DJ Adamus: Kończy się czas na bycie złośliwym i kąśliwym

Archiwum
Teraz mogę się pokazać nie tylko jako didżej i producent muzyki, ale i jej znawca - mówi pochodzący z Opola DJ Adamus.
Teraz mogę się pokazać nie tylko jako didżej i producent muzyki, ale i jej znawca - mówi pochodzący z Opola DJ Adamus. Archiwum
- Ludziom wydaje się, że to, co robię, jest łatwe. Granie w piłkę też wydaje się proste, a nie każdy jest Ronaldo - mówi DJ Adamus, nowa gwiazda Polsatu.

Czy nowy imidż "wylaszczonego", odchudzonego DJ Adamusa pomaga w karierze?
Z jednej strony ta nowa fizyczność nadaje pewien blask mojej osobie, a przede wszystkim zainteresowanie mediów. Więcej się teraz mówi o tym, że schudłem, niż o tym, że robię nowe muzyczne projekty. Ale jestem już przyzwyczajony do tego, że media tak teraz funkcjonują i jako sprawny artysta, potrafię wykorzystać to zainteresowanie. A z drugiej strony, takie odnowienie swojej fizyczności i mentalności spowodowało, że nastąpił przełom w mojej twórczości. Płyta "1000 miejsc" z Adą Szulc jest tego najlepszym dowodem. Podróżujemy po świecie i kręcimy teledyski w różnych ciekawych miejscach.

Aby sprostać medialnym wymogom czasu, muszę podrążyć jeszcze temat kilogramów. Ile ich już zgubiłeś?
Około 30. To się oczywiście waha, bo jak się czasem poszaleje w weekend, to te pół kilo, kilogram wskakuje z powrotem. Ale na tyle mocno trzymam rygor, że w tygodniu to spada. Rzecz w tym, że stale trzeba to kontrolować.

Ile było, a ile jest?
Jeśli teraz jest 70, to była już setka. Tyle ważyłem.

To był wymóg Polsatu, który nie chciał wpuścić do swego nowego programu miśka? Czy może decyzja zapadła po tym, jak napisano na Pudelku, że masz duży tyłek?
Ależ skąd! Tej uwagi Pudelka nawet nie zauważyłem, natomiast w Polsacie jestem przecież dopiero od roku, a chudnąć zacząłem trzy lata temu. Wtedy się rozpoczął proces naprawy mej fizyczności i mego mózgu. Pojechałem do Chin, gdzie odcięty od rzeczywistości europejskiej, przemyślałem swoje życie, skosztowałem smacznej kuchni azjatyckiej, postanowiłem coś naprawić.

Ten wyjazd do Chin to była taka ucieczka w oczyszczenie?
Nie, normalny kontrakt na granie w klubach. Ale tam roaming drogi, dostępu do sieci nie miałem. Na dłuższą metą okazało się to zbawienne.

Ciężko utrzymać reżim dietetyczny? Mocno cierpisz?
Wcale. Trzeba tylko nastawić telefon, żeby nam przypominał co trzy godziny o małym posiłku typu baton białkowy czy szklanka soku z warzyw. Organizm musi mieć sygnał, że ciągle ma dostęp do jedzenia, wtedy nie odkłada go na zapas w oponie na biodrach. Teraz nawet mam wrażenie, że się objadam, bo tak często jem. Tyle że mało. Rzecz jednak nie w samej mojej szczupłości, ale w innym sposobie myślenia. Gdy odstawiamy największy narkotyk ludzkości, gorszy niż większość narkotyków nielegalnych, czyli cukier, który rozsadza nasz organizm od wewnątrz, no więc wtedy w naszym mózgu zaczyna się inaczej dziać. I efekty przychodzą same.

Do ciebie przyszły?
Oczywiście! Oprawa muzyczna gali Fryderyków w 2013, potem finał Top Model dla TVN, na który skomponowałem muzykę. No i najważniejsze: oprawa muzyczna mistrzostw świata w siatkówce, które za kilkanaście dni odbędą się w Warszawie. Cała Polska usłyszy moją muzykę na Stadionie Narodowym, wszystkie kompozycje będą w pełni moje.

Serdeczne gratulacje. Nacechowane także lokalną dumą, wszak jesteś przecież z Opola.
Owszem, w Opolu się urodziłem, tam ukończyłem politologię na uniwerku, tam mam rodziców i przyjaciół. Chętnie bywam, ale…

Ale…
… ale zauważam, że to miasto staje się coraz bardziej marginalne, stacza się do poziomu miasta powiatowego. Ostatnio sprawdzałem rozkład jazdy PKP. Gdy zaczynałem swą karierę w stolicy, do Opola kursowały trzy pociągi, teraz tylko jeden. Może to nic nie znaczy, ale uważam to za symbol tego, że moje rodzinne miasto jest w skali kraju marginalizowane. Niestety, nie mam recepty, jak temu zaradzić (śmiech).

A właściwie to czym zajmuje się di-dżej? Bo dla mnie przez długie lata to był ktoś, kto podmienia tylko płyty na dyskotece, czasem zachęcając do tańca jakimś okrzykiem. Czasem też zaskrzeczy płytą, kładąc na niej dłoń. Czy didżejstwo to coś więcej?
Oczywiście. Musze się cofnąć do kultury klubowej, która się stworzyła w latach 80. i 90. w USA i w Anglii. Wtedy narodziło się coś nowego. Bo dawniej prezenter dyskotekowy to był pan z wąsami, który stał za pulpitem i kasował pieniądze za dedykacje i puszczał muzykę.

I sobie polewał pod pulpitem.
No właśnie… Teraz didżej jest już bardziej kompozytorem i producentem, wyciąga skądś fragmenty zapomnianych utworów, produkuje na ich bazie swoje nowe wersje, które trafiają w estetyczne zapotrzebowanie współczesności. Dziś didżej to taki łowca ciekawych brzmień, na bazie których komponuje nowe kawałki. Wszyscy dobrze pamiętają naszą, czyli duetu Wet Fingers, przeróbkę przeboju "Hi Fi" Wandy i Bandy. U nas to się nazywa "Hi Fi Superstar". Wielki powrót wielkiego przeboju w wersji dyskotekowej. Czy choćby dwa lata temu przeróbka "Małgośki" Maryli Rodowicz, która to "Małgośka" nabrała beatu klubowego. I to jest kwintesencja tego, czym dziś zajmują się didżeje. Ale oczywiście co weekend jeździmy do publiczności, bo jak coś produkujemy, to chcielibyśmy to przecież zaprezentować.

Ty też jeździsz na dyskoteki?
Oczywiście.

Jesteś wybredny w wyborze ofert?
Lubię grać na festiwalach, ale lubię też grać w małych klubach. Ale wiadomo, że popularność polega też i na tym, że trafia się w różne miejsca. Ale i tam staram się zasiać ziarno dobrej klubowej muzyki.

A czy te "różne miejsca" to także disco dresiarzy?
Ja staram się nie oceniać generalnie, że coś jest obciachem, a coś nie. To kwestia umowna. O, proszę. Wyśmiewane przez lata skarpety w sandałach nagle się stają supermodne. Artyści disco polo też mają swojego odbiorcę, nie da się zadekretować, że jazz jest najlepszą formą muzyki.

Ludziom wydaje się, że to łatwe. Zakręcisz płytą, podkręcisz gałkę, coś zremiksujesz…
Niedawno o aktorze Musiale, który próbuje "didżejki", napisałeś: Kolejny konował za konsoletą.

Tak, ludziom wydaje się to łatwe, bo w gruncie rzeczy trudne nie jest. Stajesz za konsoletą i puszczasz utwory, jeden za drugim. Granie w piłkę też wydaje się proste, a nie każdy jest Ronaldo. W didżejce trzeba rozgraniczyć dwie rzeczy. Występ na żywo od produkowania w studiu. Większość znanych nazwisk w mojej branży to nie tylko ci, którzy puszczają muzykę na parkiecie, ale przede wszystkim produkują, komponują, tworzą. Połączenie tych dwóch elementów daje nam dopiero dobrego didżeja. Plus ciekawa wizja tego, co chce się robić.

Przez lata kojarzono cię z programem Kuby Wojewódzkiego, do którego robiłeś muzyczną oprawę, czasem twoja twarz mignęła na ekranie. Teraz… teraz twoja twarz brzmi już znajomo.
Tak, brzmi znajomo, bo tak się nazywa program: Twoja twarz brzmi znajomo. Niezwykle popularny format pokazywany w kilkudziesięciu krajach świata. W samych Chinach oglądało go 500 milionów ludzi. To program, w którym rodzime gwiazdy przeistaczają się w ikony światowej muzyki. Przebierają się, charakteryzują, śpiewają największe przeboje tych, których udają. A ja jestem jednym z jurorów.

Dość łagodnym, dodajmy. Nie jesteś francą, nie dokuczasz tym, których oceniasz.
Ja myślę, że czas negatywnej energii powoli się w mediach kończy. Że trzeba być koniecznie złośliwym, kąśliwym, zrzędliwym. Że trzeba koniecznie kogoś skasować. Tak się przynajmniej łudzę. Ten program sam w sobie jest sympatyczny, bo przez osiem tygodni nikt nie odpada. Nie wyjdzie komuś w jednym odcinku, to może mu wyjdzie w kolejnym. To nie jest taki zwyczajny talent szoł, w którym jury bardziej się musi napinać niż sami uczestnicy.

A co zadecydowało, że Polsat wziął cię na jurora? W szoł biznesie skok kosmiczny.
Dostałem taką propozycję, po prostu. Czasem warto robić swoje i zostanie się zauważonym. W programie Kuby, który trwa już od 11 lat, a jedyne, co się tam ostatnio wydarzyło, to spadła oglądalność, nie czułem już możliwości rozwoju. Teraz mogę się pokazać nie tylko jako didżej i producent muzyki, ale i jej znawca. Zauważył mnie Polsat i z tego skorzystałem. Teraz ocenią mnie widzowie. A ja staram się ich edukować jakimiś perełkami z dziedziny muzyki. Taka moja mała misja, oprócz dobrej zabawy.

Wracając do negatywnej energii, ponoć Wojewódzki po twoim odejściu wrzucał do sieci jakieś złośliwości na twój temat.
To odejście to czysto zawodowa decyzja. A złośliwości? Łatwiej atakować coś nowego, żeby podkręcić własną oglądalność. Popularność Kuby budowana jest na przypinaniu innym łat.

Czujesz się już celebrytą? Z Facebooka wiem, że bywasz w lansiarskich miejscach stolicy, jadasz surową rybę. Interesują się tobą portale plotkarskie i brukowce.
Na szczęście zainteresowanie brukowców jest na tyle małe, że mogę sobie spokojnie jeździć tramwajem, co sprawia mi wielką frajdę. Mój sposób bycia się nie zmienił. Natomiast ten sposób, w jaki się prezentuję publicznie, jest częścią mojej strategii zawodowej, wiem, jak funkcjonują media, myślę, że dobrze się w tym znajduję. Nigdy natomiast nie wpuszczę telewizji do domu, ostatnio odmówiłem programowi pokazującemu mieszkania ludzi znanych. Co do lansiarskich miejsc, w których bywam, to są w Warszawie bardziej lansiarskie. Ale ja bywam też w miejscach hardcorowych, gdzie żaden celebryta nogi by nie postawił.

Cóż to za miejsca? Szulernie? Meliny?
Podłe knajpy z boską muzyką.

Jeden z warszawskich bywalców, gdy dowiedział się, że udzielisz mi wywiadu, poprosił, abym zapytał, dlaczego na okrągło chodzisz w ciemnych okularach.
To przyzwyczajenie z młodości, które mi zostało. Miałem wadę wzroku, nosiłem okulary. Gdy wadę zoperowałem, okazało się, że nadal chcę je nosić, bo bez nich czuję się jak bez majtek. W Chinach na straganie odkryłem, że do twarzy mi w białych oprawkach i teraz one są moim znakiem rozpoznawczym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska