W święta dobrze mieć sąsiada

Archiwum/Paweł Stauffer
Pani Otylia jajkiem podzieli się z sąsiadką.
Pani Otylia jajkiem podzieli się z sąsiadką. Archiwum/Paweł Stauffer
Wielkanocne śniadanie w pojedynkę: święconka, trochę żuru, herbata - najlepiej zielona, gdyż jest najzdrowsza. Trzeba o siebie dbać, bo kto inny zadba o samotnego, jak nie on sam?

Siedziba Caritasu przy parafii Błogosławionego Czesława w Opolu. Otylia Charkiewicz, liderka tutejszej modlitewnej grupy seniorów, jest samotna. Ale nie osamotniona. To człowiek tryskający pozytywną energią, poczuciem humoru i spokojem.

Nie miała męża, nie ma też dzieci. Całe życie była osobą bardzo towarzyską. Pracowała jako ekonomista, organizowała w firmach wyjazdy dla pracowników. - Udzielałam się także pozasłużbowo, więc nigdy nie byłam sama - mówi. - A że w domu zostawałam w czterech ścianach, to cóż - akurat to lubiłam, mogłam się nacieszyć spokojem i ciszą.

Jak ktoś jej mówił, że może warto założyć rodzinę, ot tak, z egoistycznych powodów, aby mieć opiekę na stare lata - reagowała złością: - Mnie to tylko irytowało - jak można wychodzić za mąż, rodzić dzieci z takiej motywacji? To nieludzkie.

Całe życie pani Otylia starała się być i działać wśród ludzi. Ta aktywność jest teraz lekiem na samotność. Spotkania w klubie seniora, opieka nad innymi starszymi ludźmi. Właśnie wróciła od schorowanej znajomej:

- Ta pani nie wstaje z łóżka. Trochę z nią posiedziałam, porozmawiałyśmy. Nakazałam, aby się nie zamartwiała, bo wciąż się żaliła na swe choroby: że boli, że strzyka, że doskwiera. A ja jej tłumaczę, że człowiek stary zostaje z własną chorobą. Ona nie opuści go nigdy, więc trzeba się z tym pogodzić.

Nie zaprasza

Opolska kawiarnia "Pod Arkadami". Pani Karina z Opola lubi tu przychodzić, bo zna ten lokal jeszcze ze starych, dobrych czasów. - Gdy byłam młoda i cieszyłam się życiem - mówi. Ma 69 lat. Jest sama, bo jedyna córka wyjechała do Stanów Zjednoczonych, do Chicago. - Chciała mnie sprowadzić, ale ja nie będę latała przez pół świata.

Córka, nie można powiedzieć, dba o mamę: dzwoni, przesyła dolary na wsparcie głodowej emerytury, wciąż ponawia zaproszenia.

- Wolałabym, żeby to ona wróciła do mnie - mówi pani Karina. - Ale pewnie tego nie zrobi. Mąż Amerykanin, dzieci chodzą już do college'u.

W Opolu została siostra pani Kariny, młodsza - ma 62 lata, jest na emeryturze i poświęca się wychowaniu wnuków. Siostry nie spotykają się, nawet od święta. Pani Karina nie wypowiada imienia siostry, mówi: ona.

- Pięć lat temu ona przeprowadziła się do dzieci i wnuków, do ich domku na przedmieściu. Od tego czasu już u niej w odwiedzinach nie byłam - mówi.
Pani Karinie trochę wstyd opowiadać o rodzinnych animozjach (dlatego nie poda nazwiska), ale skoro redaktor pyta o krewnych, to wyjaśnia: Nie pokłóciłam się z siostrą, po prostu - dobrze nam bez siebie.

- Przed poprzednimi świętami spotkałyśmy się przez przypadek na cmentarzu, poszłam na grób męża - dodaje. - Zginął, jadąc na rowerze, na ulicy Domańskiego potrąciła go ciężarówka...

Ale wracając do siostry: - Zaprosiłam ją do siebie na herbatkę, ale odmówiła - kontynuuje. - Spytałam więc: Jak planujesz spędzić święta? Może się spotkamy? Ona na to: Przecież nie zapraszam cię na święta.
Pani Karina ma taką teorię: - Chociaż byłam starsza od siostry, to ona nigdy mnie nie szanowała. Mama zawsze mnie ostentacyjnie odsuwała. Mówiła, że nie chciała mnie rodzić, karmić, wstawać do mnie w nocy. I tak byłam popychadłem.

Świąteczny plan

Józef Wołodzki mieszka przy ulicy Koszyka. Mieszkanie 68-latka to kawalerka z widokiem na Kanał Ulgi. Jeszcze rok temu pan Józef święta spędziłby na rozgrywkach szachowych ze swym przyjacielem z klatki obok.

- Jak była pogoda, to szliśmy na działkę, bo nieopodal są ogródki działkowe. Tam w altanie niemal do Poniedziałku Wielkanocnego można się było zasiedzieć nad tą królewską grą - mówi. - A jak padało, to siedzieliśmy u mnie lub u Ziutka. I też graliśmy.

W tę niedzielę pan Józef po porannej mszy włoży do reklamówki szachownicę i pójdzie z nią jeszcze dalej niż na działki na Półwieś. - Siądę na ławeczce przy grobie Ziutka, rozstawię piony i figury. Ale Ziutek i tak dał mi w tym roku szacha z matem - mówi.

Poznali się kilka lat temu na placu Wolności, gdzie w sezonie wiosenno-letnim spotykają się opolscy miłośnicy tej strategicznej gry.

- Okazało się, że jesteśmy sąsiadami. Z czasem Ziutek stał się dla mnie niczym brat.
Rodzony brat Józefa umarł jeszcze w czasie wojny. Córka dostała zawału. Miała raptem trzydzieści parę lat, pracowała po kilkanaście godzin dziennie w Krakowie, w jednej z wielkich firm ubezpieczeniowych. - Była ekonomistką, robiła karierę. Więc nie doczekałem się wnuków.

Starszy pan przekonuje, że świąteczny dzień spędzony samotnie wcale nie musi być taki zły. Trzeba mieć tylko plan. Więc po szóstej - będzie msza. Potem wizyta u Ziutka. Po powrocie pewnie dokończy święconkę. Żurek też jest - kupiony w sklepie, taki w proszku, wystarczy zalać wrzątkiem - i gotowe. Do tego jajeczko, kromka wiejskiego chleba z ulubionej osiedlowej piekarni.

- Włączę telewizor i posłucham wiadomości - mówi pan Józef. - Wyjdę na balkon, popatrzę na inne udekorowane jajeczkami balkony. U mnie na oknie zawisł zajączek, kupiłem go na straganie pod marketem.

W dawnych czasach, przy sprzyjającej pogodzie, pan Józef poszedłby jeszcze spacerkiem przez miasto na plac Wolności w Opolu spotkać innych szachistów. Ale w tym roku nie chce. - Co najwyżej pójdę na spacer wałami nad kanałem - mówi. - Będzie już późne popołudnie, jak wrócę do domu. To dobrze, bo starsi ludzie lubią wcześnie iść spać.

To stan ducha

Otylia chodzi o kuli. Pękł jej krąg, przez długi czas leżała, do dziś nie może się schylać. Jak dała sobie radę samotnie w czasie długiej choroby?

- Samotni się świetnie organizują - mówi. - Ja mam sąsiadki i dałam im klucze. Jedna sąsiadka mieszka na tym samym piętrze, druga cztery piętra niżej. Mają przykazane, że jak mnie przez dzień lub dwa nie zobaczą, to mają wejść do mieszkania i sprawdzić, czy aby gdzie nie leżę. Mało się to słyszało o starszych ludziach, którzy spoczywali w swych mieszkaniach, dopóki sąsiedzi nie poczuli charakterystycznej woni?

Na razie przyjaciółki skorzystały z kluczy tylko podczas choroby pani Otylii. Zakupy zrobiły i przyniosły, pokrzątały się po kuchni, upichciły coś, podały.
Pani Karinie sąsiedzi uratowali mieszkanie od kradzieży. - Przez pomyłkę zostawiłam klucze w zamku drzwi mieszkania, a sama poszłam do piwnicy - mówi. - Sąsiedzi zauważyli, jak chciał je wyciągnąć z zamka jakiś obcy mężczyzna. To było zima, dużo obcych wchodziło nam do klatki, bo domofon był zepsuty. Przepłoszyli go i zabrali klucz.

Rozmawiamy w Wielki Czwartek. Wszyscy wokół żyją gorączką przedświątecznych zakupów, robienia prezentów "na zajączka", to także dzień ostatnich wielkich porządków. U Janiny Charkiewicz porządki były szczególnie wielkie: bo na wiosnę zarządziła malowanie swego mieszkania. Malarz pracował czysto, nie narobił wielkiego bałaganu, nie zachlapał wszystkich mebli. Jednak i tak trzeba było umyć mieszkanie, tylko jak, skoro ma się poharatany kręgosłup? I znów pomogli sąsiedzi. - Tym razem dzieci sąsiadów mieszkających na końcu korytarza - mówi pani Otylia. - A okna pomyła mi dziewczynka, która zbiera pieniążki na wyjazd do Madrytu. Zapłaciłam jej parę złotych, choć nie chciała.
Pani Karinie syn sąsiadki zrobił zakupy.

- Chociaż mi i tak wiele do szczęścia nie trzeba. Pęto białej kiełbasy, łyk żuru - to będzie moje wielkanocne śniadanie - mówi. - Z tym chłopakiem lubimy się od lat. Jak był mały i przesiadywał na trzepaku czy w piaskownicy, to zawsze mógł liczyć na słodycze ode mnie. Nosiłam w torebce cukierki, lizaki, czasem dałam mu jakąś monetę na colę.

Sąsiadka pana Józefa właśnie piecze mazurki.
- Jak wychodziłem do sklepu, to spotkaliśmy się przy windzie, wysyłała męża po jakieś ostatnie zakupy. Spytałem, co tak pięknie pachnie z jej mieszkania. A ona na to, że i ja dostanę mazurka - cieszy się staruszek.
Samotność to - wedle pani Otylii - stan ducha. - Ja nie jestem samotna - podkreśla. Na śniadanie wielkanocne pani Otylia idzie do sąsiadki, jednej z tych, co to mają klucze od jej mieszkania. W poniedziałek zajrzy do drugiej przyjaciółki. Trzecia też już dzwoniła, zapraszała, by do niej wstąpić.
- Czy to samotność? Nie!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska