Bajkowy budynek w dolinie Złotego Potoku postawił sto lat temu śląski przemysłowiec. Od początku służył dzieciom.
Prewentorium w Jarnołtówku jest obecnie finansowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia, który podpisuje z jego dyrekcją kontrakt na rehabilitację ogólnoustrojową na oddziale dziennym.
W ubiegłym roku Aleksandrówka dostała z NFZ 900 tys. zł. Kiedy w maju doszło do negocjowania kontraktów na drugie półrocze, NFZ ściął kontrakt z 480 tysięcy na 86 tys. zł. Prezes spółki Zespół Ośrodków Rehabilitacji Leczniczej uznał, że z taką dziurą w finansach ośrodek działać dalej nie może. I wręczył wypowiedzenia pracownikom.
W Aleksandrówce działa jednocześnie szkoła specjalna, w której pracuje 21 osób, w tym 14 nauczycieli. Dzieci na miesięcznych turnusach rehabilitacyjnych normalnie chodzą na lekcje i zajęcia popołudniowe. Szkoła dostaje subwencję oświatową na działalność - 1,1 mln w skali roku. Jeśli jednak nie będzie działalności leczniczej, subwencja szkolna też przepadnie.
- Decyzja NFZ była dla nas zaskoczeniem - opowiada Jacek Górski, dyrektor szkoły przy prewentorium. Nauczyciele wywiesili transparenty i zaczęli jeździć na spotkania, sesje rad. Mają pełną świadomość, że dzisiaj innej pracy w swoim zawodzie nie znajdą. - W ciągu ostatniego miesiąca każdy kolejny tydzień zaczynał się dla nas dobrze, a potem było gorzej.
NFZ ma związane ręce
Aleksandrówka oraz należące do tej samej spółki prewentorium w Suchym Borze koło Opola w walce o kontrakt NFZ rywalizują z coraz liczniejszymi prywatnymi ośrodkami dziennej rehabilitacji.
Dobry klimat i szkoła nie są jednak punktowane. Zabrakło im natomiast punktów za coś, o co prywatne ośrodki zadbały: certyfikat ISO, konsultacje ortopedy, fizjoterapeutę czy psychologa w kadrze, wyposażenie w sprzęt i aparaturę medyczną.
- W ofercie ośrodka w Jarnołtówku nie zapewniono fizjoterapeuty ze specjalizacją, psychologa czy terapeuty zajęciowego - mówi Jerzy Pilarski, wicedyrektor opolskiego oddziału NFZ. - Te braki mają wpływ na jakość świadczeń. Znalezienie takich specjalistów nie wymagało żadnych inwestycji, a jedynie sprawności organizacyjnej. Gdyby się tak stało, to ośrodek otrzymałby na pewno większy kontrakt. Oferta została przygotowana niestarannie. Jeden z rehabilitantów wykazany w dwóch miejscach - w Jarnołtówku i Suchym Borze - musiałby pokonać ponad 60 kilometrów w 15 minut, żeby pracować według przedstawionego harmonogramu.
Kiedy starosta nyski dostał od marszałka ofertę przejęcia obiektu razem z działalnością i kontraktem, pojechał zobaczyć ośrodek i wrócił wstrząśnięty skalą biedy.
Starymi meblami, skromnym wyposażeniem. Powiatowy ekspert od budownictwa wyliczył szybko, że na remonty trzeba pilnie wydać 1,8 mln zł. Urząd marszałkowski w Opolu od lat nie inwestował w obiekt. Oficjalnie dlatego, że rozmawiał z inwestorem warunki zakupu spółki.
Marszałek nie chciał wydawać publicznych pieniędzy na budynki czekające na prywatyzację.
- Odkąd zacząłem pracę jesienią 2010 roku, informowałem właściciela, że potrzebne są pieniądze na rozwój spółki - mówi prezes Zespołu Ośrodków Rehabilitacji Leczniczej w Suchym Borze Tomasz Ganczarek. - Spółka nie miała własnych pieniędzy na inwestycje. Z kontraktu od NFZ na 3 godziny zabiegów dziennie muszę utrzymać całodobową opiekę nad dziećmi, noclegi, wyżywienie. Stawka za żywienie wynosi 6 zł na dzień. Czy miałem ją obniżyć do 4 złotych, a resztę przeznaczyć na zakup nowych tapczanów?
Prewentorium bez pieniędzy
- Rozmowy z potencjalnym inwestorem trwają od półtora roku, tymczasem zarząd województwa od 5-6 lat nie inwestował w Aleksandrówkę - komentuje Jerzy Czerwiński, opozycyjny radny sejmiku. - Prewentorium bez pieniędzy, bez spójnej polityki władz i lobbingu nie wytrzymało konkurencji, a wręcz się cofnęło. To wina zarządu województwa i odpowiedzialnego za to marszałka Romana Kolka.
- Dla nas priorytetem były placówki ratujące życie i zdrowie - przyznaje marszałek Kolek. - Ciekawe, jakie decyzje by podejmowała opozycja w sytuacji, gdy brakowało nam pieniędzy na wkłady własne do inwestycji w ważnych szpitalach. Osiągnęliśmy przynajmniej tyle, że nasi pacjenci i pieniądze na ich leczenie nie wędrują poza województwo.
Likwidacja prewentorium w Jarnołtówku może być w nadchodzącej kampanii nośnym tematem do ataków na rządzącą w województwie Platformę.
Na ostatniej sesji powiatowej w Nysie radni prawicy i SLD wołali, że marszałek chce podrzucić powiatowi "gorący kartofel" przed wyborami. Po trwających od kilku dni intensywnych rozmowach ciągle nie ma rozstrzygnięć i jasnej wizji, co zrobić, żeby Aleksandrówka ocalała.
Roman Kolek przyznaje, że ciągle w grę wchodzi sprzedaż spółki innemu inwestorowi albo nawet przeniesienie samej szkoły do innego ośrodka rehabilitacji w sąsiedztwie. Wówczas opuszczony budynek Aleksandrówki, wyceniony na 570 tys. zł, mógłby być sprzedany, a pieniądze podreperowałyby budżet prewentorium w Suchym Borze.
- Stajemy na głowie, żeby zachować tę działalność - zapewnia wicemarszałek. Podwyższenia kontraktu, ale najszybciej pod koniec roku i po gruntownym sprawdzeniu, czy ośrodek poprawił jakość rehabilitacji, nie wyklucza też dyrektor Pilarski z NFZ. Także urząd marszałkowski będzie niebawem dysponować kwotą 10 mln zł na promocję zdrowia dzieci i młodzieży, w tym na profilaktykę wad postawy, cukrzycy i nadwagi. Trzeba tylko wymyślić sposób, jak z tego skorzystać. I przetrwać okres przejściowy.
Ten ośrodek jest potrzebny
W całej Polsce prewentoria i sanatoria nie radzą sobie z wolnym rynkiem. W 2005 roku do sanatoriów wyjechało 33 tys. dzieci w kraju. W 2009 tylko 25 tysięcy.
Rodzice nie chcą dziś wysyłać swoich dzieci poza dom. Boją się, że w czasie miesięcznego pobytu w uzdrowisku obniżą poziom wykształcenia, stracą dodatkowe zajęcia, korepetycje, przegrają w wyścigu do lepszej szkoły.
Lekarze rodzinni wolą wysłać na zabiegi do pobliskiego gabinetu rehabilitacyjnego. Tymczasem aż 40 procent młodej populacji ma problemy z otyłością, cukrzycą czy przewlekłymi chorobami gardła i oskrzeli.
Do prewentorium w Jarnołtówku trafiają w dużej części dzieci z domów dziecka i rodzinnych domów dziecka oraz z rodzin o niskich dochodach. Jak przyznaje prezes Tomasz Ganczarek, większość opiekunów nie jest w stanie zapłacić 300-400 zł za mieszkanie w prewentorium.
- Gdybym przyjmował tylko tych, co zapłacą, ośrodek mógłby stać długi czas pusty - przyznaje z goryczą prezes.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?