Testerzy wierności, czyli praktyczna profilaktyka, zanim podejmiesz życiową decyzję

Lina Szejner
Wydajesz córkę za mąż, swój skarb największy, a potencjalnemu zięciowi źle z oczy patrzy? Chcesz związać się świętym węzłem, ale na mieście wróbelki ćwierkają, żebyś zawczasu przygotował się na poroże? Albo masz dość współpartnera, decyzja o rozwodzie już właściwie zapadła, ale dla spokoju sumienia wolisz, by to była jego (jej) wina? Z pomocą przyjdą ci testerzy wierności.

Atrakcyjne panie albo też atrakcyjni panowie, którzy z nikim nie idą do łóżka, ale i tak przedstawią ci dowód zdrady bądź wierności. Nie tyle skonsumowanej, co gotowości na nią. Akurat w twojej sytuacji na jedno wychodzi. Pozbawią cię złudzeń albo przywrócą wiarę w partnera, zadbają o spokój twojego sumienia, odwiodą od zrobienia życiowego błędu albo utwierdzą w podjętej decyzji. Dla ciebie jako zleceniodawcy korzyść jest zawsze gwarantowana, choć niekoniecznie taka, jakiej byś pragnął.

Testerzy wierności przyszli do nas z Zachodu. Ich usługi są coraz bardziej popularne. I nie tanie. Za obiektem trzeba czasem pojechać do sanatorium, na wczasy, bywa, choć rzadko, że na drugi kontynent. Rzecz jasna stopień trudności wpływa na cenę usługi. Ale czy na utwierdzeniu się w życiowych decyzjach warto oszczędzać? Coraz więcej rodaków uważa, że nie. Gdy społeczne zaufanie zbliża się do wartości zero, gdy ma się do stracenia nie tylko złudzenia, ale i pokaźne pieniądze, tester wierności bywa idealnym rozwiązaniem. Dlaczego idealnym? Bo rozwiązaniem soft. Do niczego tu nie dochodzi, liczy się intencja, gest, chęć, niemoralna propozycja. Test wierności to jest usługa profilaktyczna.
Niestety, z doświadczeń testerów wynika, że w większości przypadków nasze podejrzenia jednak się sprawdzają. Zwykle testerom wystarcza nie więcej niż 14 dni. To oznacza, że okazja czyni zdrajcę i że nie ma on w zwyczaju zbyt długo się nad zdradą zastanawiać.

Usługa tania nie jest, koszt sprawdzenia partnera to 3-15 tysięcy złotych. Ale jeśli z kimś chcesz się związać na całe życie, to nie ma takich pieniędzy, których pewność, że robisz dobrze, nie byłaby warta.

Po egzaminach na studiach Agata pojechała do mieszkającej w Londynie siostry. Do Poli jechała jak do siebie. Siostra załatwiła jej pracę kelnerki i na trzy miesiące zaoferowała wikt i opierunek. To miały być ostatnie takie wakacje, bo jesienią do siostry wprowadzał się nowo poślubiony mąż.

- Wybranek Poli był Polakiem, zadomowionym w Anglii. Pracował w londyńskim banku. Nosił eleganckie garnitury i buty na skórzanej podeszwie. Po ślubie małżonkowie mieli się przenieść do lepszej dzielnicy, bo takie były wymagania zwierzchników. Agata cieszyła się szczęściem siostry. Do czasu.

Wkrótce zauważyła, że jej przyszły szwagier wyraźnie ją adoruje. Początkowo traktowała jego uprzejmości naturalnie, jako sposób "wkupienia się" do rodziny. Potem te poufałości coraz bardziej ją irytowały. Niby niechcący, starał się ją dotknąć, o nią otrzeć. Zdarzało mu się przyjść do mieszkania siostry, choć wiedział, że Poli o tej porze nie będzie w domu.

- Nie mówiłam o swoich spostrzeżeniach siostrze - wspomina. Do czasu, gdy jego zaloty stały się nachalne. Wbrew moim obawom Pola ani moich zwierzeń nie zlekceważyła, ani też nie była na mnie zła, czego się najbardziej obawiałam.

- Sprawdzimy, co z niego za ancymonek - powiedziała tajemniczo, po czym zdecydowała się zlecić to specjalistycznej agencji testowania wierności, o jakich w Polsce nikt wtedy jeszcze nie słyszał. Wkrótce w mieszkaniu Poli kilkakrotnie pojawiła się młoda, atrakcyjna, dobrze ubrana kobieta.

Wypytywała szczegółowo o zainteresowania mężczyzny. Interesowało ją wszystko - jak spędza wolny czas, co lubi jeść, w co się ubiera, jakie programy ogląda w TV i jakie czyta książki...

Pracownica agencji ustaliła z siostrą, że postara się nawiązać z jej narzeczonym bliższą znajomość na siłowni, w której mężczyzna bywał trzy razy w tygodniu. Po 14 dniach miała jej dostarczyć dowód na to, że albo narzeczony skutecznie oparł się jej wdziękom, albo też zadeklarował ochotę na romans. Już po dziesięciu dniach agentka przyszła z dowodem. Ukryta kamera zarejestrowała propozycję, jaka padła od mężczyzny. Zarezerwował dla nich obojga wspólny pokój w motelu pod miastem, by się po ćwiczeniach wspólnie zrelaksowali.

Pola była zdruzgotana, ale konsekwentna. Zerwała zaręczyny, mówiąc: - Jeszcze nie zostaliśmy małżeństwem , a on już szuka odskoczni, więc co to będzie później...

Zazdrość, zemsta i zdrowy rozsądek

Właśnie w Anglii spotkał się z agencjami wierności Bartłomiej Domagała, właściciel firmy Home Trapper, która od kilku lat funkcjonuje w Warszawie.

- Ludzie korzystają z agencji testowania wierności z różnych powodów. Najmniej jest takich, którzy decydują się sprawdzić partnera przed małżeństwem - mówi Domagała. Młodzi są bardziej ufni, zwłaszcza ci, którzy nie doświadczyli złych przeżyć od partnera. Zdecydowanie bardziej wolą dmuchać na zimne ich rodzice. Jakiś czas temu jeden z ojców zlecił sprawdzenie wierności narzeczonego córki. Obawiał się, czy jego status materialny nie jest bardziej istotnym motywem do małżeństwa niż zalety dziewczyny.

- Niby nic do niego nie mam - mówił szczerze, ale gdy mu patrzę w oczy, to jakoś nie wierzę, że on moją córkę naprawdę kocha. A ja chciałbym oddać swoją jedynaczkę odpowiedzialnemu, porządnemu człowiekowi.

Czasem testowanie zlecają przyjaciele jednej ze stron, chcąc ustrzec bliską osobę od rozczarowania i popełnienia błędu.

Jeden z mężczyzn zakochał się w byłej prostytutce. Wiedział, czym się wcześniej zajmowała, i trudno było mu uwierzyć w jej zapewnienia, że nigdy już do tego zawodu nie wróci. Wynik testu nie potwierdził obaw. Kobieta naprawdę nie miała ochoty na kontakty z innym mężczyzną.

Bywa, że motywy, dla jakich ludzie decydują się wynająć agencję testowania wierności, mogą dziwić. Dotyczy to na przykład kobiety, którą mąż zdradził z kilkanaście lat młodszą dziewczyną i zamierzał się z nią ożenić. Żona dowiedziała się, że dziewczyna ma kilku innych "sponsorów". Postanowiła dostarczyć byłemu już mężowi dowody. Trudno powiedzieć, czy był to altruizm, czy tylko zemsta.

Nie każdy zleceniodawca rozpacza, gdy mu właściciel agencji przedłoży dowody niewierności małżonka.

- Kiedy powiedziałem jednej z żon, że jej mąż złożył testerce niedwuznaczną, niemoralną propozycję - ta uściskała mnie z radości. Okazuje się, że to ona kilka lat wcześniej została przyłapana z kochankiem i choć mąż się z nią nie rozwiódł, to jej tego nie wybaczył. Teraz to ona ma w ręku dowód, że chciał być nielojalny. Uważa, że rachunki zostały wyrównane i może zacznie im się razem lepiej układać.

Nie zawsze też pozytywny test niewierności burzy związek. Czasem bywa tak, że przesłuchując taśmę z nagraniem zwierzeń, zleceniodawca usłyszy, że jest kochany i że to partner czuje się odrzucony i nieważny. Dlatego poszukuje zrozumienia i ciepła poza domem.

Najgorsza jest niepewność

- Wyczytałam w internecie, jakie zachowania partnera powinny wzbudzić czujność - mówi 42-letnia Anna z Opola: - Jeśli partner, rozmawiając przez komórkę, udziela zdawkowych, krótkich odpowiedzi, gdy rozmawiając, wychodzi z pokoju, kasuje wszystkie zapisy na komunikatorach (Skype, Gadu-Gadu) oraz przeczytane SMS-y, gdy zostaje dłużej w pracy niż dotąd. Na poważne zainteresowanie partnera inną osobą może też wskazywać jego drażliwość, szukanie powodu do kłótni, przesadna dbałość o siebie lub przesadnie okazywane względy partnerce (prezenty, kwiaty), brak ochoty na seks i chęci do wspólnego spędzania czasu.

Po zastanowieniu się Anna nie dopatrzyła się analogii w zachowaniu męża.

- Szósty zmysł, kobieca intuicja podpowiadała mi, że jednak coś jest nie tak - opowiada Anna. - Nie chciałam dłużej żyć w niepewności, zwłaszcza że czekała mnie decyzja związana z pracą. Dostałam awans do centrali firmy, ale wiązało się to z dojeżdżaniem do innego miasta. Zanim podjęłam decyzję, chciałam "wiedzieć na czym siedzę" i zleciłam agencji sprawdzenie lojalności męża. Gdy przesłuchałam nagraną przez agencję rozmowę mojego męża z kobietą, dowiedziałam się z niej, że ich bliska znajomość trwa od dawna i planują wspólną przyszłość. W tej sytuacji skorzystałam z propozycji awansu, muszę na nowo zorganizować życie sobie i dziecku, a także nas utrzymać.
- Podejrzenia naszych klientów niestety, w 80 proc. są uzasadnione - mówi Bartłomiej Domagała. Zdecydowana większość to nie są związki nie skażone. Ludzie oddalili się od siebie wcześniej, żyją jak obcy i poszukują kogoś bliskiego, kto spełni ich marzenia o szczęściu. Zleceniodawcom jednak trudno w to uwierzyć. Choć materiał dowodowy, jakiego im dostarczamy, należałoby dogłębnie przeanalizować, bo wiele mówi nam o potrzebach, oczekiwaniach i rozczarowaniach partnera, robią to rzadko. Często bywają zaskoczeni tym, co partner czuje i co robi, do czego jest zdolny. Woleliby uwierzyć, że to niemożliwe, jednak dokładne nagrania video rozmów z testerami, treść SMS-ów, karty meldunkowe z hoteli - nie pozostawiają żadnych wątpliwości.

Agencję testowania wierności obowiązują określone zasady. Testerzy znają granice, do jakich mogą się posunąć w kontaktach z osobami, których wierność sprawdzają.

- Test się kończy, kiedy tylko pada propozycja seksu - informuje Bartłomiej Domagała. Czasem następuje to już po jednym dniu, czasem trzeba czekać tydzień i dwa, a bywa, że jednak taka propozycja nie pada.

Z doświadczeń zdobytych przez długo istniejące już tego typu firmy za granicą wynika, że ludzi najbardziej łączą podobne przeżycia i zainteresowania. Pierwszy krok ze strony agencji to zdobycie od jego partnera jak najwięcej informacji o "obiekcie", który będzie testowany.

Liczy się wiedza o najdrobniejszych szczegółach: co najbardziej lubi jeść, co gotowała jego mama, czy kiedyś ktoś go (ją) zdradził, czy na coś poważniejszego chorował(a), a może miał(a) lub ma kłopoty z dorosłym dzieckiem. Wyposażony w taką wiedzę figurant znacznie łatwiej nawiązuje kontakt z obiektem.

Jeśli jego pasją jest wspinaczka, trzeba pouczyć się geografii i przynajmniej wiedzieć, co to są raki. Idealna sytuacja to taka, kiedy pracownik agencji rzeczywiście interesuje się tym, co jego klient. Jeśli pracownica agencji jest bywalczynią siłowni, w której będzie poznawać obiekt swoich zawodowych zainteresowań, pierwszy kontakt wypadnie zupełnie naturalnie. Gorzej, gdy ma ona poznać i poderwać stałego bywalca kasyn gry. Wtedy, gdy trzeba udawać pasjonatkę tego typu rozrywki, konieczne jest poznanie atmosfery kasyn, panujących tam obyczajów i nauczyć się zasad gry.
Jedna z pracownic agencji otrzymała z pozoru bardzo atrakcyjne zlecenie. Miała pojechać za mężczyzną aż do Australii, a ponieważ był on zapalonym amatorem nurkowania, musiała udawać, że również to jest jej hobby.

- W praktyce okazało się to dla mnie niezwykle trudne - wspomina. Boję się głębokiej wody. Musiałam się wykazać niezłymi umiejętnościami aktorskimi żeby mój "obiekt" uwierzył, że jestem zachwyconą tym pasjonatką.
- Od moich pracowników wymagam wielu umiejętności, których tak naprawdę nie uczą w żadnej szkole - mówi Bartłomiej Domagała. Muszą być niezłymi aktorami, ludźmi inteligentnymi, którzy potrafią się odnaleźć w różnych nieprzewidzianych sytuacjach, odpornymi na stres i bardzo elastycznymi. Wbrew pozorom nie współpracuję tylko z bardzo atrakcyjnymi kobietami i przystojnymi mężczyznami. Ludzie mają różne gusty i często zbyt idealna uroda onieśmiela testowanych. Podobnie jest z wiekiem. Jedna z pań ma 60 lat i świetnie sobie radzi, gdy trzeba na przykład udać się za obiektem do sanatorium. Stale współpracuję z około 30 kobietami i taką samą liczbą mężczyzn. Jednym z wymogów jest dyspozycyjność. Nierzadko muszą wyjechać w delegację, do sanatorium, bywa, że za granicę.
Wyjazdy, hotele, kasyna, restauracje, prezenty i odpowiednia prezencja pracowników agencji niemało kosztują. Te koszty pokrywają klienci, dlatego cena usługi waha się od 3 do 15 tys. zł.

- W większości z naszych usług korzystają ludzie bardzo zamożni, ale bywa i tak, że mamy zlecenia od osób, które nie dysponują dużymi pieniędzmi. Biorą pożyczki, zanim udzielą wybrankowi kredytu na wspólne życie. Często klientki potrzebują dowodu na nielojalność męża, choć i tak zdecydowały już o rozwodzie.

Żaneta, jedna z testerek wierności, ma 28 lat, 8-letnią córkę i żyje w stabilnym związku. Praca figurantki jest jej zajęciem dodatkowym, na zlecenie.

Najmilej wspomina Żaneta swój wyjazd do Egiptu za panią, która wybrała się tam na tygodniowe wczasy.
- Ponieważ miałam udawać zwykłą turystkę, mogłam wziąć ze sobą córeczkę, a moim zadaniem było zaprzyjaźnienie się z "obiektem" i wnikliwa obserwacja. Pani okazała się bardzo sympatyczna i miło mi było napisać w sprawozdaniu, że nie zrobiła niczego, o co ją podejrzewano.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska