian z Sienkiewiczówki, którzy do końca życia uważali księdza za swego wybawcę, a później w Lubaniu i Nowej Soli. W 1957 roku został proboszczem bazyliki pod wezwaniem świętych Stanisława i Wacława oraz dziekanem dekanatu w Świdnicy i obowiązki te pełnił do końca życia. Zapisał piękną kartę w dziejach świdnickiej bazyliki, doprowadzając tę gotycką świątynię o barokowym wystroju do dawnej świetności. Świdniccy parafianie mówią o nim: „Legenda Ziemi Świdnickiej”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska