To cud, że żyją

Fot. Sławomir Mielnik
- Boli. Głowa mnie boli - jęczała Marta, gdy ratownicy wwozili ją do Wojewódzkiego Centrum Medycznego. Gimnazjalistki Marta i Karolina miały kłopoty w szkole - obawiały się, że nie przejdą do trzeciej klasy. Od dawna mówiły znajomym, że chyba się zabiją. W piątek skoczyły ze zbocza kamieniołomu w Graczach. Wszyscy, którzy znają to miejsce, mówią zgodnie: - To cud, że żyją.
- Boli. Głowa mnie boli - jęczała Marta, gdy ratownicy wwozili ją do Wojewódzkiego Centrum Medycznego. Gimnazjalistki Marta i Karolina miały kłopoty w szkole - obawiały się, że nie przejdą do trzeciej klasy. Od dawna mówiły znajomym, że chyba się zabiją. W piątek skoczyły ze zbocza kamieniołomu w Graczach. Wszyscy, którzy znają to miejsce, mówią zgodnie: - To cud, że żyją. Fot. Sławomir Mielnik
Dwie piętnastolatki z Graczy rzuciły się w piątek z 30-metrowego urwiska. Przeżyły, są połamane. Świadkiem samobójczej próby była ich koleżanka.

Wiadomość o tym, że do wyrobiska o stumetrowej głębokości w Graczach spadły dwie dziewczynki, dotarła do policji w Niemodlinie w piątek około 14.00. Dzwoniła sekretarka prezesa kopalni bazaltu w Graczach.
- Gdy dotarłem na miejsce, była tam już straż pożarna i pogotowie - opowiada nadkomisarz Krzysztof Caputa, komendant Komisariatu Policji w Niemodlinie. - Obie dziewczyny leżały na osuwisku, około 30 metrów poniżej skraju kamieniołomu. To je uratowało, bo gdyby spadły na sam dół, nie miałyby żadnych szans. Zjechałem na dół, kiedy znosili Karolinę. Była przytomna. Mówiła, że wszystko ją boli i nie czuje nóg. Martę strażacy pomogli znieść z osuwiska i po chwili zabrała ją druga karetka.
Na teren kamieniołomu nastolatki dostały się prawdopodobnie przez płot, który otacza cały teren. Marcie i Karolinie towarzyszyła ich koleżanka Ania. Dziewczyny zostawiły jej telefon komórkowy, aby powiadomiła policję, co się stało. Ania próbowała nie dopuścić do tragedii, ale nie udało jej się odwieść koleżanek od skoku. Kiedy spadły, natychmiast zaalarmowała pracowników kopalni.

O 15.25 karetki z Karoliną i Martą dotarły do Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu. Obydwie dziewczyny były przytomne.
- Boli, boli, głowa mnie boli! - jęczała Marta, kiedy wwożono ją do szpitala.
Chwilę później na Izbę Przyjęć WCM przybiegł Radek, szwagier Karoliny. Miał niedaleko, bo mieszka w Opolu. Czekał na resztę rodziny, która dojeżdżała z Graczy.

- Przyszła wcześniej do swojej najmłodszej siostry, pożegnała się i poszła - opowiada Radek. - Nikt nie mógł wiedzieć, że to zrobi. W tym kamieniołomie wcześniej były wypadki, nawet krzyż tam stoi nad urwiskiem, bo wiele lat temu zginęły tu dzieci, ale kopalni trudno cokolwiek zarzucić - teren jest ogrodzony. Tyle, że dla chcącego nie ma nic trudnego.
Z pierwszych ustaleń policji wynika, że Karolina i Marta planowały ten skok od dawna.
- W niedzielę z nimi rozmawiałam i powiedziały mi, że obie już na pewno nie zdadzą do następnej klasy, bo miały po kilka jedynek - opowiada ich koleżanka, 17-letnia Karolina. - One obie były dziwne. Gadały od jakiegoś czasu, że się zabiją, ale nikt tego nie brał na poważnie.
Jedną z ostatnich osób, które rozmawiały z dziewczynami przed skokiem, była 12-letnia Marta.
- Z Martą kiedyś się przyjaźniłam i ona zadzwoniła do mnie z komórki o trzynastej, czyli jakąś godzinę przed tym skokiem - opowiada dwunastolatka. - Powiedziała, że są na kamionce. Kazała przekazać mojemu bratu, że on jest spoko, takiemu jednemu chłopakowi, że go kocha i dziewczynie, z którą prowadzi wojnę, że w nocy ją będzie straszyć.

Wszyscy, którzy znają kamieniołom w Graczach, są zgodni - to, że dziewczyny żyją, zakrawa na cud. W chwili zamykania numeru trwała operacja neurochirurgiczna Marty. Karolina jest w lepszym stanie - z ogólnymi potłuczeniami przebywa na oddziale chirurgii dziecięcej.
- Powinny w totolotka grać - mówi szwagier Karoliny. - Dzisiaj wygrały życie...

Nie wierzę, że chciały się zabić
Rozmowa z Zenonem Kulczyńskim, dyrektorem gimnazjum w Graczach:
- Jak poważne problemy szkolne miały Marta i Karolina?
- Te dziewczyny są zdolne i wcale jeszcze nie było przesądzone, że nie przejdą do następnej klasy. Klasyfikacja jeszcze się nie zakończyła. W poniedziałek ma być wywiadówka roczna, na której będą podane oceny. Zarówno Marta, jak i Karolina, gdyby tylko chciały i się postarały, miały jeszcze szansę na zaliczenie drugiej klasy. Przeglądałem ich oceny i wiem, że miały wystawione tylko po jednej albo dwie jedynki, a z wielu przedmiotów ocen końcowych jeszcze nie było.
- Ich koleżanki mówią jednak, że dziewczyny były już przekonane, że nie zdadzą i wybrały skok do kamieniołomu.
- Nie jestem przekonany, czy na pewno była to próba samobójstwa. To tak dramatyczny krok, że nie chce mi się wierzyć, aby podjęły go naraz dwie osoby. Mam nadzieję, że była to raczej demonstracja albo wypadek.
- Czy dziewczęta sprawiały wcześniej kłopoty wychowawcze?
- Jak każdy nastolatek, ale nie były to problemy takiego kalibru, aby wyróżniały je jakoś na tle innych uczniów. W każdym razie nauczyciele mi takich kłopotów z nimi nie zgłaszali.

ROZMOWA
To był ich krzyk rozpaczy
Z Małgorzatą Goresz-Porczyńską, psychologiem z Miejskiej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Opolu, rozmawia Agata Jop
- Dwie nastolatki skaczą w przepaść. Tak tragicznych decyzji nie podejmuje się chyba bez powodów?
- Decyzję o samobójstwie zawsze poprzedza jakieś zdarzenie, ale jest ono tylko kroplą, która przelewa kielich. Te dziewczyny miały dostać w szkole jedynki - to kropla, ale pewnie nie jedyna przyczyna ich decyzji. Przecież wielu nastolatków dostaje w szkole jedynki i większość sobie z nimi radzi. Tymczasem u podstaw samobójstwa leży poczucie bezradności. Widocznie dziewczyny nie widziały nadziei, żadnej szansy na rozwiązanie swoich problemów.
- Samobójcy są najczęściej sami, a tu decyzję podejmowały dwie koleżanki. Mogły wpłynąć jedna na drugą?
- Nie wiem. Może to był sprawdzian ich przyjaźni? Może jedna była zdeterminowana, a druga bardzo zagubiona i nawzajem się "nakręciły"? Większość ludzi odczuwa strach przed śmiercią, a tutaj zdecydowały się na to dwie młode kobiety. Obydwie uznały, że są w strasznej sytuacji i bały się reakcji otoczenia.
- Strach przed tą reakcją może być większy od strachu przed skokiem w przepaść?
- One tak to mogły odczuwać. Miały skończyć szkołę, ale pojawiła się groźba, że to się nie uda. Co powie rodzina? Co powiedzą znajomi? Osoby, które zastanawiają się nad samobójstwem, często mówią wcześniej o swoich planach. Mają nadzieję, że ktoś im pomoże. To ich krzyk rozpaczy. W pewnych okolicznościach lepiej nie lekceważyć słów "Ja się zabiję", bo mogą to być realne groźby.
- Statystyki alarmują: coraz więcej Polaków, w tym bardzo młodych ludzi, próbuje sobie odebrać życie. Żyjemy pod presją? Dlaczego jej nie wytrzymujemy?
- Rzeczywiście, presja w pracy, w szkole jest coraz większa. Takie życie jest męczące, szybciej wypala się w nas pozytywna energia. Coraz więcej młodych ludzi choruje na depresję, a ona może prowadzić do samobójstwa. Dorośli łatwiej się dystansują wobec różnych problemów, w tym ocen innych osób. Dzieci tego tak nie potrafią i gubią się czasem w swoich uczuciach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska