Czy dziewczyna z Głuchołaz mogła zakatować córeczkę?

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
1 września prokurator przedstawił ojcu i matce zarzut znęcania się nad córeczką ze szczególnym okrucieństwem od dnia narodzin aż do śmierci.
1 września prokurator przedstawił ojcu i matce zarzut znęcania się nad córeczką ze szczególnym okrucieństwem od dnia narodzin aż do śmierci. sxc
Spokojna, grzeczna, dobrze się uczyła. Niczym specjalnym się nie wyróżniała, nie zapadła w pamięć nauczycielom. Czy ta dziewczyna z Głuchołaz mogła zakatować swoją dwumiesięczną córeczkę?

Typ samotnika, nie miała w okolicy ani w szkole serdecznych koleżanek. Nikt z sąsiadów nie skarżył się jednak na Ewę. To może już bardziej jej matka dawała popalić - opowiadają ludzie.

Duża kamienica na przedmieściu Głuchołaz. Ewa M. przyjechała tu na ostatnie odwiedziny do matki w lipcu. Sąsiedzi widzieli, jak ze swoim chłopakiem Markiem wnoszą dziecięcy wózek na czwarte piętro.

Wanda K., matka 24-letniej Ewy, z dumą chodziła po okolicy, popychając przed sobą wózek z malutką wnuczką. Przysiadała w cieniu pod drzewem na podwórku, żeby dziecko spokojnie drzemało, a sąsiadki oglądały czarnowłosą Patrycję i z uznaniem mówiły: - To jest już pani babcią, pani Wando!

Przed tygodniem kamienica przeżyła nalot dziennikarzy "Faktu". Ekipa wpadła do miasta, pojechała do ogólniaka, gdzie chodziła Ewa M. Szukali rodziny, znajomych. Wanda K. wpuściła dziennikarzy. W "Fakcie" pojawiły się potem jej liczne wypowiedzi, głównie o agresywnych zachowania partnera jej córki. Opowiadała, że w czasie odwiedzin kiedyś zamknęli się w kuchni. Ewa zaczęła nagle wołać o pomoc, więc matka wpadła do kuchni i widziała, jak Marek dusi dziewczynę. Wiele razy widziała też siniaki na jej twarzy, ale Ewa się nie skarżyła.

Dziennikarze zanotowali opowieść o tym, jak Marek przechwalał się przed swoją "teściową", że potrafi zabić jednym palcem, bo trenował chińskie sztuki walki. Że boi się go cała Warszawa. Ani matka Wanda K., ani jej córka Ewa M. nie zgłosiły jednak policji przemocy domowej.

Wanda K. przyznała też, że pewnego dnia, przewijając dziecko, widziała na malutkim ciele siniaki. Zapytała córkę, co się stało, a Ewa opowiedziała jej historię, że mała Patrycja potłukła się o szczebelki łóżeczka. Uwierzyła.

Ze szczególnym okrucieństwem

Mała przyszła na świat 29 czerwca w szpitalu na warszawskiej Pradze. Mówili na nią Patrycja, ale przez dwa miesiące życia jej rodzice nie znaleźli czasu, żeby zgłosić dziecko w Urzędzie Stanu Cywilnego, odebrać akt urodzenia i numer PESEL. 24-letnia Ewa M. z Głuchołaz i 27-letni Marek K. spod Wyszkowa dwa miesiące później wynajęli jeden pokój w mieszkaniu na Mokotowie. W wielkim, anonimowym bloku.

W sobotę, 25 sierpnia, koło północy ktoś z sąsiadów wezwał policję, bo widział przed blokiem awanturującą się parę z dziecięcym wózkiem. Młody mężczyzna trzymał na rękach małe dziecko i jednocześnie kopał i bił swoją partnerkę. Kiedy przyjechał patrol było już po awanturze, a kobieta tłumaczyła funkcjonariuszom, że to było nieporozumienie i wszystko jest w porządku. Patrol nie zauważył, żeby z dzieckiem coś się działo niedobrego. Policjanci zanotowali, że matka dziecka była trzeźwa, a od ojca czuć było lekki zapach alkoholu.

Następnego dnia po dziewiątej rano Marek K. wezwał pogotowie do mieszkania. Opowiadał, że kiedy się obudził, mała Patrycja nie dawała znaku życia. W niewielkim pokoju wszyscy w trójkę spali na jednym łóżku. Marek K. tłumaczył lekarzowi, że to był wypadek, widocznie w nocy któreś z rodziców niechcący przygniotło maleństwo swoim ciężarem. Lekarz 40 minut prowadził reanimację, wreszcie o 10.27 wpisał w karcie, że nastąpił zgon, spowodowany prawdopodobnie przypadkowym przyduszeniem dziecka. Nie wykluczył jednak innej przyczyny śmierci.

Dla wszelkiej ostrożności prokurator mokotowskiej prokuratury zlecił wykonanie sekcji zwłok dwumiesięcznej denatki.
31 sierpnia prokuratura dostała wstępny protokół oględzin zwłok. Śmierć spowodował krwiak pod czaszką, wywołany silnym uderzeniem w głowę. To jednak nie koniec obrażeń. Maleństwo miało ślady uderzeń, duszenia na szyi i złamane trzy żebra po lewej stronie klatki piersiowej, które były już w fazie samoistnego gojenia. Poza tym było ogólnie niedożywione, ze śladami zaniedbania. Medycy sądowi dopatrzyli się nawet patologicznych zmian w kościach dziecka. Na polecenie prokuratury policja zatrzymała oboje rodziców. 1 września prokurator przedstawił im zarzut znęcania się nad córeczką ze szczególnym okrucieństwem od dnia narodzin aż do śmierci. Zarzucono im także doprowadzenie do ciężkiego uszczerbku na zdrowiu dziecka, co spowodowało zgon Patrycji. Zdaniem śledczych oboje działali wspólnie i w porozumieniu. Sąd tymczasowo aresztował Ewę M. i Marka K.

- Czekamy teraz na kompleksowy protokół z sekcji zwłok dziecka. Będziemy przesłuchiwać świadków, członków rodzin obojga rodziców dziecka, w tym także matkę podejrzanej. Aresztowanych rodziców skierujemy na badania sądowo-psychiatryczne - relacjonuje nto Wojciech Sołdaczuk, zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów. - Podejrzani złożyli wyjaśnienia. Nie przyznają się do zarzutów. Wzajemnie obciążają się odpowiedzialnością karną.

Zatłukłbym skur…

- Niczego już nie będę mówić. Już udzielałam wywiadów. Mam dość - mówi w drzwiach swojego mieszkania Wanda K., babcia Patrycji. Kiedy przed tygodniem sąd zgodził się na wydanie zwłok dziecka i zorganizowanie pogrzebu, Wanda K. na łamach prasy spierała się z Marzanną K., matką Marka, gdzie maleństwo ma być pochowane. W Głuchołazach czy w Warszawie, gdzie mieszka druga babcia.

Ewka, coś ty zrobiła! - napisała na Naszej Klasie szkolna koleżanka dziewczyny. Ewa K. w liceum skończyła klasę psychologiczno-pedagogiczną. Z ramach zajęć była wolontariuszką, pomagała chorym dzieciom. Większość młodych ludzi z jej rocznika mieszka w Niemczech czy Anglii. Kilka osób wyjechało do dużych miast na studia. Kto mógł - uciekł z pozbawionej perspektyw prowincji.

Ewa M. też wyjechała zaraz po maturze.

Próbowała szczęścia na studiach, potem ruszyła za pracą do Holandii. Poznała Marka i przeniosła się do niego do Wyszkowa, a potem razem do Warszawy. Podobno była w nim bardzo zakochana. Podobno dwa dni przed śmiercią dziecka kontaktowali się z Wandą K. w Głuchołazach. Prosili, żeby zajęła się maleństwem, bo oni chcą jechać do pracy w Holandii. Babcia Patrycji odmówiła, bo sama nie ma już sił, żeby zajmować się niemowlakiem. Zaproponowała, że może przyjąć do siebie Ewę wraz z dzieckiem. A Marek niech jedzie zarabiać sam.

Dziennikarze pojechali też do małej wsi Tumanek pod Wyszkowem, gdzie wychowywał się Marek K. Dotarli do jego ojca Wiesława, z którym od 8 lat nie utrzymywał żadnych kontaktów. Ojciec tłumaczył, że nikt nawet go nie zawiadomił, że urodziła mu się wnuczka. - Zatłukłbym skur… gołymi rękami za to, co zrobił - mówił dziennikarzom oburzony Wiesław K.

- Badania wykazują, że sprawca przemocy w rodzinie sam często w dzieciństwie był jej ofiarą - mówi psycholog Beata Kędzierska, zajmująca się sprawcami i ofiarami przemocy. - Ludzie skądś czerpią wzorce postępowania, powielają funkcjonujące w naszej kulturze mity i stereotypy, na przykład to, że dziecko jest własnością rodziców. A skoro jest własnością, to mogą z nim zrobić co chcą. Nie jest natomiast prawdą, że osoba agresywna nie potrafi opanować swoich emocji i złości. Potrafi, ale wobec osób silniejszych. Dziecko jest tu całkowicie bezbronne.

Za chwilę nadciągnie burza

Krótkie i pełne cierpienia życie małej Patrycji niestety nie było czymś wyjątkowym i niespotykanym. Tragedię Madzi z Sosnowca śledziła cała Polska.

Po dwóch latach poszukiwań policji udało się ustalić też, kim jest 2-letni chłopczyk, znaleziony w marcu 2010 w stawie w Cieszynie. Według tłumaczeń jego matki z Będzina synek umarł w wyniku nieszczęśliwego wypadku, po tym jak siostra skoczyła mu na brzuszek. Rodzice tylko wyrzucili ciało do stawu. Prokurator postawił jednak kobiecie zarzut zabójstwa. W lipcu tego roku w mieszkaniu w Morągu znaleziono w wersalce zawinięte w folię i już gnijące zwłoki 5-letniego Gabrysia. Jego 31-letnia matka - prostytutka - przyznała, że udusiła synka kilka miesięcy wcześniej, a potem próbowała spalić jego ciało.

W Otmuchowie w marcu ub. roku młody ojciec utopił w wannie 4-letnią córeczkę Oliwię, żeby się zemścić na jej matce. W styczniu tego roku w Laskowicach-Jelczu kolejny oprawca zgniótł butem jądra 3 letniego synka swojej konkubiny. Mieszkał u niej po wyjściu z więzienia. Przyznał, że bił dziecko, żeby "chodziło jak w zegarku". 32-latek spod Krapkowic tłukł swoich dwóch synów pasem, straszył siekierą i kazał nosić ciężkie kamienie. W 2010 roku w Kluczborku policja znalazła w norze bez wody i kuchni 10-miesięcznego chłopca, całego w sińcach i zadrapaniach.

- Przemoc wobec bardzo małych dzieci zdarza się rzadko, ale jesteśmy społeczeństwem skłonnym do agresji - mówi Małgorzata Michalska, certyfikowany specjalista do spraw przemocy w rodzinie i starszy wychowawca w Zakładzie Karnym w Nysie. - Niestety, małe dziewczynki widzą w swoich domach, że matka nie buntuje się, nie szuka pomocy, gdy jest bita. Znieważana płacze i ukrywa siniaki. I myślą wtedy, że taka jest rola kobiety. A mali chłopcy, gdy w ich domu rodzinnym rządzi pięść, sami powtarzają takie stereotypy w swoim dorosłym życiu. Jako rodziny nie potrafimy uczyć młodego pokolenia innych, spokojnych sposobów rozwiązywania konfliktów.

Małgorzata Michalska prowadzi w Nysie zajęcia z grupą dzieci i młodzieży, zagrożonych przemocą ze strony członków rodziny. Ostatnio poprosiła podopiecznych, aby symbolicznie narysowali atmosferę domową. Jeden z chłopców namalował rozwichrzone drzewo i bijące w nie pioruny. Tłumaczył, że w jego domu ciągle wieje wicher. A on często spotyka swojego ojca, gdy wraca pijany z miasta do domu. I wtedy wie, że za chwilę nadciągnie burza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska