Jak NSDAP prześladowało strzeleckich wiernych

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Tak prezentowały się Żędowice na starej pocztówce sprzed II wojny światowej. To tutaj naziści zorganizowali jedną ze swych prowokacji.
Tak prezentowały się Żędowice na starej pocztówce sprzed II wojny światowej. To tutaj naziści zorganizowali jedną ze swych prowokacji. Fot. ze zbiorów P. Smykały, reprod. DIM
W Zalesiu Śląskim w 1933 podczas procesji na Boże Ciało młodzi działacze NSDAP krzyczeli do tłumu „heil!”. Natomiast w Rozmierce naziści planowali aresztować franciszkanina.

Dojście do władzy NSDAP w 1933 roku nie było dobrym znakiem dla kościoła katolickiego w Niemczech. Choć partia Adolfa Hitlera teoretycznie gwarantowała Niemcom wolność religijną, to sam fuhrer był negatywnie nastawiony do katolików. Kwestię religii traktował ponadto dosyć wybiórczo - czerpiąc z Pisma Świętego tylko te fragmenty, z którymi osobiście się zgadzał. W 1933 r. na Śląsku (w tym także w powiecie strzeleckim) NSDAP uzyskała stosunkowo słaby wynik (miejscowi popierali w sporej części Niemiecką Partię Centrum, która odwoływała się do katolickich korzeni). Spotęgowało to nienawiść hitlerowskich bojówek do katolików i przyczyniło się do wielu incydentów.

Strzelczanie po raz pierwszy przekonali się o tym podczas święta Bożego Ciała w 1933 r. W Żędowicach parafianie zgodnie z wieloletnim zwyczajem stawiali przed kościołem bramę, przez którą przechodziła procesja. Młodym działaczom NSDAP nie spodobało się to, że na bramie znajdowały się polskie napisy, więc ją zniszczyli, a napis zabrali. Ten incydent wywołał rozgoryczenie wśród mieszkańców Żędowic.

Do jeszcze większego skandalu doszło natomiast w Zalesiu. Polska gazeta „Górnoślązak” z 24 czerwca w taki sposób relacjonowała przebieg zajścia:

„Podczas procesji Bożego Ciała powiał zimny chłód przez całą wieś. Oto miejscowi hitlerowcy uważali za stosowne (...) zadokumentować swe wrogie usposobienie do wiary katolickiej. Gdy ksiądz proboszcz w otoczeniu wiernych przechodził z Przenajświętszym Sakramentem ulicą obok restauracji p. Szędzielorza, obecni tam hitlerowcy głośnym śmiechem, brzydkimi żartami i ustawicznym dawaniem sygnałów z samochodu ciężarowego, prowokowali rozmodlony lud. Nie mieli nawet potrzeby zgiąć kolan przed Bozkim Zbawicielem. Gdy procesja przechodziła do czwartego ołtarza, prowokatorzy powsiadali na samochód ciężarowy i głośnemi okrzykami »heil« odjechali” - czytamy w „Górnoślązaku”.
Negatywne nastawienie NSDAP do kościoła odczuł także ojciec Cyryl (właściwe imię i nazwisko: Johann Piontek). Pochodzący z Rozmierki duchowny w 1899 r. wyjechał do Stanów Zjednoczonych, gdzie złożył śluby zakonne. W grudniu 1934 r. franciszkanin przyjechał na Śląsk, by odwiedzić rodzinne strony. W czasie pobytu odprawiał nabożeństwa i wygłaszał kazania w miejscowym kościele w Rozmierzy oraz spotykał się z ludźmi. Przemawiał do wiernych w śląskiej gwarze, czym dodatkowo zdobył sobie sympatię okolicznych mieszkańców. Gdy ojciec Cyryl prowadził msze, miejscowy kościół wypełniał się po brzegi. Takie zainteresowanie franciszkaninem nie podobało się niemieckim władzom. Działacze NSDAP zaczęli śledzić duchownego na każdym kroku - nawet w czasie nabożeństw. W końcu zapadła decyzja o aresztowaniu ojca Cyryla. Na szczęście ktoś zdążył w porę ostrzec duchownego, dzięki czemu 27 grudnia 1934 r. szybko wyjechał do Włoch.

W czerwcu 1941 r. działacze NSDAP wygnali z Góry św. Anny franciszkanów, bo na szczycie planowali stworzyć miejsce kultu żołnierzy niemieckich. Zabronili jednocześnie ludziom organizacji pielgrzymek. Od tej pory wierni przychodzili się modlić na Górę św. Anny tylko w pojedynkę.

Jednym z najbardziej zagorzałych przeciwników państwa budowanego przez Adolfa Hitlera, był natomiast ks. Alois Grohs (ur. 17 czerwca 1907 r.). Pochodzący z Łabęd duchowny trafił do Krośnicy w 1939 r. Wtedy kościół w Krośnicy był jednak przypisany do parafii w Raszowej. Dzięki jego staraniom, niespełna dwa lata później, doprowadził do tego, że Krośnica stała się samodzielną parafią. Ks. Grohs od 1 stycznia 1941 r. oficjalnie został mianowany jej pierwszym proboszczem.
Wszystko szło dobrze do czasu kazania, które wygłosił w niedzielę 30 listopada 1941 r. w swoim kościele. Ks. Grohs po odczytaniu listu pasterskiego pozwolił sobie na ostry komentarz porównując nazizm do komunizmu. Pech chciał, że kazanie księdza usłyszał pewien żandarm z Izbicka, który uczestniczył w mszy i doniósł na księdza. Tajni policjanci zjawili się na parafii 4 grudnia i zabrali księdza prosto z konfesjonału. Grohs trafił do aresztu w Opolu. Niedługo po tym został wcielony do kompanii karnej Wehrmachtu i skierowany do walki na front do Jugosławii. Ks. Grohs przeżył na froncie do 26 października 1944 r. Został ciężko ranny podczas ostrzału artyleryjskiego (trafił go odłamek pocisku). Duchowny został przewieziony do szpitala polowego w Zagrzebiu, ale zmarł pięć dni później.

Do dziś starsi mieszkańcy Krośnicy pamiętają ks. Grohsa jako żarliwego kapłana i męczennika, który sprzeciwił się nazistom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska