Problem FO w Opolu. Nie chcą być orkiestrą na Titanicu

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Orkiestra ma grać taniej, czyli bardziej Mozarta, niż Beethovena.
Orkiestra ma grać taniej, czyli bardziej Mozarta, niż Beethovena. Sławomir Mielnik
Od czasu rozbudowy Filharmonia Opolska podwoiła liczbę koncertów i gra dla 80 tysięcy słuchaczy rocznie. Im większe ma sukcesy, tym mniej dostaje pieniędzy na działalność. 2015 rok zapowiada się dramatycznie.

Środa, tuż po listopadowym długim weekendzie. Wydaje się, że to niedobry dzień na koncert. Życie z trudem wraca do normalnego rytmu, w bliskiej perspektywie kolejny koniec tygodnia.

W programie FO Julia Sawicka z zespołem jazzowym i Lwowska Akademicka Orkiestra Symfoniczna, czyli Sting symfonicznie. Sala pełna. Półtorej godziny świetnej muzyki. Publiczność żywo reaguje, zwłaszcza na kapitalnego trębacza z Danii i młodego pianistę z Krakowa. Brawami nagradzana jest każda solówka. Czuje się znakomitą energię przepływającą ze sceny na widownię i z powrotem.

- Przyzwyczailiśmy opolan, że filharmonia codziennie rozbrzmiewa muzyką. Codziennie inną. Można nie lubić jakiegoś gatunku, ale jedno jest pewne: niezależnie od klimatu, będzie to granie na wysokim poziomie - mówi Waldemar Olszewski, dyrektor Filharmonii Opolskiej.

Ten sezon otwierał koncert z udziałem światowej sławy muzyków - Krzysztofa i Kuby Jakowiczów. Z okazji Święta Niepodległości zagrał w Opolu znakomity skrzypek Piotr Pławner, zwycięzca Konkursu im. Wieniawskiego.

W ubiegłym roku wśród 19 dyrygentów, którzy oprócz opolanina Bartosza Żurakowskiego prowadzili Filharmoników Opolskich, był maestro Krzysztof Penderecki, Jerzy Salwarowski, Tadeusz Strugała, Wiesław Pieregorólka.

Co tydzień melomani mogą mieć pewność, że trafią albo na znakomitego dyrygenta, albo wybitnego solistę. Grała tu amerykańsko-japońska skrzypaczka Mikako Ogata, wybitny madecoński pianista Simo Trpceski, wiolonczelistka ze Stanów Allison Eldredge.

Na opolskiej scenie śpiewali Wiesław Ochman, Iwona Hossa, Katarzyna Trylnik, Izabela Kłosińska. Tylko w ubiegłym roku wystąpiło 35 instrumentalistów i 15 śpiewaków. I to tylko na scenie filharmonicznej, klasycznej. Oprócz tego w koncertach kameralnych wystąpiło 24 wykonawców.

Osobny rozdział działalności Filharmonii Opolskiej to koncerty impresaryjne. Oferta przebogata - od recitali, koncertów uznanych gwiazd polskiej i zagranicznej sceny muzycznej, poprzez spektakle muzyczne, muzyczno-taneczne, kabarety, monodramy, a skończywszy na koncertach ze wspólnym udziałem Filharmoników Opolskich i wybitnych artystów z kręgu muzyki popularnej i jazzowej.

Tu każdy znajdzie coś dla siebie, zarówno wielbiciele jazzu, bluesa, muzyki etnicznej, piosenki literackiej, piosenki rozrywkowej, jak i zwolennicy niewielkich spektakli teatralnych i tańca.

W repertuarze na stałe zagościły impresaryjne koncerty jazzowe, w których udział bierze cała plejada wybitnych muzyków. Organizowane są cykliczne Zaduszki Jazzowe, łączące różnorodne formy wyrazu artystycznego (muzyka, taniec, film, działania parateatralne), każdorazowo poświęcone pamięci jednego artysty.

Parę dni temu odbył się już XIII Opole Gospel Festiwal, którego gospodarzem od początku jest Opole Gospel Choir pod dyrekcją Jacka Mełnickiego.

W ramach festiwalu FO gościła Ewę Urygę, zespół Jazz Band Ball Orchestra, chóry gospel z Niemiec, Włoch i Kanady, Siggy Davis (USA), Dian Prativi (Indonezja), a ostatnio Mietka Szcześniaka.

Opolscy melomani mogą na miejscu poznać nowości polskiego i zagranicznego rynku muzycznego (np. w ub. roku płytę "Havdala" Łady Gorpienko). Nasze koncerty przyciągają publiczność z odległych miast. Na Yellowjackets Jazz Quartet przyjechali słuchacze z Warszawy. Wśród nich był Kuba Badach. Trzy tygodnie później sam wystąpił na opolskiej scenie klubowej ze swymi Poluzjantami.

Wielką popularnością cieszą się koncerty z kręgu muzyki etnicznej: kubańskiej (Septeto Nacional), hinduskiej (Layatharanga), flamenco (Theo Barea, Oscar Guzman), argentyńskiej (Cantango Berlin, Ester Duarte i Chiche Nunez, Ariel Ramirez, Chango Spasiuk), portugalskiej (Joao de Sousa), kolumbijskiej (Sincopa Jazz Band), żydowskiej (Andre Ochodlo, Nina Stiller, Maks Klezmer Band) oraz irlandzkiej (Carrantuohill).

Tylko w minionym roku scena klubowa gościła znakomitości reprezentujące najrozmaitsze gatunki muzyki: genialnego pianistę Rafała Łuszczewskiego, Michała Bajora, Trio Wojciecha Karolaka, zespół Dżem czy Tomasza Stańkę i jego New York Quartet, który zaprezentował płytę inspirowaną wierszami Szymborskiej "Wisława". Łącznie 83 wykonawców.

Równie wymowne jak nazwiska artystów grających na estradach Filharmonii Opolskiej są liczby obrazujące rozmach przedsięwzięć. Od momentu rozbudowy FO podwoiła liczbę koncertów.

W 2013 roku było ich 341. Do września tego roku już 380. W 2012 roku FO miała 46 tysięcy słuchaczy. Rok później publiczność liczy już blisko 84 tys. osób. Dokładnie tyle w zobowiązaniach poinwestycyjnych domaga się Unia Europejska, za której pieniądze rozbudowana została opolska siedziba Polihymnii.

Do września tego roku muzyki wysłuchało w niej prawie 81 tysięcy opolan. Paradoksalnie im więcej filharmonia z siebie daje, tym mniej dostaje pieniędzy od samorządu wojewódzkiego, którego obowiązkiem jest jej utrzymywanie.

W czasach gospodarczej hossy w 2010 roku budżet FO (mniejszej i ze skromniejszą ofertą) przekraczał 9 mln zł. Rozbudowana FO zaczynała jeszcze z 8,5 mln złotych, ale w następnym roku było już tylko niespełna 7,1 mln.

Na przyszły rok zapowiada się zaledwie 5,7 mln zł. To za mało, by utrzymać budynek i zapłacić pensje pracownikom. Filharmonia umie zarabiać. W ubiegłym roku miała ponad 1,7 mln przychodów własnych. Nawet w ministerstwie kultury byli zdumieni ich skalą (20 procent budżetu).

W tym roku do września FO zarobiła już 1 mln 360 tys. zł. Ale im bardziej się starają, tym bardziej samorząd przykręca kurek z dotacjami. Jeszcze nigdy filharmonia nie grała tak wielkiej liczby koncertów za tak małe pieniądze.

To renoma jej orkiestry sprawia, że stawki dyrygentów (od 2,5 do 25 tys. zł) udaje się czasem zbić w negocjacjach nawet o 80 procent. Raz można gwiazdę uprosić, drugi raz jeszcze da się ją wziąć na litość. Za trzecim razem wychodzi się na dziada i traci twarz. Granica, do której niedostatek jeszcze mobilizuje i wyzwala kreatywność, niebawem zostanie przekroczona.

- Mniej pieniędzy to mniej koncertów, a więc i mniej publiczności. Przy małych pieniądzach maleje siła napędu. To, na co intensywnie pracowaliśmy przez ostatnie 2,5 roku - przekonanie opolan, że do filharmonii warto przyjść, bo tu zawsze dzieje się coś istotnego - może zostać zmarnowane - obawia się Waldemar Olszewski.

W nowym rozdaniu unijnych pieniędzy jest - jak zapewniały dotychczasowe władze samorządowe - mnóstwo euro, które mogą zasilić opolską kulturę, trzeba tylko umieć je zdobyć.

W filharmonii nie boją się pisania projektów, bo to opanowali z dobrym skutkiem - Opolskie Kwitnące Muzycznie. To właśnie w ramach tych koncertów goszczono kosztowne sławy, a publiczność mogła ich słuchać za darmo. Za euro odbywają się Opolskie Dni Oratoryjne i festiwal Gaude Mater Polonia. Przyszły rok zapowiada się wyjątkowo ciężko, bo każdy piątkowy koncert zespołu filharmonii z dyrygentem i solistą powinien być wpisany w jakiś projekt.

Nikt takiego rozwiązania jeszcze w Polsce nie ćwiczył i zdrowy rozsądek podpowiada, że tak się raczej nie da. Nie dlatego, że wyobraźni nie wystarczy dla wymyślania projektów, ale dlatego, że zdobycie dofinansowania jest bardziej ryzykowne niż ruletka.

Kiedy np. w ramach Programów Ministra Kultury złożono projekt na 2,6 mln zł na zakup instrumentów, do kasy wpłynęło, i to dopiero po odwołaniu... 260 tys. zł. 10 procent. Gdyby coś takiego się zdarzyło w przypadku "oprojektowanych" wydarzeń muzycznych, oznaczałoby to, że odbędzie się co dziesiąty koncert. Samorząd województwa mobilizuje dyrektorów instytucji kultury do "optymalizacji" kosztów. Jak grać taniej?

Opolska orkiestra liczy 86 muzyków (zdaniem dyrektora przydałoby się jeszcze 2-3). Ale żeby grać Beethovena, wystarczy 45-50. Mozart jeszcze lepszy - do wykonywania jego muzyki wystarczy 35 muzyków. Idźmy dalej. Jeden koncert symfoniczny to koszt 70-80 tys. zł. Na dziewięciu nie zagranych koncertach (gdyby tylko na co 10 udało się zdobyć unijną kasę) można zaoszczędzić ponad 700 tys. złotych. Najmniej kosztuje filharmonia, w której nic nie zakłóca głuchej ciszy. O to chodzi?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska