Dagmarę wepchnęli w ramiona chorego psychicznie mężczyzny

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Gdy Dagmara odkryła prawdziwą przeszłość męża, załamała się.
Gdy Dagmara odkryła prawdziwą przeszłość męża, załamała się. Radosław Dimitrow
Przed Dagmarą grała cała rodzina Adriana: ojciec, matka, bracia i siostra. Udawali, że był dobrze wykształcony, pracował za granicą i grał w piłkę w III lidze. Wszystko po to, żeby ukryć chorobę psychiczną syna.

Ty wiesz, jaki z tej Rihanny jest kurdupel? Na teledyskach to pokazują ją, jakby miała nie wiadomo jak długie nogi. A jak koło mnie przechodziła, to ledwo mi do szyi sięgała - śmiał się Adrian.

- Ty to zawsze na kogoś trafisz! Ale przynajmniej coś świata widział, to twoje - wtórowała mu matka.

Adrian uwielbiał godzinami opowiadać o Nowym Jorku. Szczególnie w obecności Dagmary, gdy była jeszcze jego narzeczoną. Wspominał, że Rihannę spotkał kiedyś przez przypadek w pobliżu dzielnicy Maspeth. Ona zabierała się akurat z ekipą filmową do kręcenia teledysku, a on wracał z pracy do domu. Adrian przez pewien czas mieszkał tam u wujka, który w Nowym Jorku ma swoją firmę budowlaną.

- Wujek Adriana to go z tej Ameryki wypuścić nie chciał - miała opowiadać matka. - Mówił, że tak solidnego pracownika to jeszcze nigdy nie miał. A Adrian to złota rączka. Pracowity jest aż za dużo. Robił tyle nadgodzin, że w jeden miesiąc zarabiał po 3-4 tys. dolarów.

Temat przygód Adriana był numerem jeden, gdy Dagmara przyjeżdżała ze Strzelec Opolskich do jego rodzinnego domu pod Bielskiem-Białą. Szczególnie przy niedzielnym obiedzie, gdy cała rodzina spotykała się przy stole.- A pamiętacie, co się działo przed maturą? - rzucił kiedyś jeden z braci.

- Zaspałem, a jak przybiegłem do szkoły - to koledzy pisali już egzamin - wspominał Adrian. - Ale miałem wtedy szczęście. Akurat w komisji była nauczycielka, która bardzo mnie lubiła. Pozwoliła mi wśliznąć się do sali i napisać ten test.

Adrian często powtarzał, że sport to całe jego życie. Ale narzekał, że jako absolwent po AWF-ie, to w Polsce nigdy nie znajdzie pracy. Dlatego zdecydował się wyjechać na jakiś czas do USA.

- Pokazywał mi zdjęcia domu, w którym mieszkał, i fotki ze ślubu wujka - mówi Dagmara. - Gdy kiedyś zapytałam, dlaczego nie ma go na żadnym zdjęciu - odpowiadał, że przecież to on je robił. Kilka swoich fotek miał też w komórce, ale tę zalał kiedyś piwem i je stracił.
Dagmara poznała Adriana przez internet w czerwcu 2011 roku. Najpierw przez dwa lata ze sobą pisali i rozmawiali na skypie przez kamerkę internetową. W końcu ona zdecydowała: - Spotkajmy się!

Adrian oczarował ją już na pierwszej randce. Wysoki brunet o piwnych oczach, sprawiał wrażenie przebojowego młodzieńca. Pasjonował się motorami i grał w piłkę nożną. Do tego mawiał, że nie interesuje go przelotna znajomość, a poważny związek.

- Najważniejsza jest rodzina, dlatego chcę mieć dom i dzieci. Musisz wiedzieć, że nie toleruję kłamstwa. Poważny związek można budować tylko na prawdzie - tłumaczył.

- Zauroczył mnie i straciłam dla niego głowę - przyznaje Dagmara. - Był czuły i poświęcał mi całą swoją uwagę. Przekonywał mnie, że ma dość życia pod kloszem rodziców. Proponował, żebyśmy się pobrali i rozpoczęli wspólne życie.

Dagmara się zgodziła, a potem wszystko potoczyło się błyskawicznie, w kilka miesięcy były zaręczyny, ślub i wspólna decyzja, że na razie zamieszkają w Strzelcach Opolskich w domu Dagmary. Plan był taki, że młodzi wyremontują sobie parter, a rodzice będą mieszkać na piętrze, do którego prowadzi osobne wejście. Adrian przekonywał, że jak uzbierają trochę więcej pieniędzy, to wybudują domu na jednej z działek, którą on ma w górach.

Dagmara odkrywa prawdę

- Adrian! To kiedy ruszamy z tym remontem? - zaczepiła Dagmara jakiś tydzień po ślubie. To było w czasie, gdy on przywiózł już do Strzelec Opolskich wszystkie swoje rzeczy.

- Ale za co?

- No jak za co? Pracowałeś tyle za granicą. Odkładałeś pieniądze. Nie bądź sknera. Wyciągamy trochę z banku i remontujemy!

- Ale ja nie mam żadnych pieniędzy... - stwierdził Adrian z rozbrajającą szczerością, a Dagmara stanęła jak wryta. Jeszcze większego szoku doznała jednak, gdy zaczęła interesować się przeszłością swojego męża.

- Okazało się, że on nigdy nie był w żadnych Stanach - mówi. - Ba! On nawet nigdy nie opuszczał kraju i nie miał wyrobionego paszportu.

Gdy Dagmara zrobiła mu awanturę, Adrian stwierdził, że… musiał ją okłamywać, bo inaczej ona nie chciałaby go poślubić.

Małżonka początkowo wybaczyła mu zmyślone historie. Nie chciała się z nim kłócić, bo mąż po przeprowadzce do Strzelec Opolskich wydawał się być nieco zagubiony - potrafił całymi dniami przesiadywać na komputerze i grać. Chcąc wyrwać go z domu, zaproponowała, że pojadą do Koszarawy pod Żywcem odebrać jego kartę zawodnika, żeby mógł zapisać się do jednego z miejscowych klubów. W końcu - skoro grał w III lidze - to szkoda by było, żeby taki talent się marnował.

- Tak się złożyło, że w Jemielnicy akurat szukali bramkarza, więc była to dobra okazja, żeby się załapał - wspomina Dagmara.

Transfer nie doszedł jednak do skutku. Zamiast tego Dagmara wystawiła się na pośmiewisko. Gdy dostarczyła kartę do Jemielnicy, okazało się, że Adrian, owszem, stał kiedyś na bramce - ale nie w III lidze, a w klasie B.

Jeszcze większego wstydu najadła się jednak mama Dagmary, która postawiła sobie za cel, że pomoże Adrianowi znaleźć pracę. Chodziła od szkoły do szkoły - pytając, gdzie potrzebny jest wuefista. Pracę znalazła, ale Adrian dyplomu już nie doniósł. Okazało się, że nie ma wyższego wykształcenia i nie skończył AWF-u.

- Zresztą on nie mógł skończyć żadnych studiów, bo nie miał nawet matury - przyznaje mama Dagmary. - Edukację zakończył na poziomie gimnazjum.

Druga twarz męża

Adrian zmienił się po ślubie całkowicie. Zaczął urządzać Dagmarze awantury i całkowicie odizolował ją od znajomych. Regularnie przeglądał jej komórkę i kontrolował wiadomości, jakie dostaje na Facebooku. Nocą nie spał, bo - jak twierdził - jest śledzony.

- Pewnego dnia przyszedł do mnie i powiedział, że w tym domu jeść już nie będzie, bo ja go podtruwam - mówi mama Dagmary. - To był dla mnie szok.

Kilka dni później Adrian dostał ataku szału, bo zepsuł mu się komputer. Chwycił za siekierę i zaczął rąbać twardy dysk. Krzyczał przy tym, że nie pozwoli, by FBI go namierzyło. Potem pociął w domu kanapę i zniszczył meble. Do Dagmary krzyczał, że jest opętana i utrzymuje kontakty z szatanem. Chwycił nawet za nóż i próbował ją atakować. Przerażona dziewczyna zadzwoniła po pomoc do teściowej.

- Eh. Pewnie znowu przestał brać tabletki - usłyszała w słuchawce. - On tak czasami ma. Poszukaj w jego rzeczach olzinu i rozpuść mu jedną tabletkę w herbacie, a będzie lepiej - poradziła jej.

- Sprawdziłam wtedy w internecie, że to są tabletki, które podaje się osobom psychicznie chorym, żeby złagodzić ataki szału - przyznaje Dagmara. - Wtedy dowiedziałam się, że mój mąż ma schizofrenię paranoidalną, a cała jego rodzina to przede mną ukrywała.

Dagmara zrozumiała też, że w zasadzie wszystko, co dotychczas wiedziała o swoim mężu, było jedną wielką fikcją. Przed ślubem grała przed nią cała rodzina Adriana: ojciec, matka, bracia i siostra. Wszystko po to, żeby ukryć chorobę psychiczną syna.

Ale o co te pretensje?

Dagmara w prywatnym śledztwie ustaliła, że w czasie, jak Adrian miał być w USA - przebywał w szpitalu psychiatrycznym. Po raz pierwszy karetka zabrała go w kaftanie, gdy miał 20 lat, bo pobił matkę i zdemolował dom.

- Nie wytrzymałam i pewnego dnia wykrzyczałam rodzicom Adriana, że to, co zrobili, jest podłe. Zataili jego chorobę, przez co zniszczyli mi życie - opowiada Dagmara.

Tłumaczenie rodziców było jednak kuriozalne. Ojciec stwierdził, że ich syn wcale nie jest chory, tylko czasami dziwnie się zachowuje, bo jako dziecko upadł kiedyś z rowerka i uderzył głową o kierownicę. Potem zmienił jednak wersję i tłumaczył, że dziwne zachowania syna wynikają z tego, że kiedyś nie dostał się do wymarzonego klubu piłkarskiego. Miał to podobno bardzo mocno przeżyć.

- Ale Dagmara, o co ty masz pretensje? Przywieź nam go tu na kilka dni, my go podkurujemy i będzie jak nowy - stwierdziła siostra Adriana.

Niedługo po tym rodzice sami przyjechali po Adriana do Strzelec Opolskich i zabrali go do rodzinnego domu. Dagmara długo nie mogła dojść do siebie po tym, co ją spotkało. Popadła w depresję i sama musiała zgłosić się do psychologa po pomoc.

Ostatnia szansa

Mimo tych wszystkich przeżyć, Dagmara postanowiła dać mężowi ostatnią szansę.

- Posłuchaj. Robimy tak. Jak mi obiecasz, że będziesz dalej brał tabletki i pójdziesz do pracy, to wszystko będzie po staremu - mówiła. - Chciałabym, żeby było tak jak dawniej.

Ale Adrian nie chciał się leczyć. Po kilku dniach znów odstawił tabletki i urządził Dagmarze piekło. Krzyczał, że ściągnie do domu Mefistofelesa, który zabierze całą jej rodzinę do piekła. Potem zaczął ją nękać telefonicznie - pisał obraźliwe SMS-y, nagrywał wyzwiska na poczcie głosowej. - Ty kur... Zabiję cię - groził.

Dagmara zgłosiła sprawę na policję o znęcanie się. Prokuratura Rejonowa w Strzelcach Opolskich potwierdziła, że mąż jest agresywny: "przez wszczynanie awantur, nadużywanie alkoholu, krzyczenie, obrażanie, grożenie zabójstwem, niszczenie przedmiotów (...) znęcał się fizycznie i psychicznie nad swoją żoną" - pisał prokurator. Jednocześnie śledczy umorzyli jednak sprawę, bo biegli psychiatrzy, którzy badali Adriana, potwierdzili u niego chorobę psychiczną, a osoby niepoczytalnej nie można pociągnąć do odpowiedzialności.

Koszmar trwa

Zgodnie z przepisami zatajenie choroby psychicznej przed zawarciem małżeństwa jest podstawą do jego unieważnienia. Myli się jednak ten, komu wydaje się, że takie sprawy są rozstrzygane przez sądy błyskawicznie. Każdy przypadek jest dokładnie badany, a rozprawa potrafi się ciągnąć miesiącami, a nawet latami.

- Już 9 miesięcy walczę przed sądem o unieważnienie cywilnego małżeństwa - przyznaje Dagmara. - Brakuje mi sił, a sąd powołuje kolejnych biegłych do zbadania stanu psychicznego Adriana, choć już trzech lekarzy potwierdziło jego chorobę. Na ostatniej rozprawie byłam pytana, jak wyobrażam sobie dalsze pożycie małżeńskie i wychowywanie dzieci wspólnie z mężem. Nie byłam w stanie odpowiedzieć na te pytania. Boję się o swoje życie.

Jarosław Benedyk, prezes Sądu Okręgowego w Opolu, tłumaczy, że nie ma reguły określającej, ile ma trwać sprawa o unieważnienie małżeństwa, bo każda jest inna.

- Jeżeli ta pani uważa, że trwa ona zbyt długo, to zawsze może złożyć w sądzie skargę - odpowiada.

Kolejną rozprawę opolski sąd wyznaczył w grudniu. Dagmara boi się, że spotka tam Adriana, bo ostatnim razem na sądowym korytarzu groził, że ją zabije.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska