Opolanie chcą odszkodowań od wymiaru sprawiedliwości

Archiwum
Krzysztof Stańko z Turawy, uniewinniony od zarzutu produkcji narkotyków, domaga się odszkodowania i zadośćuczynienia za niesłuszny areszt. Chce od państwa 3,2 mln złotych. Pozew złożył we wrześniu 2012, do dzisiaj nie ma nawet wyznaczonego terminu rozprawy.
Krzysztof Stańko z Turawy, uniewinniony od zarzutu produkcji narkotyków, domaga się odszkodowania i zadośćuczynienia za niesłuszny areszt. Chce od państwa 3,2 mln złotych. Pozew złożył we wrześniu 2012, do dzisiaj nie ma nawet wyznaczonego terminu rozprawy. Archiwum
Opolanie coraz częściej domagają się odszkodowań za przewlekłość postępowania. Sądy i prokuratura tłumaczą: winni są biegli, na ich ekspertyzy czeka się miesiącami.

- Nawet najgorszemu wrogowi nie życzę, by przez dziesięć lat był mielony przez machinę policyjno-prokuratorsko-sądową - mówi Krzysztof Stańko z Turawy. Gehenna pana Krzysztofa zaczęła się dziesięć lat temu kiedy został zatrzymany pod zarzutem produkcji amfetaminy w ośrodku wypoczynkowym Kormoran, którego jest właścicielem. 27 miesięcy spędził w areszcie. Akt oskarżenia sporządziła Prokuratura Apelacyjna w Katowicach, a proces ruszył dopiero w 2010 roku. Pół roku temu Stańko został prawomocnie uniewinniony.

- Przez te dziesięć lat musiałam udowadniać, że nie jestem hersztem bandy produkującej narkotyki, a sprawę można było załatwić bardzo szybko. Wystarczyło, żeby prokurator nie wierzył bezgranicznie człowiekowi, który mnie wrabiał. Nawet dziecko wiedziało, że jego rewelacje nie trzymają się kupy - mówi Krzysztof Stańko.

Reportaż**Krzysztof Stańko z Turawy. Ścigany za niewinność**

Pan Krzysztof nie jest jedyną ofiarą powolnej pracy młynów sprawiedliwości. Tylko w 2012 roku wpłynęło dziewięć skarg na przewlekłości postępowania przygotowawczego w opolskich prokuraturach. Dwie zostały już rozpoznane. W jednym przypadku sąd uznał, że sprawa toczy się zbyt długo.

- Będziemy musieli zapłacić 2 tys. zł osobie, która wniosła skargę - przyznaje Włodzimierz Ostrowski, prokurator okręgowy w Opolu. - Chodziło o wypadek samochodowy. Biegły przygotowywał ekspertyzę ponad rok.

Prokurator przyznaje, ze można wynająć komercyjnego biegłego, ale w takim wypadku wszystko rozbija się o pieniądze. Koszt takiej opinii to kilka tysięcy złotych, a prokuratura musi oszczędzać. Dlatego ekspertyzy kosztujące więcej niż 5 tys. zł są osobiście
zatwierdzane przez prokuratora okręgowego. Tylko w ubiegłym roku opolska prokuratura zapłaciła za opinie 700 tys.

- Dla przykładu każda sekcja zwłok kosztuje 2 tys. zł - mówi prokurator Ostrowski.

- Im więcej oskarżonych, tym trudniej proces rozpocząć, przeprowadzić i zakończyć - mówi sędzia Waldemar Krawczyk z wydziału karnego odwoławczego Sądu Okręgowego w Opolu. - Na przemian mogą na przykład przynosić zwolnienia od lekarza sądowego i sprawa nie ruszy. Jeśli na ławie oskarżonych siedzi kilkanaście osób, to robi się problem.

Tak było m.in. ze sprawą dziewięciu opolan odpowiadających m.in. za handel żywym towarem. Według prokuratury oskarżeni wywozili kobiety do Niemiec, gdzie miały pracować jako prostytutki. Proces przed opolskim sądem nie mógł ruszyć przez kilka miesięcy, bo kolejni oskarżeni przynosili zwolnienia lekarskie. Sędzia Krawczyk zwraca też uwagę na postawę świadków.

- Nie stawiają się na rozprawy, bo są chorzy albo nie chcą, albo się boją. Na Opolszczyźnie jest dodatkowy problem. Wiele osób pracuje za granicą i trudno jest im wygospodarować czas - dodaje Waldemar Krawczyk.

Dziś w Sądzie Okręgowym w Opolu jest pięć spraw, które toczą się ponad pięć lat. Jedną z nich jest proces w sprawie nieprawidłowości przy ubezpieczaniu Elektrowni Opole. Na ławie oskarżonych znane nazwiska, m.in. Aleksandra Jakubowska i Jerzy Szteliga, byli posłowie SLD. Mimo że proces ruszył w 2009 roku, końca sprawy nie widać.

- Do maja wyznaczonych jest dziesięć terminów - tłumaczy Ewa Kosowska-Korniak z Sądu Okręgowego w Opolu.

Jerzy Szteliga, jeden z oskarżonych w tej sprawie, nie ukrywa, że nie może doczekać się końca procesu.

- To niesłychane, że przez tyle lat nie mogę udowodnić swojej niewinności - mówi były poseł lewicy. - W polskim prawie istnieje coś takiego jak domniemanie niewinności, ale w rzeczywistość ta zasada jest martwa. Znajomi udają, że cię nie znają, byli koledzy partyjni również, są problemy ze znalezieniem pracy.

Szteliga dodaje, że od czterech lat jego życie podporządkowane jest procesowi.
- W każdy czwartek punkt dziewiąta rano wychodzę z domu i idę do sądu, postępuję mechanicznie jak ta małpa z rosyjskiego dowcipu - mówi. - Doszło nawet do tego, że w pewien czwartek, kiedy rozprawy nie było, też wyszedłem na nią.

Rekordy w opolskim wymiarze sprawiedliwości bije sprawa Jarosława W., przed laty znanego opolskiego jubilera. W latach 90. był jedynym na Opolszczyźnie biegłym powoływanym przez sądy do wyceny kosztowności. Opolska prokuratura oskarżyła go o wydawanie fałszywych ekspertyz, dzięki którym on sam lub inne osoby miały otrzymywać bankowe kredyty. Jarosław W. miał także przywłaszczać sobie kosztowności oddane przez jego klientów do sprzedaży komisowej i fałszować pieniądze. Jego proces rozpoczął się w 1998 roku. Do dziś nie zapadł prawomocny wyrok.

Bolączką polskiego wymiaru sprawiedliwości są biegli, jest ich zbyt mało. W niektórych sprawach na opinie trzeba czekać latami.

- Dochodzi do tego, że na przykład biegli od wypadków drogowych zaznaczają na wstępie, że na wyniki ich pracy trzeba poczekać dwa lata - mówi sędzia Waldemar Krawczyk.

Ale nawet jeśli sąd opinią już dysponuje, wcale nie oznacza to, że proces ruszy z kopyta.
- Bo obrońca może się z nią nie zgodzić i zażądać nowej ekspertyzy, a jeśli nie daj Boże będzie różniła się ona od tej pierwszej, to sąd będzie musiał zlecić kolejną - mówi sędzia Krawczyk.

Uniewinniony od zarzutu produkcji narkotyków Krzysztof Stańko domaga się teraz odszkodowania i zadośćuczynienia za niesłuszny areszt. Chce od państwa polskiego 3,2 miliona złotych. Pozew złożył we wrześniu w Sądzie Okręgowym w Opolu.

Czytaj też**Odszkodowanie za niesłuszny areszt. Ile nas to kosztuje?**

- I się zaczęło. Opolski sąd odpisał mi, że nie jest władny rozpatrywać tej sprawy i odesłał akta do Sądu Okręgowego w Gliwicach. Minęło już pięć miesięcy, a ja wciąż nie mam wyznaczonej daty rozprawy ani żadnej odpowiedzi - mówi Krzysztof Stańko. - Sprawiedliwość nie jest rychliwa, ale przynajmniej w moim przypadku mogę powiedzieć, że w końcu okazała się sprawiedliwa. Zobaczymy, jak teraz zachowa się wymiar sprawiedliwości, rozpatrując mój pozew o odszkodowanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska