Dr Tadeusz Detyna: Wielu pasażerów woli jechać w ciszy, a nie wysłuchiwać historie z cudzego życia

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Dr Tadeusz Detyna
Dr Tadeusz Detyna Archiwum
Dr Tadeusz Detyna, socjolog z Uniwersytetu Opolskiego.

"Weźże gadaj ciszej. Nie chcę słyszeć, co będzie na obiad". Spotem pod takim hasłem krakowscy urzędnicy chcą walczyć z głośnymi rozmowami przez telefon w publicznych środkach transportu. W opolskich autobusach też można przypadkiem podsłuchać osobiste, czasami nawet pikantne zwierzenia.
Myślę, że jest to uwarunkowane kulturowo. W Wielkiej Brytanii na przykład pasażerowie zwykle jeżdżą w ciszy, chyba że są to cudzoziemcy. W Szwecji jest podobnie. Zupełnie inaczej wygląda to na południu Europy, gdzie mieszkańcy mają inny temperament. Polacy chyba lokują się gdzieś pośrodku między jednymi a drugimi.

Czasami takie telefoniczne rozmowy wpędzają innych podróżnych w zakłopotanie, kiedy np. głośny pasażer chwali się swoimi podbojami miłosnymi albo pasażerka zastanawia się, z kim jest w ciąży. To nie są abstrakcyjne historie. Ich świadkami byli moi redakcyjni koledzy.
Ja też byłem świadkiem równie niezręcznych sytuacji i to wcale nierzadko. Czasami miałem wrażenie, że rozmawiająca przez telefon osoba zupełnie straciła głowę i zapomniała, że nie jest w autobusie sama. Myślę, że gdyby nawet zwrócić jej uwagę, to pewnie byłaby zaskoczona, że jej zwierzenia słyszą wszyscy dookoła.

Druga grupa to pewnie ci, którzy świadomie rozmawiają głośno. Żeby zaimponować innym?
To dotyczy m.in. ludzi młodych, którzy próbują w ten sposób popisać się przed swoimi rówieśnikami, np. opowiadając ubarwione historie na temat swoich kontaktów seksualnych. Ale nie tylko. Czasami również dorośli chcą poprawić sobie samopoczucie, wygadując niestworzone historie np. na temat swojego rzekomego bogactwa. Oczywiście dbają przy tym, aby inni podróżni dobrze usłyszeli ich rozmowę...

Skoro nie mogą mieć fortuny, chcą choć przez moment poczuć się tak, jakby ją mieli...
Czasami przybiera to absurdalne formy. Wiele lat temu, gdy telefony komórkowe wchodziły dopiero do użytku i kosztowały krocie, byłem w Szwajcarii. Ludzie masowo kupowali dużo tańsze atrapy i udawali demonstracyjnie, że prowadzą rozmowy po to, aby pokazać, że stać ich na taki drogi aparat. Dziś telefon komórkowy już takiego wrażenia nie robi, ale żądni uwagi pasażerowie opowiadają głośno np. o samochodzie, który zamierzają kupić.

Pańskim zdaniem krakowska kampania przyniesie taki efekt, by móc ją przeszczepić choćby na nasz grunt?
Nie sądzę. Przyzwyczajenia ludzi trudno zmienić, choć wiem, że wielu pasażerów wolałoby jechać w ciszy i czytać książkę, a nie wysłuchiwać historie z cudzego życia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska