Dwa śledztwa, dwie relacje. Afera na imprezie policyjnej

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Sprawy by nie było, gdyby policjanci z Prudnika na swoją zakładową imprezę wynajęli cały lokal. Ale wynajęli tylko połowę...

3 sierpnia to w Górach Opawskich środek sezonu. W tamto piątkowe popołudnie do smażalni pstrągów w Moszczance zaglądało sporo przypadkowych gości.

Lokal działa tylko w sezonie letnim, stoliki mieszczą się pod parasolami, blisko budynku smażalni. Zaraz obok stoi przybudówka z ubikacjami, a kilka metrów dalej na trawie rozbito duży namiot na imprezy plenerowe.

W dniu Święta Policji prudniccy funkcjonariusze wynajęli namiot na nieoficjalną część swojej zabawy. Była muzyka, tańce z żonami, rybka na obiad i co tu dużo ukrywać - alkohol. Funkcjonariusze też ludzie, mają prawo poświetować przynajmniej raz do roku.

Żeby uniknąć kolizji z prawem, sprawnie zorganizowali nawet koleżeńską pomoc w odwożeniu zmęczonych do domu. Tak więc w namiocie imprezowali policjanci, pod parasolami biesiadowali inni goście. Na trawniku i przed ubikacjami kręcili się wszyscy.

- Słowo daję, że nie wiedziałem o policyjnej imprezie - zastrzega się Krzysztof M., 44 lata, przedsiębiorca z Prudnika. - Pogoda była ładna, pojechaliśmy z kolegą na rybkę do Moszczanki, bo tam dobrze dają zjeść. Dopiero na miejscu dopytałem się, skąd ta muzyka. Miałem nawet okazję wysłuchać przemówienia nowego komendanta.

W kolejce do WC

Po jakichś dwóch godzinach biesiady Krzysztof M. poszedł skorzystać z toalety. Lokal ma tylko jedno "oczko", więc przy ubikacjach zrobił się mały tłok.

Przy dobudowanej na zewnątrz umywalce akurat mył ręce policjant z prudnickiej drogówki. Krzysztof M. przyznaje, że pierwszy zagaił rozmowę, zwracając się do policjanta per "ty". Obaj panowie nie znają się prywatnie.

Pierwszy kontakt ze sobą mieli dwa miesiące wcześniej, 14 czerwca w Prudniku w czasie kontroli drogowej, której okoliczności bada teraz prudnicki sąd. 31-letni policjant Mateusz S. zatrzymał Krzysztofa M. do kontroli.

- Wtedy przy tej ubikacji powiedziałem do niego, że nie mam pretensji o samo zatrzymanie, ale o to, jak mnie wtedy potraktował, każąc mi stać na deszczu przy radiowozie - opowiada Krzysztof M.

Mateusz S. nie chce mówić dziennikarzowi o przebiegu zajścia w Moszczance bez zgody swoich przełożonych. A takiej zgody nie ma.

- W tej sprawie jest prowadzone śledztwo. Nie będziemy tego komentować na tym etapie - mówi mł. aspirant Piotr Pogoda, pełniący obowiązki rzecznika prudnickiej komendy.

- To młody policjant, zabrakło mu doświadczenia - denerwuje się doświadczony śledczy. - Powinien natychmiast wezwać patrol na służbie, żeby zabrali gościa. Co to w ogóle za rozmowa o służbowych czynnościach na prywatnej imprezie! Przecież to oczywiste, że facet przyjechał na zabawę specjalnie, żeby się zemścić na funkcjonariuszu, który mu zalazł za skórę, wypełniając swoje obowiązki.

Krzysztof M. relacjonuje późniejsze wydarzenia tak:
- Ten policjant z drogówki zaczął mi grozić. Powiedział do mnie: "Załatwimy cię, tak jak załatwiliśmy twojego syna". A mojego syna tak przypilnowali, że za punkty karne stracił prawo jazdy. Odpowiedziałem mu, żeby się pohamował i że spotkamy się w sądzie.

W wąskim przejściu było dość ciasno. Słownej scysji musiało się przyglądać kilka osób, głównie policjantów na zabawie.

- W pewnej chwili ktoś, przechodząc obok, potknął się i oparł się o mnie - opowiada dalej Krzysztof M. - Ja też automatycznie i bezwiednie oparłem się o tego policjanta z drogówki. I wtedy zobaczyłem, jak z grupy tańczących pod namiotem błyskawicznie podbiegł do nas jakiś młody mężczyzna.

Zanim zdążyłem się zasłonić, uderzył mnie pięścią w szczękę. Zachwiałem się, oparłem się o ścianę, ale nie upadłem. Natychmiast kilka osób zaczęło nas rozdzielać. Podejrzewam, że ten atakujący mógł pomyśleć, że sam zaczepiam jego kolegę, i ruszył mu z pomocą.

- Niczego nie zauważyliśmy, poza tumultem, który się nagle zrobił w tej części ogrodu - zgodnie twierdzą pracownicy lokalu i DJ, który prowadził zabawę.

Dwa śledztwa, dwie relacje

Krzysztof M. opowiada, że chwilę potem poszedł do namiotu, do komendanta powiatowego, złożyć skargę na gorąco.

Komendant nie chciał z nim gadać. Wrócił więc do swojego stolika, wyciągnął komórkę i zadzwonił do oficera dyżurnego Komendy Wojewódzkiej w Opolu. Domagał się przyjazdu na miejsce patrolu spoza Prudnika. Dyżurny przysłał jednak do Moszczanki radiowóz z miejscowej komendy.

- Stanąłem na ulicy przy bramie wejściowej i rozglądałem się za radiowozem - opowiada przedsiębiorca. - Tymczasem patrol podjechał do drugiej bramy, przy namiocie. Nawet nie wysiedli z auta. Podeszło do nich kilku policjantów z zabawy. Pewnie musieli ich poinstruować o sprawie. Tymczasem do mnie oddzwonił dyżurny z Opola, prosząc, żebym wyszedł na ulicę, bo mnie policjanci nie mogą znaleźć…

Przedsiębiorca tłumaczy, że chciał, aby patrol wylegitymował mężczyznę, który go uderzył, żeby przynajmniej wiedział, kogo pozwać do sądu. Aby zbadał alkomatem trzeźwość napastnika, ustalił nazwiska świadków. Tymczasem jego napastnik wyszedł spokojnie ze smażalni i poszedł w drugą stronę, pokazując mu złośliwie wskazujący palec.

- Policjantka z patrolu powiedziała mi, że mogę sobie sam skierować do sądu prywatny akt oskarżenia o pobicie, a oni nic mi nie pomogą - relacjonuje Krzysztof M.

W policyjnej dokumentacji zdarzenia znalazła się jednak informacja, że Krzysztofowi M. zaproponowano badanie alkomatem, ale odmówił. Według przedsiębiorcy nic takiego nie miało miejsca.

Dzień po imprezie funkcjonariusz drogówki Mateusz S. złożył w Komendzie Powiatowej Policji w Prudniku formalne zawiadomienie o podejrzeniu przestępstwa naruszenia jego nietykalności cielesnej jako funkcjonariusza publicznego w związku z wykonywanymi obowiązkami oraz stosowaniu gróźb przez Krzysztofa M.

Sprawę wyjaśnia prudnicka komenda pod nadzorem miejscowej prokuratury. Dziesięć dni później Krzysztof M. pojechał do Biura Spraw Wewnętrznych w Opolu. To taka "policja w policji", zajmująca się ściganiem funkcjonariuszy naruszających prawo. Złożył formalne zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez policjantów. Mateuszowi S. zarzuca stosowanie gróźb, jego koledze pobicie, a dwu policjantom z patrolu - niedopełnienie obowiązków służbowych.

- Prokuratura Okręgowa w Opolu skierowała do nas do prowadzenia zawiadomienie złożone przez Krzysztofa M. - potwierdza prokurator rejonowy w Prudniku Jacek Placzek. - Wszystkie czynności w tej sprawie zlecimy funkcjonariuszom Biura Spraw Wewnętrznych. Na tym etapie niewiele mogę o tym powiedzieć. Zobaczymy, co ustali BSW.

W śledztwie już zabezpieczono nagrania rozmów, jakie w dniu zdarzenia Krzysztof M. prowadził z dyżurnym komendy wojewódzkiej.

- Zależy mi tylko na uczciwym potraktowaniu - tłumaczy się Krzysztof M. - Tymczasem od znajomych z komendy dochodzą do mnie wieści, że teraz będę miał przechlapane. Policja będzie mnie ścigać za każde, nawet najdrobniejsze wykroczenie. Już zauważyłem, że drogówka częściej stoi obok mojej firmy.

Przed prudnickim sądem zaczęła się już zresztą rozprawa Krzysztofa M. obwinionego przez policję o wykroczenie drogowe, popełnione 14 czerwca na ul. Nyskiej w Prudniku. Zatrzymał go wtedy do kontroli Mateusz S. Świadków zdarzenia nie było, a obaj uczestnicy relacjonują je w sądzie całkowicie odmiennie.

Ręczny radar Mateusza S. zarejestrował, że mercedes przedsiębiorcy przekroczył dozwoloną szybkość w terenie zabudowanym o 41 kilometrów. Krzysztof M. broni się, że on jechał prawidłowo, a policjant złapał na radar inny samochód, który gwałtownie go wtedy wyprzedzał.

Do kontroli zatrzymał jednak nie pirata, ale niewinnego kierowcę mercedesa. Przedsiębiorca dowodzi też, że policjant złośliwie kazał mu stać 20 minut na deszczu przy otwartym okienku radiowozu, gdy funkcjonariusz wypełniał dokumenty związane ze skierowaniem sprawy do sądu.

Policjant odpowiada, że owszem, poprosił kierowcę do radiowozu, żeby mu pokazać zapis pomiaru szybkości. Potem jednak pozwolił mu wrócić do własnego samochodu. Tymczasem Krzysztof M. uparł się, że postoi przy radiowozie w tym deszczu.

Przedsiębiorca ma postawiony drugi zarzut: o wykroczenie, jakim jest odmowa podania danych osobowych policjantowi.

- Zaproponowałem temu panu najniższy możliwy mandat w tej sytuacji - zeznawał przed sądem policjant Mateusz S. - Zdenerwował się i zaczął na mnie krzyczeć, że potrafimy tylko łapać miejscowych kierowców. Kazał mi się zastanowić, co robię, bo on ma znajomości w policji, sądzie i prokuraturze. Powtarzał, że będzie na mnie pisał skargi, a ja jestem w jednoosobowym patrolu i nie będę w stanie niczego mu udowodnić.

Na następną rozprawę sąd kazał ściągnąć informacje o pogodzie w tym dniu w Prudniku. Chce też przesłuchać innych kierowców, zatrzymanych bezpośrednio przed Krzysztofem M. Potem jednak sąd będzie musiał się opowiedzieć, komu wierzy, a kogo podejrzewa o kłamstwo.

- Jestem poważnym człowiekiem. Nie pozwolę sobie, żeby młody człowiek mną pomiatał tylko dlatego, że jest policjantem - podsumowuje Krzysztof M.

- Ten przedsiębiorca jest znany ze swojej niechęci do mundurowych. Typowy przykład człowieka, który uwierzył w siłę własnych pieniędzy - komentuje doświadczony śledczy.

- Niestety, jesteśmy narażeni na zaczepki i to jest wielki minus naszej pracy - przyznaje anonimowo jeden z policjantów. - Mój kolega poszedł kiedyś w wolny dzień do kawiarni z rodziną i kumplem. Kulturalnie pili piwo, dzieci jadły lody, rozmawiali. Przyczepił się do nich menel, z którym kolega miał kiedyś służbowo do czynienia. Zaczął mu głośno ubliżać od "psów". Natręt nie chciał sobie pójść.

Normalny facet by mu powiedział - spieprzaj, bo dostaniesz w łeb. A tymczasem nad policjantem wisi: BSW, raporty i wyjaśnienia, utrata premii. Kolega wziął żonę za rękę, dziecko pod pachę i uciekł z lokalu. Ja sam już dawno przestałem wychodzić gdzieś z żoną, żeby się nie narażać na takie zaczepki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska