Euro-abecadło

Zbigniew Górniak [email protected]
Mija rok, jak przyjęci zostaliśmy do Europy, w której byliśmy od tysiąca lat. Z tej okazji zaatakują nas zapewne długie i treściwe opracowania prasowe, pełne słów mądrych, napuszonych i niezrozumiałych, Kto lubi czytać wyrywkowo, niezobowiązująco i na raty, niech czyta poniższe Euro-abecadło. Smacznego.

A - jak antyamerykanizm. Nowa religia elit zachodniej Europy. Ponieważ ze swoją zbyt mocno przeregulowaną gospodarką nie daje rady Europa dogonić USA, pozostaje jej Ameryki kąsanie. Ale Europa wie, jak kąsać, żeby nie bolało i nie zostały ślady. W końcu, kto jak nie Ameryka wstawi się za Europką w razie wojennej opresji? W ubiegłym wieku wstawiała się dwukrotnie.

B - jak Bruksela. Tak, jak kiedyś wszystkie drogi prowadziły do Rzymu, tak teraz prowadzą one do Brukseli. To miasto jest jak erotyczny sen maniakalnego biurokraty: na jeden metr kwadratowy powierzchni przypada tu największa ilość urzędników na świecie. Najwyższe są też ich zarobki. Uwaga! W przypadku eurobiurokratów drogi prowadzące do Brukseli to najczęściej drogi lotnicze. Biznes-klasa z szampanem i kawiorem (za nasze pieniądze).

C - jak cła, które zostały zniesione, przez co handel stać się miał wolnym, a ceny spadać. Lecz nie ma cwaniaka nad warszawiaka, zwłaszcza warszawiaka z ministerstwa finansów. Polskie państwo zastąpiło cło akcyzą i w wielu dziedzinach pozostało po staremu.

Ć - jak ćwiartka. Ofiara zamachu UE na nasz swojski alkoholizm. Otóż którąś ze swych niezliczonych dyrektyw Unia wprowadziła zakaz sprzedaży wódki w butelkach ćwierćlitrowych, wprowadzając w to miejsce naczynia o pojemności 200 gram. Lud polski ochrzcił natychmiast te flaszeczki "europejkami", zaś Unia niechcący dokonała w ten sposób zamachu na ideę równouprawnienia. Bo w ten sposób zostały poszkodowane obywatelskie grupy nieparzyste na korzyść parzystych. Nie rozumiecie? No to spróbujcie wypić sprawiedliwie taką "europejkę" w pięciu! A w czterech się da.

D - jak dopłaty. Nowy rodzaj zboża uprawianego przez polskich rolników. Dopłaty zakiełkowały na polskiej glebie po 1 maja 2004 roku i w ten sposób spełniło się odwieczne marzenie polskiego chłopa, które sprowadza się do tego, żeby nie orać, nie siać, a mieć.

E - jak euro. Następca starego, dobrego, poczciwego dolara i starej, dobrej, poczciwej niemieckiej marki, które ciągnęły za sobą PRL-owski ogon waluty zakazanej. Euro jest sterylny, bezpłciowy, nudny. Posiada też niewielką moc literacką, bo nie dorobił się żadnych gwarowych synonimów, których taki dolar ma dziesiątki (dularki, papier, zielenina, itp.). Nie lubi być przechowywany w słoiku lub za obrazkiem, bo dobrze się czuje tylko w banku - na koncie.

F - jak fundusz. Strukturalny, pomocowy, wspólnotowy itp... Jedno z setek wymion, które UE wystawiła w stronę nowych krajów członkowskich, aby ci, którzy są szybcy i cwani, mogli się łatwo i obficie pożywić, zażywając przy tym sławy zaanagażowanych Europejczyków.

G - jak gwiazdki. Te z flagi europejskiej. Dla wielu miały być gwiazdkami z nieba, dla niektórych okazały się gwiazdkami, jakie stają w oczach po ciosie. Jak to w życiu: ktoś zbiera pataty, a ktoś inny baty. (patat - warzywo z Ameryki Płd. Jego import do Europy obwarowany jest licznymi przepisami sanitarno-fiskalnymi; a co, niech se Latynosi nie myślą!).

HACCP - Hazard Analysis and Critical Control Points, co tłumaczy się na polski jako Analiza Zagrożeń i Krytyczne Punkty Kontroli. Ktoś, kto tak nazwał program żywnościowy, musi mieć ważny i tłusty etat w Brukseli. To program regulujący drobiazgowo rozmiar i rozstawienie zlewów w knajpach, umywalek, kranów, stołów do krojenia - osobno - ryb, mięsa, warzyw, jarzyn i owoców. Szczytowym osiągnięciem HACCP była wydana rok temu instrukcja mycia rąk w zakładach gastronomicznych, złożona z kilkunastu rysunków i obfitych objaśnień. Ponoć w opracowaniu ogólnoeuropejski regulamin podcierania pupy.
I - jak Irlandia, czyli nowa ziemia obiecana dla Polaków. Pracy tam w bród, zarobki godziwe, ludzie przyjemni, podatki niskie, alkohole wysokoprocentowe, a i angielskiego poduczyć się można, inna rzecz, że w nieco sepleniącej odmianie. Irlandia to tygrys Europy, bo bez ceregieli wprowadziła do swej ekonomii to, przed czym wzbraniają się nasi głupcy z Sejmu. Zamiast posłów na nauki, wolimy do Irlandii posyłać tysiące rodaków do arbeitu.

J - jak jeleń. Patrz: "fundusz".

K - jak kolczyk. Obowiązkowa biżuteria dla zwierząt parzystokopytnych wprowadzona celu ich lepszego policzenia, sklasyfikowania, opisania, podsumowania, porównania, ocenienia...etc. Jest trochę tego, niech więc nikt nie marudzi, że te kolczyki to biurokratyczna fanaberia.

L - jak limity. Limity miejsc pracy dla Polaków miały uchronić bogate kraje zachodu przed zalewem nadwiślańskiej tłuszczy dresowo-wąsatej. Po limitach poznacie ich - mawiano o prawdziwych i przyszywanych przyjaciołach Polaków. Ale były to strachy na Lachy. Polacy okazali się tak dobrymi pracownikami, że nawet w krajach, gdzie najgłośniej gardłowano za wprowadzeniem limitów, przymyka się oko na fakt, że nieoficjalnie zostały one przez naszych rodaków mocno przekroczone. Przynajmniej naszych nie skubią obce fiskusy!
Ł - jak łuk banana. Dopuszczalna krzywizna owocu bananowca określona według wzoru, nad którym przez wiele miesięcy głowiło się grono brukselskich specjalistów. Jak krzywizna za krzywa albo za prosta, banan dostaje "halt" na granicy.

M - jak mięso. Chodzi o mięso wołowe, na które tuż po naszym wejściu do UE zapanował niesamowity popyt. I wtedy stało się coś niesamowitego: Europa kupowała je od nas, nie patrząc na normy, HACCP-y i inne swoje wynalazki. Raz jeszcze okazało się, że da się żyć, bo cała ta biurokracja to tylko pic na wodę. Aha, a na tym mięsie parę osób przydłubało trochę grosza.

N - jak Nicea, którą Jan Rokita wolał od śmierci, ale w końcu czy to takie oryginalne? Każdy, kto był w Nicei, wie, że jest ona lepsza nie tylko od śmierci, ale i choroby, biedy, głodu, brzydoty... Bo Nicea to zarąbiste miasto jest!

O - jak oscypek. Kawałek obmacanego brudną góralską ręką sera robionego z mleka jakichś górskich zwierząt, kozic albo świastaków. Na oscypku są wyrzezane scyzorykiem juhasa jakieś wzorki z Cepelii. Kosztuje to to krocie, a smakuje jak mocno posolony styropian owinięty w skórę ze starej motocyklowej kurtki. I na takie byle co chcieli się zamachnąć brukselscy urzędnicy. Ale górale oscypka obronili, bo to ludek bitny i pobożny.

P - jak preambuła. Czyli wstęp do eurokonstytucji, z którego postępowe elity Europy po długich swarach wygoniły Boga. Najśmieszniejsze, że nikt się Go nie spytał, czy chce swoim imieniem poprzedzać i firmować taką skondensowaną masę bełkotu, jakim jest europejska konstytucja.

R - jak równouprawnienie. To jeden z rygorów moralnych Europy. Wszyscy mają być równi, co skutkuje tym, że wszyscy czują się poszkodowani. Kobiety, bo faworyzowanie ich jednocześnie uwłacza. Mężczyźni, bo wymaga się od nich ciągłej skruchy za kilka milionów lat płciowej dominacji. Rudzi, bo wydziela im się u fryzjerów specjalne fotele. I nie-rudzi, bo są takich foteli pozbawieni. Gdy kiedyś nie-rudzi zaczną mordować rudych, będzie to efekt intensywnego równouprawniania wszystkich z wszystkimi.

S - jak Szwajcaria. Która w UE nie jest, być nie zamierza, rozlicza się w swym tradycyjnym franku, nosa nie pozwoli wściubić nikomu w swój system podatkowy, a w efekcie - po pierwsze: wciąż leży w środeczku Europy. A po drugie: ma się najlepiej spośród krajów kontynentu. I kto to powiedział, że w stadzie najcieplej?

Ś - jak środki. Kiedyś po prostu - pieniądze. Dziś żaden ważniak, czy to z rządu, czy z gminy, nie powie inaczej niż "środki z funduszy europejskich". Co by dziś powiedział cesarz Wespazjan do swego syna Tytusa, który zarzucił mu opodatkowanie latryn publicznych. Środki nie śmierdzą? Brrr......

T - tolerancja. Jedna z religii kontynentu, wciąż doskonalona i doskonalona do tego stopnia, że z listu gończego, jaki wydano za bandytą w Szwecji usunięto jedną z najważniejszych dla ścigąjących go informacji: że mianowicie ten człowiek miał czarną skórę. Brak tolerancji jest dziś w Europie grzechem równie ciężkim jak mycie rąk niezgodnie z instrukcją HACCP (patrz pod literę "H").

U - jak urawniłowka. Oczywiście - podatkowa. Według europejskich soc-gigantów takich jak Francja czy Niemcy, podatki we wszystkich krajach członkowskich powinny być równe. No i oczywiście - wysokie.

W - jak wniosek unijny. Wniosek stał się po 1 maja 2004 roku najpopularniejszym gatunkiem literackim uprawianym przez Polaków, zdecydowanie wyprzedzając pieśń biesiadną oraz donos. Gatunek niezwykle trudny, bo prawidłowe napisanie wniosku jest dziś trudniejsze niż napisanie sonetu skrzyżowanego z limerykiem rymowanego jambem i stylizowanego na pastisz szekspirowskiego dramatu. Ci, którzy tę wiedzę posiedli, dawno już wymienili swe auta na większe i mocniej wypasione.

Z - jak złom. Epitet, jakim ochrzczono samochody, które lawiną wjechały do Polski po 1 maja ub. roku wskutek zniesienia ceł. Staliśmy się więc "Edim" Europy, który z bogatych Niemiec czy Beneluksu uwozi stare żelastwo. Nie zapominajmy jednak, że filmowy "Edi" był człowiekiem szczęśliwym i dajmy rodakom zajeździć swoje nowe-stare auta.

Ż - jak żyła złota. Patrz pod "dopłaty", "fundusze" "wnioski".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska