W partyjnych organizmach coraz mniej świeżej krwi

Artur  Janowski
Artur Janowski
Młodzieżówka PO przed opolskim ratuszem. Takie zdjęcie można zrobić tylko przed wyborami.
Młodzieżówka PO przed opolskim ratuszem. Takie zdjęcie można zrobić tylko przed wyborami. Sławomir Mielnik
Opolskie partie przeżywają kryzys wieku średniego. Niby każda chciałaby odmłodnieć, ale się nie udaje. Bo młodych samymi hasłami się już nie przyciągnie. Oni żądają konkretów i szansy awansu.

Partyjne młodzieżówki mogą być niezłą trampoliną do kariery politycznej. Ale starsi działacze z niechęcią patrzą na młodą konkurencję. Zamiast przetaczać młodą krew do partyjnego organizmu, wolą ledwo opierzonych działaczy po prostu wykorzystywać do czarnej roboty w kampaniach.

Patryk Jaki - opolski poseł Solidarnej Polski - miał zaledwie 18 lat, gdy w listopadzie 2003 roku pojawił się pod biurem poselskim Aleksandry Jakubowskiej (SLD). Był wtedy członkiem młodzieżówki Prawa i Sprawiedliwości i niósł transparent "Ola, nie kłam!". Podobnie jak inni przyczepił też na drzwiach budynku kilkanaście kartek z rysunkiem Pinokia.

Happening nawiązywał do zeznań szefowej gabinetu politycznego premiera, która wówczas tłumaczyła się przed komisją śledczą badającą aferę Rywina.

Teraz Jaki wciąż kreuje podobne akcje, ale jest już posłem RP, ponadto rzecznikiem Solidarnej Polski. Został też członkiem elitarnego zespołu, odpowiadającego za kampanię wyborczą całej zjednoczonej prawicy.

- Doświadczeń z czasów, gdy działałem w młodzieżówce, nikt mi nie zabierze. To była trudna szkoła życia, uczyłem się polityki od kuchni, a nie oglądając polityków w telewizorze. Polecam każdemu - mówi dziś Jaki.

To bodaj ostatni w naszym regionie przykład tak szybkiej kariery młodego polityka (choć często zmieniał barwy). Jako młody PO-wiec dostał się do Rady Miasta Opola. Jako młody PiS-owiec - do Sejmu.

Obecnie w PiS nikt za charakternym Jakim nie tęskni. Teraz opolską strukturą Forum Młodych PiS kieruje 26-letni Michał Pająk. To człowiek, który medialnie w żaden sposób nie funkcjonuje, choć w partii zaczynał działać już 10 lat temu.

- Idę inną drogą niż Jaki, choć tak jak on zaczynałem od klejenia plakatów jeszcze w liceum - wspomina szef PiS-owskiej młodzieżówki. - Byłem mocno zaangażowany, a jednocześnie tak niedoświadczony, że plakaty powiesiłem we własnej szkole. Po uświadamiającej rozmowie z dyrektorką musiałem je oczywiście ściągnąć.
Michał Pająk, lider młodzieżówki PiS, jest obecnie na aplikacji radcowskiej i mówi, że od efektownych politycznych happeningów woli efektywne działania: - Ja np. odbywam dyżury prawne w biurze posła Sławomira Kłosowskiego.

Członkowie młodzieżówki PiS regularnie uczestniczą m.in. w miesięcznicach smoleńskich w Opolu (msza i uroczystość z okazji katastrofy prezydenckiego tupolewa - red.), współorganizują także partyjne uroczystości czy wykłady.

- Uczestniczymy też przy przygotowaniach do każdych wyborów. Nie tylko poprzez klejenie plakatów, ale także jako kandydaci, np. do rad gmin - mówi Pająk.

Kiedyś głosowanie na PiS było dla młodych ludzi obciachem. Obecnie - jak przekonuje Pająk - coraz więcej osób ma dość rządów PO i rządowej propagandy.

- W Polsce żyje się ciężko, a setki młodych ludzi jadą za chlebem za granicę - recytuje szef młodzieżówki.

Niestety, nie potrafi odpowiedzieć na pytanie, dlaczego do PiS-owskiej młodzieżówki w skali całego województwa należy zaledwie 40 osób.

Gdzie są chłopcy z tamtych lat

Pocieszeniem dla PiS-u może być fakt, że niewiele więcej osób działa obecnie w Stowarzyszeniu Młodych Demokratów, które jest partyjną przybudówką Platformy Obywatelskiej. To dziwi, bo PO wygrywa wybory jak chce i teoretycznie powinna mieć rzeszę młodych i prężnych działaczy, nastawionych na karierę. Gdy niedawno członkowie SMD próbowali rozdawać ulotki przed wykładem Korwin-Mikkego, to młodzi członkowie Nowej Prawicy dosłownie przykryli ich czapkami. I nie chodzi tylko o ich dużo większą liczbę, ale także o fakt, że ich lider Paweł Licznar był znacznie lepszym mówcą.

- Tak naprawdę to młodzieżówkę dopiero organizujemy - przyznaje prezes Regionu Opolskiego Kongresu Nowej Prawicy Łukasz Szewczyk. - Już mamy spore grono młodych osób, które nie tylko nam pomagają, ale także nas inspirują i zasilają pomysłami. Są w ścisłym gronie doradców.

W regionie czy w Sejmie króluje Platforma, ale jej młodzieżówka dołuje. Dziś w Opolu to ledwie 20 osób, a przed spotkaniem z Korwin-Mikkem pojawiło się paru młodych PO-wców. Na sam wykład JKM - nikt już nie został.

Podobnie nie popisali się "frekwencją" na konferencji Arkadiusza Wiśniewskiego, jednego z kandydatów na prezydenta Opola. Wiśniewski do niedawna sam był jednym z jaśniej błyszczących gwiazd opolskiej PO, ale rozstał się z macierzysta partią w niezgodzie, a w najbliższych wyborach samorządowych gra na własne konto. Narybek jego byłej partii chciał więc Wiśniewskiego zaatakować, ale akcja wyszła słabo, pokazano kilka mało czytelnych memów, zadano też kilka pytań.

Działaczom młodzieżówki PO trudno sobie przypomnieć swoje dokonania w ostatnich latach. Wprawdzie składają wnioski do budżetu miasta, ale jedyny pomysł - jaki udało się zrealizować - to przyznanie honorowego obywatelstwa Opola Lechowi Wałęsie.

- Byliśmy kiedyś bardziej aktywni - nie ukrywa Maciej Kąciak, 26-letni lider opolskich struktur SMD. - Ale wielu z nas, odkąd zaczęło pracę zawodową, ma mniej czasu. Spotykamy się czasem, dyskutujemy, ale dawniej potrafiliśmy zaprosić do nas opozycjonistów z Białorusi, a teraz tego brakuje. W polityce jestem od 17. roku życia, ale przyszłości zawodowej z nią nie wiążę. Startuję w tych wyborach do rady miasta, ale bez ciśnienia.

Zbigniew Kubalańca - dziś przewodniczący klubu radnych PO w opolskiej Radzie Miasta - przez wiele lat kierował opolską młodzieżówką Platformy. Był taki czas, że należało do niej blisko 100 osób, a spora część z nich nadal jest w partii i pozostała w polityce. - Teraz młodzieżówka jest mniej liczna i faktycznie z jakichś powodów mniej aktywna. Szkoda, bo mnie działalność w Młodych Demokratach sporo dała. Uczyłem się polityki od starszych i pomagałem, a dopiero potem zostałem radnym - podkreśla Kubalańca.

Kukieł palić nie będą

Kiedyś to lewica miała najbardziej liczną młodzieżówkę w Opolu, a czerwone wilczki szybko przejęły najważniejsze stanowiska we władzach Opola. Po aferze ratuszowej posypało się także u młodych działaczy. Teraz do Federacji Młodych Socjaldemokratów należy w stolicy województwa niewiele ponad 20 osób, a na Opolszczyźnie jest ich 70. W Opolu twarzą młodzieżówki jest 21-letni Michał Tarabasz: - Lubię działać społecznie, a serce po lewej stronie "odkryłem" u siebie w liceum, gdy pomagałem podczas kampanii wyborczej do Sejmu - mówi.

Tarabasz kieruje opolską młodzieżówką lewicy od jesieni 2012 roku. Jest studentem dziennej uczelni we Wrocławiu, nie pracuje i być może dlatego naukę udaje mu się łączyć z działalnością społeczną. Opolscy członkowie FMS rozdawali już m.in. kwiaty na Dzień Kobiet, zbierali żywność dla ubogich, a ostatnio częstowali opolan jabłkami. Są w mieście widoczni, czego o innych młodzieżówkach nie można powiedzieć.

- Jestem też prezesem stowarzyszenia Opolska Fabryka Młodych Społeczników, które organizuje pomoc m.in. dla schroniska dla zwierząt w Opolu - opowiada Tarabasz. - W tych wyborach startuję do rady miasta, ale wiem, że przede wszystkim moim zadaniem jest pomoc starszym.

Michał Tarabasz mimo młodego wieku postawił już niektórym działaczom lewicy włosy na głowie. Zrezygnował w geście protestu z członkostwa w Wojewódzkim Komitecie Wykonawczym ( to taka "rada mądrych" opolskiego SLD). Poszło o tzw. składki specjalne, które do kasy organizacji powinni płacić członkowie SLD piastujący funkcje publiczne, np. posłowie czy radni. Niektórzy nie płacą, a Tarabasz próbował coś z tym zrobić.

Skończyło się wewnętrzną zadymą, ale młody polityk milczy na ten temat. - Nie kryję się z tym, co myślę, kiedy rozmawiam z kolegami, ale nie zamierzam partyjnych spraw wynosić na zewnątrz - wyjaśnia.

Nie rodzą polityków

Kiedy wiele lat temu młodzieżówki w Polsce powstawały, miały nie tylko zachęcić młodych do udziału w życiu politycznym, ale także być kuźnią nowych, lepszych kadr. Tymczasem opolskie młodzieżówki mało kogo kuszą, a starsi działacze przypominają sobie o młodszych kolegach głównie tuż przed wyborami.

- To są ludzie od czarnej roboty, na których można zwalić np. bezprawne wieszanie plakatów - nie ukrywa jeden z opolskich polityków. - Ale ja bym nad tym nie utyskiwał. Trzeba najpierw zapłacić frycowe, trzeba też się natyrać, aby na koniec spijać śmietankę i np. zostać radnym.
Tyle że przysłowiowej śmietanki nie starcza dla wszystkich, a dostęp do niej mają tylko ci, którzy znajdą sobie politycznego patrona. I to na tyle mocnego, że załatwi im niezłe miejsce na liście wyborczej.

- Kiedyś młodzi ludzi szli do polityki z przekonania, mieli jakieś idee. Dziś większość oczekuje jednak czegoś konkretnego w zamian za swoją aktywność - ocenia dr Grzegorz Balawajder, politolog z Uniwersytetu Opolskiego. - Jeśli tego nie dostają, to szybko się zniechęcają i odchodzą tam, gdzie mogą zarobić pieniądze. Obecnie w młodzieżówkach brakuje nie tyle ludzi, ale przede wszystkim idei czy pomysłów, o których by tam dyskutowano. Nie ma potrzebnej wymiany pokoleniowej, a w polityce oglądamy wciąż te same twarze. Młodzi działacze są często traktowani nie podmiotowo, ale przedmiotowo przez swoje partie. Tymczasem nie każdy chce się godzić na to, że jest latami tylko przysłowiowym kwiatkiem do kożucha.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska