Moje kresy. Stanisławów. Trzecie miasto Galicji

ze zbiorów Tadeusza Olszańskiego
Pod pomnikiem Legionistów 11 listopada 1938 r. W pierwszym rzędzie od lewej: 1. Zbyszek Zagajewski, 2. Jan Bulanda, 4. Ryszard Wilczewski, 5. Jurek Kędzior, 8. Zaborniak (syn komendanta policji) i 10. Olszański. Drugi rząd od prawej: 3. P. Bulandowa i 4. Katarzyna Olszańska - matka Tadeusza Olszańskiego.
Pod pomnikiem Legionistów 11 listopada 1938 r. W pierwszym rzędzie od lewej: 1. Zbyszek Zagajewski, 2. Jan Bulanda, 4. Ryszard Wilczewski, 5. Jurek Kędzior, 8. Zaborniak (syn komendanta policji) i 10. Olszański. Drugi rząd od prawej: 3. P. Bulandowa i 4. Katarzyna Olszańska - matka Tadeusza Olszańskiego. ze zbiorów Tadeusza Olszańskiego
Stanisławów był po Lwowie i Krakowie trzecim największym i najważniejszym miastem Galicji. W czasach rozbiorów, gdy nie istniało państwo polskie, dzięki swej samorządowej autonomii stał się źródłem patriotycznych inicjatyw.

Pogrzeb Wołodyjowskiego

Najważniejszą świątynią katolicką Stanisławowa była kolegiata, którą u schyłku XIX wieku rozsławił w Trylogii Henryk Sienkiewicz, umieszczając tam scenę pogrzebu pułkownika Michała Wołodyjowskiego po jego samobójczej śmierci. Opis tego pogrzebu to jeden z najbardziej przejmujących fragmentów prozy Sienkiewicza w całej Trylogii.

Przypomnijmy tę powstałą w wyobraźni Sienkiewicza scenę. Na wysokim, obstawionym świecami katafalku, umieszczono trumnę, w której spoczywało ciało Hektora kamienieckiego - pułkownika Wołodyjowskiego. Baśka Wołodyjowska chciała, aby jej mąż spoczął w Chreptiowie, ale całe Podole było już w rękach Turków. Postanowiono więc tymczasowo pochować Wołodyjowskiego w Stanisławowie. W wypełnionym po brzegi kościele biły dzwony. Przy katafalku stali podkomendni pułkownika - Motowidło, Snitko, Nowowiejski i wielu innych oficerów ze stanicy chreptiowskiej. Przy katafalku krzyżem leżała na podłodze Baśka, a obok niej w tej samej pozycji trwał wierny przyjaciel Zagłoba. Wiemy, że wdowa przyszła za trumną piechotą aż z Kamieńca Podolskiego. Była odrętwiała i półprzytomna. Bladymi ustami szeptała w kółko: Nic to! - ostatnie słowa jej męża. Po trzykrotnym uderzeniu bębna na ambonę wszedł ksiądz Kamiński i w kompletnej ciszy wygłosił to słynne kazanie, w którym na koniec zawołał:
"Panie Pułkowniku Wołodyjowski".

A w kościele rozległ się rozpaczliwy szloch Baśki. I wówczas Kamiński powtórzył:
"Na Boga. Panie Wołodyjowski. Larum grają! Wojna! Nieprzyjaciel w granicach, a Ty się nie zrywasz?! Szabli nie chwytasz? Na koń nie siadasz? Co się stało z Tobą, Żołnierzu?".

Do dziś wchodzący do kolegiaty stanisławowskiej Polacy szukają tego miejsca, gdzie stał katafalk i patrzą na ambonę, z której przemawiał ksiądz Kamiński. Legenda przetrwała w Stanisławowie najgorsze czasy zacierania tu polskości.

Niewdzięczność Austriaków

Gdy przyszły rozbiory, Stanisławów stał się austriacki. Zaborca, uchodzący za najłagodniejszego, pozamykał klasztory i niektóre kościoły oraz istniejące przy nich polskie szkoły, co było szczególną stratą. W czasie wyprawy Napoleona na Rosję Stanisławów w 1809 r. na krótko zajęły wojska księcia Józefa Poniatowskiego, ale gdy miasto odbili Austriacy, postanowili doszczętnie zburzyć zamek i fortecę stanisławowską, obwiniając Polaków o przewrotność i nieprzewidywalność w zachowaniach. Zasypano wówczas, a działo się to na przestrzeni lat 1812-1820, fosy, rozebrano baszty, bramy i mury. Po ponad 150 latach zamek stanisławowski przestał istnieć. Rozgoryczeni Polacy w Stanisławowie pytali wówczas z przekąsem: "Czy warto było iść pod Wiedeń z odsieczą, gdy Turcy stali u jego bram? Gdzie wdzięczność austriacka?". Ale wiadomo, że w polityce wdzięczność jest naprawdę rzadkością.

Miasto tonęło w ogrodach i parkach, na prywatnych działkach wokół centrum wznoszono piękne wille. Ulubionym miejscem spacerów jego mieszkańców, swoistym corso, była ulica Lipowa.

Charyzmatyczny burmistrz

Pod pomnikiem Legionistów 11 listopada 1938 r. W pierwszym rzędzie od lewej: 1. Zbyszek Zagajewski, 2. Jan Bulanda, 4. Ryszard Wilczewski, 5. Jurek Kędzior, 8. Zaborniak (syn komendanta policji) i 10. Olszański. Drugi rząd od prawej: 3. P. Bulandowa i 4. Katarzyna Olszańska - matka Tadeusza Olszańskiego.
(fot. ze zbiorów Tadeusza Olszańskiego)

Wiosna Ludów 1848 r. przyniosła zelżenie austriackiej polityki represyjnej. Wkrótce cała Galicja otrzymała, w tym Stanisławów, dużą autonomię i na lata 1870-1914 przypadł najświetniejszy okres w jego dziejach. Nim się to jednak stało, 28 września 1868 r. miasto przeżyło największy pożar w dziejach. Spłonęły niemal wszystkie drewniane domy w centrum. Wypalony został doszczętnie cały rynek z ratuszem. Po tej gigantycznej pożodze miasto podniosło się jednak szybko. Stało się to dzięki wybitnemu burmistrzowi Ignacemu Kamińskiemu.

Był z wykształcenia filozofem i prawnikiem. Samorządnością zajął się dość przypadkowo i szybko awansował. Początkowo zastępował burmistrza Antoniego Suchanka, by w 1870 r. na kilkanaście lat stać się pierwszą osobą w mieście - burmistrzem. To on doprowadził do odbudowy miasta, dał mu rozmach, elegancję, powab i szyk. Można powiedzieć, iż Stanisławów miał szczęście, że w tak ważnym momencie burmistrzem został wizjoner, sprawny menedżer o duszy artysty i charyzmatyczny przywódca. We wspomnieniach o nim czytamy: "Znamienita osobowość. Człowiek rosły i barczysty, brunet z dużymi rysami, powstaniec 1863 r., mówca, patriota, człowiek przedsiębiorczy". Mieszkał przy ulicy Zabłotowskiej, którą później nazwano jego imieniem. Ale Sowieci nie uszanowali jego zasług i nazwali ją po zajęciu miasta po swojemu. Miał ładny dom parterowy. Do magistratu jeździł miejskim faetonikiem zaprzężonym w jednego konia, kierowanym przez miejskiego strażnika. Faetonik przejeżdżał codziennie ulicami miasta do ratusza. Kamiński był burmistrzem przez 18 lat, do czasu, aż zachorował ciężko. Po nim wybrano Walerego Szydłowskiego. Rządził osiem lat.

Po śmierci Szydłowskiego rządy objął Artur Nimhin (w latach 1896-1916), były redaktor "Kuriera Stanisławowskiego", osobowość raczej przygaszona. Zarzucano mu kunktatorstwo i bezczynność. Jeśli idealista Kamiński był lokomotywą, która dawała miastu pęd, imponujący rozruch i dynamikę, to Nimhin był raczej kontrolerem ruchu, dbającym bardziej o bezpieczeństwo niż o szybkość rozwoju. Był w sumie skrupulatnym, przewidującym menedżerem, ale bał się ryzyka, wyczekiwał na koniunkturę i w zasadzie szanse stanisławowskie marnował, chociaż postęp w rozwoju miasta nie został zatrzymany. Miasto tonęło w ogrodach i parkach, na prywatnych działkach wokół centrum wznoszono piękne wille. Ulubionym miejscem spacerów jego mieszkańców, swoistym corso, była ulica Lipowa (dziś Szewczenki), imponująca pięknym szpalerem tych szlachetnych, dorodnych drzew. Wtedy też stworzono wielki miejski zieleniec na placu przy zrównanych z ziemią wałach. Była to realizacja pomysłu starosty Franciszka Krattera. Stąd też ogród ten otrzymał nazwę "Kratterówka". Jego częścią był słynny Skwer Gizeli z bardzo wyszukaną roślinnością.

Czar secesji

Stanisławów miał elitę inżynierów budowlanych, do której należeli Wiktor Budzyński - ojciec twórcy "Wesołej Lwowskiej Fali", Józef Paar i Jan Jurzyński. Pracowali tam świetni architekci - Jan Tomasz Kudelski, Felicjan Bajan, Fryderyk Janusch, Gatzel i Mendel Schlossowie. To byli główni twórcy tamtejszej secesji - bardzo wybujałego, pełnego elegancji i wdzięku stylu w architekturze.

Wiele form stanisławowskiej secesji ma cechy oryginalności nie spotykanej w innych miastach europejskich. Niektóre z tych kamienic były później replikowane w pobliskich miasteczkach, m.in. w Kołomyi, Nadwórnej, Bohorodczanach, Borszczowie. Dziś oryginalność tego stylu podziwiana jest przez turystów i ściąga coraz większą uwagę historyków sztuki.

Charakterystyczne jest, że na wielu budowlach w Stanisławowie z tego okresu występują w dużym nasyceniu jakieś tajemnicze znaki: eteryczne twarze kobiet, dziwne maski zwierzęce, węże oplatające włócznie, girlandy kamiennych róż, kompozycje geometrycznych figur - jest w nich symbolika emanująca jakiś niepokój, tajemnicę, czasem pojawia się tam symbolika masońska, a często jakieś zagadkowe znaki.

W Stanisławowie tego czasu działał też lwowski rzeźbiarz Zygmunt Kurczyński (1886-1953), tworząc płaskorzeźby i figury w nieco greckiej manierze, z ostrymi konturami i geometryzującym modelunkiem. Gustował zwłaszcza w postaciach symbolizujących postęp, przemysł, rozwój, wizjonerstwo. Po wojnie Zygmunt Kurczyński osiadł we Wrocławiu i tam kontynuował swą twórczość.

Duży wpływ na architekturę Stanisławowa wywierał również Julian Oktawian Zachariewicz (1837-1898) - najwybitniejszy polski architekt w czasach rozbiorów. Okazałą budowlą był dworzec kolejowy w Stanisławowie, wzniesiony według projektu Ernesta Baudischa. Podziw budziła kamienica Stanisława Chowańca, właściciela drukarni, wydawcy "Kuriera Stanisławowskiego", oraz śliczne kamienice Hermana Bassa i Leona Gravera. Stanisławów miał szczęście i pożoga ostatniej wojny nie unicestwiła jego zabytkowych budowli. I dlatego dziś jest to piękne, wabiące turystów miasto.

Cmentarz "Sapieżyński"

Nieistniejący pomnik Agatona Gillera z medalionem zmarłego i rzeźbą alegorii Ojczyzny, miejsce licznych patriotycznych manifestacji, w których uczestniczył m.in. stanisławowski gimnazjalista Ignacy Daszyński, późniejszy marszałek Sejmu RP.

W Stanisławowie był jeden z największych cmentarzy kresowych, od nazwy ulicy zwany "Sapieżyńskim". Powstał w 1782 r., cztery lata wcześniej niż Łyczakowski we Lwowie. W cieniu starych alei lipowych spoczywało tam tysiące Polaków, Ukraińców, a także Niemców, którzy mieli w tym mieście liczną kolonię. Wiele wzniesionych tam grobowców i pomników było dziełami sztuki wykutymi w piaskowcu, marmurze i granicie. W większości wyszły one z zakładu rzeźbiarsko-kamieniarskiego Mariana Antoniaka (1881-1951), zmarłego po wojnie w Gliwicach, zapomnianego dziś mistrza kamieniarskiego pochodzącego z Bochni, wykształconego w Krakowie, który w młodości szlifował swój talent przy budowie soboru prawosławnego na placu Saskim w Warszawie. W Stanisławowie zaczynał pracę w zakładzie równie zasłużonego kamieniarza i rzeźbiarza Jana Bębnowicza (1834-1910) i jego brata Michała Bębnowicza (1837-1909), ale szybko się usamodzielnił, tworząc wielką firmę kamieniarską, która dostarczała nagrobki nie tylko dla stanisławowian, ale również na cmentarze całego Pokucia i Podola. Jeszcze dziś można je spotkać w Kałuszu, Tłumaczu, Kołomyi, Horodence, Nadwórnej, Zaleszczykach i innych miasteczkach kresowych.

Do najstarszych nagrobków sapieżyńskiej nekropolii, które dotrwały do roku 1980, należały dwa, stojące na mogiłach Antoniego Falkowskiego (1783-1809) i Jana Kopystyńskiego (1787-1809) - oficerów napoleońskich, którzy zmarli w Stanisławowie, gdy na okres dwóch miesięcy miasto zajęły wojska Księstwa Warszawskiego. Obok tych dwóch mogił poczęto później grzebać, wzorem lwowskiego Łyczakowa, kolejnych bojowników o niepodległość Polski: powstańców listopadowych i styczniowych, a także licznych konspiratorów - uczestników spisków galicyjskich sprzed Wiosny Ludów 1848 roku i po niej, których los na starość rzucił do Stanisławowa.

Na kwaterach powstańców listopadowych dominowały mogiły żołnierzy korpusu gen. Józefa Dwernickiego, który otoczony na Wołyniu przez Rosjan przebił się do Galicji i 1 maja 1831 r. złożył broń Austriakom. Spoczął tam m.in. Mikołaj Bołoz Antoniewicz (1801-1885) - pochodzący z wielce zasłużonej dla Stanisławowa rodziny ormiańskiej. Jego krewnymi byli m.in. proboszczowie kościoła ormiańskiego w Stanisławowie Dominik (1736-1795) i Antoni (1758-1815), a także Jan Bołoz Antoniewicz (1858-1922) - jeden z najwybitniejszych polskich historyków sztuki doby rozbiorów i rektor Uniwersytetu Lwowskiego. Mikołaj Bołoz Antoniewicz był poetą, m.in. autorem dramatu "Anna Oświęcimówna" z ilustracjami Artura Grottgera. Oprócz udziału w powstaniu listopadowym był również organizatorem Gwardii Narodowej w Stanisławowie w czasie Wiosny Ludów.

Na kwaterze powstańców listopadowych spoczywało 74 żołnierzy. Najsławniejszym z nich był Maurycy Gosławski (1802-1834) - poeta noszący przydomek "Piewca Podola". Wybuch powstania przerwał jego twórczość artystyczną i przyniósł mu wiele nieszczęść. Uciekając przed Rosjanami, schronił się w Galicji, ale jako spiskowiec został pojmany w Jagielnicy. Przeszedł przez ciężkie więzienia w Zaleszczykach i Stanisławowie, gdzie zmarł na tyfus 17 listopada 1834 r. Jego pogrzeb w Stanisławowie był wielką manifestacją patriotyczną.

Najbardziej znanym polskim politykiem spoczywającym na sapieżyńskiej nekropolii był Agaton Giller (1831-1887) - historyk, członek Rządu Narodowego w powstaniu styczniowym, sybirak, współzałożyciel "Kuriera Stanisławowskiego", najstarszego tygodnika w Galicji Wschodniej, który ostatnie lata życia spędził w Stanisławowie u swojej siostry Agrypiny Giller-Kopernickiej (żony bankowca). Śmierć Gillera w Stanisławowie odbiła się szerokim echem w prasie polskiej. Tuż po pogrzebie z inicjatywy burmistrza Kamińskiego rozpoczęto zbiórkę pieniędzy na budowę okazałego pomnika. Jego odsłonięcie nastąpiło 15 czerwca 1890 r. Nagrobek był dziełem wybitnego rzeźbiarza Tomasza Dykasa. Miał kształt obelisku, na którym umieszczono medalion zmarłego, a pod nim postać siedzącej, zasmuconej kobiety symbolizującej Polskę (z emblematami Orła, Pogoni i Michała Archanioła, czyli Rzeczypospolitej Trojga Narodów: Polski, Litwy i Rusi). Na cokole wyryto wiersz epitafijny Teofila Lenartowicza:
"Przechodniu! Obyś w Polskę jak ten zmarły uwierzył!
Idź i czyń - dobry przykład serce twe ośmieli".

Likwidacja cmentarza "Sapieżyńskiego" w Stanisławowie nastąpiła po wysiedleniu stamtąd Polaków w 1946 roku. Początkowo powyłamywano krzyże i zerwano narodowe polskie emblematy. Następnie zmniejszono obszar cmentarza, wykorzystując jego część pod budowę hotelu "Ukraina" i gmachu Teatru Dramatycznego. Pod koniec lat 70. XX wieku przystąpiono do jego ostatecznej likwidacji, która nastąpiła definitywnie w 1980 roku. Niektóre trumny i grobowce, dzięki staraniom rodzin Rubaszewskich i Zegzów, przeniesiono na nowy cmentarz we wsi Czerkalówka koło Krechowiec. Inne uległy zniszczeniu, w tym duża kwatera Legionistów, z pięknym pomnikiem przedstawiającym opartego na karabinie żołnierza polskiego. Buldożery zrównały z ziemią teren cmentarza. Zniszczono kaplicę cmentarną i pobliski niemiecki kościółek ewangelicki. Miejsce to zamieniono na park, w którym do dziś zachowało się tylko 11 nagrobków, w tym poety Maurycego Gosławskiego. Nie ma śladu po nagrobku burmistrza Stanisławowa Ignacego Kamińskiego oraz po kwaterach powstańców listopadowych, styczniowych oraz po grobach polskiej elity intelektualnej Stanisławowa.

Losy pomnika Agatona Gillera

Dzięki prezesowi Zjednoczenia Narodowego Polskiego w Stanach Zjednoczonych i ówczesnemu przywódcy Kongresu Polonii Amerykańskiej Alojzemu Mazewskiemu (1910-1988) udało się uratować prochy najbardziej znanej postaci spoczywającej na cmentarzu "Sapieżyńskim" - Agatona Gillera. Prezes Mazewski po otrzymaniu alarmujących wiadomości z Polski o likwidacji cmentarza w Stanisławowie doprowadził wspólnie z Leonem Mireckim i Danutą Łomaczewską do ekshumacji prochów Gillera. Sprawa była wyjątkowo skomplikowana, ale odpowiednie środki finansowe wyasygnowane przez Polonię amerykańską spowodowały, że w maju 1980 r. przyszła decyzja z ambasady rosyjskiej zezwalająca na ekshumację. 26 czerwca 1981 r. szczątki Agatona Gillera dotarły do Przemyśla. W tym czasie granica między Polską a Związkiem Radzieckim, w związku z działalnością "Solidarności", była zamknięta. Ale okazało się, że dotyczyło to tylko osób żywych. W lipcu 1981 r. prochy Gillera przywieziono do Warszawy i złożono je przy głównej alei cmentarza Powązkowskiego, w pobliżu grobów Stanisława Moniuszki i Józefa Elsnera.

W miejscu tym wzniesiono nowy pomnik Gillera. Zniszczony medalion dłuta Tomasza Dykasa zreplikował Paweł Rubaszewski, warszawski rzeźbiarz, stanisławowianin po mieczu, syn Adama Rubaszewskiego - wybitnego obywatela miasta Rewery. Na pomniku umieszczono napis: "Agaton Giller 1831-1887, członek Rządu Narodowego 1863 r., Sybirak, pisarz, historyk, dziennikarz, Ojciec Duchowy Związku Narodowego Polskiego w Ameryce. Pochowany w Stanisławowie - staraniem Związku Narodowego Polskiego sprowadzony do Warszawy w 1981 r."

Po powstaniu niepodległej Ukrainy w 1993 r. na miejscu dawnego cmentarza "Sapieżyńskiego", gdzie jest obecnie park, odbudowano kwaterę ukraińskich Strzelców Siczowych i mogiły polskich Legionistów, a polska firma Energopol zbudowała kurhan ku czci Polaków pochowanych na tej nekropolii w czasie dwustu lat jego istnienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska