Za duży biust, czyli nierówność po polsku

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Dorota osłupiała, gdy podczas rozmowy kwalifikacyjnej szefowa komisji zapytała ją o plany macierzyńskie. Takie pytanie to oczywista dyskryminacja. Zdumienie kobiety było tym większe, że pytała pani sędzia z wydziału... pracy.

Ważne

Ustawa zakazująca dyskryminacji ze względu na płeć, rasę, pochodzenie etniczne, narodowość, religię, wyznanie, światopogląd, niepełnosprawność, wiek lub orientację seksualną weszła w życie 1 stycznia 2011 roku. Precyzuje, w jakich sytuacjach nierówne traktowanie jest zakazane, a w jakich różnicowanie poszczególnych grup obywateli jest dopuszczalne.
W zatrudnieniu pracowniczym dyskryminacji zakazuje kodeks pracy. W zatrudnieniu niepracowniczym - ustawa o wdrożeniu niektórych przepisów UE w zakresie równego traktowania, która odnosi się również do edukacji, ubezpieczeń, dostępu do dóbr i usług. Wciąż jednak niewiele osób o tym wie, także o tym, że kiedy dotyka ich dyskryminacja mogą iść do sądu i żądać odszkodowania.
Do działającego od 2007 roku Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego rocznie trafia około stu spraw dotyczących dyskryminacji. W ubiegłym roku Towarzystwo uruchomiło Program Pro Bono, w ramach którego rozpoczęto współpracę z prawnikami - adwokatami, radcami prawnymi, aplikantami, którzy bezpłatnie podejmują się prowadzenie spraw klientów zgłaszających się do PTPA o pomoc prawną.

Dwa pozwy w imieniu Doroty złożyły 16 kwietnia prawniczki z Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego.

W imieniu klientki domagają się odszkodowania za naruszenie zasady równego traktowania w procesie rekrutacji. Młoda kobieta starała się o pracę urzędniczki w jednym z sądów rejonowych. Wzięła udział w dwóch rozmowach kwalifikacyjnych. Obie prowadziła trzyosobowa damska komisja, na czele której stała sędzia orzekająca w sądzie pracy. Kiedy pierwszy raz zapytała ją o plany macierzyńskie i możliwości pogodzenia pracy zawodowej z wychowywaniem dzieci (potem twierdziła, że zrobiła to "dla rozluźnienia atmosfery"), Dorota szczerze odpowiedziała. Podczas drugiej rozmowy rekrutacyjnej odmówiła odpowiedzi, co przekreśliło jej szanse na pracę.

- To szczególny przypadek dyskryminacji ze względu na płeć i macierzyństwo, bo miał miejsce w sądzie. Wydaje się nieprawdopodobne, ale jak widać pod latarnią najciemniej. Wystąpiliśmy z wnioskiem o wyłączenie wszystkich sędziów orzekających w sądzie okręgowym właściwym do rozpoznania sprawy - mówi Katarzyna Bogatko z Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego.

Problem wcale jednak nie jest jednostkowy, a do Towarzystwa trafiają też sprawy opolskie (część z nich została opisana w tekście) . Z rządowych badań przeprowadzonych w ramach projektu "Równe traktowanie standardem dobrego rządzenia" wynika, że o plany dotyczące dziecka pytana jest co piąta kandydatka do pracy i tylko 4 procent mężczyzn. Co piątą kobietę pracodawca pyta podczas rekrutacji także o to, kto zajmie się jej potomstwem, gdy ona będzie w pracy.

- Najwięcej jest spraw dotyczących dyskryminacji w zatrudnieniu, ale zgłaszane nam są też przypadki dyskryminacji w dostępie do dóbr i usług, w edukacji, sferze ubezpieczeń. Wiele z nich dotyczy m.in. nierównego traktowania niepełnosprawnych - mówi Katarzyna Bogatko.

Molestowanie

Anna, świeżo po studiach, została skierowana na staż do biura w jednostce wojskowej. Błogosławiła tę ofertę - tym bardziej, że po stażu miała obiecane stałe zatrudnienie - do momentu, gdy wpadła w oko swemu bezpośredniemu przełożonemu - żołnierzowi. Dotykanie, niby przyjacielskie, przytulanie i obejmowanie stało się codziennością. Do tego nieustanne zaproszenia "na kawę", które szybko nabrały charakteru szantażu - za "kawę" miała dostać lepsze stanowisko pracy.

Ze służbowego komputera szef-wojak słał też maile z erotycznymi fantazjami, np. jak to Anna na jego oczach przebiera się w mundur. Dziewczyna wszystkie te awanse odrzucała, opowiedziała też o nich przełożonym. Męskie środowisko szybko zwarło szyki. Nie udzielono jej najmniejszej pomocy. Kiedy sprawa trafiła do prokuratury garnizonowej, ta nawet nie zabezpieczyła komputera, z którego erotyczne maile słał żołnierz. Rzecz skończyła się w sądzie, ale Anna nie wyszła z niego wygrana.

- W sprawach dotyczących dyskryminacji obowiązuje zasada przeniesionego ciężaru dowodu. Polega ona na tym, że do pracownika należy jedynie uprawdopodobnienie faktu dyskryminowania, czyli wskazanie okoliczności i przesłanek dyskryminacji, natomiast pracodawca musi udowodnić, że nie dyskryminował - mówi Katarzyna Bogatko.

Ta korzystna dla pracowników regulacja Annie nie przyniosła sprawiedliwości, bo sąd orzekł, że nie uprawdopodobniła, iż żołnierz ją molestował.

Sprawy o molestowanie seksualne są szczególnie trudne. Nie zawsze poszkodowana w ten sposób kobieta może liczyć na szybką reakcję przełożonych, jak Beata, której kolega-kierownik publicznie wręczał prezenty w postaci czekoladowych penisów, co miało być wstępem do bliższych relacji. Rzecz działa się w dużej i znanej ogólnopolskiej redakcji. Przełożony kierownika odsunął go od pracy z Beatą.

Na jednym z największych uniwersytetów w Polsce ofiarą dyskryminacji padła Janka, która najpierw była Janem. Transpłciowej Jance wiodło się dobrze, jako pracownikowi naukowemu, dopóki na wydziale nie nastał nowy szef. Stary szanował ją, chwalił i nagradzał.

Nowy, kiedy doszukał się w jej aktach decyzji sądu o zmianie płci, postanowił zrobić wszystko, by przepędzić ją z uczelni. Krytykował za byle co i szantażował, że jak się sama nie zwolni, to wszyscy dowiedzą się o zmianie płci. Janka była twarda, ale w końcu i tak straciła pracę. Teraz walczy w sądzie o odszkodowanie.

W Opolskiej Inspekcji Pracy na 2,5 tysiąca spraw rocznie, z którymi zwracają się ludzie, może 30-40 dotyczy dyskryminacji w miejscu pracy i najczęściej dotyczy to nierówności między kobietami a mężczyznami przy zatrudnianiu oraz wynagradzaniu.

- Z kwestią szykan ze względu na orientację seksualną zetknąłem się tylko raz w ciągu 18 lat mojej pracy - mówi Roman Zemanek z Państwowej Inspekcji Pracy w Opolu. - Napisał do nas mężczyzna, którzy żył w związku z innym panem. Ta wiadomość jakoś przeciekła w jego firmie i zaczęły się drwiny. Pytał, co ma robić. Nawet trudno mu było radzić.

Lesbijka? Nie ma się

Ów pan ukrywał swe preferencje seksualne, tymczasem Celina - bezrobotna, skierowana przez PUP na staż do sklepu Spółdzielni Gminnej - ledwo przyszła do pracy już pierwszego dnia pochwaliła się, że jest lesbijką. Na poniżające ją uwagi i żarty nie musiała długo czekać. Współpracownicy mówili, że jest "pedałkiem", "ma mniejszy iloraz inteligencji" oraz że "żal kierowniczki, bo może być przez nią zgwałcona".

Kobieta nie wytrzymała presji i zrezygnowała ze stażu, ale poszła do sądu. Sąd I i II instancji oddalił jednak jej powództwo. Nie tylko nie znalazł "żadnych faktycznych podstaw do uwzględnienia roszczenia powódki", ale wręcz uznał, że sama jest sobie winna, bo "miejsce pracy nie jest miejscem odpowiednim do prowadzenia rozmów o szczegółach życia, takich jak orientacja seksualna czy sposób realizacji potrzeb seksualnych".

Zdaniem dr Magdaleny Grabowskiej takie stanowisko sądu może "prowadzić do utrwalania i sankcjonowania homofobicznych postaw oraz uprzedzeń względem homoseksualnych pracowników".

Zjawisko powszechnego ukrywania preferencji seksualnych w miejscu zatrudnienia potwierdza raport z badań przeprowadzonych w ramach projektu "Równe traktowanie standardem dobrego rządzenia". Trzy czwarte Polaków jest przekonanych, że osoby nieheteroseksualne nie ujawniają swej orientacji z obawy przed reakcją otoczenia. Te wyniki są spójne z badaniami realizowanymi w środowiskach LGBT. 62 proc. badanych ukrywa swą orientację seksualną przed pracodawcą, 57 proc. przed kolegami w pracy, a 49 proc. przed klientami i interesantami. Badania pokazują też że 12 proc. przypadków przemocy psychicznej i 2 proc. przemocy fizycznej wobec osób LGBT ma miejsce właśnie w pracy.

Przed rokiem głośna była sprawa Ireneusza Muzalskiego, kasjera gnębionego przez kierownika sklepu Netto w Słubicach. Pan Irek nie ukrywał, że jest homoseksualistą. Przez współpracowników był lubiany i ceniony. Piekło na ziemi urządził mu kierownik, który przy kolegach i klientach wyzywał go od pedałów i męskich dziwek, a po roku pracy zwolnił bez podania przyczyny. Sąd I instancji przyznał Muzalskiemu odszkodowanie w wysokości 3 miesięcznych pensji. Ten odwołał się, a z pomocą przyszło mu Polskie Towarzystwo Prawa Antydyskryminacyjnego. Ostatecznie dla poniżanego pracownika wywalczono 18 tys. zł - równowartość rocznych poborów.

Odszkodowanie za dyskryminację powinno być proporcjonalne i odstraszające. Takie stanowisko reprezentuje Sąd Najwyższy i Trybunał Sprawiedliwości UE. Najwyższe odszkodowanie za dyskryminację w pracy wypłacone w Polsce w latach 2004-11 wyniosło 100 tysięcy zł. 35 proc. orzeczeń dotyczy kwot do 10 tys. zł.

Na 6930 zł wycenił sąd szkody moralne poniesione przez Elżbietę za sprawą wrednej szefowej. Elżbieta była doradcą klienta w spółce cywilnej, zajmującej się pośrednictwem finansowym. Pracownice firmy obowiązywał strój służbowy - spódnica lub spodnie, marynarka w ciemnym kolorze oraz biała koszula.

Elżbieta trzymała się tego dress codu, ale czasami zdarzało jej się założyć koronkową bluzkę lub krótkie spodnie odsłaniające tatuaż. Starała się ubierać stosownie do pracy, ale z powodu obfitego biustu stała się obiektem nieustannej krytyki swej pracodawczyni. Szefowa nazywała ją "tandeciarą" i "bublarą".

Krytykowała także jej fryzury. Pewnego dnia umówiła Elżbiecie wizytę u fryzjera, informując ją, że chce, żeby ta uporządkowała swoje włosy. Innym pracownicom też się obrywało, np. z powodu nieumytej głowy, ale Elżbieta była traktowana najgorzej. W damskim gronie kobietę wyróżniał też fakt, że nie miała dzieci, co szefowa nieraz ostro komentowała. W związku z tym zlecała jej dodatkowe obowiązki po godzinach, mówiąc, że skoro dzieci jej w domu nie płaczą, to nie ma się gdzie spieszyć.

To wyjątkowy przypadek dyskryminacji z powodu braku dzieci, bo zwykle to właśnie fakt ich posiadania jest źródłem nierównego traktowania.

- Mamy zakończoną ugodą sprawę zwolnienia z pracy kobiety, która wróciła z urlopu macierzyńskiego. Dostała 50 tys. zł odszkodowania - mówi Katarzyna Bogatko z PTPA. - Ale jest też sprawa mężczyzny, który został zwolniony, gdy zapowiedział szefowi, ze chce skorzystać z urlopu ojcowskiego. Pracodawca powiedział wprost: jeśli weźmie pan urlop, to może się pan pożegnać z pracą. Młody tata nagrał rozmowę na dyktafon i teraz sprawa jest już w sądzie.

Niepełnosprawni

Studenci poznańskiej Wyższej Szkoły Pedagogiki i Administracji - jeden niesprawny ruchowo, a drugi niewidomy - usłyszeli od profesora, że z takim stopniem niepełnosprawności nie powinni otrzymać uprawnień do wykonywania zawodu fizjoterapeuty. Od ukończenia szkoły dzielił ich egzamin z pulmonologii u tegoż profesora. Egzamin oblali.

Sprawa stała się do tego stopnia głośna, że zainteresował się nią Bartosz Arłukowicz, wtedy jeszcze pełnomocnik premiera ds. walki z wykluczeniem. Po interwencji ministra i PTPA studenci zaliczyli feralny egzamin i ukończyli studia.

Medialny rozgłos zyskała również sprawa rodziny, która wybrała się z 12-letnią córką na wózku na wczasy do Bułgarii. Biuro podróży, które wczasy organizowało, wiedziało o sytuacji dziewczynki. Mimo to zapomniało zapewnić jej transport z lotniska do hotelu. Po awanturze, biuro opłaciło taksówkę i obiecało, że w drodze powrotnej sytuacja się nie powtórzy. Ale się powtórzyła. Wózek z dzieckiem najpierw wpychano na siłę do autobusu, upierając się, by dziewczynka jechała mocno odchylona do tyłu, a w końcu zostawiono rodzinę na ulicy. - Tu w grę wchodzi dyskryminacja ze względu na dostęp do dóbr i usług - mówi Katarzyna Bogatko.

Nieprawdopodobnie brzmi też historia niewidomego, który został zwolniony z pracy w spółdzielni niewidomych, bo nie wywiązywał się z obowiązków. A nie wywiązywał się, bo jego komputer nie miał specjalnego oprogramowania dla osób niewidzących, którego pracodawca nie chciał kupić. Sąd przyznał niewidomemu odszkodowanie w wysokości 50 tys. zł.

Do magla i pralni

Krystyna ze Starego Olesna chciała zostać sekretarką w prywatnej firmie. Zrezygnowała, gdy w wysłanej jej ankiecie personalnej zobaczyła pytania o wagę, wzrost, nałogi i zatrudnienie rodziców. Na tym etapie pracodawca może zapytać jedynie o imię i nazwisko, datę urodzenia, imiona rodziców, miejsce zamieszkania, wykształcenie, przebieg dotychczasowego zatrudnienia.

Dyskryminujące mogą być już same ogłoszenia o pracę. Prawo zakazuje bowiem nierównego traktowania także na etapie nawiązywania stosunku pracy. Prawnicy PTPA przeanalizowali pod tym kątem prawie 61 tys. ogłoszeń w mediach. W 40 proc. anonsów stwierdzili nieprawidłowości. Wśród tych dyskryminujących 86 proc. dotyczyło nierównego traktowania ze względu na płeć, a co dziesiąte - ze względu na wiek. Ogłoszenie typu: "Kobieta, wiek 40+, fakturowanie, magazyn, prace biurowe" dyskryminuje ze względu na oba te kryteria.

Nieprawidłowe są też ogłoszenia odwołujące się do wyglądu (wymóg dołączania zdjęcia do aplikacji nie jest zgodny z kodeksem pracy) i oczywiście orientacji seksualnej. Ogłoszenie: "Kierowca, warunek: do 30 lat, najlepiej "bi", musi być wizualnie supermężczyzną", poza tym, że dyskryminuje może też budzić wątpliwości, czy na pewno chodziło o szofera do firmy komputerowej.

Pracodawcy nierzadko też domagają się zupełnie bezpodstawnie zaświadczenia o niekaralności (nawet na etapie rekrutacji). Spotkało to pracownika pewnego banku. Ten zaświadczenia nie dostarczył i z pracy wyleciał. Może dla świętego spokoju przyniósłby papierek, gdyby nie fakt, że... był karany - za wyrywanie kwiatków z publicznego klombu pod wpływem alkoholu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska