Moje Kresy. Budzanów - sagi rodzinne cz. 1

Archiwum prywatne
Wystawa rolnicza w Budzanowie, 28 października 1937 r. Od lewej siedzą: Kazimiera Drabik, Maria Szozda z Zazamcza, Genowefa Ziemska, ks. Szczepan Ufryjewicz, instruktor Cieplejewski z Trembowli, Józef Felicka, Waleria Ziemska. Od lewej stoją: Michał Mielniczek, Stanisław Łomacz, Jasio Mokrzycki, Gabriel Ziemski, Józef Kot.
Wystawa rolnicza w Budzanowie, 28 października 1937 r. Od lewej siedzą: Kazimiera Drabik, Maria Szozda z Zazamcza, Genowefa Ziemska, ks. Szczepan Ufryjewicz, instruktor Cieplejewski z Trembowli, Józef Felicka, Waleria Ziemska. Od lewej stoją: Michał Mielniczek, Stanisław Łomacz, Jasio Mokrzycki, Gabriel Ziemski, Józef Kot. Archiwum prywatne
Budzanów, położony w zakolu rzeki Seret, nie miał nigdy takiej siły przyciągającej turystów jak otaczające go trzy sławne, wybarwione legendami miasta: Czortków, Buczacz, Trembowla. Był z reguły omijany przez wędrowców ku rozpaczy jego mieszkańców, a zwłaszcza właścicieli szynków i hotelików.

Miasteczko, założone w 1550 r. przez Jakuba Budzanowskiego, miało historię podobnie dramatyczną jak jego sławni, wymienieni wyżej sąsiedzi, ale nie miało tak wyrazistych i poruszających wyobraźnię osobowości, jak choćby postać pomnikowa - bohaterka Trembowli Zofia Chrzanowska, nazwana polską Joanną d'Arc, czy związany z Buczaczem słynny awanturnik, warchoł i sadysta, a jednocześnie budowniczy kościołów i klasztorów - Mikołaj Bazyli Potocki.

Opowieść lirnika

Budzanów, przez dwa wieki często niszczony przez Turków, Tatarów i Kozaków, miał również, jak pobliska Trembowla, zamek na wysokiej górze. Ale historie związane z jego obroną nie zostały dostatecznie barwnie opisane, chociaż był w Budzanowie przed wiekami utalentowany lirnik-mitotwórca. Został jednak szybko zapomniany.

Musiały upłynąć ponad dwa wieki, nim Jan Aleksander Bayger przypomniał przejmującą budzanowską legendę. Uczynił to w niskonakładowym lwowskim wydawnictwie w 1899 r. i niestety przeszła ona bez echa. Dziś leży zapomniana w bibliotece uniwersyteckiej w Poznaniu w książce, która jest obecnie białym krukiem. Warto ją przypomnieć.

Otóż historia ta wydarzyła się w roku 1672, kiedy to watahy Tatarów i Turków zalały Podole. Gdy najeźdźcy podeszli pod zamek w Budzanowie, natrafili tam na zaciekły opór załogi, którą dowodził Tomasz Łużecki. Forteca była przygotowana do długotrwałej obrony: dobrze uzbrojona, z dużym zapasem broni, prowiantu i wody. Szturmy ordyńców łamały się na stromych podejściach pod zamek. Obrońcy murów zamkowych wylewali na ich głowy kubły roztopionej smoły i wrzącej wody.

I pewnie najeźdźcy odstąpiliby w końcu od zamiaru wzięcia zamku, gdyby w fortecy nie znalazł się zdrajca. Był nim chłop o nazwisku Łazeczko. Wykradł się nocą z zamku i przedostał do tureckiego dowództwa, by tam za judaszowe srebrniki wskazać najsłabszy punkt w murze fortecy, w którym można było łatwo poczynić wyłom. W czasie ciemnej, bezgwiezdnej nocy tak się stało.

Napastnicy niespodziewanie uderzyli potężną siłą we wskazane miejsce i zaskoczyli większość pogrążonych we śnie obrońców. Rano dopełniła się tragedia. Tomasz Łużecki, ujęty przez Turków, został wraz z innymi dowódcami obrony ścięty publicznie, a zamek splądrowany i obrócony w perzynę.

Gdy Turcy odeszli, na gruzach fortecy pojawił się brodaty lirnik i przy akompaniamencie swego wyjątkowo dużych rozmiarów instrumentu począł zawodzić pieśń o heroizmie Łużeckiego i jego towarzyszy oraz o podstępie i zdradzie budzanowskiego Judasza. Mieszkańcy przynosili lirnikowi różne dary jako wyraz wdzięczności za przejmującą liryczną opowieść.

Mijały lata, a lirnik pojawiał się regularnie na gruzowisku zamku w rocznicę zdrady. Aż przyszedł rok, kiedy przygięty brzemieniem wieku starzec, nie mogąc już unieść swego ogromnego instrumentu, oświadczył, że musi odejść na wieki. Pożegnał zebranych znakiem krzyża i odszedł w mrok kończącego się dnia, zabierając z sobą swoją opowieść.

Klęska Tomasza Łużeckiego, którego imieniem nazwano później w Budzanowie jedną z głównych ulic, miała brzemienne następstwa. Turcy złupili, wyludnili i spalili miasto. Żyzna okoliczna ziemia na kilka lat zamieniła się w odłogi, których nikt nie uprawiał ani nawet nie wypasał tam bydła.

Dopiero w 1678 r. Jan III Sobieski sprowadził z Pomorza kilka rodzin rzemieślniczych, nadał im przywileje, zwolnił z podatków i tym samym podniósł z upadku Budzanów. Te rodziny to: Witomscy, Ziemscy, Szozdowie, Bugeresztowie, Reperowicze, Gomułkiewicze, Rogowscy, Sakowie, Medeccy, Myśliccy. Oni później stworzyli nową historię Budzanowa, a usunięci po 1945 r. z rodzinnych stron osiedli głównie na Śląsku: w Koźlu, Niemczy, Dzierżoniowie, Bielawie i Opolu, tworząc powojenną historię tych miast.

Historia rodziny Saków

W Budzanowie na Łapajówce mieszkała rodzina Saków. Ich historia pokazuje, jak żyło wiele kresowych rodzin, z jakim trudem, ciężko pracując na emigracji, dochodzili do względnej stabilizacji i jak łatwo z dnia na dzień tracili wszystko - często życie i nadzieję.

Stanisław (rocznik 1897) był synem Adama Saka i Rozalii z domu Ciastko. Zakochał się i wbrew woli rodziców ożenił się w 1922 r. z Agatą Łomacz. Jego ojciec miał inne plany. Chciał, aby Stanisław związał się z panną z sąsiedztwa, która miała kilka morgów ziemi w posagu.

Jednak serce nie sługa. Stanisław przeciwstawił się woli ojca, biorąc za żonę ubogą córkę szewca. "Skoro tak wybrałeś - usłyszał od ojca - biorąc biedną Agatę, to radź sobie sam. Na żadną pomoc materialną z domu nie licz". Nowożeńcy zamieszkali kątem przy małym szewskim warsztacie. Bieda zajrzała im w oczy, bo Stanisław tylko od czasu do czasu otrzymywał jakąś doraźną pracę.

Wszechobecne było bezrobocie. Bez pola, bez stałej roboty i do tego z dwójką nowo narodzonych dzieci - nie widząc innego wyjścia, młody Sak zdecydował się, jak wielu mu podobnych, na wyjazd za pracą do Kanady. Pożyczył 200 dolarów, a była to wówczas duża suma, i pojechał. Przez kilkanaście lat w wielkim mozole, z niepewnością jutra pracował.

Zarobione dolary wysyłał żonie do Budzanowa. Agata spłaciła dług i kupiła 10 morgów ziemi. W 1936 r. Stanisław wrócił do Budzanowa i za przywiezione dolary przystąpił do budowy murowanego domu i zabudowań gospodarczych. Gdy budowa dobiegała końca, wybuchła wojna. Do Budzanowa weszli bolszewicy i aresztowania zaczęli od Stanisława Saka. Skoro tak długo był w Kanadzie, to pewnie szpieg.

Uwięziony, bity, przesłuchiwany godzinami, został w końcu pozbawiony majątku, którego z tak wielkim trudem się dorobił. Oto jeszcze jedna z prawd o kresowych ziemiach pogranicza, jakże często podbijanych i grabionych przez najeźdźców.

Rodzina Dworzańskich

Do znanych budzanowskich rodzin należeli Dworzańscy. Był to ród liczny, od kilku pokoleń zasiedziały na Podolu. Trudno nawet zliczyć wszystkich ich przedstawicieli. Po wojnie osiedli głównie w Niemczy, Dzierżoniowie, Koźlu i Opolu.

Bardzo ciekawą postacią był Józef Edward Dworzański (1902-1985), który dzięki ojcu, Mikołajowi, został wyuczony na rymarza i w zawodzie tym osiągnął poziom mistrzowski. Widać było, że w pracę swą wkładał wielką pasję. Miał opinię rzemieślnika-artysty. Robił siodła, które zachwycały maestrią, formą i perfekcyjnym wykonaniem. O jego mistrzostwie świadczył fakt, że otrzymał zamówienie na wykonanie siodła od samego marszałka Polski Edwarda Rydza-Śmigłego, który miał opinię szczególnego znawcy rzemiosła rymarskiego.

Józef Edward Dworzański, ożeniony z budzanowianką Zofią Korczyńską, przed wojną przeprowadził się do Lwowa i później trafił do armii Berlinga. Przeszedł szlak bojowy od Riazania do Świecia nad Wisłą i jako oficer zawodowy doszedł do stopnia podpułkownika. Po przejściu w stan spoczynku pracował w Obronie Cywilnej Kraju w Zabrzu i tam zmarł.

Równie ciekawą postacią był Feliks Dworzański (1907-1990), który wspólnie z żoną Genowefą z Ostrowskich, córką bogatego masarza, u którego uczył się produkcji wędlin, wybudował na jednej z pierzei rynku w Budzanowie cieszącą się dobrą opinią u smakoszy restaurację. Interes szedł świetnie, a Dworzańscy wiedli dostatnie życie.

Wybuch wojny i wejście bolszewików zniszczyło tę sielankę. Feliks Dworzański został aresztowany przez NKWD. Trafił do więzienia w Budzanowie, a później w Czortkowie. Jego restaurację upaństwowiono. Żona, która posiadała ukryte oszczędności, podjęła próbę wydobycia męża z więzienia. Usiłowała przekupić prokuratorów i strażników więziennych. W jej działaniach była wielka determinacja, aby za wszelką cenę wydobyć męża z kaźni.

Budzanów od Czortkowa dzieli kilkanaście kilometrów. Genowefa Dworzańska wobec braku jakiejkolwiek komunikacji przemierzała tę drogę codziennie pieszo, aby zanieść mężowi paczkę żywnościową. Ponadto opiekowała się chorą obłożnie matką i dwiema kilkuletnimi córkami - Lidią i Romualdą. Trwało to kilka miesięcy. Nie wiedziała, że męża w międzyczasie wywieziono w głąb Rosji do kołchozu. Strażnik jakby nigdy nic paczkę żywnościową odbierał, nie mówiąc, że nie trafi ona do adresata.

22 czerwca 1941 r. hitlerowskie Niemcy zaczęły wojnę ze stalinowską Rosją. Wówczas w więzieniu czortkowskim, podobnie jak w dziesiątkach innych katowni w miasteczkach kresowych, doszło do masakry. Enkawudziści przed ucieczką wymordowali aresztantów. Było gorące lato. Zwłoki leżały w piwnicach, na korytarzach i na dziedzińcu więzienia.

Genowefa Dworzańska była wśród tych kobiet, które nie zważając na fetor rozkładających się ciał, próbowały identyfikować ofiary zbrodni, rozpoznawać po ubiorach i charakterystycznych znamionach zabitych. Na zwłoki męża nie trafiła, choć nie miała absolutnej pewności, że w stosach zmasakrowanych i zniekształconych procesami rozkładu ciał nie było jej męża.

Pozostała z córkami i chorą matką w Budzanowie, żyjąc do końca wojny w krańcowej biedzie, narażona każdego dnia na utratę życia wobec grasujących nocami morderców spod znaku Bandery.

Wobec ataków bojówek ukraińskich ludność polska w Budzanowie noce spędzała w wykopanych w ogrodach ziemiankach bądź w kryjówkach na strychach i w komórkach. Przeczuwając większe ataki, Polacy kryli się na noc na górze zamkowej, w zamku i w zabudowaniach kościoła. Samoobrona na zamku w Budzanowie uratowała wielu Polaków, zwłaszcza podczas ataku w nocy z 21 na 22 marca 1944 r., kiedy to banderowcy spalili 120 domów w Budzanowie.

W tym czasie mąż Genowefy, Feliks Dworzański, już był w armii Andersa. Przeszedł przez Bliski Wschód, walczył we Włoszech pod Monte Cassino, Anconą i Bolonią i w końcu trafił do Szkocji. Tam dowiedział się, że żona z córkami po opuszczeniu Budzanowa osiadła w Koźlu. Była wszystkim, co działo się wokół niej, oszołomiona. Nabawiła się straszliwej nerwicy. Mieszkała kątem przy plebanii w Koźlu.

W grudniu 1947 r. Feliks Dworzański przyjechał ze Szkocji do Koźla, łącząc się po siedmiu latach tułaczki i prawdziwej gehenny ze swoją rodziną. Zamieszkali wspólnie w bloku dla rodzin wojskowych. Podjął pracę w kozielskim Przedsiębiorstwie Obrotu Zwierzętami Rzeźnymi.
Oto jednostkowy przykład rodziny z Budzanowa, który można przemnożyć przez setki podobnych przypadków. Oto cząstkowa prawda o wędrówce ludów, która miała miejsce w Europie w drugiej połowie XX wieku.

Genealogia Ziemskich

Ziemscy byli wyjątkowo liczną rodziną związaną z Budzanowem przez kilka pokoleń. Byli wśród nich utalentowani garncarze. Senior rodu, Teofil Ziemski (1857-1927) wyuczył się zawodu w szkole ceramicznej w Kołomyi.

Wyróżniał się szczególnym talentem rzeźbiarskim i malarskim. Produkował w swoim warsztacie popularne garnki siwaki (z siwej gliny). Na zamówienie sędziego Kokocińskiego wykonał 52 postacie królów i książąt Polski oraz 12 apostołów, które wybarwił kolorowo i wypalił w piecu garncarskim.

Jego talent odziedziczył syn, Ludwik Ziemski (1887-1952), który początkowo uczył się przy ojcu, a później trafił na praktykę do pobliskiego Strusowa do warsztatu Damiana Karola, świetnego snycerza i rzeźbiarza w kamieniu.

Damian Karol produkował gustowne nagrobki, posągi, statuetki z piaskowca trembowelskiego. Jako snycerz specjalizował się w produkcji zdobnych lasek z główkami przedstawiającymi twarze Hucułów, Cyganów, Żydów. Zmarł ok. 1910 r. Wówczas to Ludwik Ziemski podjął naukę rzeźby w Kołomyi, a w 1913 r. ożenił się z wdową po Damianie Karolu, Julią (1872-1941), która była od niego 15 lat starsza i miała już czwórkę swoich dzieci. Małżeństwo z rozsądku, podobnie jak to się zdarzyło Stanisławowi Wokulskiemu w powieści Bolesława Prusa "Lalka", umożliwiło Ludwikowi przejęcie pracowni kamieniarskiej w Strusowie.

Ludwik Ziemski okazał się utalentowanym rzeźbiarzem w kamieniu. Zostawił po sobie kilka interesujących rzeźb nagrobnych, które do dziś przetrwały na starych cmentarzach w Budzanowie i Strusowie. Jedną z rzeźb wzniósł w 1928 r. na grobie swego ojca Teofila. Przedstawia rozpaczającego anioła przesłaniającego dłonią twarz z ręką wspartą na kolanie. Pod aniołem wykuł epitafium:

Ojca grób ten chowa
Więc nie budź
Go przechodniu
Do szeptu ścisz słowa

W 1920 r. Ludwik Ziemski wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej, po której ciężko ranny został inwalidą. Po rekonwalescencji wrócił do pracy artystycznej. Wyrzeźbił pomnik Józefa Piłsudskiego, u którego stóp umieścił białego orła rozrywającego kajdany. Monument ten stanął na dziedzińcu kościoła garnizonowego w Trembowli.

Kilka miesięcy później wykonał popiersie Piłsudskiego umieszczone w hallu Gimnazjum Żeńskiego w Tarnopolu. W 1933 r. wyrzeźbił pomnik Jana III Sobieskiego, który stanął przed magistratem w Trembowli. Dzieła te już dziś nie istnieją, zostały rozbite, gdy bolszewicy zajęli Trembowlę i Tarnopol.

Śmierć w Serecie

W 1933 r. Ludwik Ziemski przeżył tragedię swojej młodszej siostry Zuzanny (1894-1933), nauczycielki, zamężnej z Piotrem Dziurbanem, również nauczycielem.

Było to udane małżeństwo, pracujące w tej samej szkole, mające dwójkę dzieci. Ale nieoczekiwanie Piotr Dziurban wdał się w romans z sekretarką szkolną. Zuzanna przeżyła wstrząs. Nie mogąc pogodzić się ze zdradą męża, pogrążyła się w depresji i po kilku tygodniach rzuciła się z mostu do rzeki Seret, kończąc swe życie samobójstwem.

Ludwik wzniósł na jej grobie pomnik, który dotrwał do naszych czasów na starym cmentarzu w Strusowie. Przedstawia postać anioła, który pochyla się nad tablicą epitafijną z płaskorzeźbą gałązki kolczastego ostu i napisem: "Zuzanna z Ziemskich Dziurbanowa (1894-1933)
Boski Panie, co kochasz bez miary ziemskie otchłanie
Jak wiotki słaby kwiat, poprzez grzechowe opary idę ku Tobie

Po wojnie Ludwik Ziemski na krótko osiadł w Radzionkowie na Śląsku, później pracował w gliwickiej odlewni. Po zawarciu drugiego małżeństwa, z Olgą, przeprowadził się do Ziębic koło Ząbkowic Śląskich, gdzie uczył rzeźby i malarstwa w szkole ceramicznej. Zmarł w 1952 r. w Jemielnie koło Góry Śląskiej u brata Józefa (1896-1956) i tam został pochowany.

Przywołałem tylko trzy postacie z obszernego drzewa genealogicznego rodziny Ziemskich. Sporządził je bratanek rzeźbiarza, Józef Ziemski (ur. 1931). Zamieścił w nim kilkadziesiąt nazwisk i fotografii. Podał daty ich życia, koligacje i ważniejsze dane biograficzne swoich przodków i potomków.

Fachowa, imponująca praca. Józef Ziemski jest też autorem monumentalnej, liczącej 869 stron monografii Budzanowa. Przedstawił tam szczegółowo dzieje rodzin budzanowskich, które po wojnie osiadły na Śląsku: ich obyczaje, kulturę, warunki życia i koleje losu, które zawiodły je do "nowej ojczyzny". Wykorzystał w tym celu kontakty osobiste, które nawiązał podczas zjazdu budzanowian w Niemczy 12 maja 2001 r.

Przybyło tam 170 osób urodzonych w Budzanowie, najwięcej z Niemczy, ale też wielu z Dzierżoniowa, Bielawy, Wałbrzycha, Świdnicy, Oleśnicy, Kłodzka, Polanicy Zdroju, Opola, Koźla, Prudnika i Gliwic. Dzięki temu uratował pamięć o losach budzanowian na Śląsku. Józef Ziemski, mieszkający obecnie w Wałbrzychu, stał się encyklopedystą i depozytariuszem wiedzy o swoim mieście. Stworzył zadziwiającą mnogością faktów i dokumentów kilkusetstronicową kronikę, do której będzie musiał sięgać każdy historyk pragnący rzetelnie przedstawić dzieje Polaków na Podolu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska