Vladyslav mieszka w Polsce od dwóch lat, od wybuchu wojny na Ukrainie. Przyjechał jako 16-latek, przygarnęła go rolnicza rodzina z niewielkiej wioski pod Prudnikiem. Pomaga przy gospodarstwie, żyje ze swoimi opiekunami jak członek rodziny. Znalazł też sobie grono znajomych, rówieśników z tej samej miejscowości.
W tej wiosce od lat młodzież kultywuje nietypowy, głupi i szkodliwy zwyczaj. W noc sylwestrową młodzi chodzą po wiosce i zdejmują z zawiasów bramki wejściowe na podwórza prywatnych domów. Potem chowają je w zaroślach czy nawet wrzucają do gnojówki. Zwyczaj się rozkręca, ostatnio zdejmowane są nie tylko furtki, ale też ciężkie bramy wjazdowe na posesje. Czasem dochodzi przy tym do ich uszkodzenia i strat materialnych.
Przed rokiem 17-letni wtedy Vladyslav spędzał sylwestra ze znajomymi w domu swoich opiekunów. Dwie godziny po północy z dwoma młodszymi kolegami i koleżanką wyszli z domu, żeby odwiedzić rodziców kolegi i złożyć im noworoczne życzenia. Kiedy wracali już do domu, przed posesją sąsiadów - małżeństwa Krzysztofa i Aldony G., doszło do gwałtownej scysji, której przebieg wyjaśnia teraz prudnicki sąd karny.
Wynoś się z naszej ziemi!
Przed bramę zajechała akurat samochodem Aldona G. Przywiozła z imprezy sylwestrowej w innej miejscowości swojego 16-letniego syna. Nie mogła wjechać na podwórze, bo ktoś zdjął z zawiasów ich bramę i przewrócił na ziemię. Aldona G. i jej syn wyszli z samochodu i zobaczyli czwórkę spacerujących młodych sąsiadów. Doszło między nimi do scysji, szarpaniny i bijatyki, ale przebieg zdarzenia jest zupełnie inaczej relacjonowany przez Krzysztofa i Aldonę G., a inaczej przez 18-letniego obecnie Vladyslava.
Według zeznań młodego Ukraińca, syn sąsiadów po wyjściu z auta zaczął się od nich domagać, aby naprawili bramę. Vladyslav odmówił, mówiąc, że on tego nie zniszczył. Jego kolega podszedł do bramy, aby pomóc w jej nałożeniu, a wtedy syn sąsiadów zaczął go szarpać i bić. Potem zaatakował też Vladyslava. Kiedy ten zaczął się bronić, z domu wybiegł gospodarz, Krzysztof G. – 45-letni postawny mężczyzna. Zaatakował Vladyslava, bił go pięściami po twarzy i żebrach. W pewnej chwili Aldona G. trzymała młodego sąsiada z Ukrainy za ręce, uniemożliwiając mu obronę, jej mąż bił go po twarzy z przodu, a syn po plecach z tyłu.
- Krzysztof G. krzyczał na mnie: Ty je .. Ukraińcu! Zaje … cie Ukraińcu! Wyp … z naszej ziemi! – zeznał przesłuchiwany przez policję Vladyslav. Przed sądem podtrzymał swoje zeznania, a pewne niejasności tłumaczył upływem czasu. Młody mężczyzna zeznał także w sądzie, że przez kilka miesięcy bał się potem o siebie, korzystał z pomocy psychologicznej. Przez miesiąc odczuwał też fizyczne dolegliwości wynikające z pobicia.
Nie jestem wrogiem ludzi z Ukrainy
Na rozprawie Krzysztof G. przyznał się tylko do tego, że uderzył kolegę Vladyslava w twarz otwartą ręką. W sylwestrową noc, gdy jego żona pojechała samochodem odebrać nastoletniego syna z imprezy, on został w domu z najmłodszymi dziećmi. Widział przez okno grupę młodych ludzi, którzy dewastują mu bramę wjazdową na podwórze. Nie wyszedł jednak od razu. Chwilę później przez okno zobaczył, że przyjechała żona, a „ta sama” młodzież wróciła pod jego dom.
- Widziałem, jak dwie albo trzy osoby rzuciły się na mojego syna i przewróciły go na ziemię. Wtedy wybiegłem z domu, nawet nie zdążyłem założyć butów – wyjaśniał przed sądem oskarżony. – Ten chłopak od sąsiadów z Ukrainy kopał mnie po nogach, szarpaliśmy się przez kilkadziesiąt sekund, ale ja go nie biłem. Był agresywny, czułem od niego alkohol. Na pewno nie znieważyłem go z powodu jego narodowości. Ja wtedy nawet nie wiedziałem kim jest. Słyszałem tylko, że u sąsiadów mieszka jakiś młody Ukrainiec. Nie jestem wrogo nastawiony do osób z Ukrainy.
- Ci młodzi ludzie rzucili się na mojego syna. Bili go po twarzy, szarpali, nie wiem dlaczego – wyjaśniała w sądzie Aldona G. – To chłopak z Ukrainy był agresywny, chciał się bić. Mąż uderzył go otwartą dłonią w twarz.
Dwaj koledzy Vladyslava, którzy razem z nim uczestniczyli w zajściu, nie stawili się na rozprawie. Sprawa podzieliła wiejską społeczność, ludzie nie chcą jednak jej komentować czy nawet świadczyć w sądzie.
Vladyslav i małżonkowie G. cały czas mieszkają obok siebie, mijają się w milczeniu w sklepie. Do rozprawy nikt do nikogo nie wyciągnął ręki.
Niedzielne uroczystości odpustowe ku czci św. Wojciecha w Gnieźnie
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?