Sprawa Gorgonowej. Najgłośniejsze morderstwo II Rzeczpospolitej

fot. Archiwum prywatne
Unikalne zdjęcie pani Krystyny Prymar. Truskawiec, wakacje, prawdopodobnie 1925 r. Od prawej: Henryk Zaremba, Domicela Kurczyńska, Zygmunt Kurczyński, Rita Gorgonowa (stoi), Staś Zaremba, ciotka Bronka (nic bliżej o niej nie wiadomo). Po lewej siedzą: żona Zaremby i Lusia Zarembianka.
Unikalne zdjęcie pani Krystyny Prymar. Truskawiec, wakacje, prawdopodobnie 1925 r. Od prawej: Henryk Zaremba, Domicela Kurczyńska, Zygmunt Kurczyński, Rita Gorgonowa (stoi), Staś Zaremba, ciotka Bronka (nic bliżej o niej nie wiadomo). Po lewej siedzą: żona Zaremby i Lusia Zarembianka. fot. Archiwum prywatne
Po spotkaniu autorskim w Muzeum w Nysie, gdzie prezentowałem film i książkę o twierdzach kresowych Rzeczypospolitej, lwowianka, pani Krystyna Prymar - długoletnia laborantka w nyskim sanepidzie - podarowała mi fotografię, która mnie zelektryzowała.

Było to zdjęcie z roku 1925, a na nim w licznym towarzystwie piękna dziewczyna - Rita Gorgonowa.

A więc tak wyglądała ta słynna piękność, o której za sześć lat będzie mówić cała Polska? Ta, której prokurator postawi zarzut, że z zimną krwią zarąbała dżaganem (siekierką do rozbijania lodu) 16-letnią Lusię, swoją wychowanicę. To ta kobieta, którą będą bronić najwybitniejsi polscy adwokaci, a artykuły o jej życiu i romansie będą podnosiły niebotycznie nakłady prasy nie tylko bulwarowej. Zdjęcie jest absolutnym unikatem. Bo kto mógł przewidzieć, co stanie się sześć lat po jego wykonaniu.

Skąd pani ma tę fotografię? - zapytałem. Jak to skąd - odpowiedziała pani Krystyna - od mego dziadka Zygmunta Kurczyńskiego, który przyjaźnił się z inżynierem Henrykiem Zarembą - kochankiem czy też konkubentem Rity Gorgonowej - i razem budowali we Lwowie domy, a na tej fotografii wspólnie z rodzinami odpoczywali w Truskawcu.

Widać tu Zarembę i jego psychicznie chorą żonę, przy której siedzi Lusia, później ofiara tego straszliwego mordu. Jest tu też jej brat Staś, jest moja babcia Domicela z dziadkiem, który leży na trawie, no i w środku piękna Gorgonowa - wtedy 24-letnia. Tu są szczęśliwi, wypoczęci. Nic nie zapowiada przyszłych nieszczęść i tragedii. Oto krótkie biografie niektórych postaci z tej fotografii.

Zapomniany wielki rzeźbiarz

Zygmunt Kurczyński (1886-1953) to jedna z najwspanialszych postaci polskiej rzeźby. Trudno przecenić jego zasługi dla ozdobienia Lwowa. Niestety, zapomniany i niedoceniony. Na jego biografię natknąłem się przypadkowo przed wielu laty i od tej pory bardzo się nim interesuję. Na szczęście już nie tylko ja jeden, bo również wybitny ukraiński historyk sztuki Jurij Biriulow tropi jego ślady we Lwowie. Udało mu się nawet ustalić, że artysta ten ozdobił Lwów około 400 rzeźbami, płaskorzeźbami, reliefami, pomnikami, sztukaterią. Jest to postać fascynująca sama w sobie i poświęcę jej uwagę w jednym z następnych odcinków tego cyklu, korzystając głównie ze wspomnień jego wnuczki, pani Krystyny Prymar z Nysy.

Tu pragnę jedynie stwierdzić, że Kurczyńskiego łączyła wielka przyjaźń z Henrykiem Zarembą. Wybudowali wspólnie wiele kamienic we Lwowie i w okolicach. Bardzo przeżywał tragedię Zaremby i bolał nad jego nieszczęściem, zwłaszcza gdy pisano o nim paszkwile. Pilnie śledził proces.

Kim był Henryk Zaremba?

Był rówieśnikiem Kurczyńskiego, absolwentem Wydziału Architektury na Politechnice Lwowskiej. Po tragedii, jaka rozegrała się w grudniu 1931 roku w jego willi w Brzuchowicach, był znany w całej Polsce głównie jako "kochanek Gorgonowej", "lubieżnik", który romansował z boną swoich dzieci, a może - jak niektórzy pisali - "jej cichy wspólnik" w zabójstwie jego dziecka. Nie pamiętano i do dziś jest to skutecznie wyparte ze świadomości społecznej, że Zaremba był naprawdę wybitnym polskim architektem i budowniczym. Miał udział w powstaniu w 1910 r. słynnego Pałacu Sportu we Lwowie.

Wybudował w tym mieście wiele zdobnych kamienic czynszowych, wzniósł Dom Robotniczy w Przemyślu, który uważano za wybitne dzieło polskiego modernizmu, oraz kościół w Jedliczu, pawilon Banku Przemysłowo-Handlowego na Targach Wschodnich we Lwowie. On też w latach 1920-1923 odbudował Dworzec Lwowski zniszczony przez Ukraińców w czasie walk o miasto, zdobiąc go czterema patriotycznymi płaskorzeźbami dłuta Piotra Wojtowicza, przedstawiającymi obronę Lwowa, które, gdy Polska straciła Lwów, zostały przez Ukraińców natychmiast zniszczone.

Zaremba był człowiekiem wrażliwym i bardzo uczynnym. Należał do bohemy lwowskiej. Przyjaźnił się z rzeźbiarzami i malarzami, stąd jego budowle są strojne w liczne rzeźby, płaskorzeźby i mozaiki. Jego willa w podlwowskich Brzuchowicach była też niezwykłej urody, a otaczający ją ogród pełen pięknych rzeźb z piaskowca i marmuru (głównie dłuta Kurczyńskiego i Wojtowicza - zwanego lwowskim Fidiaszem): rzeźby antycznych bożków i mitologicznych postaci. Kurczyński wyrzeźbił mu też piękne popiersie, które do września 1939 roku było w jego lwowskim mieszkaniu.

Był człowiekiem zapracowanym, ciągle na budowach - i nieszczęśliwym, bo jego żona popadła w obłęd i została zamknięta w zakładzie psychiatrycznym, słynnym lwowskim Kulparkowie. Mając pod opieką dwójkę dzieci - dziesięcioletnią Lusię i siedmioletniego Stasia, wziął do opieki nad nimi 23-letnią Ritę Gorgonową.

Kim była Gorgonowa

Była Chorwatką. Pochodziła z Dalmacji. Nazywała się Emilia Margarita Ilić (rocznik 1901). Mając 15 lat, wyszła za mąż za lwowianina Erwina Gorgona, oficera austriackiego służącego na Bałkanach. Po wojnie przyjechali do Lwowa. Rita z trzymiesięcznym synkiem, który wcześnie zmarł, zamieszkała u rodziców Gorgona, a mąż dostał pracę w Kamieńcu Podolskim. Źle mu się wiodło, więc wyjechał do Ameryki z nadzieją, iż tam się dorobi i sprowadzi do siebie żonę. Tymczasem piękną Ritę, której urodą się zachwycano, zaczęli ponoć we Lwowie pod nieobecność męża uwodzić teść i jego bracia. A gdy się im oparła, zaczęli słać listy oczerniające do jej męża, że źle się prowadzi. W efekcie mąż zerwał z nią kontakty, a rodzina wyrzuciła ją z domu.

Przez pewien czas Rita, szukając pracy, tułała się po Lwowie, aż wreszcie w 1924 roku przyjęła posadę bony, a jak niektórzy twierdzą - gosposi u Henryka Zaremby. Miała wówczas 23 lata, on 41. Po roku zaczął się między nimi romans, którego owocem była córka Roma urodzona w 1928 roku. Zaremba podobno obiecał Ricie małżeństwo i przedstawiał ją na spotkaniach towarzyskich jako swą konkubinę, co w tamtych czasach nie było dobrze widziane w Polsce, tym bardziej że wiedziano, iż jego żona jest w zakładzie psychiatrycznym.

Dorastająca, 16-letnia Lusia nie akceptowała związku ojca z Ritą, uważała się za panią domu. Konflikt między nimi narastał. Zapracowany Zaremba wahał się, po której stronie stanąć w tej rywalizacji dwóch bliskich mu kobiet. Podobno w krytyczny wieczór 30 grudnia 1931 roku zapadła decyzja, że Rita zostanie z córką Romą w Brzuchowicach, a Zaremba zamieszka z Lusią w dużym mieszkaniu we Lwowie.

Tragiczna noc przedsylwestrowa

O rodzinie Zaremby nikt by w Polsce nie wiedział, gdyby nie ta fatalna noc z 30 na 31 grudnia 1931 roku, kiedy to doszło do straszliwej zbrodni, opisanej już w setkach opracowań i artykułów. I nie ma potrzeby tu szczegółowo jej przypominać. Około północy Lusi Zarembiance zadano kilka śmiertelnych ciosów dżaganem, masakrując jej ciało. Po ujawnieniu tej zbrodni zaczął się największy w dziejach II Rzeczypospolitej proces poszlakowy. Przez całą polską prasę przeszła fala wstrząsających opisów zbrodni. Był to swoisty serial w odcinkach.

W proces zaangażowani byli najwybitniejsi polscy prawnicy. Trwał wiele miesięcy. Niektóre komentarze miały histeryczny ton. O Gorgonowej pisano jako "uosobieniu zła" i siedlisku "moralnej zgnilizny". Stała się obiektem bardzo ostrych ataków prasy brukowej. Jako cudzoziemka i kochanka żonatego mężczyzny budziła uczucia nienawiści. Podczas wizji lokalnej w Brzuchowicach tłum chciał ją ukamienować.

Śledztwo prowadzono nieudolnie. Same poszlaki. Obciążały ją głównie zeznania brata Lusi. Mimo braku bezpośrednich dowodów Gorgonową skazano jednak na karę śmierci przez powieszenie. Gdy jednak stwierdzono, że jest w ciąży, wykonanie wyroku wstrzymano. Wtedy odbył się drugi proces, w którym skazano ją na 8 lat więzienia za mord w afekcie.

Opinia polska była podzielona odnośnie do winy Gorgonowej. W jej obronie wystąpili wybitni polscy adwokaci Mieczysław Ettinger, Józef Woźniakowski i Maurycy Axer. Od pierwszych liter nazwisk tych obrońców - E.W.A. - urodzona w więzieniu córka Gorgonowej otrzymała na imię Ewa. W obronę Gorgonowej zaangażowały się wybitne polskie pisarki Stanisława Przybyszewska (autorka "Sprawy Dantona") i Irena Krzywicka oraz pisarka niemiecka Elga Kern.

Bronił jej również Tadeusz Boy-Żeleński. Ale ogół społeczeństwa uważał Gorgonową za wyrafinowaną zbrodniarkę i już przed wyrokiem sądowym zażądał kary śmierci. Gorgonowa nigdy nie przyznała się do zbrodni. Podejrzewano też, że mógł to zrobić ogrodnik Zarembów albo chłopak, który podkochiwał się bez wzajemności w Lusi, zwłaszcza po tym, gdy prof. Ludwik Hirszfeld, odkrywca dziedziczenia grupy krwi, zakwestionował ustalenia ekspertów sądowych w tej sprawie.

Powstała na ten temat ogromna literatura i mimo że od zbrodni minęło już 80 lat, dalej sprawa ta bulwersuje wielu prawników, badaczy i publicystów. Na uniwersyteckich wydziałach prawa powstało wiele prac magisterskich na ten temat. W 1977 r. Janusz Majewski nakręcił znakomity film pt. "Sprawa Gorgonowej", oparty na stenogramach sądowych, z Ewą Dałkowską i Romanem Wilhelmim w rolach głównych. Ostatnio Anna Fastnacht-Stupnicka - świetna wrocławska publicystka (pracowała swego czasu w nto) - kolejny raz poddała analizie fenomen sprawy Gorgonowej, zastanawiając się, co tak bulwersowało i bulwersuje ludzi, skoro historia ludzkości zna setki podobnych, a nawet okrutniejszych zbrodni.

Opolski ślad Gorgonowej

Po tej tragedii Zaremba się już nie podniósł. Pogrążył się w depresji. Jego firma zbankrutowała. Wyjechał do Warszawy. Żył jak odludek. Jakby było mało tragedii, pod lawiną zginął jego syn Staś i zmarła psychicznie chora żona. Rita Gorgonowa siedziała w więzieniu kobiecym w Bydgoszczy. Wyszła stamtąd 3 IX 1939 r., w trzeci dzień wojny, i wszystko, co się z nią później działo, jest niepewne i w sferze domysłów. Podobno próbowała dotrzeć do Zaremby i odebrać mu swą córkę Romę. Miała mieszkać w schronisku ma Mokotowie. Gdy stała w kolejce po darmową zupę, słyszała wokół syki: "morderczyni". I tak będzie do końca jej życia.

Nie wiadomo, gdzie zmarła. W większości publikacji o niej, a jest ich dziesiątki, podaje się, że po wojnie widziano ją we Wrocławiu, Polanicy (wiadomość od wnuczki Kurczyńskiego) i w Opolu, gdzie podobno prowadziła sklep z tanią odzieżą i że wybijano jej w nim szyby.

Od sędziego Antoniego Bromera z Opola otrzymałem wiadomość, że mieszkanka Opola, pani Wanda Iwanowska, przez lata interesowała się i tropiła powojenne ślady Gorgonowej. Wyjeżdżała nawet do Jugosławii, aby tam jej szukać. W rozmowie telefonicznej ze mną w grudniu 2009 roku potwierdziła, że Gorgonowa była po wojnie w Opolu. Zaprzeczyła jednak, że prowadziła tu sklep z odzieżą. Powiedziała mi też, że wszystkie zgromadzone przez nią po wojnie dokumenty o Gorgonowej wypożyczył od niej przed kilku laty dziennikarz z Warszawy i dotychczas ich nie zwrócił.

Nikt nie wie, co się stało z Gorgonową. Nawet jej córki Roma i Ewa, które też żyły w cieniu tej zbrodni, słysząc często za plecami "Gorgonicha", "córka zbrodniarki", "zbrodnicze nasienie". Podobno wyjechała do Ameryki Południowej. Na pewno już nie żyje, bo musiałaby mieć dzisiaj 108 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska