Skarb wyciągnięty ze starej szafy

Artur  Janowski
Artur Janowski
Tak wyglądały wesela na przełomie lat 50. i 60. XX wieku. Dziś w domach mało kto ma tyle świętych obrazów, a już nikt nie pije kapslowanej wódki z czerwoną etykietą...
Tak wyglądały wesela na przełomie lat 50. i 60. XX wieku. Dziś w domach mało kto ma tyle świętych obrazów, a już nikt nie pije kapslowanej wódki z czerwoną etykietą... Franciszek Smolin
Skarbów najczęściej szuka się w ziemi lub w podziemiach, ale ten leżał ponad pół wieku ukryty w domu. To ponad 1500 zdjęć, wykonanych m.in. w Opolu-Groszowicach. Próbujemy odnaleźć tych, których wtedy sfotografowano.

Wiesław Długosz aż trzy lata starał się o to, aby opolanie mogli zobaczyć zdjęcia, które dziś pokazujemy w gazecie. Rodzina autora - fotografa amatora z końca lat 50. XX wieku z Opola-Groszowic - długo nie potrafiła się zdecydować. Długosz - od lat zajmujący się historią swojej dzielnicy - nie rezygnował. Dopiero po śmierci fotografa Franciszka Smolina pozwolono mu zeskanować zdjęcia i zamieścić je w internecie.

Nie kryje, że wiele fotografii nawet dla niego było zaskoczeniem.

- Naprawdę cieszę się z każdego zdjęcia, które ludzie pozwolą mi zeskanować i wrzucić na stronę, ale ten zbiór jest wyjątkowy. I nie chodzi tu o imponującą liczbę zdjęć, których jest ponad 1500. Dla mnie Franciszek Smolin to taki nasz groszowicki Max Glauer, który wspaniale uchwycił klimat z przełomu lat 50. i 60. XX wieku i zatrzymał czas. Za to jestem mu wdzięczny.

Z tamtych czasów najwięcej zachowało się zdjęć z odbudowy Opola, stawiania domów czy uroczystości państwowych. Takich, które pokazują, jak ludzie żyli, czy świętowali, jest niewiele. Tymczasem Smolin fotografował głównie takie imprezy jak komunie, chrzty i wesela, a na nich nie tylko suto zastawione stoły, ale też „strudzonych” weselników.

Urszula Zajączkowska, dyrektor Muzeum Śląska Opolskiego, badająca dzieje opolskich fotografów, niedawno obejrzała zdjęcia z Groszowic i uważa, że porównywanie Smolina do Glauera to przesada, ale zdjęcia opolanina są świetną opowieścią o pewnym czasie.

- Pokazują ludzi, ich zajęcia, czas wolny. To kronika w obrazkach i cenny dokument - ocenia dyr. Zajączkowska.

Pomóc nie może już ich autor, bo Franciszek Smolin zmarł pod koniec 2014 roku, a wcześniej przez kilkanaście lat był przykuty do łóżka. Groszowiczanie wspominają go jako spokojnego i skromnego starszego pana. Niewielu wie, że pół wieku temu był lokalnym fotografem. Takim, którego wynajmowało się na wesela, aby potem mieć pamiątkę na całe życie.
- Można powiedzieć, że dawał ludziom radość - opowiada Wiesław Długosz, który upublicznił zbiór na swojej stronie www. - Smolin najprawdopodobniej był fotografem amatorem, ale z ogromnym wyczuciem, jego zdjęcia nie są źle skadrowane lub nieostre. Kiedy je skanowałem i wrzucałem do sieci, poprawiłem zaledwie kilka, i to w niewielkim stopniu - podkreśla Długosz.

Fotografie, jeśli im się dobrze przypatrzyć, są znakomitym świadectwem świata, którego już nie ma.

- Na tych weselnych, których jest najwięcej, zwróciłem uwagę na tzw. wódkę cck, czyli „czystą, czerwoną, kapslowaną”. Młodzi tego nie pamiętają, ale właśnie taki alkohol wtedy się piło - wspomina Długosz. - Dawniej wesela odbywały się nie tylko w weekendy. Potrafiono się bawić w tygodniu i to nie jeden, ale dwa dni, a w państwowych zakładach pracy przymykano na to oczy. W Groszowicach chodziło jeszcze o coś innego. Sam chciałem mieć ślub w sobotę, ale ksiądz odmówił. Powiedział, że jak będzie w sobotę, to potem mu wierni w niedzielę na mszę nie przyjdą.

Bardzo dużo jest zdjęć pogrzebów oraz grobów. Smolin uwiecznił np. czuwanie przy trumnie w domach, czyli zwyczaj, który zanika. Tymczasem dawniej rodziny chciały mieć właśnie takie fotopamiątki.

- Często fotografie „jechały” potem do Niemiec, bo tam żyła część rodziny. Przypuszczam, patrząc na niektóre zdjęcia samych grobów, że zlecenia przychodziły też z zagranicy od osób, które wyjechały z Groszowic w czasie wojny lub po wojnie i chciały wiedzieć, jak wyglądają groby ich bliskich - opowiada Długosz.
To zaledwie trzy lata

Fotograf z Groszowic robił też portrety oraz krajobrazy, nie tylko w swojej dzielnicy, lecz również w sąsiednich miejscowościach. Niewykluczone, że zdjęć byłoby jeszcze więcej, gdyby nie wielka miłość. Na jednym z wesel Franciszek Smolin poznał bowiem swoją przyszłą żonę. Kiedy w 1961 r. zostali małżeństwem, znacznie ograniczył fotografowanie i skupił się na pracy oraz rodzinie. I to mimo że na zdjęciach wykonywanych pomiędzy 1957 a 1960 rokiem nieźle dorabiał.

- Ale z drugiej strony imprezy zajmowały mu mnóstwo czasu - mówi Długosz.

Dziś liczba 1500 fotografii nie robi na nikim wrażenia, ale Franciszek Smolin nawet nie mógł marzyć o współczesnych aparatach cyfrowych. Działał w czasach czarno-białej kliszy, którą potem trzeba było wywołać w zakładzie fotograficznym.

- Teraz każdy może zrobić kilkaset zdjęć w ciągu dnia i od razu zgrywa je na komputer, dawniej było znacznie trudniej - uśmiecha się Długosz.

Nie wiemy, jakiego używał sprzętu. Czy starego aparatu poniemieckiego, czy radzieckiego, a może polskiego, które zaczęły pojawiać się w sprzedaży. Niewykluczone, że najczęściej miał w rękach aparat Start, który jako pierwszy wyprodukowano w Polsce. Może miał jednak kilka modeli, np. bardzo prosty aparat Druh lub dysponujący lepszym obiektywem Ami? Na przełomie lat 50. i 60. w Polsce zaczęto także produkować model Fenix, uchodzący za szczyt polskiej techniki fotograficznej.

- Tyle że wszystkie w porównaniu z niemieckimi aparatami Praktica były słabe, by nie powiedzieć kiepskie - ocenia Długosz. - Dlatego stawiałbym na to, że pracował właśnie na aparacie Praktica. Były bardzo drogie, ale też bardzo dobre.
Zapomniany prom i kąpielisko

Być może, korzystając z niemieckiego cacka, Franciszek Smolin sfotografował miejsca, które zostały wyparte z pamięci wielu mieszkańców Groszowic. Jak choćby letnie kąpielisko, zbudowane w połowie lat 30. XX wieku, a potem zniszczone i przysypane gruzem oraz śmieciami.

Niewiele osób pamięta także prom kursujący pomiędzy brzegami Odry. Dziś zostały po nim tylko resztki budki, gdzie czekał na chętnych przewoźnik. Tylko najstarsi mieszkańcy wspominają, że promem zajmowała się rodzina Murków, a jeszcze w latach 70. na brzegu leżały zniszczone łodzie. Tymczasem Smolinowi udało się sfotografować nie tylko całe łodzie, ale także niezwykły ruch na Odrze. Zachował dla nas barki, pchacze i małe parowce. Jest też mnóstwo portretów na tle rzeki, co wskazuje na to, że dawniej dla mieszkańców Groszowic i okolicznych wsi Odra miała dużą siłę przyciągania.

To, czego na zdjęciach brakuje, to cementownia Groszowice, z której żyła najpierw cała gmina, a potem dzielnica po przyłączeniu w 1965 roku do Opola.

- Najpierw zakład zamknięto, potem zburzono, ale w latach 50. to nie była dla nas żadna atrakcja i może dlatego nie ma jej na zdjęciach? - zastanawia się Paweł Nowak, były pracownik cementowni.

Najwięcej na fotografiach jest ludzi, ale ich zidentyfikowanie przekracza możliwości Wiesława Długosza.

- Tych, którzy się rozpoznają na zdjęciach, proszę o kontakt mailowy. Może uda się do tych zdjęć dopowiedzieć jakieś historie? Ostatnio dostałem maila z Niemiec z informacjami. Liczę na kolejne - przyznaje Wiesław Długosz.
Jest jeszcze jeden zbiór zdjęć, które udostępnił Wiesław Długosz na swojej stronie internetowej: www. dokumentyslaska.pl.

To ponad 1500 fotografii autorstwa nieżyjącego już Franciszka Koptonia, wieloletniego pracownika cementowni Groszowice. Archiwalne zdjęcia pokazują głównie rodzinę, wycieczki i wakacje. Udało się je upublicznić dzięki uprzejmości synowej Bernadety Koptoń. Kontakt mailowy z autorem strony: [email protected].

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska