Zdzieszowice. O tym donosiły gazety 100 lat temu

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
Wycinki z gazet sprzed ok. 100 lat. Prasa często pisała o ziemi zdzieszowickiej.
Wycinki z gazet sprzed ok. 100 lat. Prasa często pisała o ziemi zdzieszowickiej. archiwum, oprac. dim
8 lutego 1910 r. gazeta „Górnoślązak” podała sensacyjną wiadomość. Ogłosiła, że w zamku w Żyrowej może być ukryty skarb.

Według prasowych doniesień skarb miał być zakopany przez poprzedniego właściciela w czasach zawieruchy wojennej. Ta informacja rozbudziła wyobraźnię okolicznych mieszkańców na wiele lat. „Skarb ten składać się ma z 10 ton srebra. Według pewnego dokumentu, który znajduje się w archiwum wrocławskim, skarb ten ma być przykryty płytą marmurową. Ponieważ według tegoż dokumentu, miały znajdować się pod całym zamkiem sklepienia, których obecnie tam nie ma, przypuszczają, iż skarb znajduje się pod podłogą rzekomych piwnic. Na razie więc badają, gdzie te piwnice się znajdują” - czytamy w Górnoślązaku.

Czy rzekomy skarb udało się odnaleźć? Tego nie wiadomo, bo w kolejnych wydaniach Górnoślązaka nie znaleźliśmy już informacji na ten temat. Wiele wskazuje na to, że mogła to być po prostu miejscowa legenda, którą po prostu spisano na papierze.

Życie zwykłych mieszkańców skupiało się 100 lat temu wokół bardziej przyziemnych spraw. W pierwszej kolejności pilnowali oni swojego, skromnego majątku, bo jak wynika z doniesień prasowych w okolicy grasowali złodzieje. Dla przykładu gospodarzowi Piotrowi Nizikowi z Żyrowej, nieznany sprawca ukradł świnię. „W oborze było ich trzy. Złodziej wybrał sobie najlepszą dla siebie, którą zaraz na miejscu zabił. Oborę w największym porządku zamknął. Ślady jego widziano w kilku miejscach ogrodu sąsiada, potem złodziej udał się do lasu pana Donata. Przed samym lasem były jeszcze widoczne ślady krwi. Złodzieja nie wyśledzono” - donosił Górnoślązak w lutym 1910 roku.

Ówcześni złodzieje rozkradali nawet miejscowe kościoły. W ten sposób ogołocili świątynię w Żyrowej. „pewna osoba, która weszła do kościoła spostrzegła spustoszenie. Zaalarmowała ludność, lecz złodzieje już poprzednio umknęli. Stwierdzono, że w zakrystyi zawiesili oni okna dywanem od ołtarza, zaś dwa inne okna rewerendami ministrantów. Rzeczy należące do księdza proboszcza wyrzucili na podłogę, a surdut kościelnego ze srebrnymi guzikami i tresami zabrali, atoli porzucili go, odpruwszy guziki w krępowskim lesie. Najwięcej spustoszenia porobili w kościele, bo z tabernaculum zabrali 2 kielichy, monstrancyę i patenę (do przykrycia kielicha), zaś hostye, który były w kielichu spalili. Co było ze srebra albo ze złota wszystko zabrali - donosił „Głos Śląski”.

Z kolei w Rozwadzy pewien kupiec z Gogolina stracił konia o dużej wartości. „Kupiec zajechał przed tutejszą karczmę, zostawił konia z wozem przed karczmą, a sam wstąpił do wnętrza. Gdy po chwili wyszedł, zastał jeszcze wóz i uprząż, ale konia już nie było.

Mieszkańcy Zdzieszowic i okolicznych miejscowości pracowali przed stu lat głównie na gospodarstwach lub w okolicznych wyrobiskach, związanych z przemysłem wapiennym. Z informacji prasowych wynika, że praca w tych zakładach nie należała do bezpiecznych.
W kamieniołomie w Żyrowej niedaleko Leśnicy „osunęły się pokłady ziemi. Przygniotły swym ciężarem tak nieszczęśliwie robotnika Mikołajczyka, że tenże niebawem skonał. Mikołajczyk pozostawił wdowę z sześciorgiem drobnych dzieci” - czytamy w „Głosie Śląskim” z 7-go lutego 1914 r. Do podobnego wypadku doszło także w kamieniołomie na Górze św. Anny, gdzie wydobywano kamień bazaltowy. Oberwały się kamienie, które zasypały dwóch pracowników. „Pierwszy poniósł śmierć na miejscu, a drugi odniósł tak ciężkie okaleczania, że nie ma nadziei utrzymania go przy życiu” - informował „Głos Śląski”.

Gazety donosiły 100 lat temu także o licznych incydentach spowodowanych przez dzieci, pozostawione bez opieki. W Głosie Śląskim z 13 kwietnia 1915 r. czytamy, że „dzieciaki zabawiające się paleniem papierosów miały spowodować pożar. W Januszkowicah spalił się wielki stóg słomy”. Z kolei w „Górnoślązaku” czytamy, że „swawolnego czynu dopuścili się w tych dniach jacyś lekkomyślni ludzie na drodze pomiędzy Żyrową a Leśnicą. Ludzie idący tą drogą natrafili w lesie przeciągnięty w wysokości 1,5 metra, w poprzek drogi drut telegraficzny. Zaledwie drut został usunięty, gdy przejechała dorożka w wielkim pędzie. Nieszczęście w razie nieusunięcia drutu byłoby nieuniknione. Gdyby też tak np. ktoś przejeżdżał na kole, byłby sobie gardło przeciął. Wdrożono śledztwo, które atoli dotychczas sprawców swawolnego czynu nie zdołało wykryć”.

Tekst powstał we współpracy z Piotrem Smykałą - znawcą lokalnej historii.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska