I dla nich znalazła się praca

Maciej T. Nowak [email protected]
Funkcjonariuszy odchodzących kiedyś z SB, później z UOP, a teraz z ABW różne firmy witają z otwartymi rękami. Jest na nich zapotrzebowanie, ale rynek powoli się kurczy.

W pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych ludzie odchodzący ze służb zakładali agencje ochroniarskie. Zmonopolizowali rynek i tam się realizowali - mówi Czesław Rybak, szef Stowarzyszenia Obrony Praw Funkcjonariuszy Służb Mundurowych i Żołnierzy "Magnum", b. szef opolskiej delegatury ABW.

MSWiA wydało do tej pory 3205 koncesji na prowadzenie takich usług. Agencje zatrudniają ponad 200 tys. osób. Część z tych firm zakładali byli funkcjonariusze (właścicielem Konsalnetu jest b. szef UOP Jerzy Konieczny). Teraz zatrudniają swoich dawnych kolegów. - Tak jak w każdym innym zawodzie, wykorzystuje się znajomości - tłumaczy Paweł Pawłowski, szef agencji ochroniarskiej Scorpio w Opolu. - Nikt nikogo nie pyta, gdzie wcześniej pracował. Nikt nam nie musi przynosić całego swojego dossier. Potrzebny jest tylko dokument z ostatniego miejsca zatrudnienia.
Byli funkcjonariusze poszukiwani są również w polskim biznesie. Kto chce mieć pozycję na rynku, musi mieć własny wywiad, kontrwywiad i śledczych. Właśnie po to zatrudnia się byłych pracowników służb specjalnych. Pułkownik Mieczysław Tarnowski, b. wiceszef ABW, kilka dni po odejściu ze służby dostał ofertę współpracy z Prokomu.
Funkcjonariusze ABW, którzy odeszli ze służb po ich reformie, znaleźli pracę np. w wydziałach kontroli i audytu. Tak było w opolskim ratuszu czy w urzędzie miasta w Wałbrzychu.

Byli oficerowie robią teraz często to samo co w służbach: zajmują się wywiadem, kontrwywiadem i prowadzą śledztwa. Coraz częściej występują jako doradcy firm startujących w przetargach na realizację kontraktów finansowanych z budżetu państwa czy prywatyzację wielkich przedsiębiorstw.

Sytuacja zmienia się jednak na gorsze. Zwykłe firmy ochroniarskie już nie radzą sobie tak dobrze na rynku. Lepiej idzie tym, które specjalizują się w wywiadzie gospodarczym, obrocie czy windykacji wierzytelności. - Byli funkcjonariusze nie są już tak przydatni, bo swoje umiejętności nabywali w latach osiemdziesiątych i dzisiaj mają już np. problem z obsługą komputera. Rynek dla nich się kończy, tort został już podzielony - mówi Czesław Rybak. - Teraz potrzebni są ludzie np. po informatyce czy po studiach na politechnice.
Niektórzy esbecy poszli w biznes. Odnaleźli się na rynku paliwowym. Dziś są bohaterami głośnych afer związanych z nielegalnym obrotem olejami.
- Ja na 900 ludzi mam u siebie tylko kilku takich. Ja się polityką nie zajmuję, niech sobie pan szuka innych do rozmowy - powiedział nam szef jednej z opolskich agencji ochrony.
OPINIE: CZY ESBECY POWINNI BYĆ ZATRUDNIANI W INSTYTUCJACH PUBLICZNYCH?
Elżbieta Rutkowska, wojewoda opolski:
- Konieczna jest nowelizacja ustawy, która powinna poszerzyć krąg osób zajmujących publiczne stanowiska, objętych lustracją. To, kogo wyeliminować - należy do parlamentu. Do tej pory grono było zbyt wąskie: parlament, rząd, wojewoda i wicewojewoda, ale samorząd już nie. To raptem ok. 2 tys. osób w Polsce. Lustracja powinna objąć znacznie szerszy krąg osób: marszałków, prezydentów czy burmistrzów, dziennikarzy. Moim zdaniem nowelizacja ustawy powinna iść znacznie dalej i objąć więcej stanowisk publicznego zaufania. Jeśli ktoś pracował lub współpracował z SB, publicznych stanowisk zajmować nie powinien.
Tadeusz Kauch, burmistrz Ujazdu:
- Jestem przekonany, że nie. Skoro ktoś się kiedyś zhańbił tylko po to, by utrzymać karierę lub ją zrobić, to jego osobowość jest na tyle skrzywiona, że on teraz może postąpić tak samo. Trzeba mieć swój charakter i nie można się zaprzedać.
Prof. Józef Musielok, rektor Uniwersytetu Opolskiego:
- Nie wykluczam, że tacy ludzie mogą i być może nawet powinni pracować. Trudno kogoś, kto był w tej instytucji, od razu odrzucać. Mnie to nie odpowiada. Św. Paweł też został świętym, mimo że wcześniej robił inne rzeczy. Nie wolno tak generalizować sprawy. Jak ktoś działał w sposób przyzwoity to trzeba mu dać szansę. Czy się kwalifikują, można stwierdzić po analizie ich działalności w tamtych służbach.
Ubolewam nad tym, że media osoby pracujące u nas na umowę, zlecenie określają mianem wykładowców. Jest różnica między etatowym pracownikiem, którego papiery i życiorys pracodawca dobrze zna, a osobą, dla której uniwersytet jest drugim, pobocznym miejscem pracy. To jest nękanie uczelni w miejscu, gdzie ona nie zawiniła.
Bartosz Zaczykiewicz, dyrektor Teatru im. Jana Kochanowskiego:
- Jedna prosta odpowiedź nigdy nie będzie dobra. Okoliczności, w jakich ludzie się wtedy znajdowali były różne. Równie dobrze można zapytać, czy osoby, które po prostu są złe, powinny pracować w takich instytucjach. Także ludzie nie mający żadnego związku ze służbami specjalnymi zachowują się przecież czasami niegodziwie. Prostej odpowiedzi nie ma. W SB były osoby różnej klasy i różnej rangi. Powodów, dla których postępowali tak, a nie inaczej, może być wiele. Myślę, że każdy przypadek powinniśmy rozpatrywać indywidualnie. Tylko jak weryfikować sprawiedliwie ludzkie czyny?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska