Po co nam matura?

Archiwum
Matura 2013
Matura 2013 Archiwum
We wtorek, po trzech tygodniach zmagań, zakończyły się egzaminy maturalne. Jeszcze nim maturzyści otarli pot z czoła - pojawiły się pytania o sens matury, a nawet - po raz pierwszy - sugestie, by ją zlikwidować.

Każdego roku przy okazji matur w mediach ujawnia się swoista schizofrenia. Najpierw wszyscy wybrzydzają na niski poziom egzaminu (a robią to zwykle tylko na podstawie tematów wypracowania z języka polskiego otwierającego maturalny maraton, jakby niczego innego nie zdawano).

Potem drą szaty, gdy okazuje się, że majowej próby nie przeszedł co czwarty maturzysta, bo padł na zadaniach z podstawowej matematyki.

Na początku maja matura wydaje się więc łatwa, nudna, odwórcza, archaiczna i banalna, a pod koniec czerwca jednak za trudna i zbyt wymagająca. Dwa miesiące później, gdy po poprawkach okazuje się, że świadectwo maturalne ma jednak w kieszeni 93 procent absolwentów szkół średnich, a połowa z nich już także indeksy w kieszeni, mało kto zastanawia się, że właśnie tu leży pies pogrzebany.

Pierwszy etap, wybrzydzania, mamy już za sobą. Prof. Krzysztof Konarzewski, były szef Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, o maturze z polskiego powiedział, że na poziomie podstawowym "jest skrojona na miarę półinteligenta".

Jarosław Klejnocki, poeta i pisarz, a kiedyś także nauczyciel, stwierdził, że maturę w zakresie szeroko rozumianej humanistyki można zdać, nie chodząc do szkoły. Jacka Żakowskiego do tego stopnia rozsierdziła anafora w jednym z zadań z polskiego, że napisał, iż "nie życzy sobie, by jego dziecku za jego pieniądze zawracano głowę głupotami".

Notabene we wspomnianym zadaniu prawidłową odpowiedzią wcale nie była anafora, tylko inny środek stylistyczny, więc zapewne dziecku Jacka Żakowskiego nie zamknie to drogi na studia.

Dariusz Chętkowski, nauczyciel i publicysta, pytania o Orzeszkową, Baczyńskiego i Żeromskiego uznał za tematy dla omszałych starców, zmuszające młodzież do "roztapiania się w pochwałach przeszłości, używania patriotycznego żargonu i kochania wspomnień bardziej niż życie".

Ale to już taka nasza maturalna tradycja, żeby było patriotycznie. Przed wojną maturzyści rozważali np. "Odbicie konieczności państwowych w literaturze polskiej XVI wieku", albo "'Pan Tadeusz' i 'Wesele' jako sąd nad rzeczywistością polską".

Zarzuty pod adresem egzaminu z języka polskiego powtarzają się od 2005 roku, czyli od wprowadzenia nowej matury, która egzamin pisemny podzieliła na sprawdzian czytania ze zrozumieniem tekstu publicystycznego i pisania własnego wypracowania.

Powodem pretensji jest osławiony klucz właściwych odpowiedzi, który trzymają w rękach egzaminatorzy, wykluczający (nomen omen) swobodę uczniowskich wypowiedzi. Zarzuty i w tym roku się potwierdziły, gdy do arkusza z polskiego przymierzył się fizyk Tomasz Rożek, znakomity dziennikarz naukowy, autor maturalnego tekstu o cybernetyce. Okazało się, że według egzaminacyjnego klucza tylko w 70 procentach zrozumiał to, co sam napisał!

Na nową maturę z polskiego pomstują pokolenia tych, którzy na swoim egzaminie mieli pięć godzin na rozwinięcie wybranego tematu, wymagające solidnej znajomości lektur, umiejętności ich analizowania i interpretowania, wspierania się cytatami (które należało mieć w głowie, a nie w podanym fragmencie) i zapełnienia przynajmniej kilku kartek papieru kancelaryjnego.

Podobne wymagania stawia jednak także współczesny egzamin z polskiego na poziomie rozszerzonym. Tyle że zdaje go ok. 10 procent maturzystów, głównie kandydaci na filologię polską, albo po prostu ambitni fascynaci, którzy chcą się wykazać - jak w tym roku - umiejętnością analizy porównawczej fragmentów "Imienia róży" Umberto Eco i "Ziela na kraterze" Melchiora Wańkowicza. To musi umieć elita.

Matura nie czyni elity

Maturus to po łacinie dojrzały. Maturę zwaną egzaminem dojrzałości wprowadzono w Prusach w 1812 roku. Od 1834 stała się ona warunkiem wstępu na uniwersytet. Była trudna i obszerna.

Uczniowie zdawali grekę i łacinę, matematykę, francuski i niemiecki, a ustnie - wszystkie przedmioty nauczane w ostatniej klasie. Taką maturę zdawali też Polacy w zaborze pruskim.

Polska przedwojenna matura (6 egzaminów) dawała wstęp na studia oraz umożliwiała otrzymanie pracy urzędnika administracji państwowej. Według prof. Janusza Żarnowskiego, historyka dwudziestolecia, w całej Polsce do matury przystępowało co roku zaledwie kilka tysięcy osób. W 1937 roku maturę zdało 13 362 uczniów.

Dziś mamy 350 tysięcy maturzystów. Żeby zdać maturę, wystarczy na 30 procent punktów zaliczyć (na zwykłej klasówce to oznacza jedynkę) pięć egzaminów: polski (pisemnie i ustnie), matematykę i język obcy (pisemnie i ustnie). Przy czym obowiązkowe egzaminy pisemne są na poziomie podstawowym.

- Kiedyś matura decydowała o uzyskaniu statusu inteligenta, była wstępem do świata elity intelektualnej - mówi dr Grzegorz Balawajder, dyrektor społecznego Liceum Ogólnokształcącego im. Einsteina w Opolu i politolog na Uniwersytecie Opolskim.

- Trzeba jednak pamiętać, że kiedyś wykształcenie w ogóle miało charakter elitarny. Obecnie, gdy jest ono powszechne i masowe, zmieniła się funkcja i znaczenie matury. To jeden z kilku egzaminów, jaki zdają młodzi ludzie na końcu każdego etapu edukacji. Obecnie matura pełni raczej funkcję diagnostyczną, pozwala sprawdzić poziom spełnienia określonych standardów w nauczaniu. Powszechność edukacji sprawiła, że matura się zdeprecjonowała.

Marka Białokura, historyka, wicedyrektora III LO w Opolu i pracownika naukowego Uniwersytetu Opolskiego, dziwią utyskiwania pod adresem matury, a już zupełnie nie rozumie tych, którzy uważają, że należałoby ją zlikwidować.

- Matura jest podsumowaniem nie tylko tego, czego uczono w szkole średniej, ale także w gimnazjum i szkole podstawowej. Zdaniem niektórych straciła wiele do matury okresu przedwojennego, ale to dalej jest bardzo istotny, w dużej mierze miarodajny egzamin, sprawdzający wiedzę z różnych przedmiotów - mówi dr Marek Białokur.

- Siedziałem w tym roku na kilku egzaminach. Patrzyłem na emocje i wysiłek młodych ludzi, z których większość z mozołem pisała do ostatniej chwili i wcale nie sprawiali wrażenia, że robią coś niepotrzebnego. Nie deprecjonowałbym więc obecnej matury. W dalszym ciągu jest ona wyznacznikiem pewnej elitarności. Decyduje przecież o dostaniu się na mniej lub bardziej prestiżowy kierunek studiów.

Dariusz Chętkowski zwraca jednak uwagę, że zmieniła się filozofia zdawania matury. Kiedyś pełniła ona funkcję selekcyjną i eliminacyjną. W PRL matura miała ograniczyć liczbę osób uprawnionych do studiowania, bo nawet tych, którzy zdali, było więcej niż miejsc na uczelniach.

W 1973 roku maturę zdało zaledwie 92 tysiące uczniów.
"Obecnie - pisze Chętkowski - MEN i CKE przyświecają zupełnie inne cele. Chodzi o wypoziomowanie młodzieży. Wszyscy uczniowie powinni zatem zdać, ale możliwie różnie. Dlatego wprowadzono procenty, ponieważ dzięki temu można wyróżnić kilkadziesiąt poziomów (od 30 procent do maksimum), a nie jak dawniej - gdy stawiano oceny - kilka (np. od dwójki do piątki).

Dzięki wypoziomowaniu każdy absolwent szkoły średniej może podjąć studia, ale nie na każdej uczelni. Matura jest też egzaminem ustalającym, jaki typ studiów ktoś powinien podjąć".

Przepustka na studia

Zdaniem prof. Krzysztofa Konarzewskiego, byłego szefa CKE, obecnie matura nie pełni żadnej innej roli oprócz tego, że jest potrzebna do rekrutacji na studia. "To jest egzamin dojrzałości... ale do studiów wyższych" - mówi. Gdyby zrezygnować z matury, trzeba by wrócić do egzaminów wstępnych na uczelniach.

- Od nowej matury oczekiwano, że sprawdzi ona wiedzę w taki sposób, że egzaminy wstępne okażą się niecelowe - mówi dr Grzegorz Balawajder. - Dziś wiele środowisk akademickich uważa, że przyjmując kandydata tylko na podstawie wyniku maturalnego, przyjmuje się go w ciemno, bez sprawdzenia, jakie on rzeczywiście ma umiejętności. Od studenta wymaga się większej samodzielności w działaniu, myśleniu, poszukiwaniu, formułowaniu myśli.

Szkoła tego nie uczy, dlatego obserwuje się postępującą słabość kolejnych roczników. Sam to widzę po moich studentach. Nawet bardzo wysoki wynik, jaki osiągnęli na maturze, nie idzie w parze z oczytaniem i rzetelną wiedzą.

Często jest tak, że uczniowie wysoko zdają maturę, bo po prostu są inteligentni, mają dobrą intuicję i dobrze się wpisali w klucz. Ale z samodzielnością mają problemy, właśnie dlatego, że w szkole byli uczeni pod klucz.

- Plusem obecnego systemu jest to, że egzaminy są oceniane zewnętrznie, obiektywnie - podkreśla Marek Białokur. - Kiedyś kandydat na medycynę czy architekturę, gdzie egzaminy były kosmiczne, by się dostać - jeździł na konsultacje do profesora i słono za nie płacił. Teraz, jak będzie miał dobry wynik na maturze, to się dostanie na studia bez względu na to, czy jest biedny, czy bogaty.

Niestety, często dostanie się także ten z podstawowymi brakami i po prostu głupi. Środowisko akademickie coraz głośniej narzeka na poziom przyjmowanych studentów, ale w dużej mierze samo sobie jest winne, bo to ono obniża poprzeczkę.

Szkół wyższych namnożyło nam się 475. Mamy 1,9 mln studiujących i najwyższy w Europie wskaźnik osób z wyższym wykształceniem w wieku 30-34 lat - ponad 39 proc. Tyle że nic z tego nie wynika. Co czwarty świeżo upieczony magister jest bezrobotny.

"Baranem wchodzisz, baranem wychodzisz" - spuentował ten mechanizm prof. Jan Hartman. Niż demograficzny z roku na rok zabiera uczelniom kandydatów. Na śrubowanie wymagań mogą sobie pozwolić tylko te najlepsze.

- Jedna trzecia maturzystów poprzestaje jednak na maturalnym minimum, czyli zdaje tylko egzaminy obowiązkowe - mówi Wojciech Małecki, dyrektor Okręgowej Komisji Egzaminacyjnej we Wrocławiu. - Dla nich też się znajdują indeksy.

Maturzyści mogą zdawać od 1 do 6 przedmiotów dodatkowych. W ubiegłym roku na ponad 30 tysięcy absolwentów z województw opolskiego i wrocławskiego, maksymalną liczbę przedmiotów wybrało tylko 27 osób. 25 proc. maturzystów zdaje dodatkowo tylko jeden przedmiot, kolejne 25 proc. wybiera dwa.

Rok temu trzy przedmioty dodatkowe zdawało 17 proc. maturzystów. Najpopularniejsza potrójna wiązanka to fizyka, biologia, chemia, czyli zestaw dla kandydatów na medycynę. Tam byle kogo się nie przyjmuje, a ambicje maturalne uczniów są pochodną oczekiwań akademickich.

Przy rekrutacji na politologię na Uniwersytecie Warszawskim brane są pod uwagę wyniki matury z polskiego, matematyki, języka obcego i dwóch dodatkowych przedmiotów. Na Uniwersytecie Opolskim na ten sam kierunek bierze się pod lupę egzaminy z polskiego, języka obcego i jednego przedmiotu dodatkowego. Żeby studiować politologię w uczelni niepublicznej, wystarczy po prostu złożyć podanie.

"Pytania o sens matury należy zaczynać od pytań o sens istnienia szkół wyższych - uważa Jan Wróbel, dziennikarz i dyrektor warszawskiego liceum "Bednarska".

- To nie wina nowej matury, że pracownicy polskiej nauki godzą się na to, aby "zdać" równało się "zacząć studiować". W ten sposób system maturalny skonstruowany całkiem rozsądnie zatarł się. Nie ma dzisiaj oczywistego powodu, dla którego poziom zadań maturalnych musiałby został wydźwignięty bardzo wysoko".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska