Dług w spadku. Bank kazał spłacić mu 6 tys za zmarłego ojca

Jolanta Jasińska-Mrukot
Pan Adam z Kluczborka kontakt z ojcem stracił 45 lat temu. O tym, że tato nie żyje, powiadomił go… SKOK Stefczyka. Bankowcy nie złożyli mu jednak kondolencji, zażądali za to spłaty 6 tys. zł, które był im winien zmarły.

Czy pamiętam ojca? - pyta pan Adam. - Miałem dwa albo trzy lata, kiedy zostawił mamę ze mną i jeszcze dwójką starszego rodzeństwa. To było blisko pół wieku temu!

- Rosłem w przekonaniu, że ojca po prostu nie mam. Poszedł w długą i słuch po nim zaginął - opowiada 47-letni dzisiaj pan Adam. - Zaczęliśmy dorastać, to był ciężki okres szczególnie dla naszej mamy, bo przecież wszystko było na jej głowie. Ale to przecież były inne czasy. Bo korzystaliśmy z socjalu huty, w której pracowała wtedy nasza mama: darmowe kolonie, zimowiska. Nawet wszyscy pojechaliśmy kilka razy nad morze na wczasy.

Mówi, że z wiekiem coraz częściej się zastanawiał, co z ich ojcem. Gdzie się podziewa, czy jeszcze żyje?
- Aż tu pewnego dnia żona odebrała na poczcie, kierowaną do mnie korespondencję ze Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo - Kredytowej - opowiada dalej pan Adam.

SKOK zrobił skok

Z pisma wynikało, że ojciec mieszkał kilkadziesiąt kilometrów od ich miejscowości. W SKOK-u wziął 4,5 tys. złotych kredytu. Nie zdążył go spłacić.

- To jest ten nasz po ojcu spadek - mówi rozgoryczony pan Adam. - W dzieciństwie niczego nam nie dał, a po śmierci jeszcze obciążył nas długiem.

SKOK, a raczej kancelaria prawna, potem firma windykacyjna w ich imieniu napominała, żeby jak najszybciej go spłacić, bo dług z odsetkami pęczniał i wynosił już ponad 6 tys. złotych.
- Wysłali nam ostateczne wezwanie do zapłaty, tytułem zwrotu należnego im niby świadczenia, wynikającego z udzielenia pożyczki naszemu ojcu w 2007 roku - mówi mężczyzna.

- Szwagier był za tym, żeby lepiej zapłacić, bo ktoś z jego znajomych był w podobnej sytuacji, a w końcu i tak musiał wyskoczyć z kasy - mówi pan Adam. - Szwagier twierdził, że lepiej nie zwlekać, skoro rosną odsetki. My z bratem byliśmy przeciwni płaceniu od samego początku, bo niby czemu mielibyśmy płacić za kogoś obcego, ojca przecież nie znaliśmy.

I tak zaczęło się przerzucanie pismami. W ten sposób upłynęło ponad pół roku od momentu, kiedy dowiedzieli się o śmierci ojca.

- Dawaliśmy do wglądu pisane przez nas pisma prawnikowi, który doradzał u żony w pracy - mówi rozżalony Adam. - Za każdym razem tylko przytakiwał, to myśleliśmy, że robimy dobrze. Łudziliśmy się też, że SKOK da nam w końcu święty spokój… Łudziliśmy się, że nikt nie będzie chciał nas obciążyć długami nie znanego nam ojca.

SKOK jednak im nie odpuścił, a upływający czas działał tylko na ich niekorzyść.

Z tym spadkiem coś nie tak!

- Dzisiaj wiemy, że te pół roku zabawy w korespondencję ze SKOK-iem to czas stracony - przyznaje pan Adam.

W SKOK-u odpowiadają, że działają zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem. - Rozumiem trudną i zawiłą sytuację pana Adama, jednak obowiązkiem pracowników Kasy Stefczyka jest zapewnienie bezpieczeństwa pieniędzy, które powierzają nam spółdzielcy - przekonuje Dawid Adamski z Media SKOK. - Pochylamy się nad problemem każdego człowieka, realizujemy działania Kasy zgodnie z obowiązującym prawem.

Pan Adam nie szczędzi gorzkich słów pod ich adresem. - Robią z siebie świętych, reklamuje ich serialowy Ojciec Mateusz - mówi mężczyzna. - Nic ich nie obchodzi poza ściągnięciem pieniędzy, nieważne od kogo.

Mecenas Marcin Śleziona z Opola dodaje, że nie są to rzadkie przypadki, kiedy spadek nie jest gotówką czy nieruchomością, ale długiem, który tak jak majątek dziedziczy się po zmarłym.

- Ale nie musimy go przejmować - podkreśla mecenas Śleziona. - Wystarczy złożyć w sądzie wniosek, zrzec się praw do tego spadku, wtedy nie dziedziczymy go ani my, ani nasze dzieci. Ustawodawca dał nam na to sześć miesięcy, to czas, kiedy możemy się go zrzec.

Jeżeli pan Adam i jego rodzeństwo tego nie uczynili z chwilą, kiedy się dowiedzieli o śmierci ojca, to znaczy, że przyjmują wszystko.

- Straciliśmy te sześć miesięcy, podczas których słaliśmy pisma do Kasy Stefczyka - stwierdza pan Adam. - A wystarczyło pójść do kancelarii prawniczej po rzetelną informację.

Spadek ma różne oblicza

Ważne

Związek Banków Polskich przygotował zestaw najczęściej kierowanych do niego pytań związanych z dziedziczeniem. Głównie dotyczą konta bankowego.
Co dzieje się z naszym kontem po naszej śmierci:
- Wypłata pieniędzy z rachunku bankowego po śmierci posiadacza rachunku może nastąpić na rzecz spadkobierców, którzy przedstawią postanowienie sądu o nabyciu spadku lub poświadczenie dziedziczenia sporządzone przez notariusza.
- W przypadku małżonków, jeśli zmarły miał na koncie pieniądze, pozostały przy życiu ma prawo do połowy tego, co jest na koncie. Natomiast druga połowa podlega dziedziczeniu i jest wypłacana na podstawie ww. dokumentów spadkowych.
- W przypadku śmierci posiadacza konta bankowego bank wypłaca kwotę wydaną na koszty pogrzebu posiadacza rachunku (do wysokości salda rachunku). Pieniądze wypłacane są osobie, która przedstawiła rachunki kosztu pogrzebu (zgodnie ze zwyczajem). Taka osoba nie musi być spadkobiercą.

Często bywa tak, że ktoś przejmuje w spadku np. dom, ale oprócz tego długi po bliskiej osobie.
- Ojciec przepisał mnie i mojej siostrze, po równej części, swój dom, ale okazało się, że dziedziczymy po nim też bankowe długi - mówi rozczarowana pani Brygida z pow. oleskiego.
Wartość domu nie pokrywała w całości tych długów.

- Prawnik powiedział, że mamy w sądzie złożyć wniosek, że nie przyjmujemy tego spadku - mówi pani Brygida. - I tak zrobiłyśmy.

Ojciec pana Adama poza długiem nie zostawił nic. W jego komunalnym mieszkaniu pozostały bezwartościowe rzeczy i graty, które nawet w części nie pokrywają owych 6 tysięcy.

Do Bankowego Arbitrażu Konsumenckiego przy Związku Banków Polskich trafia wiele podobnych spraw. Jednak nie takich związanych z pożyczkami ze SKOK. Bo SKOK-i w myśl prawa nie są bankami, więc nie są zrzeszone w ZBP.

Ludzie z całej Polski skarżą się w arbitrażu, że banki chcą wymusić od nich spłatę długu, który zaciągnął ich zmarły krewny, a o zadłużeniu którego nie wiedzieli. Bywają to kwoty różne - kilkutysięczne, ale i ogromne, czasem przekraczające możliwości finansowe spadkobiercy. Jak się uchronić przed takim spadkiem?

- W takiej sytuacji niezbędny jest spis inwentarzowy, ale wszystko musi być przeprowadzone w ustawowym terminie, przed upływem sześciu miesięcy - podkreśla Tadeusz Białek, prawnik ZBP. - Kiedy spadkobierca zapozna się już z tym, co jest w majątku, czyli jakie są aktywa i pasywa, wtedy decyduje, czy go przyjmuje czy nie. Byleby tylko nie przegapił terminu sześciu miesięcy, bo wtedy automatycznie dziedziczy spadek z całym dobrodziejstwem inwentarza.

Większość ludzi nie ma jednak o tym zielonego pojęcia. Myślą, że jak oficjalnie nie przejmą spadku, czegoś nie podpiszą, to niczego nie odziedziczą. Są też przekonani, że dług umiera razem z dłużnikiem.

- Bo u nas ciągle brakuje wiedzy na temat brania i przekazywania spadku - podkreśla prawnik ZBP. - Nierzadko bywa, że spadkobiercy oczekują na konkretny przedmiot, np. XVII-wieczny obraz, inną ruchomość czy nieruchomość, a zgodnie z naszym prawem otrzymują część, jedną czwartą czy jedną piątą majątku.

- Zbierzemy w rodzinie takie pieniądze i spłacimy ten dług ojca - mówi pan Adam. - Ale to niesprawiedliwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska