W autobusach miejskich nie ma już kontrolerów biletów

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Na razie "kanarów” nie spotkamy w autobusie. Czy od tego przybędzie gapowiczów, nie wiadomo. Pewne jest tylko to, że na trasach jest bezpieczniej, bo nikt nikogo nie szarpie i nie bije.
Na razie "kanarów” nie spotkamy w autobusie. Czy od tego przybędzie gapowiczów, nie wiadomo. Pewne jest tylko to, że na trasach jest bezpieczniej, bo nikt nikogo nie szarpie i nie bije.
MZK rozwiązało umowę z firmą, która ich zatrudniała. Powód? Nieoficjalnie mówi się, że byli... niegrzeczni.

Pasażerowie od kilku tygodni mówią, że nie widać na trasach "kanarów".

- Kiedyś często organizowali naloty na najbardziej popularne linie. Siali spory popłoch. Ostatnio jest spokój - mówi nam jeden z mieszkańców.

Poprosiliśmy o wyjaśnienie szefostwo MiejskiegoZakładu Komunikacyjnego.

- Umowa z firmą, która świadczyła nam usługi w zakresie kontroli - biletów wygasła pod koniec lipca. Nie byliśmy zadowoleni ze współpracy z dotychczasowym wykonawcą usług kontrolerskich - poinformowała nas Joanna Koziarska, prezes MZK.

Chcieliśmy dopytać panią prezes, dlaczego miejski przewoźnik nie był zadowolony ze współpracy z rewizorami.
Joanna Koziarska nie chciała tego sprecyzować.Jak się jednak nieoficjalnie dowiedzieliśmy MZK miało problem z... kulturą pracy kontrolerów i częstymi skargami pasażerów na ich zachowanie.

Podobne sygnały docierały również do naszej gazety.

Rok temu opisywaliśmy historię pani Natalii Misz, która jechała z córkami Nikolą (5 lat) i Lenką (6 miesięcy) autobusem linii nr 1. Kiedy chciała wysiąść na przystanku na ul. Piotra Skargi w Kędzierzynie-Koźlu, drogę zastąpiła jej kontrolerka i zażądała biletu.

- Powiedziałam, że muszę go znaleźć, ale najpierw wysiądę z dziećmi z autobusu. Wtedy zostałam uderzona w twarz - relacjonowała pani Natalia. W MZK i współpracującej z nią firmie przeprowadzono wewnętrzne dochodzenie. Kontrolerka do końca zaprzeczała, że coś takiego miało miejsce.

Zdarzało się, że i kontrolerzy stawali się ofiarami złości pasażerów. Pewnego razu rewizor namierzył w autobusie grupkę młodych ludzi w wieku około 20 lat, którzy jechali bez biletów. Wyprosił ich z pojazdu.

Od gapowiczów usłyszał, że jeszcze pożałuje tego, co zrobił. Kilka godzin później, gdy wracał z pracy, prawdopodobnie ci sami chuligani rzucili się na niego z pięściami. Przestali go katować dopiero wtedy, gdy półprzytomny mężczyzna osunął się na ziemię. Już w szpitalu okazało się, że ma wstrząśnienie mózgu. Przez kilka dni musiał być hospitalizowany. Do podobnych wybryków dochodziło częściej. - Problem w tym, że rewizorzy sami prowokowali swoim zachowaniem. I dobrze, że MZK wreszcie się z nimi rozstał - mówi jeden z pasażerów.

Czy to oznacza, że teraz pasażerowie mogą jeździć na gapę, bez obaw, że dostaną mandat?

Szefostwo miejskiego przewoźnika mówi, że absolutnie nie. I zapewnia, że już niedługo usługi związane z kontrolowaniem biletów będzie prowadziła inna firma. - Umowa powinna zostać podpisana w najbliższych dniach. Wybierzemy ją z ofert, które zostały złożone - zaznacza prezes Koziarska.

Dodaje też, że bilety w autobusach miejskiej komunikacji są obecnie sprawdzane przez kierowców, co jest związane z obowiązkiem wsiadania przednimi drzwiami, jaki został nałożony na pasażerów dwa miesiące temu. Każdy z podróżnych jest teraz zobowiązany pokazać przejazdówkę przy kabinie kierowcy, w innym wypadku ten ostatni ma prawo nie wpuścić go do autobusu.

Nie udało nam się skontaktować z przedstawicielem firmy, która wcześniej sprawdzała bilety na terenie Kędzierzyna-Koźla.

Co sądzisz o pracy kontrolerów w autobusach miejskich w Kędzierzynie-Koźlu?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska