Od elektryka do sprawy Orlenu

Infografika: Krzysztof Kasza
Infografika: Krzysztof Kasza
Krzysztof Popenda z Dobrodzienia, w latach 90. antykomunistyczny działacz i poseł KPN po zawodówce, okazał się ważną figurą w grze Rosjan o kontrolę nad polską energetyką.

Dziś, wraz z lobbystą Markiem Dochnalem, siedzi w areszcie za przekupienie posła SLD z Łodzi.
Polski kontrwywiad dowiedział się o łapówce z podsłuchów, jakie prowadził od marca do lipca tego roku na telefonach łódzkiego posła SLD Andrzeja Pęczaka, znanego lobbysty Marka Dochnala i prawej ręki Dochnala - Krzysztofa Macieja Popendy. Od września obaj lobbyści siedzą, Popenda - w areszcie śledczym w Piotrkowie Trybunalskim.

Krzysztof Popenda pochodzi z Dobrodzienia, w Opolu skończył zawodówkę elektryczną. Był elektromonterem, a w 1990 roku, kiedy tworzyły się zręby wolnej Polski, zapisał się jako 32-latek do Konfederacji Polski Niepodległej. W 1991 roku, przed pierwszymi wolnymi wyborami do Sejmu, został umieszczony na pierwszym miejscu opolskiej listy. Przeszedł.
Z tamtego czasu pamięta go Arkadiusz Karbowiak, obecny wiceprezydent Opola, jeden z pierwszych szefów KPN po 1989 roku.
- On przyszedł, gdy ja już z KPN odchodziłem. Awansował szybko, bo wtedy był taki czas, gdy kariery robili ludzie z ulicy. Jeździł z nami do Warszawy na jakieś wiece antykomunistyczne, zebrania. W drodze powrotnej gościł nas u siebie w domu w Dobrodzieniu. Potem, w drugiej połowie lat 90., dotarło do mnie, że porzucił ideowość dla kasy - wspomina Karbowiak.

Popenda uczestniczył też w wielu lokalnych wiecach antyeseldowskich, manifestacjach z okazji rocznic stanu wojennego, także pod siedzibą opolskiej Socjaldemokracji przy ul. Dwernickiego, gdzie szefem był poseł Jerzy Szteliga. Potem już - jako posłowie i członkowie komisji ds. mniejszości narodowych - Popenda ze Szteligą się zaprzyjaźnili. Dziś Szteliga mówi o nim "mój przyjaciel Krzysiu", a proceder, w jaki były poseł KPN się zamieszał, nazywa konsekwencją braku jasnej i klarownej ustawy o lobbingu.

- Dochnal wyniuchał Pęczaka, łapówkarza z SLD, frajera, którego można przekręcić, i kazał Krzysiowi wykonać zlecenie. Krzysiu miał do tego zlecenia dystans. Przecież w tych podsłuchanych rozmowach szydzi z Pęczaka, że mu na rejestracji każe napisać "SLD", a w rozmowie z żoną pada słowo "sprzedawczyki" - tłumaczy Szteliga.
Ale z Dochnalem Popenda zwiąże się dopiero w połowie lat 90.
W 1992 roku kierowniczką biura poselskiego Krzysztofa Popendy została Elżbieta Adamska (potem Wedler), młoda aktywistka KPN, w latach 1997-2001 posłanka AWS. O kłopotach swojego byłego szefa Adamska-Wedler dowiedziała się w sobotę od "NTO", bo ostatnio nie czytała prasy, nie oglądąla TV. Aż usiadła z wrażenia.

- Nie chce mi się wierzyć, żeby Krzysiu zrobił coś nieuczciwego - powiedziała była posłanka. - On był taki grzeczny, układny, niekonflikowy. Potrafił załatwić każdą rzecz. Rzekłabym, że jest osobą mediacyjną, choć wiem, że to słowo w obecnym kontekście ma w sobie wiele dwuznaczności. Gdy w 1997 zostałam posłanką, nasze drogi się rozeszły, bo on nie dostał się do Sejmu. Widywałam go czasami na korytarzach Sejmu. Słyszałam, że poszedł w biznes.

Zanim Popenda zaczął robić pieniądze, przeposłował dwie kadencje. Szybko się uczył: w sejmowych danych o posłach pierwszej kadencji czytamy, że Popenda znał język rosyjski. Gdy dostał się do Sejmu drugi raz, znał już i rosyjski, i niemiecki. Jako poseł się nie udzielał: na mównicę wyszedł dopiero w drugiej kadencji, złożył zaledwie trzy zapytania i dwie interpelacje. Domagał się interwencji w sprawie wysypiska śmieci w Pawłowie pod Dobrodzieniem i plajtujących zakładów mięsnych Peters w Opolu. Pod kierownictwem Jacka Kuronia działał w komisji ds. mniejszości.
- Jak na prawicowca, po którym można by się spodziewać narodowej retoryki, był bardzo promniejszościowy - wspomina poseł Jerzy Szteliga z Opola. Błyskotliy, mądry, pracowity, skromny. Znam takich, co pokończyli studia, a mu do pięt nie dorastają.
Podczas rozłamu w KPN Popenda stanął po stronie przewodniczącego, Leszka Moczulskiego. Dowodził bitwą pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami wodza, w wyniku której zdemolowany został stołeczny Dom Nauczyciela.
W sobotę Leszek Moczulski powiedział "NTO", że 8 lat temu wyrzucił Popendę z KPN. O aferze z Dochnalem też słyszał.

- Nie powiem wam, za co wyleciał Popenda. To nie w moim stylu zdradzać takie sprawy. Nie skomentuję też jego udziału w aferze z Pęczakiem - powiedział Moczulski.
Udało nam się ustalić, że powodem wyrzucenia były kontakty Popendy z Adamem Słomką, politycznym przeciwnikiem Moczulskiego. Słomka utworzył w 1995 roku konkurencyjny KPN.
Od jesien 1997 Krzysztof Popenda nie był posłem, co nie znaczy, że nie bywał w Sejmie. Został prokurentem, a potem prezesem firmy Marka Dochnala - Triton Holding - robiącej interesy z Rosjanami. Był też prokurantem firmy Blue Aries Capital, działającej na rynku usług finansowych. Jego szef, Marek Dochnal, to jeden z najbogatszych ludzi w kraju, bohater wielu kolorowych pism o ludziach sukcesu. Lubi przepych, sztukę i otoczenie VIP-ów. Ma rezydencje, stajnie i jacht, na którym dawał się chętnie fotografować dziennikarzom z magazynów dla kobiet. Chodził w ubraniach szytych na miarę w Londynie, sponsorował drużynę polo. Obecnie siedzi w areszcie w Łodzi.

- Gdy usłyszałem o udziale Popendy w aferze Dochnala, przeszukałem swoje marynarki. Znalazłem wizytówkę Popendy z Triton Holding. Znałem go - przyznaje opolski poseł PO Tadeusz Jarmuziewicz. - Facet był bardzo ruchliwy, chodził po Sejmie, wszędzie go było pełno. Ale to typ cichej myszki: ani wyglądem, ani ciuchami nie pasował do swego szefa, szpanera Dochnala. Poznał mnie z nim poseł Szteliga.
Jak z elektromontera zostaje się prezesem firmy robiącej biznesy z całym światem? Co sprawiło, że skromny niepodległościowy poseł Popenda, który na pierwsze sesje jeździł do Warszawy ekspresem "Opolanin", doszedł do pozycji, na której na rozmowy biznesowe lata się odrzutowcem? Poseł Jarmuziewicz ma na to swoją "teorię wytrąconej sałatki".

- To tak jak w filmie o Dyzmie: ktoś mu wytrąca sałatkę, on temu komuś robi awanturę i zostaje zauważony - tłumaczy Jarmuziewicz, ale nie potrafi powiedzieć, kto ważny wytrącił sałatkę Popendzie.
Inaczej patrzy na to poseł Jerzy Szteliga.
- Wokół Sejmu zawsze kręcą się łowcy głów i obserwują. Gdy wiadomo o kimś, że jest inteligenty, ma znajomości, jest wygadany i umie coś załatwić, a jednocześnie nie ma szans na kolejną kadencję, wtedy pada propozycja. Taką propozycję otrzymał Krzysztof. Został lobbystą, ale nie jakimś ukrytym, on po Sejmie chodził oficjalnie i występował jako człowiek Dochnala. Dziesiątki posłów przybiegało do niego, jak tylko się pojawiał.
CO ZROBILI DOCHNAL Z POPENDĄ
Powodem podsłuchu założonego przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego lobbystom był zapewne fakt, że Marek Dochnal agitował wśród polskich polityków SLD na rzecz rosyjskiego giganta energetycznego RAO JES, którego interesy reprezentuje były radziecki, a potem rosyjski szpieg Władimir Ałganow. Nazwisko Ałganow, znane z tzw. afery Oleksego, wypłynęło znów niedawno przy okazji afery Orlenu. Dochnal gościł latem Ałganowa w swojej rezydencji w Londynie. Analitycy służb specjalnych obserwują w ostatnich latach dużą aktywność rosyjskiego wywiadu w celu uzależnienia energetycznego państw niegdyś będących pod wpływami Moskwy. Dochnal razem z Popendą pracowali też na rzecz innego koncernu rosyjskiego - Łukoil.
Z podsłuchów, których stenogramy prokurator przekazał sejmowej komisji ds. Orlenu, a które wyciekły do prasy, wynika, że Dochnal za pośrednictwem Popendy przekupił łódzkiego posła SLD luksusowym mercedesem klasy S, wartym 500 tysięcy złotych. Poseł w zamian miał umożlwić im dojście do ministra skarbu Zbigniewa Kaniewskiego oraz premiera Leszka Millera. Lobbyści chcieli przekonać rząd do sprzedaży Rosjanom kilku polskich elektrowni. Poseł Pęczak, mimo że wziął łapówkę, słabo wywiązywał się z roli. Nie udało się np. doprowadzić do spotkania Dochnala z premierem. Mimo to Pęczak domagał się kierowcy do swego luksusowego mercedesa, wybrzydzał na temat firanek do limuzyny, koloru tapicerki, żądał karty na darmowe tankowanie.

CO PODSŁUCHAŁA ABW
(wybrane fragmenty stenogramów)
Popenda do żony: No, kochanie, jutro oglądamy eskę, wiesz merola (chodzi o samochód dla Pęczaka - dop. NTO).
Żona: No, a ten nie boi się wziąć takiego samochodu? Przecież to zaraz będą wszyscy gadać.
Popenda: No widzisz, i to jeszcze na firmę.
Żona: Kurde.
Popenda: No widzisz! Są ludzie...
Żona: Sprzedawczyki!
*
Popenda do Dochnala: Czy decydujesz się na ten samochód, bo to jest pół miliona złotych?
Dochnal: No, nie mamy żadnych alternatyw?
Popenda: Alternatyw nie ma (...)
Dochnal: Ale w tym sens, ale patrzyłeś na to, bo ja mu nigdy nie obiecywałem takiego samochodu. Myśmy się umawiali na E klasę, oryginalnie z nim(...)
Popenda: Czyli kupujemy z zastrzeżeniem takim, że "masz go do czasu, kiedy jesteś przydatny", no, brutalnie. Jeżeli będzie sytuacja, w której jesteśmy zaskakiwani, no to sorry, nie ma powodu, żebyś miał. Tak?
Dochnal: Tak.
*
Dochnal do Popendy: Trzeba zrobić porządek z tym palantem (chodziło o posła Pęczaka - dop. NTO). Trzeba się zorientować na jakieś inne działanie, z jakimiś politykami, bo na pewno nie z takimi szmaciarzami i złodziejami.
(Za "Rzeczpospolitą")

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska