Chcemy spojrzeć mordercy w oczy i spytać: dlaczego to zrobiłeś?

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Rodzina zapowiada, że nie przestanie szukać mordercy. Pani Alina uważa, że to nie jest już tylko jej sprawa, to sprawa całych Krapkowic.
Rodzina zapowiada, że nie przestanie szukać mordercy. Pani Alina uważa, że to nie jest już tylko jej sprawa, to sprawa całych Krapkowic. Radosław Dimitrow
Rodzice 15-letniej Wiktorii obiecują, że nie spoczną, dopóki nie zobaczą zabójcy córki na ławie oskarżonych.

Podejrzewany Marcin S.

Podejrzewany Marcin S.

Detektyw Krzysztof Rutkowski wskazał w poniedziałek mężczyznę, którego podejrzewa o związki z morderstwem 15-letniej Wiktorii. To chory psychicznie Marcin S. z Krapkowic, który wcześniej odgrażał się w internecie, że będzie mordował młode dziewczyny.

Krapkowicka policja sprawdziła ten trop. Jak się okazało, Marcin S. ma alibi, więc policja uznała, że nie ma on związku z zamordowaniem 15-latki. Kilka dni temu Marcin S. trafił do szpitala na leczenie.

Pod lupą
Wczoraj znajomi i rodzina Wiktorii modlili się za nią w miejscowej kaplicy. Także wczoraj rodzice odebrali ciało córki z kostnicy. Z racji tego, że doszło do częściowego rozkładu zwłok, trumna została zamknięta. Nie będzie już otwierana.

Ostatnie chwile Wiktorii z Krapkowic wyglądały tak: Był 7 marca, sobotnie popołudnie. Wiktoria spotkała się z jedną ze swoich koleżanek, a następnie odprowadziła ją do Gogolina. Wcześniej pisała ze znajomymi SMS-y; wysłała też jednemu ze znajomych zdjęcie na Facebooku.

Przed 18.00, czyli gdy było już po zmroku, Wiktoria pożegnała się z koleżanką i ruszyła w kierunku domu. Tego wieczora miała jeszcze ochotę pospacerować. Nie chciała iść sama, zaczęła pisać SMS-y do swojej koleżanki Ani (imię zmienione). Próbowała wyciągnąć ją na chwilę na dwór. O godz 18.04 Wiktoria dotarła na rynek w Gogolinie i szła dalej spokojnym krokiem w kierunku domu na osiedlu XXX-lecia w Krapkowicach. Ten moment uchwyciła kamera monitoringu. Na nagraniu widać błysk wyświetlacza telefonu Wiktorii, jak odczytuje SMS-a odebranego od Ani. Kamera nie zarejestrowała, by ktokolwiek szedł w tym czasie za 15-latką. Dziewczyna wracała wtedy sama.

Wyjaśnienie tego, co wydarzyło się w ciągu następnych dwóch godzin, jest teraz kluczową kwestią i będzie miało ogromne znaczenie dla ustalenia tego, kto i dlaczego zamordował Wiktorię.

Wiadomo, że dziewczynę dzieliła od domu odległość 3,8 km. Spokojnym krokiem powinna była dotrzeć na swoje osiedle około 19.00. Tak się jednak nie stało.

Większa część trasy, którą Wiktoria miała do przejścia, wiedzie wzdłuż ruchliwej drogi wojewódzkiej, która łączy Gogolin z Krapkowicami. Chodnik w tym miejscu jest szeroki i oświetlony, a o tej porze jeździ tędy sporo samochodów. Tylko ostatnich 500 metrów biegnie przez las, gdzie nie ma żadnej latarni, żadnego światła - to ścieżka w miejscu nieczynnej linii kolejowej.

Ta ścieżka kończy się tuż pod blokiem dziewczyny. Wszyscy mieszkańcy tędy chodzą, gdy mają potrzebę dojść do Gogolina.
Ania - koleżanka Wiktorii - nie chciała tego wieczora ruszać się z domu. Dlatego odmówiła wyjścia na spacer. W drodze z Gogolina do Krapkowic Wiktoria kogoś spotkała. Niedługo po tym z jej telefonu zaczęły przychodzić do Ani dziwne SMS-y: "Ten dres za mną idzie", "Weszłam w ciemną uliczkę, nie wiem gdzie jestem", "To nie jest przyjemne", "Jest kościół, wiem już gdzie jestem", "On jest przede mną".

Czy pisała je Wiktoria, czy też jej morderca? To ustala policja i prokuratura. Wiadomości rażą sztucznością i dziwnym językiem. To nie był jej język

- Jeśli Wiktoria czuła się wtedy zagrożona i z jakichś powodów nie mogła zadzwonić, to raczej napisałaby zwykłe "pomocy!" - ocenia jeden z policjantów. - Ale nie możemy też całkowicie wykluczyć, że to ona pisała te wiadomości.

Dziwne jest także to, że Ania, która dostała dziwne SMS-y z telefonu Wiktorii, nie potraktowała ich poważnie. Dziewczyna nie zgłosiła tego na policję nawet wtedy, gdy o zaginięciu zrobiło się już głośno, a 15-latki poszukiwała cała rodzina i znajomi. To, że takie SMS-y były w ogóle wysyłane, policja ustaliła po kilku dniach. Właśnie wtedy mundurowi zdecydowali, żeby podnieść priorytet poszukiwań do tzw. pierwszej kategorii. Zakłada ona, że osobie poszukiwanej mogła stać się krzywda.

Gdzie zniknęła Wiktoria?

Kilka minut po 20.00 komórka Wiktorii zamilkła. Jak ustaliła policja, jej telefon był wtedy w rejonie gogolińskiego ronda. Śledczy wskazali lokalizację na podstawie danych ze stacji bazowych BTS, z którymi łączy się każda komórka. W takich przypadkach policja zarysowuje na mapie linie, które wskazują jedynie przybliżone miejsce pobytu. Informacja ta jest jednak ważna, bo pokazuje, że Wiktoria przeszła większość trasy z centrum Gogolina, a do morderstwa mogło dojść niedaleko jej domu.

Rodzice Wiktorii są dziś przekonani, że ktoś mógł widzieć ich córkę w towarzystwie mordercy. Dlatego apelują do ludzi, którzy akurat jechali tą drogą 7 marca wieczorem i wiedzą coś na temat Wiktorii, by zgłosili się na policję.

- Droga, którą szła nasza córka, to nie jest odludzie - mówi ojciec Wiktorii. - W ciągu dnia przejeżdżają tędy tysiące samochodów. Ścieżką pod lasem chodzi sporo osób, wielu działkowiczów. Ktoś coś musiał przecież widzieć...

Dlaczego to zrobiłeś?

Pokój Wiktorii wygląda dziś tak, jakby wyszła z niego tylko na chwilę. Pod biurkiem wciąż leży jej torebka i białe buty. Na drzwiach szafy wisi biała, wyprasowana bluzka z turkusową sukienką, przygotowane na drugi dzień. Na łóżku leży duża narzuta z herbem Realu Madryt, a zaraz nad nim flaga w barwach piłkarskiego klubu - Wiktoria uwielbiała sport i była kibicką drużyny "królewskich".

- Ja sama mam wrażenie, że ona pojechała tylko na wycieczkę, że za kilka dni stanie w drzwiach i powie "mamo, wróciłam"… - przyznaje Alina Cichocka. - Choć policjanci wyraźnie powiedzieli mi, że Wiktoria nie żyje, bo ktoś ją zamordował, to ja nie potrafię w to uwierzyć, do mnie nie dociera, że to wszystko dzieje się naprawdę.

To, co przeżyli w ostatnich dniach, trudno opisać słowami. Najpierw przez 11 dni poszukiwali córki, żyjąc nadzieją, że odnajdzie się cała i zdrowa. Razem ze znajomymi przeczesali dokładnie okolicę. Do przepompowni ścieków nie weszli, była zamknięta, ogrodzona siatką.
Nadzieje na odnalezienie Wiktorii całej i zdrowej ciągle podsycały nowe wiadomości. 11 marca znajomy 15-latki poinformował rodziców, że widział ją w Opolu. Miała iść chodnikiem ze spuszczoną głową. Opis dziewczyny się zgadzał, poza jednym szczegółem - znajomy widział, że miała włosy splecione w warkocz, a Wiktoria nie lubiła warkoczy. Ktoś miał widzieć Wiktorię w jednej z opolskich dyskotek - jej obecność potwierdził najpierw taksówkarz, a później barman w dyskotece. Aż dwóch świadków. Policja sprawdziła trop, pudło. 13 marca starsza pani z Głogówka miała widzieć Wiktorię, jak błąka się bez celu po rynku - znowu nieprawda.

18 marca pani Alina odebrała ten telefon: "w zbiorniku na ścieki leżą czyjeś zwłoki". Ciało było w znacznym rozkładzie, bo obecne w ściekach bakterie gnilne przyspieszyły ten proces. Żeby zidentyfikować zwłoki, policja okazała rodzicom zdjęcie głowy, buta i łańcuszka, który nosiła nastolatka.

- But i łańcuszek rozpoznałam, ale twarz była tak zmieniona, że nie byłam w stanie potwierdzić, czy to Wiktoria - przyznaje matka. - Nigdy nie zapomnę tego, co zobaczyłam na oględzinach - jej twarz będę miała przed oczami już na zawsze...

To, że ciało należy do Wiktorii, oficjalnie potwierdziły badania DNA w instytucie genetyki sądowej. Wyniki dotarły 23 marca.

- Ten potwór zamordował dziecko, które miało przed sobą całe życie - dodaje mama. - Zabił jedyne dziecko, które mieliśmy... Doprowadził nas do skraju wyczerpania nerwowego, ale powiedziałam sobie, że nie możemy się poddać. Obiecuję, że doprowadzimy sprawę do końca. Dowiem się, kto zabił moją córkę, a wtedy stanę naprzeciwko niego, spojrzę mu w oczy i zapytam "dlaczego to zrobiłeś?". Ja się go nie boję. Straciłam wszystko najcenniejsze, co miałam. On mi już nic odebrać nie może.

Morderca pochodzi stąd

Rodzice Wiktorii zachodzą dzisiaj w głowę, jak to się stało, że morderca wrzucił ciało do zbiornika, który teoretycznie powinien być przykryty ciężką, metalową klapą zamykaną na kłódkę. Nie rozumieją, jak to się stało, że w czasie wcześniejszych poszukiwań (teren był przeczesywany przez policję trzykrotnie) nie udało się odnaleźć ciała Wiktorii.

- Albo zbiornik nie był wystarczająco dokładnie przeszukany, albo morderca podrzucił tam ciało naszej córki później - domyśla się pani Alina. - Skąd sprawca wiedział, że w tym miejscu jest zbiornik, do którego można wrzucić zwłoki, i kiedy to zrobił?

Oficjalnie prokuratura nie udziela informacji na ten temat. Nie podaje nawet tego, w jaki sposób zginęła Wiktoria.

- Ze względu na dobro śledztwa nie możemy ujawniać takich szczegółów - informuje Lidia Sieradzka, rzecznik opolskiej prokuratury. - W tym momencie mogę jedynie potwierdzić, że do tej pory nie zatrzymaliśmy nikogo w związku ze sprawą morderstwa Wiktorii. Nikt nie usłyszał także zarzutów. Ale śledztwo w tej sprawie prowadzone jest bardzo intensywnie.

Rodzice są przekonani, że mordercą jest ktoś stąd, miejscowy, z Krapkowic lub z którejś z pobliskich miejscowości. Zbyt dobrze znał teren.

- Przypuszczamy, że znał także Wiktorię - dodają. - Nie możemy pozbyć się myśli, że pewnie brał udział w poszukiwaniach, a dziś mija nas na ulicy i mówi "dzień dobry", tak jakby się nic nie stało.

Alina: - Ja teraz podejrzewam każdego, nawet pana redaktora.

Ludzie się boją

Rodzina zapowiada, że nie przestanie szukać mordercy. Pani Alina uważa, że to nie jest już tylko jej sprawa, to sprawa całych Krapkowic: - Jeśli komuś raz sprawiło przyjemność zamordowanie 15-letniego dziecka, to może to zrobić znowu.

Mieszkańcy Krapkowic dobrze o tym wiedzą. Morderca, gdy posmakuje krwi, może jej zapragnąć znowu. Dlatego na ulicach widać mniej dzieci z tornistrami na plecach - rodzice wolą dowozić pociechy do szkół autami.

- Dopóki ten zwyrodnialec chodzi na wolności, nie będę spokojna - mówi matka 14-latki, prosi o anonimowość.

Przerażeni ostatnimi wydarzeniami są także uczniowie gimnazjum nr 2, do którego chodziła Wiktoria. Opowiadała koleżankom z klasy, że od pewnego czasu ktoś ją śledzi. Wtedy mało kto traktował jej słowa poważnie. Dziś uczniowie boją się, że morderca może "polować" na następną ofiarę.

O większą ostrożność do czasu ustalenia mordercy zaapelował do mieszkańców nawet Andrzej Kasiura, burmistrz Krapkowic. Prosi, by mieszkańcy, którzy wychodzą z domu po zmroku, byli czujni. - Mój apel dotyczy osób, które chodzą w pojedynkę, np. wracają późno z pracy lub z zabawy. Groźba napaści wydaje się niestety bardzo realna. Dlatego bezpieczniej jest unikać takich wyjść, przynajmniej do czasu wyjaśnienia sprawy przez policję.

Detektyw Krzysztof Rutkowski, który pomaga rodzicom Wiktorii w odnalezieniu mordercy, uważa, że za morderstwem może stać psychopata, którego podnieca atakowanie kobiet.

- Polska kryminalistyka zna przypadki takich seryjnych morderców - dodaje Rutkowski. Kilka dni temu detektyw wyznaczył nagrodę - 50 tys. zł, za pomoc w odnalezieniu mordercy.

Morderców jest więcej

To już czwarte morderstwo, do którego doszło na terenie powiatu krapkowickiego w ciągu zaledwie 13 miesięcy. Wszystkie zdarzyły się w promieniu ok. 20 kilometrów. Trzy sprawy do tej pory są niewyjaśnione, mordercy chodzą po wolności.

Czarną serię otwarła tajemnicza śmierć burmistrza Zdzieszowic Dietera Przewdzinga. W lutym 2014 ktoś podciął mu gardło - został znaleziony przez znajomego w kałuży krwi. Choć prokuratura przesłuchała w tej sprawie dziesiątki osób, zabezpieczyła 50 śladów DNA i wydała na śledztwo grubo ponad 100 tys. złotych, sprawcy wciąż nie namierzono. W tym samym miesiącu w Krapkowicach ktoś zamordował 78-letniego mieszkańca ul. Górnej. Sprawca zmasakrował staruszkowi głowę, uderzając go ciężkim narzędziem. W tej sprawie prokuratura prowadziła śledztwo przez 9 miesięcy. Przesłuchała szereg świadków, a nawet użyła wariografu, czyli wykrywacza kłamstw. Sprawcy nie udało się jednak ustalić, a z końcem roku śledztwo zostało umorzone.

W marcu 2014 w Zdzieszowicach zginęła 62-letnia kobieta. Tylko w tym ostatnim przypadku udało się ustalić sprawcę - zabił jej konkubent, który potem popełnił samobójstwo. Pozostałe przypadki zabójstw są nierozwiązane, a ludzie zastanawiają się, czy mają one ze sobą jakiś związek.

- Nie łączymy ze sobą tych spraw - wyjaśnia prokurator Lidia Sieradzka.

Rodzice wierzą w sprawiedliwość

Przypadki morderstw nastolatek zdarzają się na Opolszczyźnie rzadko. Ostatnią, bardzo głośną sprawą było zabójstwo Samanty z Jasienia pod Kluczborkiem w czerwcu 2011 r. Ciało 16-latki znaleźli w lesie w okolicach Ładzy i Kaniowa drwale. Dziewczyna miała podcięte gardło. W komendzie wojewódzkiej został powołany specjalny zespół do rozwiązania tej sprawy, ale do tej pory nie udało się zatrzymać sprawcy. Z drugiej strony zdarzały się już w kraju przypadki, gdzie sprawcy byli zatrzymywani nawet wiele lat po dokonaniu morderstwa - w rozwikłaniu takich zagadek pomagały zazwyczaj ślady DNA.

W przypadku Wiktorii rodzice wierzą, że sprawca stanie przed sądem.

- Za zamordowanie niewinnego dziecka należy się jedna kara, kara śmierci - uważa pani Alina. Choć wie, że mordercy grozi najwyżej dożywocie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska