Moim kolegom zabrakło harcerskiego braterstwa

Bolesław Bezeg
Bolesław Bezeg
Z harcmistrzem Mirosławem Mandrygą, niegdysiejszym komendantem Opolskiej Chorągwi Związku Harcerstwa Polskiego oraz jednym z trzech założycieli Obywatelskiego Komitetu Obrony Opolszczyzny, który doprowadził do zachowania województwa opolskiego podczas reformy administracyjnej w 1998 r., rozmawiamy o okolicznościach w jakich przyszło mu kiedyś działać i o kontrowersjach jakie towarzyszyły jego odejściu z funkcji komendanta chorągwi

Znamy się nie od dziś, zatem pozwolę sobie mówić po imieniu: Mirku, byłeś komendantem opolskiej chorągwi ZHP oraz jednym z twórców Obywatelskiego Komitetu Obrony Opolszczyzny, który wywalczył w 1998 r. zachowanie województwo opolskiego. Pamiętam też, że jako komendant chorągwi walczyłeś w 1997 r. z Powodzią Tysiąclecia. To wtedy trochę lepiej się poznaliśmy. Powiedz, kiedy zostałeś instruktorem harcerskim?

W 1980 roku w sanatorium rehabilitacyjno-ortopedycznym w Trzebnicy wychowawca, który znał moją rodzinę, zaprosił mnie do pomocy w zajmowaniu się dziećmi z tzw. „Nieprzetartego Szlaku” czyli dziećmi niepełnosprawnymi. To wtedy zaczęła się moja instruktorska przygoda, bo wcześniej oczywiście w szkole byłem w drużynie harcerskiej, ale to w 1980 r. poznałem co oznacza służba instruktorska, która zostało ze mną do dzisiaj.

Potem uczyłeś się w technikum leśnym i tam działałeś w „Brzydalach”…

Ach, drużynę „Brzydale” założyliśmy w 1982 roku, w czasie stanu wojennego. Drużyna rozrosła się na tyle, że praktycznie był to szczep, a w nim kilka drużyn. W ciągu dwóch lat mieliśmy w Tułowicach i w Niemodlinie około 300 harcerzy starszych i młodszych.

Działałeś w szczególnych czasach. Dawny prezydent Opola Ryszard Zembaczyński w specjalnym liście podkreślał twoją uczciwość i honorowość, podkreśla też, że działałeś w nietypowych warunkach. Były to czasy historyczne: powódź, a potem obrona Opolszczyzny. To były dwa twoje sztandarowe działania. Jak to wspominasz?

W lipcu 1997 r. trwał jeden z naszych harcerskich obozów, właśnie hufca Niemodlin, w Kotlinie Kłodzkiej niedaleko Lądka prowadzony przez Wojtka Kwiecińskiego. Drugi obóz prowadzony przez Darka Puka z Paczkowa był u podnóża Gór Sowich w Bielicach. I nagle, gdy zaczęła się powódź, straciliśmy z nimi łączność. Trzeba było tam pojechać, ale wiele dróg było zalanych lub zniszczonych przez wodę, więc to trochę trwało.

Już po drodze dostałem informację, że obóz hufca Niemodlin został ewakuowany i wszyscy są bezpieczni, natomiast od Darka Puka nie mieliśmy żadnych informacji. Jechaliśmy przez zalewaną właśnie wodą Nysę. Jechała wtedy ze mną samochodem świętej pamięci pani poseł Dorota Dancewicz, która chciała sama naocznie zobaczyć skutki.

Pamiętam jak podczas przejazdu przez Nysę straciła nerwy i kategorycznie oznajmiła, że chce wysiąść, ale nie było jak, bo wodę mieliśmy już po osie. Przejechaliśmy Nysę, Srebrną Przełęcz i w dół nie można było zjechać, ponieważ już było zalane miasteczko. Stamtąd dzwoniliśmy do sołtysa Bielic, który pomógł w ewakuacji naszego obozu i od tego się zaczęła nasza przygoda ze służbą na rzecz powodzian.

Tu trzeba opowiedzieć o Darku Puku i jego bohaterstwie, wręcz w tym, że dokonał ewakuacji do pobliskiej stodoły 100 uczestników obozu, a następnie ze swoją kadrą przez te góry chodzili i w nowe miejsce obozowania przynosili w plecakach jedzenie. To zapewnienie bezpieczeństwa dla ponad 100 młodych ludzi nie było łatwe.

Natomiast oni już po tygodniu stawili się do służby w Opolu do głównego sztabu przeciwpowodziowego. W tym momencie działało tam już około 800 osób, które przyjechały z całej Opolszczyzny i z całego kraju. Przyjeżdżali płetwonurkowie, ratownicy wodni, pontoniarze, kajakarze, różne osoby, które miały sprzęt wodny, bo tego sprzętu nam było najwięcej w Opolu potrzeba oraz ratownicy medyczni.

Nie da się tego wszystkiego opowiedzieć w kilku słowach, ale jest to kawał historii. Było wielu anonimowych ludzi, którzy w tamtym czasie odgrywali ważną rolę. My koordynowaliśmy, zarządzaliśmy, natomiast często na tym pierwszym planie były dzieciaki, oczywiście w wieku minimum 16 lat i wyżej. Młodsi pracowali w sztabie przy przygotowywaniu jedzenia dla ponad 800 osób.

Pamiętam człowieka, który z Warszawy pewnego dnia przywiózł trzy duże busy około 6-7 ton ciasta. Wymyśliliśmy wtedy, żeby Opole o piątej po południu zamilkło i żeby wszyscy mieli to ciasto przy herbatce, w informowaniu pomogło Radio Opole i NTO. Nasi harcerze roznosili po Opolu to ciasto do miejsc najbardziej poszkodowanych. No i numer się sprawdził, bo ludzie później też o tym opowiadali. Generalnie logistyka i zabezpieczenie dla instruktorów i harcerzy było olbrzymim wyzwaniem.

Pomnę również Kędzierzyn Koźle, Brzeg, Grodków czy Nysę, gdzie też funkcjonowały nasze sztaby przeciwpowodziowe. Ogrom tej pracy i wyzwań był zauważalny nie tylko przez włodarzy, ale przede wszystkim przez ludzi poszkodowanych przez kataklizm. Pozytywem było to, że młodzież okazała się bardzo oddana służbie społeczeństwu.

To wtedy zaczęły się problemy finansowe opolskiej chorągwi ZHP?

Tak. Ponieśliśmy olbrzymie straty, olbrzymie koszty, w chwili, gdy była potrzeba mówiono, żebyśmy się nie przejmowali pieniędzmi, bo wszystko zostanie przez rząd RP i Główną Kwaterę ZHP uregulowane, a później zostaliśmy z tym sami. Różnego rodzaju instytucje, które nas wcześniej wspierały, również nam pomagały. Rada Przyjaciół Harcerstwa pod wodzą Ryszarda Zembaczyńskiego również się o to upominała. Niestety tylko część została zwrócona ok. 50%.

Uważam, że ci, którzy rządzą, a dzielą naszymi pieniędzmi, nie powinni być proszeni, tylko to ich był obowiązek, żeby stawić się tutaj i zobaczyć, że harcerze ponieśli olbrzymie straty i olbrzymie koszty w ratowaniu życia ludzkiego i likwidacji skutków powodzi. Tego jednak nie było. Przypominam sobie, jak premier Cimoszewicz mówił poszkodowanym Polakom, że trzeba było się ubezpieczyć.

Wkrótce były wybory i je przegrał, w związku z czym do władzy doszły AWS z Unią Wolności i pojawiła się ta słynna reforma administracyjna, w której postanowiono zmniejszyć liczbę województw. Wcześniej było 49 województw a postanowiono zrobić 12 i tutaj się pojawia słynny OKOP, którego wspólnie z Januszem Wójcikiem byłeś współtwórcą?

Tak, ale tu jeszcze zaznaczę, że w tym samym czasie jeszcze trwała kwestia rozliczeń z powodzi, które składaliśmy między innymi do pana Jerzego Widzyka, już w rządzie AWS-u. Ten człowiek nam dużo pomagał. To bez dwóch zdań jego spotkania z Ryszardem Zembaczyńskim powodowały to, że ta pomoc była duża. Tu należy też wspomnieć o świętej pamięci Józefie Pękali ówczesnym dyrektorze Elektrowni Opole, który nigdy nie szczędził energii i funduszy do tego, żeby nas wspierać.

Wracając do OKOP-u, był już grudzień 1997 r. i wspólnie z Januszem Wójcikiem i Stanisławem Wedlerem spotkaliśmy się w komendzie Opolskiej Chorągwi ZHP. 28 grudnia dyskutowaliśmy nad tym, co zrobić, jak poruszyć społeczeństwo, żebyśmy mogli obronić Opolszczyznę? Wymyśliliśmy wspólnie ruch społeczny. Pomysłodawcą nazwy Obywatelskiego Komitetu Obrony Opolszczyzny był Janusz, natomiast w trójkę uzgodniliśmy warunki i czas funkcjonowania, choć nie wiedzieliśmy dokładnie, jak długo będziemy działać.

Pierwszym biurem OKOP-u była Komenda Opolskiej Chorągwi ZHP, a dwa tygodnie później, już w roku 1998, spotkaliśmy się przy ul. Damrota, w biurze pani poseł Elżbiety Adamskiej, która współdziałała przy zakładaniu OKOP-u. Od tego się zaczęły nasze pierwsze działania, pojawili się ludzie, którzy z nami współdziałali w obronie Opolszczyzny.

Należy wspomnieć, że udział harcerzy był olbrzymi, zebraliśmy masę podpisów pod protestem przeciwko likwidacji województwa. że kiedy w tym czasie ogłosiłem jako komendant chorągwi alert mundurowy i program „Opolszczyzna Nasza Mała Ojczyzna”, harcerze codziennie przybywali w mundurach z żółto-niebieskimi opaskami. Sam się nieraz dziwiłem, skąd oni biorą tyle tych opasek.

Nauczyciele mi nieraz mówili, że szyją je na zajęciach technicznych. Ktoś tam materiał załatwił. I to nie chodziło tylko o Opole, ale o całą Opolszczyznę, zawsze znalazł się ktoś, kto pomógł w tym, ażeby flagi i opaski się znalazły. Nasza decyzja w sprawie wzięcia udziału w walce w obronie Opolszczyzny była podyktowana potrzebą chwili. Udział harcerzy był niezwykle ważny w ruchu na rzecz obrony Opolszczyzny.

Harcerze wyruszyli na zwiady terenowe, przeszukiwali biblioteki, odwiedzali muzea, parafie, urzędy w poszukiwaniu wszelkich możliwych materiałów, argumentów przemawiających za utrzymaniem województwa, uszyli setki żółto-niebieskich flag, którymi dekorowali szkoły, domy, harcówki i tysiące wstążeczek, przypinanych uczniom i dorosłym mieszkańcom Opolszczyzny.

My wtedy jeszcze ciągle chyba byliśmy świeżą demokracją, od 1989 roku raptem minęło 9 lat. Myślę, że w tamtym czasie, gdyby ktoś inny chciał zapobiec jakimś działaniom rządu, to raczej by szukał dojścia do jakiejś ważnej osoby w rządzie, a nie budowałby ruchu społecznego. To było bardzo romantyczne, bo przecież nie tak łatwo jest pobudzić społeczeństwo do działania…

Ale to wiesz, ludzie czynu, kiedy dostawali taką informację, podejmowali się działania, a takich ludzi jest więcej, więc wystarczyło dać impuls, nie było tak trudno. Ale należy też powiedzieć, że ówczesne regionalne media stały z nami w jednej linii, i Radio Opole i Nowa Trybuna Opolska, i nasza telewizja regionalna, więc było nam łatwiej dotrzeć z informacją do społeczeństwa.

Poruszyliśmy całą Opolszczyznę i praktycznie nie było ludzi, którzy by mówili, że się nie opłaca. Może nieliczni politycy sobie tam szacowali, jak to będzie w przyszłości. Myśmy na to nie patrzyli. Stanęliśmy wszyscy obok siebie razem. Byli liderzy, którzy podejmowali decyzje, tak, jak było w Warszawie, kiedy trzeba było podjąć decyzję, kto z nas odpowiada za przemarsz ponad 3000 ludzi ulicami stolicy i trzeba było zabezpieczyć to wszystko. To było duże wyzwanie, ale temu też podołaliśmy i praktycznie w ciągu dwóch dni dostaliśmy zezwolenie. Osobiście jeździłem do Warszawy po to, żebyśmy to zezwolenie mogli otrzymać.

W wielu miejscach mieliśmy pomoc posłów AWS-u nie tylko z naszego terenu. Przede wszystkim Ela Adamska i Stanisław Wedler wprowadzili nas w towarzystwo innych posłów AWS-u. Tych miejsc rozmów było wiele na różnych szczeblach, w różnych gremiach i to spowodowało ogólnie, że wygraliśmy jako społeczeństwo.

To był czas walki, najpierw z powodzią, potem w obronie Opolszczyzny, gdzie jak to Ryszard Zembaczyński napisał działałeś w „szczególnych warunkach”. W sierpniu, kiedy zapadły decyzje, że jednak udaje się, żeby zostało 16 województw, w tym opolskie i 4 października 1998 r. doznałeś wypadku, jak to było w ogóle?

Uległem wypadkowi samochodowemu, w którym zgodnie z później z decyzją ZUS-u i badaniami, otrzymałem bardzo duży procent ubytku na zdrowiu. Tydzień czasu byłem nieprzytomny, co może wskazywać, że byłem w ciężkim stanie.

Tak, o tym się wiedziało, bo ten wypadek nie przeszedł bez echa. Mówiło się, że Mandryga wpadł samochodem pod ciężarówkę, jak to było, zasnąłeś?

Nie, jechałem w nocy i na łuku drogi, stał samochód nie oznakowany i nieoświetlony. Ja jeżdżę bardzo dobrze ale po prostu go nie widziałem. Z przeciwka jechał drugi samochód, oświetlił mnie, więc byłem oślepiony i uderzyłem w ciężarówkę czołowo, odbiłem się od niej i drugi samochód we mnie wjechał. Żyję, natomiast w momencie, kiedy uległem wypadkowi, straciłem pamięć.

Byłem w innej rzeczywistości, rozpoznawałem ludzi, ale długo trwało to, żebym odzyskał całą pamięć i wiedział, co się wydarzyło.

Z czasem wszystko wróciło, ale od razu też nie mogłem zareagować na problemy, z jakimi zostaliśmy, jako chorągiew. Bo rząd nie oddał chorągwi pieniędzy wydanych podczas powodzi na sprzęt i za obozy dla dzieci powodzian. Przypomnę, że latem 1997 r. wywieźliśmy poza teren powodzi 3,5 tysiąca dzieci na dwa trzytygodniowe obozy i było ustalenie, że dostaniemy za każdego uczestnika 250 zł. To była śmieszna kwota za uczestnictwo w obozie, a i tak jej, w całości nie zobaczyliśmy. Ponadto przez 2 miesiące nie dostaliśmy żadnych pieniędzy na utrzymanie naszych 800 działających na Opolszczyźnie harcerzy, którzy nieustannie pomagali mieszkańcom likwidować skutki powodzi.

Mnóstwo ludzi było zadowolonych z tego działania harcerzy, ale komendantowi chorągwi pozostawiło to sławę tego, który zadłużył chorągiew.

To była retoryka prowadzona przez moich następców, natomiast ja to komentuję w dwóch słowach, że braterstwa im zabrakło. Bo harcerstwo to służba, a w niej jest również braterstwo. Moim następcom w propagowaniu intryg i kłamstw na mój temat, zabrakło życiowej mądrości, nie umieli przyznać, że powstałe zadłużenie to brak rozwiązań systemowych i należy współpracować, aby ten problem rozwiązać.

Jakie zarzuty ci wtedy postawili twoi koledzy i jak udało ci się doprowadzić do tego, że jednak te zarzuty zostały obalone?

Zarzut główny to, że właśnie opolska chorągiew miała w tym czasie dług. Cała chorągiew, wszystkie hufce z całego województwa miały łączne zadłużenie sięgające blisko 700 tysięcy złotych, które powstały od 1997roku do końca 2001roku. Przypomnę, że sprawą zajmowała się Główna Kwatera ZHP i ówczesny naczelnik ZHP potwierdził, że będzie zwrot tych pieniędzy przez rząd RP i GK ZHP.

W 2000 roku poinformowałem naczelnika ZHP, że rezygnuję z funkcji i nie będę dalej, trzecią kadencję komendantem chorągwi, jeśli pieniądze nie będą zwrócone. Podczas zjazdu ZHP w 2000 roku wice naczelnik powiedział, że polski rząd obiecywał, że pieniądze zostaną nam zwrócone w kwocie ponad miliona złotych. W tamtym czasie te pieniądze pomogłyby nam wyjść z tych wszystkich problemów.

Czyli twoją winą było, że uwierzyłeś to zapewnienia?

Tak. Okazałem się w tym przypadku trochę naiwny, ale z drugiej strony prowadząc akcję przeciwpowodziową, trochę pieniędzy przychodziło do chorągwi z różnych źródeł. Wspierali nas: Fundusz Ochrony Środowiska, Kuratorium, darowizny od różnych osób i w tym czasie sobie jakoś radziliśmy. Tylko że problem narastał i po dwóch tygodniach akcji trzeba było powiedzieć tym ludziom: „to my już pomagać nie będziemy”.

Przypomnij sobie jak to było w lipcu 1997 r.: w ogródkach na Rynku ludzie siedzieli i piwo pili, a nasi harcerze i z twojej organizacji ZHR i z ZHP biegali z pomocą do ludzi, którzy byli zalani wodą, którym trzeba było pomóc w wyniesieniu tego całego bałaganu. Że nie wspomnę o chociażby Radiu Opole, czy NTO, albo bibliotece wojewódzkiej, tam też harcerze pomagali, są do dziś zdjęcia. Tak, trzeba było powiedzieć: „nie, już dalej nie będziemy nic robić”?. Nie tego nie można było zrobić.

Zresztą cały czas przyjeżdżali harcerze do pomocy z różnych województw, multum ludzi przyjeżdżało i samo zebranie i skoordynowanie ich było nie lada wyzwaniem dla obsługi sztabu przeciwpowodziowego ZHP. Wracając do tych zarzutów, to najgorsze jest to, że te zarzuty formułowały osoby, które były w naszym kręgu instruktorskim. Ludzie, którzy widzieli, co robimy, jak robimy, funkcjonowali w tym wszystkim.

Przypomnę, że po powodzi w 1998 roku, jeszcze w trakcie obrony Opolszczyzny otrzymaliśmy od Fundacji Batorego tytuł najlepszej polskiej organizacji pozarządowej. To był duży zaszczyt, ponieważ 120 organizacji w Polsce startowało do tego tytułu, a otrzymała go Opolska Chorągiew ZHP. Ci, którzy w tamtym czasie robili sobie z nami zdjęcia i cieszyli się naszymi sukcesami i w czasie powodzi i podczas obrony Opolszczyzny, później zawiedli.

Po paru latach udało mi się wygrać sprawę w sądzie, gdzie zostałem uznany za osobę niewinną tego stanu rzeczy. O tym właśnie ówczesny prezydent Opola pan Ryszard Zembaczyński w 2011 roku napisał w swoim odniesieniu się do tej sytuacji, przesłanym do harcerzy na Opolszczyźnie, ale i w całej Polsce, oraz do władz głównych ZHP, ale nikt nie odpowiedział w tamtym czasie.

To trudne sprawy, jesteśmy z krwi i kości harcerzami, ufamy ludziom, ufamy temu co robimy, pełnimy służbę i tacy ludzie byli i są ciągle wokół mnie. Ruch harcerski takich ludzi wychowuje, dlatego trzeba go wspierać, ale to są decyzje gdzieś tam na górze, we władzach państwa i to nie jest kwestia tylko projektów, programów. Ta pomoc powinna być systemowa dla takiej wspaniałej idei, jaką jest harcerstwo. Obojętnie, czy to jest ZHP, czy ZHR, czy każda inna organizacja kultywująca ideały harcerskie. Wszyscy zasługują na takie wsparcie.

Ja w tamtym czasie mówiłem w 2000 roku do przedstawicieli opolskich samorządów, że myśmy robili wszystko, żeby Opolszczyzna przetrwała, ale opolskiej chorągwi jest potrzebna pomoc. Nigdy tej pomocy nie dostaliśmy. Ale za to, wraz z 20 instruktorami zostaliśmy odznaczeni odznaką „Zasłużony dla Województwa Opolskiego”.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska