Starsi Panowie Dwaj

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
"Czynniki partyjne" wytykały im ekskluzywność, towarzysz Wiesław rzucał w ekran pantoflami na ich widok. A polskie ulice pustoszały, gdy w telewizorach pojawiał się Kabaret Starszych Panów.

Zaczęło się od tego, że Jeremi Przybora zgodził się napisać "coś zabawnego" dla telewizji. Sam po latach pisał o Kabarecie: "Zasadniczo przyświecała mi idea rozerwania się, zabawienia siebie i naszych odbiorców przez oderwanie się od szarej, nudnej, brzydkiej codzienności, od panoszącego się wokół nas prostactwa".

Poeta Jeremi Przybora i kompozytor Jerzy Wasowski już od dziesięciu lat stanowili zgrany duet przygotowujący radiowy Teatrzyk Eterek. Po raz pierwszy Starsi Panowie Dwaj pojawili się na ekranach w październiku 1958 roku. Fraki, cylindry, eleganckie laseczki z gałką z kości słoniowej.

Wyszukana polszczyzna, niezwykły, subtelny dowcip, spowijająca wszystko nutka melancholii. Widok był niecodzienny, stanowiący tak olbrzymi kontrast z PRL-owską rzeczywistością, że Polacy musieli pokochać ich od pierwszego wejrzenia. Tak narodziło się najwybitniejsze zjawisko polskiego kabaretu i niepowtarzalny cykliczny program telewizyjny.

Panowie z innego świata

Jeszcze wcale nie byli tacy "starsi" (mieli zaledwie po 40 lat), ale świadomie nawiązywali do lepszej, przedwojennej przeszłości, a program adresowany był do tych, którzy dobrze ją pamiętali. Zaledwie chwilę po "odwilży", w centrum socjalistycznej beznadziejności kabaret pokazywał świat pełen elegancji, szyku i barw. Od pierwszego programu panowie zdobyli ogromną popularność. Kto żyw, siadał przed telewizorem.

- Kabaret Starszych Panów oglądało się w telewizorach osiedlowych - wspominała jedna z jego głównych aktorek, Barbara Krafftówna. - To znaczy, że całe osiedle się zbiegało, każdy ze swoim krzesełkiem, do mieszkania szczęśliwego posiadacza telewizora. "Znałam rodzinkę, która na ten jeden uroczysty wieczór przebierała się w wytworne stroje, zapalała świece i dopiero tak przygotowana zasiadała przed telewizorem" - pisała Agnieszka Osiecka.

"Przybora-poeta stworzył własny świat. Ten szary, nudny, peerelowski zostawił za oknem, a do naszych domów przychodziła Pani Hrabina Kwiatkowska, Kalina - Dziewczyna z Chryzantemami, Spory i Nieduży, czyli Czechowicz z Michnikowskim, Kuszelas - Dziewoński czy Upiór Gołas z Upiornego twista" - napisał Wojciech Młynarski we wstępie do zbioru piosenek Jeremiego Przybory.

W Kabarecie Starszych Panów skupili się wybitni aktorzy: Barbara Krafftówna, Kalina Jędrusik, Irena Kwiatkowska, Bogumił Kobiela, Mieczysław Czechowicz, Wiesław Gołas, Wiesław Michnikowski. To ich mistrzowskie wykonania genialnych piosenek budowały legendę tego kabaretu. Do dziś nikt tak nie zaśpiewa "Addio pomidory" jak Michnikowski czy "Bo we mnie jest seks" - jak swym przydymionym głosem zmysłowa Kalina Jędrusik.

Niedoścignionym wzorem dla wielu pokoleń satyryków były jednak przede wszystkim teksty pisane przez Jeremiego Przyborę.

"Dialogi i sytuacje były przezabawne, piosenki dyktowane fabułą, ale zawsze integralne same w sobie, prawdziwa klasyka piosenki kabaretowej, czyli trzyminutowej śpiewanej roli" - pisze Młynarski. - Przybora podobnie jak kiedyś Gałczyński przypominał świat widziany przez pryzmat groteski, żartu, lirycznej zadumy. Przypomniał w dobie już wówczas dziczejących obyczajów urocze, staroświeckie maniery, reprezentowane głównie przez obu Starszych Panów.

- Dramaturgia Przybory to dramaturgia pretekstu fabularnego. Oparta na luźnych skojarzeniach, nadrealistycznych sytuacjach, bliska teatrowi absurdu - mówił Jarosław Abramow. Kot Przybora, syn Jeremiego, w ogóle uważa, że określenie "kabaret" jest mylące. - To był muzyczny teatr absurdu - twierdzi.

Faktycznie. Np. Klementynka w wykonaniu Jędrusik narodziła się z żeberka wyjętego przez Babkę Gołoledź z kaloryfera, żeby Starszym Panom nie było tak gorąco. Surrealistyczny był śpiewający Słup pełen ogłoszeń drobnych.

Uśmiechnięci humaniści

O dziwo, poprawiało to humor nie tylko smutnym inteligentom, ale i pracownikom PGR-ów i hutnikom czy szwaczkom.

Kazimierz Dębnicki tak wspominał: "Ostatni program oglądałem w świetlicy małej osady na krańcach Polski. (...) W świetlicy zgromadził się tłum. Ten tłum bardzo żywo i bardzo trafnie reagował na swoisty, finezyjny humor obu starszych panów, na piosenki tak przecież odległe od wzorców "Jabłuszek" i "Biedroneczek". Może więc zarzuty stawiane swego czasu kabaretowi wynikały z nieznajomości własnego społeczeństwa?".

Kabaret Starszych Panów był rozrywką na najwyższym artystycznym poziomie. Każda piosenka, każdy dialog to było małe arcydzieło - skrzące dowcipem, bawiące językiem, formą, oryginalną metaforą, zabawnym zdrobnieniem, niezwykłym szykiem zdania, zderzeniem podobnie brzmiących słów - jak w pamiętnym "Jeżeli kochać": "wespół w zespół, by żądz moc móc wzmóc".

Starsi panowie unikali dowcipu politycznego, mimo to byli bardzo bliscy codziennego życia, które jednak traktowali z życzliwym przymrużeniem oka, pogodą ducha, dystansem. Kreując świat jakiejś bajkowej rzeczywistości i pozornej bezczasowowści, mogli powiedzieć więcej niż inni. Ich strój i wykwintny język wskazywały na takież braki w życiu codziennym.

Delikatne aluzje nigdy nie były kierowane wprost wobec konkretnych osób czy instytucji, ale zawsze odnosiły się do stylu sprawowania władzy i stosunku do obywateli. Łagodnie, choć celnie wyśmiewali różne "błędy i wypaczenia" ludzkiej natury (Kapturek to u nich mężczyzna chodzący do Babci, która w istocie była kobietą zdradzającą męża). Nieobcy był im też erotyzm, ale jakże subtelny, zmysłowy, pełen niedopowiedzeń. "Humor Starszych Panów przyzwyczajał publiczność, że dowcip nie musi być "do śmiechu", ale może być do lekkiego, zamyślonego uśmiechu. To także jakaś wieloletnia akcja przeobrażania polskiego poczucia humoru, akcja podwyższania poziomu kultury towarzyskiej" - pisał Kazimierz Dębnicki.

"Uśmiechnięci humaniści, którym nic, co ludzkie, nie jest obce, pełni taktu wykładowcy w Wyższej Szkole Subtelności Uczuć, wyborni humoryści i znawcy uczuć, rozbrajający groźne moce chamstwa i ponuractwa nie kpiną (kpią raczej z siebie), lecz uśmiechem i pogodą ducha" - tak ich opisywał Stefan Czarnecki.

Kabaret Starszych Panów istniał w Telewizji Polskiej do 1966 roku. To zaledwie 16 wieczorów. Przybora i Wasowski wrócili potem (1978-1980) jako "Kabaret Jeszcze Starszych Panów". Nagrania ich programów mają liczne rzesze fanów już w pokoleniu wnuków, a piosenki do dziś zachwycają, bawią, wprawiają w liryczny nastrój. Wszak to oni nauczyli nas, że "piosenka jest dobra na wszystko".

Rozmowa z prof. Stanisławem S. Nicieją

- Z pana inicjatywy na Wzgórzu Uniwersyteckim został odsłonięty kolejny pomnik - Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego. Dlaczego właśnie oni?
- Dołączą do Osieckiej, Niemena, Grechuty - to absolutnie pierwsza liga współczesnych poetów i kompozytorów, którzy tworzyli piosenki. Piosenki ponadczasowe, nieprzemijające, których chcą słuchać kolejne pokolenia. Arcymistrzami w tworzeniu takiej biżuterii piosenkarskiej był tandem Przybora-Wasowski. Teksty Przybory wydawane są niezależnie od nagrań piosenek, bo to zadziwiająca swą urodą poezja. Metaforyka Przybory stanowi absolutny fenomen. Można cytować w nieskończoność, ot, choćby to, że ktoś "jest smutny jak kondukt w deszczu pod wiatr". A muzyka Wasowskiego! On się irytował, gdy nazywano go genialnym kompozytorem - bo pisanie muzyki nie sprawiało mu trudności. I jaka to muzyka! Stworzyli zjawisko, którego nie było nigdzie indziej w Europie. Gdyby byli anglojęzyczni, zachwycałby się nimi cały świat. Ta twórczość - tak wysoka, tak pierwszorzędna - trafiała do wszystkich, nawet do ludzi nie czujących poezji. To zadziwiające!

- Kiedy zetknął się pan po raz pierwszy z Kabaretem Starszych Panów?
- Byłem dzieckiem, mieszkaliśmy wtedy w Strzegomiu. Tam w świetlicy przy kamieniołomach był telewizor. Na wieczory Starszych Panów schodziło się kilkadziesiąt osób. Dzieci przeganiano, więc programy oglądałem przez okno. A potem zawsze już te piosenki miałem przy sobie, na płytach, kasetach, w domu, w samochodzie. Znam prawie wszystkie teksty na pamięć. Imponowała mi perfekcja, zwięzłość, jasność wypowiedzi. I humor, błyskotliwość, wdzięk. W tych tekstach często znajduję inspirację, gdy piszę swoje książki.

- Idea skweru artystów narodziła się 10 lat temu. Skąd ten pomysł?
- W Polsce zawsze stawiało się pomniki poetom. Mickiewicz i Słowacki mają ich dziesiątki. Nasza epoka przyniosła poetów, którzy w popularyzacji swej poezji posiłkowali się muzyką. A Opole jest przecież stolicą polskiej piosenki, to jest nasz wyróżnik i powinniśmy to podkreślać. Portretowe pomniki są teraz bardzo popularne w Polsce. W Tarnowie jest ławka poetów, na której siedzą Herbert, Osiecka, Brzechwa i Brandstaetter. To robi wrażenie. Kilka pomników - Tuwima, Rubinsteina i Reymonta - ma Łódź. W Rzeszowie przez deptak "idzie" Nalepa. Nasz skwer artystów już się zapełnił. Może jeszcze dołączy do tego wybornego towarzystwa Jonasz Kofta.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska