Rusznikarstwo. Tu potrzebna jest zegarmistrzowska precyzja

Redakcja
Ród rusznikarzy - Gerard, Dominika i Fryderyk.
Ród rusznikarzy - Gerard, Dominika i Fryderyk.
Polujemy w stylu retro. Do lasu idziemy z bronią kurkową, którą sami zrobiliśmy – mówią Gerard i Fryderyk Połap z Gierałtowic. Wykonują jeden z ginących już zawodów - rusznikarstwo.

Gierałtowice to niewielka wieś otoczona wstęgami autostrad A1 i A4. Ma to kolosalne znaczenie dla osób potrzebujących skorzystać z usług rusznikarza, ponieważ broni palnej nie wolno wysyłać kurierem.
Poza tym bezpośredni kontakt z fachowcem by dokładnie opisać problem jest jak najbardziej wskazane przy tak delikatnych sprawach jak naprawa, wykonanie lub ulepszenie broni palnej.

Do warsztatu dojeżdżają więc miłośnicy broni myśliwskiej z całego kraju. Rusznikarnię prowadzi trzypokoleniowa rodzina: Gerard – nestor rodu, Fryderyk – jego syn oraz Dominika – wnuczka. Panowie polują. Oczywiście strzelają z broni kurkowej, ręcznie wykonanej przez nich samych. Ich warsztat to prawdopodobniej jedyne w Polsce miejsce, gdzie broń wykonywana jest ręcznie.

Zawód jakich mało

Rusznikarstwo należy do rzemiosł mało popularnych, to wręcz zawód wymierający. Tymczasem Gerard Połap – senior rodu – wzniósł ten fach, wspólnie z synem Fryderykiem z poziomu rzemiosła na wyżyny sztuki. To charakterystyczne dla ludzi, którzy już będąc dzieckiem odnaleźli swoją życiowa pasję i na zawsze zostali jej wierni.
Rodziną rusznikarzy opiekuje się małżonka seniora rodu, pani Krystyna. Od 48 lat czuwa nad rodziną, zgodnie ze śląską tradycją, której hołduje cała rodzina Połapów wspólnie zamieszkując wielopokoleniowy dom. Więc o tym, co dzieje się w warsztacie nie raz mówią przy rodzinnym stole. Bo pasja jednoczy rodzinę.

A zaczęło się lata temu.... Mały Gerard towarzyszył swojemu dziadkowi i ojcu w polowaniach, w czasach kiedy to królowała broń kurkowa i to ona właśnie wzbudzała w oczach dziecka największy zachwyt. Rozwikłaniu zagadki działania jej mechanizmu poświęcał cały wolny czas, podglądając pracę znajomych rusznikarzy. Nie chodziło tylko o zwykłą w tym wieku u większości chłopców słabość do militariów.

- Miałem wówczas 14 lat – wspomina Gerard – Fascynowała mnie tajemnica mechanizmów zamków pistoletów kurkowych. Każdy z tych zamków był inny, niepowtarzalny, ręcznie robiony.

To było po wojnie, broń tego typu była rarytasem, o wiele łatwiej było o karabin maszynowy. Jednak ojciec i dziadek pana Gerarda mieli “kurkowe” cacka i z nimi polowali.

- Z kresów po II wojnie światowej przyjechało na Śląsk paru rusznikarzy. To byli prawdziwi mistrzowie. - wspomina Gerard – Chodziłem do nich do warsztatów i obserwowałem, uczyłem się, nabierałem doświadczenia.

Zdobył rzemieślnicze papiery i otworzył własny zakład.
Jednak prawdziwym przełomem w zgłębianiu tajników konstrukcji broni palnej stało się dla Gerarda zdobycie książki, którą traktują w gierałtowickim warsztacie jak swoistą biblię rusznikarską, „Jagdwaffenkunde” autorstwa W. Bertholda.
Każda z jej kartek posiada odciski tysiąckrotnego wertowania zarówno przez ojca jak i syna.

- To jedyna książka-podręcznik rusznikarstwa – mówi pan Gerard – Innej nigdy nie widziałem. Są jeszcze foldery wydawane przez większe zakłady rusznikarskie, ale te foldery mają raczej charakter reklamowy. Podręcznik rzemiosła jest tylko ten jeden, wydano go jeszcze w Niemieckiej Republice Demokratycznej. Teraz to prawdziwy „biały kruk”.

Szkoła słynna w całym świecie

Kiedy tylko pojawiła się w Polsce taka możliwość, w 1989 roku, Gerard Połap postarał się o licencję na samodzielną produkcję myśliwskiej broni palnej. Mając jednak świadomość własnych braków w wiedzy, na początku lat dziewięćdziesiątych podjął decyzję o wysłaniu – najpierw swej córki Zuzanny (teraz mieszka za granicą) a potem syna – na nauki do Federalnej Wyższej Szkoły Technicznej w Ferlach w Austrii.

- To szkoła znana na całym świecie, uczą w niej wszystkiego, co potrzebne jest do wykonania szlachetnej broni myśliwskiej: rusznikarstwa, techniki i budowy broni, grawerunku – mówi Fryderyk – Nauka trwa tam cztery lata, my musieliśmy zrobić tę szkolę w dwa. Zaczynaliśmy o 8 rano, kończyliśmy o 20.00. Z nami studiowali rusznikarze z Indonezji, Grecji, Finlandii, Norwegii.

Nie przypadkowo szkoła mieści się w Ferlach – ta austriacka miejscowość słynęła niegdyś z rodów rusznikarskich, dawniej swe warsztaty miało to ponad 100 rzemieślników – specjalistów od ręcznego wykonywania broni.

- To tak jak Dobrodzień słynie z mebli i rodów meblarskich – mówią rusznikarze z Gierałtowic.

Wykładowcy na austriackiej uczelni to też były osoby pochodzące z rusznikarskich rodów.

Nauka i doświadczenie nabyte u największych mistrzów europejskiego rusznikarstwa – dodała Połapom wiatru w żagle. Warsztat stał się w pełni profesjonalną rusznikarnią, która może podjąć się wykonania najbardziej skomplikowanych egzemplarzy tzw. myśliwskiej broni kombinowanej. Jako, że obaj mistrzowie polują, wykonali również dla siebie broń, w tym między innymi replikę kipplaufa cesarza Wilhelma II Hohenzollerna z 1882. Innym przepięknie zdobionym egzemplarzem sztucera jest kurkowy express, broń równie bezpieczna jak ta z pełnymi zamkami i bezpiecznikiem, dzięki patentowi zastosowanemu przez Połapów.

- Bo wciąż chcemy coś ulepszać – mówi senior rodu. - Doskonaliliśmy między innymi mechanizmy scalenia luf.
Przede wszystkim jednak wytwarzają broń na zamówienie, a ponieważ praktycznie wszystko wykonują sami, na gotowy wyrób trzeba czekać niejednokrotnie i dwa - trzy lata. W końcu nawet w dużych fabrykach broni wykonaniem pojedynczego egzemplarza zajmuje się naraz aż pięciu mistrzów następujących specjalizacji: mistrz łączenia luf, mistrz baskili, mistrz mechanizmu spustowego, mistrz pasowania kolby i czółenka oraz mistrz grawerunku. I wcale produkcja nie jest ekspresowa.
- Wszystko robimy sami. Owszem dostajemy lufy – ale to jest tzw. surówka. My nadajemy im ostateczny kształt i długość. - dodaje Gerard.

Warto poczekać. Bo broń ze śląskiego warsztatu rusznikarskiego jest niepowtarzalna, jedyną taką na świecie, wykonaną na indywidualne zamówienie.

Prawdziwa sztuka na sztuce broni

Nad zdobieniami z wielkim zapałem pracuje najmłodsza z trójki pasjonatów – Dominika, przejmująca schedę po ciotce Zuzannie. Staranność z jaką wykonywane są wszystkie detale każdej sztuki broni można spróbować porównać do precyzji zegarmistrzowskiej. Chociaż... to zbyt proste porównanie ponieważ, jeśli zegarmistrz popełni błąd - co najwyżej użytkownik zegarka może się spóźnić.

Jeśli natomiast rusznikarz popełni jakiś błąd, to strzelec lub osoba przebywająca w jego otoczeniu ponoszą ryzyko, że już nigdy nie będą martwić się o to, czy się spóźnią.

Dominika jest artystką – to widać po wykonanych przez nią grawerach. Poza tym maluje, skończyła szkołę muzyczna, gra na fortepianie.

- To piękne, że dołączyła do naszego zespołu. - cieszy się nestor rodu – Jednak polować z nami nie chce, nawet przy użyciu ta pięknie zdobionej broni, jaka wychodzi spod jej rąk. Nic dziwnego, polowanie, to nie jest hobby, które podoba się kobietom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska