ZUS ściga firmę budowlaną. Od czterech lat

sxc.hu
sxc.hu
Firma nazywa się Bauplus i mieściła się w Krapkowicach przy ul. Księdza Koziołka. Inspektorat Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Strzelcach Opolskich ściga ją i jej austriackich prezesów za niepłacenie składek na ubezpieczenie społeczne, zdrowotne, Fundusz Pracy, Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.

- Wynajęty pokój, komputer, parę biurek i mapa Austrii na ścianie. A w pokoju jedna pani Dorota, do której zgłaszali się wszyscy chętni do pracy - mówi Bogdan, były pracownik Bauplus, który do dziś dochodzi sprawiedliwości. - Ja o takich firmach mówię, że za cały majątek mają tylko "skarpetę Bismarcka".

Spółkę zarejestrował w Polsce obywatel Austrii Peter S. Do jej zarządu weszli: Peter S., Nicolas V., Gunther P. i Thomas U. W zakresie działalności firmy wpisali szeroko pojęte budownictwo.
- Peter S. ma w Austrii dobre układy z różnymi firmami budowlanymi - opisuje dalej Bogdan. - Dogaduje się z miejscowymi przedsiębiorstwami, które wygrywają tam duże przetargi i potrzebują ludzi do pracy.

Dostarcza im z Polski nawet kilkuset pracowników. Większość jest z Opolszczyzny, bo wymagane jest podwójne obywatelstwo. Formalnie jednak umowy o pracę były zawierane w Polsce, z firmą Bauplus. Tu powinny być odprowadzane składki ubezpieczeniowe czy rozstrzygane spory pracowników z pracodawcą.

Bogdan pracował dla Bauplus dwa lata. Przyznaje, że płacili dobrze, przynajmniej jak na polskie warunki, ale tylko płacę zasadniczą. Pieniądze regularnie wpływały na konto w polskim banku. W 2007 roku rozstał się z firmą i wystąpił do sądu pracy o zapłatę za nadgodziny, odprawę i ekwiwalenty urlopowe. Sąd pracy w Strzelcach Opolskich przyznał mu ponad 40 tysięcy odszkodowania. Wyrokowi nadano rygor natychmiastowej wykonalności.

- Poszedłem z wyrokiem do komornika. Przez domofon ktoś mnie tylko spytał: Jaka firma? Bauplus! To nawet niech pan nie składa papierów, pieniądze nie do odzyskania. Potem znalazłem adwokata z Opola, który zaproponował uczciwy układ - bierze połowę tego, co sam odzyska. Nie odzyskał nic. Straciłem kupę nerwów i nic nie zwojowałem.

Pieniądze to nie rzecz?

Przez adwokata Bogdan złożył do prokuratury zawiadomienie o łamaniu jego praw pracowniczych. I tak jego sprawa została włączona do dochodzenia przeciwko prezesowi Bauplus Guntherowi P. i jego pełnomocnikowi Tomasowi U.

Równocześnie bowiem ZUS w Strzelcach Opolskich zawiadomił miejscową prokuraturę, że obaj panowie jako szefowie firmy łamią prawa pracownicze i prawdopodobnie przywłaszczyli sobie pieniądze potrącane regularnie pracownikom na składki ubezpieczeniowe. Chodzi o niebagatelną kwotę 621 tysięcy złotych. W przypadku ok. 200 pracowników Bauplus potrącenia za różny okres pracy wynosiły od 1,5 do 9 tys. zł. Pieniądze na ich konta składkowe nie dotarły do dziś.

Prokuratura rozpoczęła poszukiwania obu podejrzanych, ale nie mogąc ich znaleźć, zawiesiła dochodzenie. W maju 2010 roku śledztwo odwieszono, choć obaj panowie nadal trzymali się z daleka od polskiego wymiaru sprawiedliwości. Zaraz potem prokuratura w Strzelcach umorzyła dochodzenie, stwierdzając, że żadnego przestępstwa nie było. Nawet jeśli pieniędzy potrąconych na składki pracowników faktycznie nie wpłacono do ZUS.

Uzasadnienie decyzji jest obszerne i odwołuje się do prawniczych publikacji, komentujących ustawę o systemie ubezpieczeń społecznych z 1998 roku. Wynika z niego jednoznacznie, że niewpłacenie do ZUS pieniędzy potrąconych pracownikowi z pensji za składki nie narusza jego praw pracowniczych.

Dlaczego? Bo państwo, czyli my wszyscy, gwarantujemy tym pracownikom wysokość przyszłej emerytury. Na koncie pracownika w ZUS zbierane są bowiem składki należne, a nie faktycznie wpłacone przez pracodawcę. Policja i prokuratura uznały, że ZUS ma inne narzędzia administracyjne, żeby egzekwować należności od prezesów z Austrii, ale nie ma podstaw do ich ścigania przez wymiar sprawiedliwości.

Zdaniem policji i prokuratury nie doszło też do przywłaszczenia 620 tys. zł. Tu dla odmiany powołano się na wyrok Sądu Okręgowego w Opolu z 23 października 2007 roku. Sąd w podobnej sprawie uznał, że pracodawca, który nie odprowadził składki ZUS za pracownika, nie może być uznany za przywłaszczającego sobie cudzą rzecz ruchomą. Choćby dlatego, że tych pieniędzy nikt fizycznie nie wyodrębnił. Skoro nie było rzeczy ruchomej, to nie było też przywłaszczenia.

- Inspektorat ZUS w Strzelcach Opolskich złożył zażalenie na to postanowienie prokuratury. Czekamy na jego rozpatrzenie - informuje Katarzyna Sobków, rzecznik opolskiego oddziału ZUS. - Wcześniej kierowaliśmy upomnienia, na które dłużnik nie reagował. Podjęliśmy egzekucję należności z konta bankowego firmy, ale okazał się to nieskuteczne w związku z likwidacją działalności gospodarczej przez spółkę. Niemożliwa okazała się też egzekucja z ruchomości i nieruchomości spółki, gdyż pozwany nie posiadał żadnego majątku.

Pani rzecznik przekonuje, że ZUS nie zaprzestaje ścigania dłużnika. Obecnie wszczął postępowanie, żeby dług przenieść z nieistniejącej firmy na członków jej zarządu. Ma jednak problem, bo nie może ustalić ich miejsca pobytu. W Polsce żaden z nich nie posiada adresu.

- Skierowaliśmy wniosek do odpowiednich instytucji w Unii Europejskiej o udzielenie informacji o danych adresowych tych osób - tłumaczy Katarzyna Sobków. - Po uzyskaniu tych danych ZUS wyda decyzję o przeniesieniu odpowiedzialności za zobowiązania na osoby trzecie. I skierujemy wniosek o odzyskanie należności do instytucji zagranicznej.

Zagłębie tanich rąk

W ubiegłym roku dostałem wiadomość od znajomego, że ci sami ludzie z Austrii założyli w Polsce kolejną firmę i znów potrzebują ludzi do roboty na budowach - opowiada dalej Bogdan. - W Polsce nie mogę znaleźć pracy, a tam jednak można było zarobić. Sytuacja zmusiła mnie, żeby podejmować ryzyko, znów więc wdepnę w takie układy.

Peter S. otworzył tym razem biuro w Gogolinie pod nazwą Vega Bau.
- Pojechałem tam dowiedzieć się o pracę - opowiada dalej mężczyzna. - W kiosku obok zapytałem o siedzibę spółki. Kioskarka sama mnie uprzedziła, żebym uważał na tę firmę, bo pani z tego biura kiedyś musiała uciekać przed zdenerwowanymi ludźmi, którzy przyjechali domagać się swoich pieniędzy.

Okazało się, że Vega Bau już zamknęło biuro w Gogolinie. Robotnicy z Polski byli jednak nadal potrzebni Peterowi S., dlatego w Krapkowicach otworzył trzecią firmę - Direct Consulting. Chcąc nie chcąc Bogdan podpisał z nimi umowę i pojechał do Niemiec na budowę kliniki medycznej. Po pierwszym miesiącu pracy zorientował się jednak, że na jego konto nie przelano żadnego wynagrodzenia. Po półtora miesiąca pracy bez wynagrodzenia Bogdan zostawił budowę kliniki i wrócił do Polski. Tym razem sam postanowił wyegzekwować należności.

- Poszedłem do tej pani do biura w Krapkowicach - opowiada. - Pokazała mi, że na koncie ma 3 euro. Żaliła się, że Peter S. nie wysłał jej nawet pieniędzy na czynsz za biuro. Po cichu dała mi adres firmy w Wiedniu. Pojechałem tam. Okazała kamienica, w środku wynajęte mieszkanie. Peter S. chyba się nikogo nie spodziewał, bo otworzył.

Odesłał mnie po pieniądze do Horsta P., prezesa Direct Consulting, i dał numer komórki do niego, na którą się nigdy nie dodzwoniłem. Peter S. powiedział mi też, że mi nie zapłacił, bo sam nie dostał należności od firmy, dla której pracowaliśmy na budowie kliniki. Już w Polsce wysłałem maila do tej firmy z pytaniem o tę należność. Bardzo szybko dostałem odpowiedź, że wszystkie należności wobec Direct Consulting zostały uregulowane. Pojechałem do Wiednia drugi raz, ale tym razem już mi nie otworzył, choć słyszałem, że ktoś chodzi po mieszkaniu.

Bogdan zawiadomił Państwową Inspekcję Pracy. Po trzech miesiącach dostał odpowiedź PIP, że nie udało się nawiązać kontaktu z prezesem Direct Consulting Horstem P. Austriak nie zgłasza się na wezwania PIP, nie dostarczył im dokumentacji pracowniczej, nie wskazał swojego prawomocnego przedstawiciela. Inspektorzy PIP zabezpieczyli tylko część dokumentacji firmy w jej biurze oraz w biurze księgowym, prowadzącym rachunki Direct Consulting. Biurowa pracownica spółki we wrześniu ubiegłego roku przysłała pismo, że jej też wypowiedziano pracę z powodu likwidacji stanowiska.

- Pojechałem do komendy w Krapkowicach i w wydziale przestępstw gospodarczych złożyłem zawiadomienie o łamaniu praw pracowniczych - opowiada Bogdan. - Podobne zawiadomienie złożyła też Inspekcja Pracy. W październiku dostałem zawiadomienie, że policja i prokuratura umarzają dochodzenie, bo przestępstwa nie było. I jeszcze dopisek, że postanowienie nie wymaga uzasadnienia. Zaskarżyłem to do sądu, ale sąd utrzymał postanowienie w mocy. Ręce mi opadły. I po co mamić ludzi, że w Polsce jest jakaś sprawiedliwość?

Prokuratura w Strzelcach Opolskich nie odpowiedziała na nasze pytania o sprawę, przesłane w ubiegły piątek. Telefon w siedzibie Direct Consulting w Krapkowicach nie odpowiada.

- Niedługo wiosna. Peter S. znów będzie potrzebował ludzi do roboty - ostrzega Bogdan.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska