Życie po kataklizmie

Radosław Dimitrow
Radosław Dimitrow
- Ten dom był już gotowy. Na dole miałam mieć salon fryzjerski, a na górze mieszkanie. Teraz trzeba go odbudować na nowo - mówi Renata Kozioł z Błotnicy Strzeleckiej.
- Ten dom był już gotowy. Na dole miałam mieć salon fryzjerski, a na górze mieszkanie. Teraz trzeba go odbudować na nowo - mówi Renata Kozioł z Błotnicy Strzeleckiej.
Renata Kozioł wraz z mężem miała od września zacząć nowe życie. Jako właścicielka salonu fryzjerskiego w Błotnicy Strzeleckiej.

Kataklizm

- Nigdy nie sądziłem, że na starość mogę zostać bezdomnym. To mogło spotkać każdego. Grunt to teraz się nie poddawać i jak najszybciej odbudować dom - mówi Józef Wróbel z Sieroniowic.

- Ten dom był już gotowy. Na dole miałam mieć salon fryzjerski, a na górze mieszkanie. Teraz trzeba go odbudować na nowo - mówi Renata Kozioł z Błotnicy Strzeleckiej.

Kataklizm

Trąba powietrzna przeszła nad Opolszczyzną 15 sierpnia ok. godz. 17.00. Niszczyła wszystko, co stanęło jej na drodze. Straty spowodowane przez żywioł wycenione zostały na 49,2 mln zł. Tylko na remont i odbudowę domostw potrzeba będzie 30 mln zł. Do rozbiórki nadaje się 21 domów. 22 budynki mogą być odbudowane, 99 domów nadaje się do remontu.

Straty w gospodarstwach rolnych wyniosły wyniosły 13 mln zł. Zniszczonych zostało 33 gospodarstw. Ucierpiały zabudowania i sprzęt rolniczy. Są ogromne straty w uprawach.

Rząd obiecał, że pokryje 100% strat, jakie ponieśli mieszkańcy. Odbudowa wsi może trwać jednak latami.

Tak zaplanowałam ten dom, żeby u góry było mieszkanie, a na dole salon fryzjerski - mówi pani Renata. Na dole jeszcze pusto było a już klienci pytali, kiedy mogą się zapisać na strzyżenie.

No i okazuje się, że nieprędko. Piętro tydzień temu zdmuchnęła trąba powietrzna. Większość dachówek nadaje się do wyrzucenia.
- A już miałam meble do domu przywozić - mówi Renata Kozioł. Chcieliśmy się wprowadzać. W budowę włożyłam niemal całe pieniądze, a zostałam z ruiną.
Na domiar złego dom nie był ubezpieczony. Agent ubezpieczeniowy miał przyjechać wycenić budynek po długim weekendzie. W poniedziałek nie miał już jednak po co. Koziołom zabrakło dosłownie jednego tygodnia, żeby pozałatwiać wszystkie formalności.

- Wcześniej nie dało się wykupić polisy, bo firma ubezpieczeniowa wymagała, by w domu zamontowane były m.in. zamki antywłamaniowe i alarm. Teraz obawiam się, że nie dostanę ani złotówki pomocy.
Dom Koziołów w świetle przepisów to nie dom, tylko budowa. Czy będą odszkodowania na budowę? Tego nie są w stanie powiedzieć najbardziej oblatani urzędnicy. To jedyny taki przypadek w Błotnicy Strzeleckiej.
- Ruszyliśmy z pracami remontowymi, bo nie możemy tego wszystkiego tak zostawić - mówi Renata Kozioł. - Już udało nam się odbudować niektóre ścianki, ale nadal sporo pracy przed nami. Cieszę się, że w tych trudnych chwilach bardzo wspiera nas rodzina i sąsiedzi. Już wiem, że będzie się nam tu dobrze mieszkać, wśród życzliwych ludzi.

Leciał na mnie dach sąsiada
Rodzina Rafała Schegi co lato przyjeżdża z Niemiec na wakacje u dziadków w Balcarzowicach. Schegów jest szóstka, a u dziadkow mało miejsca, pan Rafał wpadł na pomysł, że wyremontuje sobie strych. Po kilku tygodniach poddasze było gotowe: duża sypialnia, pokoje dla dzieci, łazienka.
Z wyremontowanego strychu Schegowie cieszyli się zaledwie kilka dni. Poddasze się zawaliło przygniotło wszystkie meble. Wiatr porwał ubrania i firany. Do dzisiaj nic się nie znalazło.

- Byłem wtedy w domu. Spojrzałem przez okno, bo niepokoił mnie szum z zewnątrz - mówi dziadek Paweł Rupich. Ostatnią rzeczą, jaką widziałem przed tą tragedią, był dach sąsiada. Wiatr go zerwał i wszystko poleciało na inne domy. Zdążyłem jedynie paść na podłogę, a po ułamku sekundy kawałki dachówek, piachu i słomy wpadły do mojego domu. Po chwili zawalił się strych. Tego nie da się opisać słowami.
A miała być przeprowadzka…
Dom Huberta i Urszuli Jaroszów zniknął w trzy minuty. Wraz z nim plany całej rodziny. Po ponad dwudziestu latach mieszkania na obczyźnie Jaroszowie chcieli wrócić na Śląsk. Nigdzie nie czuli się tak dobrze jak w Sieroniowicach.
- Tu wystarczyło wyjść przed dom i już było z kim zamienić parę słów - rozmarza się pan Hubert. To sąsiad zaczepił, czy nie zrobić wspólnego grilla, to spotkało się znajomych, którzy właśnie szli na spacer. Kto nie mieszkał nigdy na Zachodzie, ten nie zrozumie, jak człowiek tęskni za swoim prawdziwym domem.
Jaroszowie wyjechali do Niemiec w 1987 r. W Düsseldorfie znaleźli pracę i mieszkanie. Mimo upływu czasu nigdy nie czuli się tam dobrze. W końcu postanowili: jesienią wracamy do Polski.

- Nigdy nie sądziłem, że na starość mogę zostać bezdomnym. To mogło spotkać każdego. Grunt to teraz się nie poddawać i jak najszybciej odbudować dom - mówi Józef Wróbel z Sieroniowic.

- Bo to człowiek za granicą niby mieszka u siebie, a jednak cały czas myślami krąży po ojczyźnie - mówi Hubert Jarosz. Miałem tu znaleźć pracę i wszystko ułożyć na nowo. Chciałem wrócić, teraz nie mam do czego.

Trąba powietrzna naruszyła konstrukcję domu, po oględzinach inspektor nadzoru budowlanego nie miał wątpliwości: do wyburzenia. Zewnętrzna ściana zawaliła się do sypialni. Spod gruzów nie udało się uratować praktycznie niczego.
- Ale i tak tutaj wrócimy - mówi pan Hubert. - Zresztą w Niemczech już tak poukładałem sprawy z pracą i mieszkaniem, że trudno byłoby mi to wszystko odkręcić. Teraz chodzi o to, żeby jak najszybciej wybudować nowy dom i zapomnieć o wszystkim.

Odbudowa zamiast budowy
- Mój domek stać miał w Sieroniowicach, w tyle za budynkiem rodziców - mówi Bożena Panek ze Strzelec Opolskich. - Niewielka, przytulna parterówka. Rodzice mają bardzo duży ogród i właśnie tam mieliśmy się budować. Teraz liczy się tylko to, żeby rodzice mieli dach nad głową. Oni mają już ponad 60 lat. W takim wieku trudno zaczyna się wszystko od nowa.

- Najważniejsze, że nikt nie zginął - pociesza Józef Wróbel, ojciec Bożeny. - Jak tylko przyjdzie pomoc pieniężna, zacznę budować dom. Może z czasem kupię jakieś starsze auto. Póki jesteśmy zdrowi, własnymi siłami wszystko da się odtworzyć.
Józef Wróbel z żoną przez najbliższe miesiące będzie nocował w specjalnym kontenerze mieszkalnym. Wstawił łóżko i meble, które dało się uratować. Strach jest: że będzie poślizg w budowie, że przyjdzie surowa zima.
- Nigdy bym nie przypuszczał, że na starość pozostanę bezdomny. Grunt to się jednak nie załamywać - mówi Józef Wróbel.

To było smutne wesele
Klaudia Polok z Błotnicy Strzeleckiej w sobotę miała wesele, a w piątek trąba powietrzna wyrwała dziurę w jej rodzinnym domu. Wszyscy siedli i zastanawiali się: co robić? Jechać do ślubu, odwoływać gości?
- Miesiącami dopinaliśmy na ostatni guzik wszystkie szczegóły - mówi Klaudia. - Najwięcej pracy było oczywiście na tydzień przed uroczystością, same z mamą piekłyśmy ciasta. Bardzo się cieszyłyśmy, że wyrobiłyśmy się jeszcze w czwartek. Piątek miał być takim dniem na wypoczynek.

W dniu ślubu zajrzał ksiądz z pytaniem, co zamierzają zrobić.
W decyzji pomogła firma Adamietz, w której pracuje Andrzej Gorzynnik, ojciec panny młodej. Przyjechali koledzy z pracy. wymierzyli ściany i dach, a w sobotę rano ruszyli z pracami.
- Szef powiedział mi, że mam się niczym nie przejmować - mówi Andrzej Gorzynik. Powiedział, że mamy robić wesele tak, jakby się nic nie stało, a oni w tym czasie wszystko wyremontują.

Młodzi państwo wychodząc na ślub, musieli więc uważać na wannę z piaskiem i żeby się nie otrzeć o betoniarkę. A pan młody omal nie dojechał do swojej wybranki.
- Nie chcieli go przepuścić strażacy, bo droga była nieprzejezdna - mówi Klaudia Polok. Na szczęście służby szybko uporały się z pracami i usunęły drzewa.
Ślub był, ale podróży poślubnej na razie nie będzie. Na podwórzu rodziców wciąż jest jeszcze sporo pracy. Ktoś musi pomóc.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska