Ksiądz dla Czecha. Polski duchowny robi furorę u naszych sąsiadów

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Ks. Zbigniew Czendlik to w Czechach najbardziej znany kapłan katolicki. Według gazety "Denik” jest jednym z 10 najbardziej wpływowych... Czechów. To wyjątkowy showman. Nikogo z wiernych nie dziwi, że podczas kazania jeździ na segwayu.
Ks. Zbigniew Czendlik to w Czechach najbardziej znany kapłan katolicki. Według gazety "Denik” jest jednym z 10 najbardziej wpływowych... Czechów. To wyjątkowy showman. Nikogo z wiernych nie dziwi, że podczas kazania jeździ na segwayu.
Z dwustu polskich kapłanów pracujących w Czechach spora część chętnie przejęła czeską wersję katolicyzmu. Niezbyt ortodoksyjnego.

Msza już trwa, gdy w grudniowe popołudnie do świeżo wyremontowanego kościoła w Bohuszowie pospiesznie wchodzi starsza parafianka. Jest trzecia. Nie licząc księdza.

Wbity pomiędzy Prudnik a Głubczyce tzw. Cypel Osoblaski. Przygraniczny fragment Republiki Czeskiej wokół niewielkiego miasteczka Osoblaha. Cztery kościoły prowadzi tu zakonnik, oblat rodem z Kędzierzyna-Koźla, o. Marian Nowak.

- W sumie ok. 2,5 tys. mieszkańców. W większości niewierzący albo wierzący bardzo mało. Na pięciu mszach świętych mam w sumie do stu wiernych - tłumaczy zakonnik.

To bardzo specyficzny region Czech. Przepędzonych po 1945 roku Niemców zastąpili Czesi wysiedleni z polskiego Wołynia. Niektórzy starsi nawet pamiętają polski język i przedwojenne polskie państwo. Po 1950 roku dołączyli do nich greccy emigranci. Wieś się szybko starzeje i wyludnia. Młodzi w większości uciekają stąd do miast, za pracą.

- Próbowałem uczyć religii w miejscowej szkole zbiorczej - opowiada o. Marian Nowak. - Na około 200 uczniów zgłosiło się pięciu chętnych. Zainteresowanie rodziców religią jest bardzo małe. Nawet jak dzieci chcą religii, to rodzicie się sprzeciwiają, żeby im nie komplikować życia, uniknąć ośmieszania. Bo chrześcijaństwo jest odbierane różnie.

Samotność kapłana
Ojciec Marian ma do pomocy świeckiego diakona, który pisze programy, zdobywa pieniądze na remont kościoła, odnowienie plebanii. Sam zakonnik woli się skupić na pracy duchownej.

- W Polsce byłem rekolekcjonistą. Misjonarzem ludowym - mówi o sobie o. Marian Nowak. - Przyszedłem do Czech z myślą, że będę dalej prowadził służbę misyjną, a tymczasem tu od 1948 roku nie znają misji parafialnych. Za komuny były zakazane, ostatnio zaczyna się do tego wracać, ale czescy księża nie mają zrozumienia dla takiej pracy duszpasterskiej. Tu przez wiele lat ksiądz przyjeżdżał do miejscowości tylko po to, żeby odprawić mszę, i jechał dalej, bo miał do obsłużenia 5-7 parafii. Księża byli bardzo zaabsorbowani sprawami materialnymi. Musieli prowadzić, utrzymywać, remontować po kilka kościołów, a to zabiera większość czasu. Na jakieś akcje duszpasterskie kapłanom brakuje czasu. Wielu czeskich księży wręcz załamuje się na zdrowiu, fizycznym i psychicznym. Nie dają rady. Są bardzo osamotnieni.

Lanskroun. Po polsku Lanckorona. Malownicze miasteczko w Górach Orlickich, kilkanaście kilometrów na południe od polskiej granicy w Międzylesiu. Od siedemnastu lat duszpasterzem jest tutaj ks. Zbigniew Czendlik rodem spod Cieszyna. Ma pod opieką 350 parafian.

- Kiedy tu przyjechałem, nie miałem żadnych wyobrażeń o pracy kapłana w Czechach - opowiada. - Przyznaję, że jako mieszkaniec Śląska Cieszyńskiego miałem wręcz pewne uprzedzenia do Czechów. Trochę się z nich wyśmiewałem. Początkowo się broniłem przed wyjazdem. Ale pomyślałem sobie: Spróbuję. Na chwilę.

Trafił do parafii ze starym proboszczem - Czechem, ks. Josefem Kacalkiem. Pracował tu jeszcze w latach pięćdziesiątych, gdy aresztowali go komuniści i przesiedział kilka lat w więzieniu. Potem przez parę lat nie miał państwowego pozwolenia na posługę kapłańską i musiał pracować fizycznie. Kiedy dostał do pomocy wikarego z Polski, miał już 77 lat. Niebawem przeniesiono go na emeryturę do mniej wymagającej parafii.

- Przywitanie w nowym miejscu zaskoczyło mnie najbardziej - wspomina ks. Zbigniew Czendlik. - Spodziewałem się dzieci z kwiatami. Tymczasem z powodu długiej odprawy na granicy dojechałem mocno spóźniony, już ok. 22. W całym probostwie było ciemno. Zacząłem wydzwaniać do drzwi, wreszcie po dłuższej chwili otwiera się brama, staje w niej ksiądz proboszcz. Tylko pokazał na zegarek i odszedł. Myślałem, że mnie tu potrzebuje, tymczasem poczułem się jak intruz.

- Ksiądz Kacalek był człowiekiem starym, ale bardzo nowoczesnym - wspomina Jan Seberle, przez lata wiceburmistrz Lanckorony, obecnie przewodniczący rady parafialnej. - On bardzo dobrze zorganizował młodzież, prowadził u nas harcerstwo. Dzięki niemu mieliśmy tu wielu aktywnych katolików.

- To był bardzo zasadniczy człowiek. Nie złamał go nawet komunizm - opowiada ks. Czendlik. - Był bardzo wymagający, ale bardzo kochający i łaskawy dla swoich parafian. Nauczył mnie kochać i szanować tych, do których zostałem posłany. Dzielić z nimi radość i ciężary.

Knajpa na plebanii
Ks. Zbigniew Czendlik to w Czechach najbardziej znany kapłan katolicki, wliczając w to nawet biskupa praskiego Dominika Dukę. Według gazety "Denik" jest jednym z dziesięciu najbardziej wpływowych Czechów (Czendlik od czterech lat ma drugie, czeskie obywatelstwo). Dla czeskich mediów stał się nową twarzą Kościoła. Udzielił dziesiątków wywiadów, dziesiątki razy występował w telewizji. Zanim jednak został gwiazdą, zaczął swoją parafię organizować po swojemu.

- Bardzo dużo się u nas zmieniło - opowiada Jan Seberle. - Zbigniew stwierdził, że jako ksiądz nie może czekać, aż mu ludzie przyjdą do kościoła, ale musi ich sam przyciągnąć. Znajdzie ich na ulicy, na boisku, w restauracji. I tak zaczął przyciągać nowych.

Powołane przez ks. Zbigniewa Czendlika stowarzyszenie charytatywne "Gaudium" za pieniądze od sponsorów kupiło trzy samochody - busy. Jednym autem upośledzone dzieci z całej okolicy są dowożone do szkoły specjalnej. Drugi bus, obsługiwany przez kierowcę z Czeskiego Czerwonego Krzyża, służy osobom starszym, emerytom, rencistom, nie tylko katolikom z parafii. Dowozi ich do lekarza, na zakupy do sklepu. Za kilkanaście milionów koron wyremontował opuszczone budynki parafialne na wsi pod Lanckoroną. Do odnowionego domu wprowadziły się dwie rodziny zastępcze, każda ma czworo adoptowanych dzieci. Sponsorów zdobywa m.in. na turniejach golfowych, bo od 10 lat gra z zacięciem w golfa. Sam organizuje jeden z najbardziej znanych w Czechach turniejów charytatywnych.

- Działalność charytatywna jest dla mnie pokutą za grzechy - komentuje proboszcz Lanckorony. - Im większe poczucie grzechu, tym silniejsza potrzeba zadośćuczynienia. Myślę, że to będzie moja przepustka do nieba.

W potężnych zabudowaniach parafialnych odnowił starą stajnię. Wynajął ją na restaurację "U Pasterza" z dobrym jedzeniem w przystępnej cenie, z alkoholami. Kolejną część zabudowań gospodarczych przebudował na salę do imprez kameralnych. Jeszcze kolejne pomieszczenie - na sklepik z dewocjonaliami i pamiątkami.

- Lubię restauracje, gospody, kawiarnie - opowiada o sobie ks. Czendlik. - To jest takie neutralne miejsce, z którego nikt nikogo nie może wyrzucić. Tam się najlepiej rozmawia o rzeczach między niebem a ziemią. W Czechach ludzie wstydzą się dotknąć klamkę do probostwa. A restauracja na probostwie już tak ludziom nie śmierdzi.

Od przyjazdu proboszcza z Polski w 10-tysięcznej Lanckoronie przybyło jakichś 100 nowych parafian.

- Ludzie go zaakceptowali. Robił coś nowego, do czego nie byliśmy przyzwyczajeni - opowiada Jan Seberle. Trzy lata temu proboszcz wyszedł z kolejnym pomysłem, żeby jeden z trzech kościołów w mieście, w którym nie ma już żadnych nabożeństw, przebudować na bibliotekę z małą kaplicą. Część parafian zdecydowanie zaprotestowała. Ich list do diecezji wstrzymał inicjatywę. Świątynia dalej stoi pusta.
- Niektórym w parafii przeszkadza, że ksiądz często wyjeżdża, że często go nie ma - przyznaje Ludmiła Seberlova, asystentka księdza na parafii w Lanckoronie.

Katolicyzm w promocji
W 2002 roku ksiądz Zbigniew Czendlik w kościele parafialnym w Lanckoronie udzielił ślubu czeskiej piosenkarce Lucie Bilej.

- To największa gwiazda czeskiej piosenki. Ona rzeczywiście dała mi medialną twarz. Media zaczęły się mną interesować - wspomina kapłan.

- Lucie zaprosiła go do występów i telewizji, dzięki niej złapał pierwsze kontakty, ale tak naprawdę o popularności zdecydował jego urok osobisty - komentuje Ludmiła Seberlova. - On ma taką osobowość, że uśmiechem otwiera każde drzwi.

- Jako Zbigniew Czendlik nie jestem dla ludzi interesujący. Interesujący jestem jako ksiądz Zbigniew Czendlik. Jeśli jakiekolwiek znane osobistości przyjaźnią się ze mną, to przyjaźnią się jednocześnie z Panem Bogiem, w którego wierzę. Z Kościołem, w którym żyję i którego wiarę wyznaję. Jestem dla nich chyba symbolem czegoś, czego pragną, a co z różnych powodów zatracili.

- Jego kojarzy chyba każdy w Czechach. To jest jego sposób na ewangelizację między Czechami. Trafia do ludzi, którzy nigdy sami nie przyjdą do kościoła - ocenia Jan Seberle.
- Księdza Zbigniewa znam tylko z występów w telewizji - zastrzega się zakonnik o. Marian Nowak. - Oglądając te występy, mam wrażenie, że ewangelizacja, Pan Bóg jest wtedy niejako "przy okazji". Ja staram się ewangelizować inaczej, ale każdy orze, jak może. Każdy ma od Boga inne talenty i według tych talentów służy.

Po piosenkarce swoje dzieci w Lanckoronie ochrzcił Stanisław Gross, były minister spraw wewnętrznych. Niewielkie miasteczko na zaproszenie księdza odwiedzili premier Mirek Topolanek, znany polityk Mirek Kaluosek. Dziennikarz czeskiej telewizji Vaclav Moravec z niewielkiej parafii na żywo prowadził popularne talk-show z politykami. Najnowszym pomysłem ks. Zbigniewa są letnie koncerty na dziedzińcu zabudowań parafii. Odwiedzają je aktorzy, artyści, komentatorzy polityczni, kandydaci do miejscowych władz.

- Telewizja jest u nas praktycznie co miesiąc. Wszystkie stacje, od komercyjnych po publiczną. Już się przyzwyczailiśmy do wizyt dziennikarzy. Jutro katolicka telewizja Noe z Ostrawy przyjeżdża do nas kręcić program - mówi Ludmiła Seberlova. - Ksiądz jeszcze przed Bożym Narodzeniem ma kilka koncertów z Lucie Bilą. W poniedziałek otwierał taki koncert z biskupem Duką w operze narodowej w Pradze.

- Lanckorona stała się dzięki niemu sławna, bo on w telewizji zawsze podkreśla, ze jest tutaj proboszczem - komentuje Jan Seberle.

- Moje bywanie na salonach to mit - polemizuje ksiądz Czendlik. - Raz w roku gdzieś się pokażę, napiszą to potem w jakiejś gazecie, powtórzą w tygodniku, za miesiąc w miesięczniku i tak czytelnik ma wrażenie, że ciągle gdzieś bywam. Nie zabiegam o popularność. Nie prosiłem pana o wywiad, nie wydzwaniam do telewizji, żeby tu przyjechali. A jeśli dostaję zaproszenie od prezydenta Klausa, to trudno, żebym nie przyszedł.

- W czeskich środkach masowego przekazu jest więcej życzliwości dla religii katolickiej niż w tak katolickiej Polsce - komentuje medialną wrzawę ojciec Marian Nowak. - Jest tu faktycznie duże publiczne otwarcie na chrześcijaństwo. Może dlatego, że Kościół nie jest żadną siłą, także polityczną. Jest niegroźny. Budzi przychylność, bo proponuje ludziom pewne zasady życia. Mówi: Nie zabijaj, nie kradnij. Dlatego też przychylnie patrzy się na księży, ale trochę jak na przybyszy z innego świata.

Mundur dla księdza
Marian Nowak, który w Czechach pracuje już 15 lat, tłumaczy, jak komuna odbiła się na czeskim Kościele. Przez wiele lat księża byli represjonowani, musieli dostawać zgodę władz na pracę duszpasterską albo iść do cywila czy towarzyszyć wiernym z posługą w podziemiu. Nie mogli ubierać się w sutanny. Teraz mogą, ale i tak większość tego nie robi, nie nosi nawet koloratek. Wybierają zwykły świecki ubiór. Polscy księża w Czechach przyjmują tę modę na świeckość, wtapianie się w otoczenie.

Ale negatywny wpływ komuny na wiarę Czechów to tylko ćwierć prawdy. Katolicyzm w tym kraju od stłumienia powstania Jana Husa kojarzy się z najeźdźcami. Gdy w Polsce Kościół był latarnią polskości rozświetlającą noc zaborów, w Czechach był symbolem łamania narodowego ducha przez ultrakotlickich Habsburgów.

Ksiądz Czendlik w jednym z wywiadów stwierdził, że pobożności nie tworzy strój, ale dusza. Że sutanna kojarzy mu się z mundurem policjanta, którego każdy woli ominąć. On woli być dla ludzi kumplem niż księdzem. Nie zamierza nachalnie przerabiać Czechów na katolików, bo to najlepszy sposób, żeby ich zupełnie stracić.

- Ja staram się nosić sutannę z krzyżem misyjnym, mimo że często jestem świadkiem zaskoczenia u innych. Moim zdaniem ona jest jak mundur, znakiem naszej obecności. Ma głęboki sens - polemizuje o. Marian Nowak. - Staram się do tego przekonywać innych księży czeskich, ale bez większych efektów. Tu w sutannie można zobaczyć najwyżej biskupa w telewizji. W efekcie ludzie nawet nie wiedzą, że mają do czynienia z księdzem. Kościół staje się anonimowy. Uważam, że ważne jest, aby ksiądz był na miejscu. Żeby był widoczny, żeby ludzie wiedzieli, gdzie mieszka, gdzie i kiedy odprawia msze. Moi parafianie są bardzo wdzięczni za to, że mają księdza.

Ojciec Marian Nowak rzadko ma radosne chwile w pracy czeskiego duszpasterza. Ostatnio przed rokiem. Zgłosił się do niego 10-letni chłopiec, który miał w szkole dwóch wierzących kolegów, dzieci miejscowego diakona świeckiego, który pomaga w prowadzeniu parafii. Zapragnął wiary, chciał jak koledzy służyć do mszy świętej.

- Przygotowywałem go do chrztu w rodzinie. Przysłuchiwał się jego brat, rodzice, którzy kiedyś zostali ochrzczeni, ale poza tym nic więcej w ich życiu religijnym się nie działo. Nagle rozmowa o Bogu stała się dla nich interesująca, zaczęli razem chodzić do kościoła. Ich synowie przyjęli chrzest i zostali ministrantami. Łaska Boża działa, my, ludzie, nie wiemy nawet, jak i kiedy.

- Dostałem od Pana Boga bardzo dużo - Zbigniew Czendlik, nawet odbierając telefon, nie mówi o sobie "ksiądz Zbigniew", ale po prostu Zbigniew. - Jestem szczęśliwym człowiekiem. Chcę się dzielić tym szczęściem z innymi, dla których życie nie jest może tak szczęśliwe. Chcę pokazywać Boga, Kościół, wiarę ludziom w Czechach za pośrednictwem czegoś, co widać, co przynosi pozytywne efekty. Nie wystarczy tylko mówić o tych rzeczach. I cieszy mnie, że jestem krytykowany. To oznacza, że nie jestem powietrzem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska