Śląsk według radnego PiS

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Niemieccy uchodźcy, zima 1944–45.
Niemieccy uchodźcy, zima 1944–45.
Zdaniem radnego PiS Jerzego Czerwińskiego, Górnoślązacy ochoczo pomagali Hitlerowi w jego zbrodniach, a podwójne tablice są przejawem kultu zbrodniczej ideologii. Podobne pomówienia poniżają nie tylko Niemców.

Kiedy Jerzy Czerwiński czytał na wtorkowej sesji sejmiku uzasadnienie do proponowanej przez klub Prawa i Sprawiedliwości rezolucji w sprawie uczczenia pamięci obywateli II Rzeczypospolitej - ofiar II wojny światowej, obecni na sali Ślązacy - i z mniejszości, i z większości - nie wierzyli własnym uszom.

"Za co najmniej dwuznaczne uważamy rozpoczęcie przez Sejmik Województwa Opolskiego oddawania czci ofiarom II wojny światowej nie od Polaków, ale od obywateli III Rzeszy, w większości Niemców - okupantów, którzy demokratycznie wybrali Adolfa Hitlera do władzy, a potem ochoczo mu pomagali w realizacji jego zbrodniczych celów jako członkowie NSDAP, SS, Gestapo i Wehrmachtu" - czytał radny.
Na NSDAP - 26,8 proc.

Po pierwsze, elementarna znajomość geografii wystarczy, by wiedzieć, że na Śląsku Opolskim, który wiele razy zmieniał przynależność państwową, nie było wtedy niemieckiej okupacji. Gdyby mimo to słuchać tej wypowiedzi bezkrytycznie, można by uwierzyć, że ogół Ślązaków to byli zdeklarowani zwolennicy nazizmu. Tylko że taki pogląd słabo trzyma się rzeczywistości. Najpierw przykład osobisty. Jako Ślązak z urodzenia i wychowania mogę zaświadczyć, że w moim szeroko rozumianym pokrewieństwie żyjącym na Śląsku, a liczącym wówczas na pewno znacznie ponad 100 osób dorosłych, nie było ani jednego członka NSDAP. A nie sądzę, by moja rodzina prostych robotników szczególnie się na tle swego środowiska wyróżniała.

Potwierdza to zresztą statystyka.

- W listopadowych wyborach 1932 roku, które wyniosły Hitlera do władzy, w rejencji opolskiej na NSDAP głosowało 26,8 proc. obywateli - mówi dr Danuta Berlińska, socjolog w Uniwersytecie Opolskim. - Mniejsze poparcie - 26,5 proc. - partia nazistowska dostała tylko w Badenii-Wirtembergii, a średnio w Niemczech - 37,4 proc. (przodowały w tej statystyce Brandenburgia - 43 proc. i Meklemburgia - 42 proc.). Niskie poparcie dla nazistów notowano także w powiatach: nyskim - 22,2 proc., opolskim - 23,6, kozielskim - 24,8 czy głubczyckim - 26,2. Wyjątek stanowił powiat kluczborski. Tu partię Hitlera poparło 43 proc. głosujących. W wielu miejscowościach zamieszkiwanych przez ludność dwujęzyczną, mówiących po niemiecku i gwarą śląską (Wasserpolnisch), nie udało się w ogóle utworzyć kół NSDAP.
Żeby była jasność. Rzecz nie w tym, by czarną legendę radnego Czerwińskiego zastępować białą, w myśl której wszyscy Ślązacy byli bojownikami z faszyzmem. Jedno i drugie uogólnienie jest nieprawdą. Ale uzasadnienie uchwały PiS-u tym właśnie grzeszy, że traktuje wszystkich jednakowo, bez choćby próby zauważenia złożoności tamtej rzeczywistości i ówczesnych ludzkich wyborów.
Wątpliwości budzi stwierdzenie, że Górnoślązacy pomagali Hitlerowi ochoczo. Niektórzy pewnie tak.

Rzecz nie w tym, by czarną legendę radnego Czerwińskiego zastępować białą, w myśl której wszyscy Ślązacy byli bojownikami z faszyzmem. Jedno i drugie uogólnienie jest nieprawdą. Ale uzasadnienie uchwały PiS-u tym właśnie grzeszy, że traktuje wszystkich jednakowo, bez choćby próby zauważenia złożoności tamtej rzeczywistości i ówczesnych ludzkich wyborów

- I tych aktywistów - paradoksalnie - Tragedia Górnośląska często nie dotknęła, bo spodziewając się, co ich czeka, często uciekali zawczasu, nie czekając na zbliżający się front - dodaje dr Berlińska. - Podobnie było ze służbą w Wehrmachcie. Jedni pewnie szli do niej chętnie. Ale dla bardzo wielu rodzin - jak wskazują wypowiedzi respondentów - zwiastunem najgorszego był listonosz. Ten przynoszący wezwanie do wojska i ten, który bliskim przynosił zawiadomienie o śmierci żołnierza.

Zobacz: Tragedia górnośląska. Rosjanie mordowali, gwałcili, grabili

Tekst PiS-owskiego uzasadnienia każe raz jeszcze przypomnieć prawdy oczywiste. Wehrmacht nie tylko bił się w czasie wojny. Także popełniał zbrodnie. Nikt myślący tego dziś nie ukrywa. Nie tylko w Polsce, także w Niemczech. By przypomnieć tylko głośne wystawy pokazywane w Republice Federalnej w 2001 (o zbrodniach dokonanych w ZSRR) i w 2005 (o zbrodniach w Polsce) czy publikacje niemieckiego historyka Jochena Böhlera dotyczące zbrodni niemieckich popełnionych we wrześniu 1939 roku. Od tej głęboko słusznej świadomości i poczucia winy jest - i musi być - daleko do traktowania milionów żołnierzy Wehrmachtu w całej ich masie jako zbrodniarzy.

Niewinni i bezbronni

Trudno nie przypomnieć, że uchwała oddająca hołd ofiarom Tragedii Górnośląskiej w ogóle nie odnosi się do żołnierzy. Od początku miała ona czcić niewinne i bezbronne ofiary Armii Czerwonej i komunistycznego aparatu wśród ludności cywilnej.
Tekst Jerzego Czerwińskiego podważa prawo do takiego upamiętnienia. "To ci cywilni Górnoślązacy upokarzali i rabowali dobytek jeńców - Powstańców Warszawskich, transportowanych do obozu w Łambinowicach. To oni także korzystali z niewolniczej pracy polskich robotników przymusowych, więźniów obozów pracy" - czytał w sejmiku radny PiS. Podkreślał przy tym, że dzisiejsi Niemcy do chwili obecnej nie wynagrodzili krzywd i pracy polskich robotników przymusowych pracujących w czasie wojny w gospodarstwach rolnych, warsztatach i przedsiębiorstwach prowadzonych przez nich, ich ojców i dziadków.
Brzmi mocno. Szkoda tylko, że co zdanie, to uproszczenie.

Najpierw o Ślązakach rabujących dobytek jeńców. To, że takie zdarzenia miały miejsce, potwierdzają opublikowane wspomnienia powstańców warszawskich. Cytowała je także nie jeden raz nto. Tylko czy na tej podstawie można odmówić prawa do szacunku, pamięci i hołdu wszystkim poszkodowanym Ślązakom?

Muszę się znów odwołać do bardzo osobistego przykładu. Mój dziadek, górnik w jednej z podbytomskich kopalń, pracował w czasie wojny na przodku razem z przydzielonym mu do pomocy radzieckim jeńcem. I przez cały ten czas zabierał z domu na szychtę podwójną porcję chleba - dla siebie i dla Rosjanina. Nie umiał się z nim za bardzo porozumieć, ale to, że głodnego nie wolno zostawić bez pomocy, rozumiał świetnie. Jestem pewien, że takich dziadków Filipów było na Śląsku bardzo wielu. Radni PiS nie chcą o nich wiedzieć. Tak jak nie chcą wiedzieć o odszkodowaniach wypłaconych przez Fundację Odpowiedzialność i Przyszłość czy przez Kościoły w Niemczech - katolicki i ewangelicki. Oczywiście, żadne zadośćuczynienie nie jest wystarczające. Ale nie sposób podważyć, że było.

- Rodzina z Dobrzenia Wielkiego - mówi dr Berlińska - dokarmiała więźnia obozu w Dobrzeniu Wielkim. Ów Ukrainiec zostawił im - napisany po rosyjsku - tekst, potwierdzając, że otrzymał pomoc ratującą mu życie. Pod dokumentem napisał: sowietskij czełowiek (człowiek radziecki). Ten tekst posłużył im jako list żelazny, gdy do ich domu weszli żołnierze Armii Czerwonej. Ocaleli, w przeciwieństwie do około 150 innych mieszkańców Dobrzenia.

Zobacz: Szukają grobów, których nie ma

Tymczasem gdyby sejmik, czy jakiekolwiek inne gremium oddające komuś hołd, chciało kierować się podobną logiką jak radni PiS-u, nie dałoby się uczcić nikogo. Może z wyjątkiem Trójcy Przenajświętszej. Z aniołami już byłby kłopot. W końcu niektórzy z nich powiedzieli Bogu: Nie będę służył.

Kto za co odpowiada

- Kiedy czytałam tekst uzasadnienia - dodaje Danuta Berlińska - przypomniał mi się dokument wydany przez przywódców Polskiego Państwa Podziemnego. Zakazywał on dokonywania po wojnie samosądów na Niemcach i każdy przypadek kazał rozpatrywać indywidualnie powołanym w tym celu sądom. Autorzy tego dokumentu wiedzieli dobrze, że zbiorowa odpowiedzialność przystoi jedynie systemom totalitarnym.

Od razu w sali obrad sejmiku przypomniał to autorom rezolucji Karol Cebula, syn powstańca śląskiego: - Żadna zbrodnia dokonana na kobietach i dzieciach nie może być usprawiedliwiona - mówił.

Nikt nie zaprzecza, że w niemieckich gospodarstwach, także na Śląsku, pracowali polscy robotnicy przymusowi wywiezieni "do bauera". Wspomnienia mają różne. Jedni doświadczyli głodu, poniżenia - gdy kazano im jeść przy osobnym stole i spać w stodole ze zwierzętami - a bywało, że i kija na grzbiecie. Polska historiografia i internet pełne są takich gorzkich wspomnień. Ale są także inne relacje - o rodzinach, które siadały ze swoimi pracownikami razem i traktowały najlepiej jak się w warunkach wojny dało.

- W Brożcu po wojnie do jednego z gospodarstw przyjeżdżał na żniwa pomagać milicjant - opowiada pan Richard. - Wielu się dziwiło. A on był tam pracownikiem w czasie wojny. Widać nie spotkało go tam nic złego, skoro czuł się zobowiązany do wdzięczności.
Słowem - bywało różnie i owego różnie brakuje w dokumencie opozycyjnych radnych najbardziej. Zresztą nie tylko w odniesieniu do przeszłości. Dokument PiS za współczesny przejaw kultu zbrodniczej ideologii uważa "powrót do nazw miejscowości nadanych przez hitlerowców w latach 30. XX wieku". Jakby radny Czerwiński, do niedawna poseł na Sejm RP, nie wiedział, że polskie prawo wprowadzania nazw nadanych miejscowościom za rządów nazistów zakazuje. Jakby przedstawiciele PiS nie widzieli, że większość tych nazw brzmi swojsko: Dombrowka, Wydzirow, Wyssoka, Borislawitz i dowodzi raczej słowiańskiej, a nie niemieckiej historii tej ziemi. I wreszcie - jakby nie wiedzieli, że o tym, jakie tablice można w majestacie prawa postawić, nie decydują członkowie Stowarzyszenia Odessa, tylko urzędnicy polskiego ministerstwa.

Ale radni PiS podpisali się i pod takim tekstem: "Jako niedopuszczalne uważamy traktowanie prób restytucji niemieckiego faszyzmu jako niewinnej realizacji praw mniejszości narodowych na pograniczu folkloru i resentymentów pokolenia Hitlerjugend".
Zacznijmy od końca. Pokolenie Hitlerjugend ma dziś nie mniej niż 80 lat. Co nie znaczy wcale, że wszyscy Ślązacy w tym wieku byli członkami HJ. Ale nawet tych, którzy jako dzieci do organizacji należeli - zwykle pod przymusem - i może im się podobało modelarstwo albo wycieczki do lasu, trudno dziś po latach za to potępić.

Tak jak trudno nie zauważyć, że czy ktoś dzisiaj lubi mniejszość niemiecką czy nie, czy jej działanie go cieszy czy drażni, to nie sposób jej działaczom zarzucić sympatii dla nazizmu.

Nie dziwię się więc, że lider opolskich Niemców Norbert Rasch mówił po wystąpieniu Jerzego Czerwińskiego, że czuje się tak, jakby był na innej planecie. Osobiście nie czuję się i nie jestem Niemcem. Ale we wtorek po południu byłem na tej innej - niż radni PiS - planecie razem z nim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska