Grzegorz Schetyna - środkowy pomocnik w Platformie Obywatelskiej

Katarzyna Kownacka
– Jak zaczynała się konferencja prasowa, na której Donald Tusk wymieniał nazwiska odwołanych, to zadzwonił Grześ i powiedział, że idzie na szefa klubu – mówi pani Danuta. Wolał, by matka dowiedziała się o tym od niego, a nie z telewizji.
– Jak zaczynała się konferencja prasowa, na której Donald Tusk wymieniał nazwiska odwołanych, to zadzwonił Grześ i powiedział, że idzie na szefa klubu – mówi pani Danuta. Wolał, by matka dowiedziała się o tym od niego, a nie z telewizji.
Bezkompromisowy opozycjonista i kochający syn, sprawny polityk i biznesmen, ale nielubiany człowiek. Były wicepremier nie ma jednego oblicza. Trudno go ocenić - mówią najczęściej ci, którzy znają go od lat.

Opolskie mieszkanie Danuty Schetyny, matki byłego wicepremiera, pełne jest Grzesia. Mimo premierowskich funkcji pani Danuta tak ciągle nazywa 46-letniego dziś syna. Są tu jego ulotki wyborcze, zdjęcie syna z Wałęsą, plakat z szeroko uśmiechniętym Schetyną.

Matka jednego z najbardziej znanych polityków w kraju z dumą pokazuje książki, które - z dedykacją - dostała od samego Donalda Tuska. "Może być Pani dumna z Grzegorza" - napisał w jednej z nich premier. "Dzięki za Grzesia!" - dodał w drugiej.

Pierwsze wspomnienie syna z młodości? - Przed maturą, zamiast się uczyć, ciągle grał w piłkę i czytał - wspomina matka. - Jak go poganiałam do książek, to mówił: nie martw się, mama, jeszcze o mnie w encyklopedii przeczytasz.

W szkole był zdecydowanie humanistą. Zdolny uczeń, choć nie kujon.

- Był bardzo oczytany - wspomina Elżbieta Kurek, koleżanka Schetyny z liceum, dziś radna Sejmiku Województwa Opolskiego. - Cytował Wojaczka, o którym żadne z nas wtedy nie słyszało, czytał Hłaskę, a na wycieczkach do muzeów czy galerii opowiadał o obrazach, malarzach.

Danuta Schetyna mówi, że syn miał fenomenalną pamięć. W związku z tym ojciec Grzegorza, Zbigniew, namawiał go na studia medyczne. Chciał, by syn zdobył dobry zawód. - Ale Grześ nam tłumaczył, że nic z tego nie będzie, bo on nie znosi widoku krwi. W końcu zdał na prawo do Wrocławia, a potem przeniósł się na historię.

Antykomunista
- Przeniósł się, bo pokłócił się ze studentami i wykładowcami na roku - dodaje matka byłego wicepremiera. - Nazwał ich komunistami, a potem przyjechał do domu i oświadczył, że nie będzie prawnikiem w tym kraju bezprawia. Pobledliśmy z mężem. Już i tak baliśmy się o niego bardzo. Ubecy co rusz zatrzymywali go na 48 godzin za działalność opozycyjną.

Grzegorz Schetyna był na studiach jednym z aktywniejszych i bardziej bojowych działaczy Niezależnego Zrzeszenia Studentów, współpracował z Solidarnością Walczącą. Wychowany w niezwykle patriotycznej rodzinie, nauczycielskiej, z lwowskimi korzeniami, od najmłodszych lat miał świadomość tragedii Katynia, Ostaszkowa czy Miednoje. Znał dzieje Polskiego Państwa Podziemnego, jeździł z ojcem na warszawskie Powązki i groby polskich żołnierzy rozsiane po całej Europie. I od najmłodszych lat stawiał się władzy komunistycznej.

- Bodaj w drugiej klasie na murze II LO w Opolu, gdzie się uczyliśmy, ktoś 17 września wypisał hasło: Katyń pomścimy - wspomina Elżbieta Kurek. - W szkole była straszna awantura. Milicja kilka dni szukała sprawców. Sprawdzali nam ręce, czy nie ma na nich śladu farby olejnej. Ale nikogo nie złapali. Dopiero po maturze dowiedziałam się, że ten napis to Grzesiek wymalował z jeszcze jednym kolegą...

Starszego brata Grzegorza, Janusza, działacza Solidarności w Bydgoszczy, oraz jego żonę internowano w grudniu 1981 roku, tuż po wybuchu stanu wojennego. Rodzice nie mieli z nimi kontaktu do lutego.

- Kiedy wreszcie pojechaliśmy zobaczyć się z Januszem, to okazało się w poczekalni, że Grześ ma w dowodzie znaczek "Nie ma wolności bez Solidarności" - wspomina matka polityka. - Błagaliśmy go wtedy z mężem, żeby go wyjął, bo nas nie wpuszczą. Nie chciał. Ustąpił dopiero, gdy z pomocą przyszedł czekający tam na wizytę ksiądz...

Gdy w październiku 1984 roku zamordowano księdza Popiełuszkę, Grzegorz Schetyna wraz z kolegami z Solidarności Walczącej w akademiku, w którym mieszkali, ustawił ołtarzyk ze zdjęciem księdza, świecami i polską flagą.

- Kilkanaście minut później musieli uciekać przed ubecją - wspomina Danuta Schetyna. - Zresztą on bez przerwy miał z nimi do czynienia. Dlatego w 1987 roku namówiliśmy go z mężem, by przerwał studia. Chcieliśmy, by z Kaliną, jego przyszłą żoną, dołączyli do starszego syna Janusza, który musiał wyjechać do Kanady. Mieliśmy nadzieję, że jak znikną na rok, to wszystko przycichnie. Ubecy tak pilnowali Grzesia, że baliśmy się, że w końcu mu coś zrobią... Ale on wbrew nam wrócił z Kanady po trzech miesiącach. Jak zapytałam, dlaczego, to powiedział: bo papież mówi, że nie wszyscy młodzi z tego kraju muszą uciekać.
Grzegorz Schetyna jako jedyny poseł Unii Wolności głosował w sejmie za dekomunizacją.

Schetyna trzyma dystans

- Czy lubię Schetynę? - zastanawia się zaskoczony pytaniem Jerzy Szmajdziński z SLD. Znają się z byłym wicepremierem od ponad 10 lat - najpierw z ław sejmowych, potem z klubu Śląsk Wrocław. - Lubię to ja kobiety… - próbuje dowcipnie odpowiedzieć na pytanie Szmajdziński. - A Schetynę? Lubię. Za nasze sportowe dysputy... - kończy wreszcie dyplomatycznie.

Ku oburzeniu opinii publicznej, a przede wszystkim kolegów z prawicy, Schetyna w 2000 r. wciągnął do zarządu Śląska Piotra Żaka z AWS i właśnie Jerzego Szmajdzińskiego z "czerwonego" SLD.

- To było wtedy bardzo odważne posunięcie - wspomina Barbara Zdrojewska, szefowa klubu radnych PO we Wrocławiu, żona ministra kultury Bogdana Zdrojewskiego. - Wtedy ludzie prawicy widzieli świat w czerni i bieli i część ludzi miała to Grzegorzowi za złe.

Ale nie pierwszy raz Schetyna wykazał się odwagą. W latach 80. był organizatorem studenckiego strajku na Uniwersytecie Wrocławskim. Do legendy przeszedł też jego spór z Lechem Wałęsą. Młody student zarzucił przywódcy Solidarności, że podczas Okrągłego Stołu nie walczył o legalizację NZS-u.

Zarówno dalsi, jak i bliżsi znajomi przyznają, że były wicepremier i minister spraw wewnętrznych i administracji to na pewno nie brat łata. Ma wąskie grono przyjaciół, a wobec reszty świata jest nieufny i trzyma dystans.

- Sam nawet mawia, że ufa tylko żonie... - wspomina Stanisław Huskowski, klubowy kolega Schetyny z PO, były prezydent Wrocławia i zagorzały jego krytyk.

- Bardzo trudno go polubić - dodaje działacz PO na Dolnym Śląsku. Woli zachować anonimowość, bo Schetyna to dziś niewygodny temat. Nie wiadomo, co z niego wyniknie. - Pierwsze wrażenie zazwyczaj robi kiepskie, a drugie może być jeszcze gorsze. Bywa oschły i obcesowy.
- A z drugiej strony wiadomo, że jak jest wśród "swoich", to potrafi się wyluzować i jest dowcipny - dodaje dla kontrastu jeden z wrocławskich dziennikarzy.

Jerzy Skoczylas, radny miasta Wrocławia z PO, znany w Polsce artysta kabaretu Elita, z szefem swojej partii w regionie zatargów nie miał. Za to "sprzedaje smaczek": Schetyna godzinami może rozmawiać o zespole TSA (też z Opola).

- Jest jego wielkim fanem, zna teksty na pamięć i bardzo liczył, że Piekarczyk i reszta w ostatnim czasie się pogodzą - zdradza Skoczylas.

Złośliwi podkreślają jednak, że niewielu potrafi o "Grzesiu" powiedzieć coś dobrego. - Bo ludzie albo Schetyny nie cierpią, albo się go boją - kwituje działacz PO z Dolnego Śląska. - To potężny, wpływowy człowiek. I mało przyjemny.

Są i tacy, którzy swój brak sympatii wyrażają bez ogródek.
- Ja na przykład za nim nie przepadam - przyznaje poseł Huskowski.

Polityk i wódz
Swojej niechęci do byłego wicepremiera nie kryje także Władysław Frasyniuk, obecnie jeden z liderów Partii Demokratycznej, przed laty Unii Wolności. To właśnie w Unii Frasyniuk i Schetyna toczyli zacięty bój o przywództwo, przy okazji "pompując koła" partyjne (czyli dopisując działaczy), by zdobyć więcej głosów.

- Nie akceptuję takich ludzi - kwituje Władysław Frasyniuk. - Polityk musi być w kontaktach z otoczeniem cierpliwy. A Grzegorz Schetyna, jak czegoś nie rozumie czy nie akceptuje, to strzela. Bywa twardy, nawet bezwzględny. Potrafił niektórym, patrząc prosto w oczy, powiedzieć: nie wiem, czy mógłbym panu pomóc, ale zaszkodzić z pewnością.

- To człowiek, który nie zna sentymentów. Jak ktoś jest niepotrzebny, nie sprawdza się albo przeszkadza, to jest przez niego usuwany - mówi inny wrocławski polityk. - Tak było z poprzednim marszałkiem województwa, Andrzejem Łosiem. Przez całe lata byli bardzo blisko, Łoś był wręcz mentorem Schetyny. Ale kiedy pojawił się zarzut, że marszałek nie współpracuje z terenem, to Schetyna bez wahania zmienił go na innego.

Konflikt ten okazał się na tyle poważny, że Andrzej Łoś przeszedł do tworzonego m.in. przez Rafała Dutkiewicza ruchu Polska XXI. Schetyna zresztą próbował podobno namówić Dutkiewicza do przystąpienia do PO. Prezydent Wrocławia to postać znana, lubiana, z roku na rok rośnie w siłę. Nie lada gratka dla każdej partii. Ale wieść niesie, że rozmowa obu panów miała przebiegać bardzo nerwowo, aż w końcu prezydent Wrocławia wyprosił Schetynę z gabinetu. Ten, wychodząc, trzasnął drzwiami i miał rzucić: zniszczę cię.

- Ale może to tylko przekoloryzowana opowiastka. Faktem jest, że w pewnych kręgach od jakiegoś czasu używano określenia Grzegorz Zniszczę Cię Schetyna - próbuje historię obrócić w żart wrocławski polityk PO.

Pierwszy kadrowy
Wprawdzie kariera polityczna Schetyny wielkiego rozmachu nabrała dopiero w PO, ale zaczęła się już na początku lat dziewięćdziesiątych. Krótko po studiach został asystentem ówczesnego wojewody wrocławskiego, Janisława Muszyńskiego. Kilka miesięcy potem awansował na dyrektora urzędu. Przeprowadził w nim czystkę kadrową i zyskał przydomek "czekisty". W następnym roku został wicewojewodą - najmłodszym w kraju. Szybko jednak popadł w konflikt z wojewodą Mirosławem Jasińskim, który nawet doniósł na niego do prokuratury. Powód? Schetyna wystąpił o służbowe mieszkanie, które mu nie przysługiwało.

Dziś bez wątpienia jest on niekwestionowanym wodzem i po wodzowsku zarządza PO na Dolnym Śląsku.

- Rządzi nią tak, że wielu działaczy Platformy bez niego nie potrafi nawet określić, która jest godzina - ironizuje Władysław Frasyniuk. - Zresztą od dawna miał taki styl. Pamiętam, jak przy tworzeniu Unii Wolności, na pierwszym spotkaniu z wrocławskimi działaczami Kongresu Liberalno-Demoktycznego ustaliliśmy, że moim zastępcą z KLD będzie Jacek Protasiewicz, dziś europoseł. Schetyny na tym spotkaniu nie było. Nie znałem go nawet. Później okazało się, że następnego dnia spotkał się z kolegami z Kongresu, walnął pięścią w stół i... to on został moim zastępcą.

Twardy gracz; taran, który zmiata z drogi wszelkie przeszkody; tytan pracy, dla którego liczy się cel - taką ma opinię wśród swoich. Mówią to ze strachem, niechęcią i podziwem. Sprawy załatwia zazwyczaj krótkim cięciem.

- Krąży dowcip, że kiedy obsadzano wojewodów po ostatnich wyborach, Schetyna zadzwonił do Rafała Jurkowlańca i powiedział: Cześć, będziesz wojewodą, zadzwonię potem. I się rozłączył - śmieje się dziennikarz z Wrocławia.

Przeciwnicy zarzucają mu to, że obsadza stanowiska swoimi i ręcznie zarządza partią. Bliscy współpracownicy na takie zarzuty się oburzają.

- Ręcznie to może próbować rządzić wójt - ripostuje Jarosław Charłampowicz, w latach 1999-2006 asystent, a potem dyrektor biura posła Schetyny. Dziś przewodniczący klubu PO-PSL w sejmiku. - Tak dużą strukturą jak Platforma na Dolnym Śląsku lub w kraju nie można zarządzać efektywnie w ten sposób. A o tym, że rządy są efektywne, świadczy, że PO jest dziś we władzach 26 powiatów, ma 20 starostów, a w parlamencie 20 posłów i 6 senatorów. Działacze muszą być samodzielni, by struktura funkcjonowała. Poza tym - Grzegorz Schetyna nie lubi pracować z ludźmi, którzy nie są asertywni.

Zdania są jednak mocno podzielone: - Silni politycy, na przykład Bogdan Zdrojewski czy Stanisław Huskowski, którzy mają inną wizję PO, odeszli na margines. Nie zajmują w Platformie, mimo wielkich zasług, żadnych stanowisk. Ani we władzach krajowych, ani regionalnych - mówi obserwator wrocławskiej sceny politycznej. - Słabsi albo ulegli, albo odeszli. Dlatego panuje opinia, że Schetyna często otaczał się ludźmi dobieranymi wedle zasady: bierny, mierny, ale wierny.
- Chlubny wyjątek to z pewnością obecny wojewoda dolnośląski, Rafał Jurkowlaniec, jeden z jego najbliższych ludzi - mówi Władysław Frasyniuk. - Sprawny, z charakterem, samodzielny. Może Grzegorz wyciągnął wnioski z lat ubiegłych.

Minister i wicepremier
Frasyniuk chwali też obsadę prowadzonego przez Schetynę Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji.

- Sprawna i merytoryczna - podsumowuje. Mimo nieskrywanej od lat niechęci przyznaje, że dobrze kierował MSWiA.

- To na pewno polityk niezwykle skuteczny - potwierdza też Jerzy Szmajdziński z SLD. - Stopniowo i konsekwentnie pokonywał kolejnych politycznych przeciwników. Widać, że lepiej być z nim w drużynie, niż stać po drugiej stronie barykady.

Miłośnicy sportowych porównań mówią, że na rządowym poletku w duecie z Tuskiem zachowywał się dokładnie tak jak na boisku, na którym często się spotykają. Schetyna gra wtedy na środku pomocy. Rozdaje piłki. Każda musi przejść przez niego. Donald Tusk jest napastnikiem, który pakuje piłki do bramki.

- W Platformie dotychczas był człowiekiem od czarnej roboty - stwierdza wrocławski dziennikarz. - Takim, który ma postawić, kogo trzeba, do pionu, wyrzucić, wyciągnąć konsekwencje. Wiedział, że go za to nie lubią, ale wiedział też, że ktoś to w partii robić musi. Więc robił.

Właśnie dlatego wielu dziś twierdzi, że Tusk bez Schetyny sobie nie poradzi.

- Zatęskni za nim szybciej, niż myśli - prorokuje Frasyniuk. - Może już zatęsknił.

- Zrobił kawał politycznej kariery - przyznaje bez złośliwości Stanisław Huskowski. - Dymisja z funkcji wicepremiera to chyba tylko pół kroku w tył po to, by za jakiś czas mógł zrobić dwa do przodu. Potknął się, ale i tak jest szefem największego klubu w sejmie.
A potknął się o to, o co już wcześniej próbowali go nie raz oskarżać politycy i dziennikarze - o znajomości z przeszłości.

Wszyscy znają Sobiesiaka
Bo Grzegorz Schetyna, zanim stał się jednym z najsłynniejszych polityków w Polsce, osiągnął sporo w biznesie. W 1993 r. założył we Wrocławiu Radio Eska. Radio okazało się strzałem w dziesiątkę. Odniosło duży sukces. Tak samo zresztą jak koszykarski klub Śląsk Wrocław, którego Eska została sponsorem. Dzięki promocji radiowej klub zyskiwał sponsorów. Miał opinię świetnie kierowanego. To Schetyna ściągnął ze Słowenii na Dolny Śląsk trenera Andreja Urlepa i przyjął do klubu gwiazdę basketu Macieja Zielińskiego, dziś radnego PO we Wrocławiu.

- Mistrzostwo Polski zdobywaliśmy sześć razy, graliśmy w ligach europejskich - wspomina Maciej Zieliński. - Mogliśmy spokojnie walczyć o punkty, bo klub był perfekcyjnie zorganizowany i wszystko było na światowym poziomie.

Sukcesu nie udało się powtórzyć niestety z piłkarskim Śląskiem. Za to właśnie tam Schetyna poznał Ryszarda Sobiesiaka - słynnego od niedawna "Rysia" od "Zbysia" (Chlebowskiego) i afery hazardowej.
Biznesowa działalność Schetyny w politycznej karierze okazała się jednak kulą u nogi. Bo też i kilka znajomości zawartych w tych czasach nie można uznać za udane. Najpierw był Zenon Michalak, biznesmen, który z list wrocławskiego KLD zawiadywanego przez Schetynę dostał się do sejmowych ław.

A potem za kratki za wyłudzenia wielomilionowych kredytów. Kilka lat później burzę medialną wywołała publikacja "Newsweeka", który zasugerował, że Schetyna, wykorzystując polityczne układy, załatwiał finansowanie dla Śląska. Sprawę przez kilka miesięcy badała opolska prokuratura. Uznała jednak, że nie ma podstaw do wszczęcia śledztwa. Schetyna wygrał w sądzie proces i tygodnik musiał przepraszać. Mimo to polityk uznał wtedy, że musi wybrać: klub albo partia. Postawił na tę drugą.
Ten sam "Newsweek" w ostatnim numerze zasugerował, że rozpętana przez CBA afera hazardowa wymierzona była tak naprawdę w Schetynę. Wyszło w niej na jaw, że Zbigniew Chlebowski, szef klubu PO, i minister sportu Mirosław Drzewiecki prowadzili podejrzane rozmowy z biznesmenami z branży hazardowej, m.in. "Rysiem" (Sobiesiakiem), znajomym "Grzesia". Cień podejrzeń padł więc też na Schetynę.

- Znam Grzegorza 15 lat, wielokrotnie nie szczędziłem mu krytyki. Ale nie wierzę, by wdał się w tej sprawie w jakieś szwindle - broni go Stanisław Huskowski. - Poza tym - ja też znam Sobiesiaka. Jak tysiąc czy dwa tysiące ludzi we Wrocławiu. Funkcjonując dłużej w przestrzeni publicznej tego miasta, nie sposób się było z nim nie spotkać. To jednak nie przesądza o winie.
- Schetyna nie raz wchodził w znajomości z różnymi ludźmi, gdy byli mu do czegoś potrzebni - twierdzi jeden z naszych rozmówców. - Ale gdy przestawali być użyteczni, wyplątywał się z układu. To nie jest typ człowieka, który czuje, że może być komuś coś winien. Dlatego nie sądzę by chciał Sobiesiakowi pójść na rękę.

Mamo, idę na szefa klubu
Danuta Schetynowa z wydarzeniami jest na bieżąco. Zwłaszcza teraz, gdy wokół rządu, w którym jeszcze kilka dni temu był jej syn, zrobiło się gorąco. Ciągle ogląda telewizję i nasłuchuje wieści w radiu. O dymisji syna-wicepremiera dowiedziała się od niego. - Jak zaczynała się konferencja prasowa, na której Donald Tusk wymieniał nazwiska odwołanych, to zadzwonił Grześ i powiedział, że idzie na szefa klubu - mówi pani Danuta.

Czy przejmuje się doniesieniami mediów?

- Nie, bo wiem, że - używając języka mediów - Grześ jest czysty - mówi. - Wiem, że dobrze pracował jako wicepremier, choć na początku myślałam, że nie da sobie rady. Ale zostawia resort w dobrym stanie i z tego jestem dumna. A reszta na pewno się wyprostuje, bo z Donaldem od lat się przyjaźnią...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska