Franciszek Kryspin z Opola w wieku 99 lat został porucznikiem

fot. Sławomir Mielnik
Nominację panu Franciszkowi wręczył płk Krzysztof Borucki, a świeżo upieczonemu porucznikowi gratulacje złożył prezydent Opola, Ryszard Zembaczyński.
Nominację panu Franciszkowi wręczył płk Krzysztof Borucki, a świeżo upieczonemu porucznikowi gratulacje złożył prezydent Opola, Ryszard Zembaczyński. fot. Sławomir Mielnik
Ku chwale Ojczyzny! - mówił pan Franciszek odbierając awans.

Ważne

Ważne

Obchody 71. rocznicy wybuchu II wojny światowej na Opolszczyźnie:

10.00 Łambinowice - Centralne Muzeum Jeńców Wojennych
13.00 Opole - pomnik Bojowników o Polskość Śląska Opolskiego - apel pamięci, salwa honorowa i złożenie kwiatów.
16.00 Brzeg - msza święta w kościele pw. Miłosierdzia Bożego, apel pamięci i złożenie kwiatów na placu przed kościołem.

Jeszcze wczoraj rano miał stopień podporucznika. Awans otrzymał za zasługi podczas II wojny światowej, w przeddzień rocznicy jej wybuchu.

- Dla mnie, zawodowego żołnierza, to zaszczyt, że mogę poznać osobę, która tworzyła historię - powiedział płk Krzysztof Borucki, wręczając panu Franciszkowi nominację, o którą wnioskowali opolscy kombatanci.

- Bardzo się cieszę, że pamięta się o tych, co walczyli i ginęli - podkreślił 99-letni porucznik, który z sentymentem patrzył na mundur. - Aż serce się kraje, gdy człowiek wspomina młodzieńcze czasy.

Franciszek Kryspin służył w V Kresowej Dywizji Piechoty, która stacjonowała we Lwowie. Miał niecałe 30 lat, gdy wybuchła wojna.

- Służyłem w łączności - opowiada. - W tej samej dywizji byli moi dwaj bracia, ale nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Jeden z braci pana Franciszka zginął podczas obrony Warszawy. To tam niedługo po wybuchu wojny została skierowana dywizja.

- Niemcy jak najszybciej chcieli, aby stolica skapitulowała - wspomina porucznik. - My chcieliśmy walczyć, jednak pod koniec września musieliśmy zdać broń.

Wrócił do rodzinnej miejscowości, Radziechowa w obwodzie tarnopolskim. Jednak nie zagrzał tam długo miejsca. - Nie dali nam żyć ukraińscy nacjonaliści - wspomina pan Franciszek. - Wraz z rodziną uciekłem do centralnej Polski. To była straszna tułaczka...

Po wojnie, w 1950 r., osiedlili się w Opolu. Pan Franciszek pracował w urzędzie wojewódzkim. - Jestem dumny, że mogłem brać udział w odbudowie miasta - dodaje.

- Tata zawsze był wymagający w życiu zawodowym i prywatnym - mówi Bożena Kurlej, córka pana Franciszka. - Ale zawsze najpierw wymagał od siebie.

Największą wagę przykładał do nauki dzieci i - jak zauważa pani Bożena - jej wyszło to na dobre. - Moje pokolenie o takich jak tata uczyło się z książek, które nie zawsze przedstawiały prawdziwą historię - mówi córka porucznika.

- Ja miałam możliwość jej zweryfikowania. Jestem dumna z taty, a teraz to chyba na baczność muszę przed nim stawać... - dodaje z uśmiechem.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska