Jak pracują opolscy uzdrowicele?

fot. Paweł Stauffer
Z Jezusem można się skonfrontować telefonicznie, przez skype'a albo mejlem.
Z Jezusem można się skonfrontować telefonicznie, przez skype'a albo mejlem. fot. Paweł Stauffer
Romuald Statkiewicz wyczuwa obecność Judasza. On zbliża się od strony Wrocławia, bo zwęszył Jezusa Chrystusa. Czyli pana Romualda.

Czasem coś błyśnie, coś czasem liźnie, coś się pokaże w samej bieliźnie…".
Dwa tysiące lat Judasz był górą. Teraz nie ma szans. Dlaczego? Wie o tym Jezus Chrystus, czyli pan Romuald, jak nazywa się jego obecne ziemskie ciało.
Pan Romuald irytuje się rzadko, no, chyba że pytać go, czemu się nazwał Jezusem Chrystusem. Bo - wyjaśnia - nie nazwał, lecz jest nim.
- Tym samym, którego dwa tysiące lat temu...?
- Tak. To ja.

Przywykł do uśmiechów. Takich charakterystycznych, zarezerwowanych dla ludzi, którzy... hmmm.
Pyta wtedy: skoro mam zarejestrowaną działalność gospodarczą, skoro uzdrawiam, pomagam ludziom w ich życiowych problemach, a państwo to docenia, biorąc ode mnie podatki, to co tu pomrukiwać... hmmm?
Jego ziemski brat też mu nie wierzył. Kiedyś w jego rodzinnym Grodkowie powiedział: Skoro tak, to zrób cud. - Nie pojmował - wyjaśnia z uśmiechem J.C., że cud to fragment planu Boga, tylko zmaterializowany w krótszym niż planowano czasie.

Ludzie różnie szukają Jezusa Chrystusa, by iść jego drogą. Ja poszedłem na skróty. Wklepałem w internetową wyszukiwarkę: "uzdrowiciele opole".

Jezus wygląda jak Jezus
Z Jezusem można się skontaktować telefonicznie, przez skype'a albo mejlem. Oferuje pomoc we wszystkich sprawach, ale że w odróżnieniu od Rzymu, III RP ma większe wymagania wobec obywateli, za jego porady, energię trzeba płacić. 50 zł za godzinę.

Siedzimy z Jezusem Chrystusem w kawiarni na placu Wolności w Opolu, a ja nie umiem złapać go na niekonsekwencji czy choćby wahaniu. Nie, nie jest Żydem, lecz Polakiem. Oto dowód osobisty, a oto godło. Bycie Polakiem nie przeszkadza w misji, bowiem Polacy to naród wybrany - tłumaczy. Przyjdzie czas, to przekonamy się, do czego.

Jezus Chrystus wygląda jak Jezus Chrystus. Niedowiarek może zresztą porównać jego twarz z tą na całunie turyńskim. Albo nałożyć zdjęcie internetowe J.C. na fotkę całunu.

Ma w dłoniach energię. Niestety, moje dłonie są złym odbiornikiem. J.C. wyczuwa we mnie silną blokadę. Paweł, fotoreporter, jest bardziej chłonny. Łyka energię aż furczy.
Komu udziela porad, kogo uzdrawia? To oczywiście tajemnica, także biznesowa. Nie wszyscy, właściwie… mało kto rad by się przyznać do szukania porad u pana Romualda, czyli J.C. A tam, gdzie konwencja zawodzi, ludzkie siły nie wystarczają, a rozpacz nie pozwala się poddać - ludzie szukają pomocy właśnie u niego. - Bym się zdziwił - opowiada - kto do niego przychodzi. Często ludzie, których nikt by nie podejrzewał o wiarę w cokolwiek, czego nie potrafią dotknąć ani polizać. Ale co się dziwić rodzicowi, który szuka dzieciaka, co prysnął z domu na wakacje i nie daje znaku życia? Albo choremu, któremu lekarze nie dają nadziei? Albo komuś, komu w pracy nie idzie, w miłości… Tak w ogóle w życiu...

"W Grodkowie mówią, że mam fantazję po ziemskim ojcu i w głowie pomieszało się" - pisze o sobie J.C. na swym internetowym, jak najbardziej ziemskim blogu.

- Kto normalny - niech pierwszy rzuci szyderstwem - uśmiecha się znany opolski psycholog ("Uchowaj Boże nazwiska, koledzy by mnie usmażyli na grillu szyderstw"). - Gdy wchodzisz w świat uzdrowicieli, wchodzisz w świat wiary. Wiary - więc nie logiki, doświadczenia, naukowo potwierdzonych procedur. I czasem stoisz osłupiały, słysząc, że kobieta ratująca swe dziecko, w transie podnosi samochód, przecząc w ten sposób całej fizyce. Może czasem warto zrezygnować z chełpliwego przekonania, że wszystko już wiemy, wszystko zrozumieliśmy.

Tyara: - Demony lubią zagnieżdżać się w człowieku.
(fot. fot. Paweł Stauffer)

Uzdrowiciel nie saper…
A ten uzdrowiciel ma gabinet na piątym piętrze, prawie w centrum Opola i smutny głos. Smutny, bo dziennikarze robią z praktyków medycyny naturalnej idiotów. Jakichś magów, cudaków, a z jednej pani z Łodzi to zrobili prawie wiedźmę. Ale owszem, możemy porozmawiać. Za godzinę.

Jednak kwadrans później rozmawiamy już tylko esemesami. Uzdrowiciel nie odbiera telefonów, pisze tylko, że się namyślił, i że nie porozmawiamy.
Negocjuję, ale jest uparty i coraz bardziej nerwowy. Śle kolejne esemesy, że wcale nie rozmawialiśmy. I że liczy, że nie będzie tekstu o nim ani żadnego wywiadu.
No, ale naprzeciw dworca PKS, więc w miejscu jak najbardziej publicznym, wśród wielu innych wisi reklamowa tabliczka: "Hipnoza - medycyna naturalna".

Hipnotyzer jest naprawdę nerwowy, choć może faktycznie nie powinniśmy wchodzić akurat w momencie, gdy ktoś oparty bezwładnie o ścianę sprawiał wrażenie zahipnotyzowanego, z drugiej strony - jak pukać w grubo wytłumione drzwi, a dzwonka brak?

Wpadł na nas z furią i wypchnął z pokoju. Zwłaszcza aparat Pawła go rozsierdził! - Oż wy błazny z trybuny! - krzyczał i jeszcze chyba coś o tym, że człowiek u niego w gabinecie, ten oparty o ścianę i jakby nad miarę wyluzowany, mógł przez nasze niespodziewane wejście całkiem odjechać i co wtedy?!

Cytowany już opolski psycholog: - Uzdrowiciele wiedzą, że eksploatują żyłę złota. I bez żadnej odpowiedzialności za skutki tego, co robią. Bo gdy lekarz się pomyli, każdy jego ruch podczas leczenia będzie oceniany, a prokurator za progiem. A gdy pomyli się uzdrowiciel? Ot, siła wyższa i do kogo pretensje...?

W tym budynku rodziła się i dorastała połowa opolskiego kapitalizmu. Wystarczy popytać… - W uzdrowieniach teraz robi? Ale jaja! - śmieją się ci, którzy dawniej znali uzdrowiciela: - No tak, dziś nie ma po co stać pod bankiem…

Portier w kanciapie na parterze mówi, że tam, do uzdrowiciela, to przyjeżdżają ludzie z całej Polski. Zwłaszcza ze wschodu: - Przemyśl, Rzeszów - ich najwięcej. Wiem, bo często pytają mnie na dole, czy wysoko ten uzdrowiciel przyjmuje, to ja mówię, że wysoko, i że lepiej windą, byle drzwi trzymać.

Widocznie uzdrowiciel jeszcze długo potem nie mógł ochłonąć, bo słał kolejne esemesy. Np. "Adwokat przesłuchał dyktafon przeczytał wysyłane i przychodzące sms wszystko jeszcze raz odwołuję. A zbieranie plotek na mój temat zobaczymy? Nie udzielałem wywiadu!".

W tym budynku przyjmuje wielu lekarzy. Ale unikają kontaktów z uzdrowicielem. Znajoma lekarka dwojga masażystów mających gabinet obok zapytała kiedyś uzdrowiciela, czy ma dyplom. - Oj, ale się wkurzył! Coś warknął i zaraz zniknął za drzwiami - opowiadają.

Rzecznik prezydenta Opola próbował na naszą prośbę sprawdzić, ilu mamy w mieście uzdrowicieli: - Nie sposób tego ustalić. Do prowadzenia tego typu działalności wystarczy samo zgłoszenie do rejestru, a w przepisach jest punkt-worek pod nazwą działalność "inna". Co można określić tym mianem, zależy od wyobraźni petenta. Podkreślam, że są to przepisy nie naszego autorstwa, ale ogólnokrajowe.

Tyara rozwala demony
Zdarzają się przypadki, o których filozofom się nie śniło. Bywa na przykład, że demon w kogoś wstąpi. Pani Elżbieta Gas, Tyara, nie traktuje tego zwrotu jako figury retorycznej. Widziała wiele demonów, które wlazły w ludzi i przeszkadzały, że bardziej nie można.

Więc praca Tyary polega na ich niszczeniu. I nie ma co żartować: to taka jej cecha. Jedni potrafią mnożyć w pamięci ogromne liczby, a ona rozwala demony. Jak ci w Ghost Busters. O swoich umiejętnościach opowiadała niedawno w TVN, w programie Ewy Drzyzgi.

Natychmiast poprosiliśmy Tyarę, z którą spotkaliśmy się w kawiarni nto, by zweryfikowała powszechne wśród dziennikarzy gazety przeczucia o obecności demonów w sekretariacie redakcji.

Tyara bez wahań wyczuła złą energię przeszywającą serce redakcji. Więcej: wskazała jej źródło - zdjęcie grupowe naszego zespołu, uczynione z okazji jasełek w bierkowickim muzeum: - Tu jest źródło zła - orzekła. Postanowiliśmy nie przedłużać wątku i wrócić do kawiarni w piwnicy.

Więc demony istnieją, a szczególnie lubią zagnieżdżać się człowiekowi w tzw. dołku: - Stąd popularny zwrot - siedzi mi coś na wątrobie. Albo: powiedz, co masz na wątrobie - tłumaczy Tyara.

Na ogół człowiek sam jest sobie winny tego, że demon w nim zamieszka. Bo człowiek jest stworzony do radości i optymizmu, ale czasem zaczyna się czymś zamartwiać. Że mu się samochód popsuł, żona uciekła, albo kot zdechł. Gdy natężenie zgryzoty przekroczy pewien próg, otwiera się w ludzkiej aurze droga dla demona, który tylko na to czeka.

- Demony mają wredne pyski - opowiada Tyara. - Ale je się ich nie boję. Wiem, jak je zabić, więc to one boją się mnie. Najczęściej wystarczy osinowy kołek, którym trzeba zadać demonowi właściwy cios.

Mówi, że gdyby żyła w średniowieczu, pewnie spłonęłaby na stosie. Wtedy bano się takich kobiet jak ona, teraz cywilizacja sprawia, że ludzie sami się do niej garną. I płacą za radę, i za pomoc. Tyara: - To właściwie jedyne moje zajęcie, z którego się teraz utrzymuję. Chętnych jest mnóstwo.

Ostatnio byli rodzice dzieciaka, który zapamiętał się w grach komputerowych. Całymi dniami na ekranie strzelał, zarzynał, topił we krwi, dusił, deptał i rozrywał na strzępy hordy wrogów, aż zaczął się zdawać nie odróżniać, kto istnieje naprawdę, a kto jest ekranową luminescencją. Ktoś powiedziałby: zabrać dzieciakowi kompa i spokój. Ale Tyara wie, że w dziecku zagościł demon, któremu już teraz komputer niepotrzebny. I to jest jej działka: zabić drania. Demona znaczy.

Tyara, jak wszyscy uzdrowiciele, płaci w terminie podatki, nawet w telewizji publicznej występuje, gdy pokazują coś o zjawiskach paranormalnych. Swoje właściwości odczytuje jako szczególny dar, choć na początku, gdy uświadomiła sobie ich istnienie, była mocno sceptyczna. - Bo to rzeczywiście trudne do uwierzenia: siedzimy przy stole, pijemy herbatę, wszystko ma swój porządek, wymiary, jest namacalne, a ja raptem te demony… Ale one są, czy się to komuś podoba, czy nie. Czy będzie ze mnie pokpiwał, czy uwierzy.

Źle jest za dużo wiedzieć i widzieć. Dlatego Tyarze dar czasem ciąży. Bo może ktoś nie chce wiedzieć, że mu aura słabnie? Ale z drugiej strony, Tyara spojrzy na kogoś, kto słabo się czuje i powie: łyknij cukru. Bo Tyara widzi, że ten ktoś ma początki cukrzycy.

Znany opolski psycholog: - Uzdrowiciele sprzedają ludziom coś, czego żaden NFZ nie ma w koszyku leków podstawowych, coś, czego nie uczą na żadnych studiach medycznych: nadzieję, że będzie dobrze. Jeśli więc fizycznie nie szkodzą, jeśli nie namawiają do odrzucenia konwencjonalnej medycyny, ale uzupełniają ją o, jak mówi młodzież, "pozytywne wibracje"- niech robią swoje.

Rozmawiamy, a Tyarze co chwila dzwoni telefon. Klienci.
Czas Tyary jest cenny. Tyle zła na świecie, demonów do wygnania. Czekają na jej pomoc ludzie i Mojżesz, jej mąż (raczej partner - podkreśla Tyara), czeka. Dlatego może innym razem opowie, jak w poprzednim życiu była żoną króla Hedorozjana, Hederozjaną: - Właściwie nie ma czym się specjalnie chwalić. Niedobra byłam... - wzdycha Tyara, dopija kawę i odjeżdża swym samochodem.
Dużo jeszcze demonów jest do zabicia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska