Półtora miliona za całe życie. Historia 22-latka z Opola

Katarzyna Kownacka
- Oskar został wyłączony z życia na jego początku - uznał opolski sąd i przyznał mu 1,2 mln zadośćuczynienia, 160 tys. odszkodowania i dożywotnią rentę - 16 tys. zł miesięcznie. To rekordowe odszkodowanie w Polsce.

Nie słyszałem o wyższym - stwierdza Ryszard Kalisz, poseł i doświadczony prawnik. - W głośnej kilka lat temu sprawie z Poznania, chłopak postrzelony przypadkowo przez policję dostał bodaj 900 tysięcy i dwa tysiące renty. Jeśli opolski wyrok się uprawomocni, będzie to z pewnością swego rodzaju precedens.

Tak wysokiego odszkodowania przyznanego przez polskie sądy nie przypomina sobie też profesor Marian Filar, karnista z Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu.

- Jak na polskie standardy to faktycznie jest to wysoka kwota - stwierdza. - Ale generalnie tendencja w ostatnich latach jest taka, że zasądzane zadośćuczynienia wzrastają.

I dodaje: - Nie sądzę, by w apelacji ta suma została zmniejszona. Jeśli sąd pierwszej instancji dokładnie ustalił, skąd się wzięła, to w kontekście tragedii, która spotkała tego młodego człowieka, nie wydaje mi się, by jakiś sędzia odważył się podważyć tę decyzję.

Ma wystarczyć za całe życie
Opolski sąd długo i skrupulatnie badał sprawę Oskara Langnera. Wyrok wydał na podstawie opinii biegłych, zeznań świadków i zgromadzonych przez rodzinę poszkodowanego sześć lat temu opolskiego licealisty rachunków. Przyjął, że te pieniądze zadośćuczynią cierpieniom młodego człowieka i pozwolą zrekompensować koszty już poniesione i takie, które jeszcze czekają Oskara i jego rodziców.

- Trzeba mieć na uwadze, że zadośćuczynienie ma jednorazowy i całościowy charakter, a zatem musi wystarczyć na wynagrodzenie wszelkich dotychczasowych i przyszłych krzywd - uzasadnia sędzia Katarzyna Faff.

A tych Oskarowi nie brakowało. W listopadzie 2004 roku na lekcji wuefu, biegnąc slalom między ustawionymi na sali gimnastycznej tyczkami uderzył z dużą prędkością głową o ścianę. Doznał nieodwracalnego urazu odcinka szyjnego kręgosłupa, a w konsekwencji niedowładu wszystkich kończyn. Od tego czasu jego życie całkowicie się odmieniło. Porusza się na wózku inwalidzkim, jest zupełnie niesamodzielny. Ma też za sobą kilka poważnych operacji - w tym wszczepienia specjalnej pompy, dzięki której podawane mu są leki oraz rekonstrukcji biodra. Tę ostatnią przeszedł w Niemczech. A to z pewnością nie jedyne zabiegi, które go czekają. Mimo to specjaliści oceniają szansę na poprawę jego zdrowia jako "bardziej niż niepewne".

Oskar wymaga codziennej, wielogodzinnej rehabilitacji, którą przechodzi w Krakowie. Właśnie z tego względu kilka lat temu przeniósł się tam z rodzicami. Musi się specjalnie odżywiać (wysokowartościowymi, białkowymi preparatami), przechodzić kosztowne turnusy rehabilitacyjne, przyjmować leki i być pod całodobową opieką. Gdyby zasądzone pieniądze trafiły do Oskara, rodzina chciałaby zatrudnić do opieki nad nim tzw. asystenta osoby niepełnosprawnej, który opiekowałby się pacjentem przez cały czas. Póki co taką od pierwszego dnia po wypadku pełni ojciec Oskara, Robert, który rzucił pracę, by poświęcić się dziecku.

Robert Langner pomaga synowi w każdej życiowej czynności - wozi go na rehabilitację, studia (Oskar jest studentem politologii jednej z krakowskich uczelni), pomaga mu się ubierać, jeść posiłki. - Jego pomoc niezbędna jest nawet przy krojeniu chleba czy higienie osobistej - tłumaczy nto sędzia Katarzyna Faff. - Oskar Langner nie jest w stanie utrzymać długopisu.

W uzasadnieniu wyroku pani sędzia napisała, że w chwili tragicznego zdarzenia Oskar był "młodym, w pełni sprawnym, silnym, wysportowanym i zdrowym człowiekiem, przed którym rysowała się wspaniała przyszłość. Dopiero przygotowywał się do wkroczenia w dorosłe życie, miał plany na przyszłość, zarówno zawodowe jak i zapewne osobiste". Zdarzenie jakie miało miejsce listopadzie 2004 roku w zasadzie całkowicie przekreśliło jego dotychczasowe plany i "zmieniło jego życie o 360 stopni".

Dziś Oskar ma 22 lata. W opinii sądu jak inni jego rówieśnicy powinien dziś realizować swoje plany co do nauki, usamodzielniać się, cieszyć się swym dorosłym życiem. "Tymczasem jest w pełni zależny od osób trzecich, wymaga stałej i całodobowej pomocy, nawet przy najprostszych czynnościach życia codziennego".

W rozmowie z nto sędzia Faff tłumaczy też: - Ten młody człowiek został wyłączony z życia u jego progu. Nie będzie robić tego, co jego koledzy - biegać, grać w piłkę, tańczyć, samodzielnie jeździć samochodem. Nie będzie czerpać z życia.

Sąd ustalając kwoty wziął też pod uwagę to, że Oskar Langner jako osoba ze 100-procentowym uszczerbkiem na zdrowiu nie może korzystać z ubezpieczeń, również tych od nieszczęśliwych wypadków. Nie jest też zdolny do pracy zarobkowej. W kwocie zadośćuczynienia skalkulowano więc też przybliżoną wartość pensji, której opolanin nigdy nie będzie miał.

Ciągle walczą
- To fantastycznie, że Oskar ma szansę by dostać takie zadośćuczynienie i odszkodowanie - cieszy się Anna Dymna, aktorka i założycielka Fundacji "Mimo wszystko". Oskar trafił pod opiekę fundacji dwa lata temu. Organizacja wspierała finansowo jego leczenie i rehabilitację. Tak jak Fundacja Polsat czy TVN.

- Temu chłopcu i jego rodzinie - bo Oskar ma wspaniałych rodziców, którzy poświęcili wiele, by móc się nim opiekować - należy się pomoc. Spotkała ich wielka tragedia, a mimo to wykazują nieprzejednaną postawę w walce o lepsze życie Oskara - mówi Anna Dymna. - Mam nadzieję, że wyrok utrzyma się w mocy.

Oskar Langner i jego rodzice o decyzji sądu i przyznanych kwotach nie chcą rozmawiać. - Przynajmniej do czasu uprawomocnienia się wyroku - stwierdza Małgorzata Wach z Fundacji "Mimo wszystko", która ma kontakt z opolanami.

Nie chcą też wracać do tego, co kilka lat temu spotkało Oskara.
Rozmawiać o tamtych wydarzeniach i dzisiejszym wyroku nie chce również wuefista chłopaka trzy lata temu skazany na 5 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata. Sąd uznał, że nieumyślnie naraził swojego ucznia na niebezpieczeństwo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. - To stara sprawa, nie będę o tym rozmawiać - ucina.

Odwołanie miasta
Prawie półtoramilionowe zadośćuczynienie i odszkodowanie ma wypłacić miasto Opole - jako organ nadzorujący VI LO, gdzie sześć lat temu doszło do wypadku. Samorząd miałby też dożywotnio płacić Oskarowi 16 tys. zł renty. Póki co odwołało się jednak od decyzji.

- Chcielibyśmy, by sąd raz jeszcze rozważył wysokość tych kwot - mówi Mirosław Pietrucha, rzecznik prezydenta Opola. - Sprawa od początku nie była wcale ewidentna i jednoznaczna, proces nauczyciela wuefu był długi i żmudny. Ale przed wypłatą takiego odszkodowania i renty absolutnie się nie wzbraniamy.

Miasto liczy jednak, że sąd obniży kwoty - zadośćuczynienia o połowę, a rentę wyznaczy na poziomie do 7 tys. zł.

- Wydaje nam się, że sąd wydał bardzo surowy wyrok. Kwota przekraczająca milion złotych jest astronomiczna. Choć oczywiście wycenić tak wielką tragedię młodego człowieka jest bardzo trudno - podkreśla Pietrucha. - Zwłaszcza że niepełnosprawność jest najprawdopodobniej dożywotnia.
Rzecznik ratusza zaznacza też, że miasto od cząstkowego wyroku w 2008 roku wypłaca już comiesięczną rentę Oskarowi. Zapłaciło też wstępne zadośćuczynienie - 28 tys. zł.

Przyszłoroczny budżet miasta ma wynieść 634 mln zł. Konieczność wypłaty prawie 1,5 mln zł odszkodowania i zadośćuczynienia z pewnością nim nie zachwieje.

- W części na pewno pokryje tę kwotę ubezpieczenie, bo miasto takie wykupuje - stwierdza Mirosław Pietrucha. - Ale by pokryć całość, jeśli wyrok się utrzyma, z jakichś inwestycji trzeba będzie zrezygnować.
Z jakich - nie wiadomo, bo nie jest pewne czy sąd apelacyjny podtrzyma wysokość odszkodowań.
Pojawiły się już głosy, że zasądzona przez wymiar sprawiedliwości kwota jest zbyt duża, a zrzuca się na nią podatnik. Prof. Marian Filar ucina dywagacje na ten temat.

- Jest coś takiego, jak solidaryzm społeczny. W tak dramatycznych przypadkach dobrze byłoby się nim kierować.

Czy ten wyrok może oznaczać, że polskie sądy będą teraz decydować o wysokich odszkodowaniach?
- Na miarę tych kolosalnych, wielomilionowych, choćby przyznawanych w USA, pewnie jeszcze długo nie - stwierdza prof. Filar. - Ale ostatnie lata pokazują, że poziom tych kwot znacznie wzrasta - ze skandalicznie niskich jeszcze kilka lat temu.

Ryszard Kalisz jest mniejszym optymistą. - Jaskółka wiosny nie czyni - twierdzi. - Po pierwsze - ten wyrok nie jest jeszcze prawomocny. A po drugie - do amerykańskich standardów w tej kwestii jeszcze nam daleko.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska