Uratował sąsiada

Fot. Rafał Baran
- W tym kącie stała wersalka. Teraz została z niej tylko kupa popiołu - mówi Mariusz Szczepanik.
- W tym kącie stała wersalka. Teraz została z niej tylko kupa popiołu - mówi Mariusz Szczepanik. Fot. Rafał Baran
Narażając własne życie Mariusz Szczepanik z Kietrza wyciągnął z płonącego domu 70-letniego mężczyznę.

Dopiero teraz dociera do mnie, co się stało - mówi pan Mariusz. - Wczoraj przez cały dzień miałem przed oczami płonącego sąsiada...
Dramat rozegrał się w środowy wieczór w Kietrzu, w budynkach przy ul. Żeromskiego. Około godz. 22.00 Dariusz Szczepanik zauważył ogień w mieszkaniu Jana F., nazywanego przez sąsiadów "dziadkiem". Nie zastanawiając się wiele ruszył na ratunek.
- Gdy otworzyłem drzwi do pokoju, buchnął na mnie czarny gryzący dym. Pojawiły się też płomienie - opisuje pan Mariusz. - W miejscu, gdzie stała wersalka, zobaczyłem kulę ognia, a w niej "dziadka" machającego rękami. Te ręce ciągle mam przed oczami...

Jan F. z poważnymi oparzeniami przebywa na oddziale intensywnej opieki medycznej w Kędzierzynie-Koźlu. Niewykluczone, że zostanie przewieziony do siemianowickiej kliniki.

Nie zważając na żar, podbiegł i złapał sąsiada za nogi, zwlókł z tapczanu i zaczął ciągnąć w kierunku drzwi. - Próbowałem nawet ugasić płonące na panu Janku ubranie - opowiada Szczepanik. - Niestety, nie udawało mi się, a dym stawał się coraz gęstszy. W głowie miałem tylko jedną myśl: jak najszybciej stamtąd wyjść!
Po omacku udało mu się dotrzeć do drzwi, wyciągnął sąsiada przed dom i zaczął okładać śniegiem. - Wciąż paliło się na nim ubranie - tłumaczy. - Na ciele wszędzie było widać poparzenia...
Gdy stłumił płomienie na nieszczęśniku, pobiegł do sąsiadów, by wezwali strażaków. Potem szybko wrócił do leżącego na śniegu nieprzytomnego sasiada. I wtedy z płonącego mieszkania usłyszał skomlenie psiaka należącego do Jana F. Pan Mariusz nawet nie pomyślał o niebezpieczeństwie, ponownie wbiegł do płonącego pokoju. - Sam nie wiem, jak znalazłem Pimpusia i jak wyniosłem na zewnątrz - przyznaje. - Wszystko działo się tak szybko...
Kilka minut później przyjechali strażacy ochotnicy z Kietrza, a potem dojechali także zawodowcy z Głubczyc. Wspólnie udało im się ugasić płonący pokój. Ratownicy zajęli się także rannym Janem F.

- Założyliśmy mu specjalny opatrunek, który stosuje się w przypadku oparzeń i czekaliśmy na przyjazd karetki - mówi aspirant sztabowy Józef Orłowski z głubczyckiej straży pożarnej.
Ranny mężczyzna został przewieziony do szpitala. Przebywa na oddziale intensywnej opieki medycznej w Kędzierzynie-Koźlu.
- Jego stan jest bardzo poważny. Niewykluczone, że zostanie przewieziony do siemianowickiej oparzeniówki - informuje Iwona Parzonka, ordynator intensywnej terapii kędzierzyńskiej lecznicy.

- Tata to twardy chłop i mam nadzieję, że się z tego wyliże - mówi Wiesława, córka ofiary pożaru.
Wczoraj rodzina Jana F. zaczęła sprzątać pogorzelisko. Niczego nie udało się uratować. Przyczyną pożaru był najprawdopodobniej elektryczny piecyk, którym właściciel spalonego mieszkania się dogrzewał.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska